Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 23 czerwca 2024

Józef Kasprzyk - NumerObozowy 23820. Autor: Karol Prauza

 Józef Kasprzyk - NumerObozowy 23820. Autor: Karol Prauza


W styczniu 1945 roku do swojego domu przy ulicy Strażackiej (obecnie Piłsudskiego) w Poraju powracają Franciszka i Barbara Kasprzyk, wypędzone z niego przez żandarmerię niemiecką w końcu listopada 1941 roku. Po kilku latach tułaczki, pomieszkiwania w Poraju, Wysokiej Lelowskiej, i Częstochowie wracają do rodzinnego domu. Zamki do drzwi są powyrywane, dom spustoszony i okradziony. Po poprzednich lokatorach zamieszkujących dom po ich wypędzeniu, tj. rodzinie niemieckich urzędników o nazwisku Mai, pozostają w domu drobne niemieckie monety, drewniany kufer na mundur oraz dwie mapy o znamiennych dla hitlerowców tytułach: „Nowy porządek na wschodzie” oraz „Mapa narodów Związku Sowieckiego – część europejska” . Aby opowiedzieć całą historię, należy cofnąć się do 1929 r. Z odręcznego życiorysu Franciszki Kasprzyk: W roku 1929 wyszłam za mąż. Mąż mój był pracownikiem PKP. Mieszkaliśmy w Poraju. W1936 roku w związku z przeniesieniem służbowym męża do Warszawy, zmieniliśmy miejsce zamieszkania. Do roku 1939, tj. do wybuchu wojny mieszkaliśmy w Piastowie koło Warszawy [tam oglądają naloty na Warszawę we wrześniu 1939 r. - przyp. autora]. Cały ten okres mąż pracował w charakterze dyżurnego ruchu. Tydzień przed rozpoczęciem wojny delegowali męża w okolice Ostrołęki na różne posterunki, skąd wrócił do domu dopiero 6 października 1939 r. W listopadzie 1939 r., zabierając ze sobą trochę najpotrzebniejszych rzeczy, z wielkim trudem dostaliśmy się z powrotem do Poraja, gdzie mąż usiłował przetrwać wojnę, aby nie pracować u okupanta. Ciężkie warunki materialne, jak również niebezpieczeństwo grożące ze strony władz niemieckich zmusiły męża do podjęcia pracy na PKP. Pracował w kancelarii przy dyżurnym ruchu od maja 1940 roku. W tym czasie, aż do chwili aresztowania mąż brał czynny udział w ruchu oporu. Komendantem grupy ZWZ, do której mąż należał, w tym czasie był Stefan Wolny. W różnych dokumentach wspomina grupę jej dowódca Stefan Wolny: W 1939 roku, po powrocie z ucieczki, począłem organizować na własną rękę organizację podziemną typu wojskowego. W organizacji tej zwerbowałem około piętnaście osób, a byli nimi: Pytel Jan, Wawrzycki Stanisław, Wawrzycki Euzebiusz, Kuźnik Antoni, Ślęzak Władysław, Podsiadlik [imię nieznane], Masłoń Franciszek, Kuźnikowa Janina, Ptak Stanisław, Cichoń Stanisław, Brymora Bronisław (...).

Organizację tą w stanie luźnym prowadziłem do 1941 r. miesiąca maja, w miesiącu maju zgłosił się do mnie Czerny Alfred z Kamienicy Polskiej, który to mi zaproponował, abym wstąpił wraz z ludźmi których zorganizowałem do ZWZ (...). O działalności organizacji ZWZ na terenie Poraja i okolic wiadomo niewiele. Stefan Wolny: Ja do chwili prowadzenia podziemia na własną rękę, to jest do 1941 roku miesiąca maja, posługiwałem się wiadomościami radiowymi z Londynu, które odbierałem sam z dzienników u siebie w domu, a które dawałem do wiadomości kolegom zawerbowanym przeze mnie do podziemia (...). Na prasie podziemnej, którą otrzymywałem były treści Wolności, Równości, Niepodległości (WRN) oraz Związku Walki Zbrojnej (ZWZ), lecz tytułu żadnego nie posiadała (...). Nasza organizacja podziemna była w tenczas w stadium organizowania i żadnej walki w tenczas żeśmy nie stosowali. Poznawaliśmy obiekty wojskowe, przeprowadzaliśmy wywiady o rozmieszczeniu sił wojska niemieckiego i interesowaliśmy się gestapem (...) w odprawach na szczeblu powiatowym przeważnie kładziono nacisk na wywiad, innych spraw nie omawiano. Żądano również imiennego spisu członków organizacji, lecz ten wniosek odpadł większością głosów, ponieważ się obawiano wsypy przez to. Niestety, 19 listopada 1941 roku, wskutek działalności i donosów konfidenta Feliksa Grzybowskiego, V-Manna nr V.0222 tajnej niemieckiej policji państwowej Gestapo (V-Mann – niem. Vertrauensmann – człowiek zaufany, tajny współpracownik policji niemieckiej), zostają aresztowani członkowie lokal - nej organizacji Związku Walki Zbrojnej. Do domu Kasprzyków wkraczają żandarmi, którzy dokonują aresztowania Józefa Kasprzyka. Z relacji córki Barbary Prauzy (z domu Kasprzyk): Podczas przeszukania w domu kazali ojcu stanąć w kącie w dużym pokoju, tyłem do wnętrza. Przeszukali wszystko – strych, piwnicę, każdy obrazek, czy czasem nie kryją się tam konspiracyjne pisma. Nic nie znaleźli. Zabrali flagę i mapę Polski ze strychu. Gdy wychodziłam z pokoju tata obejrzał się za mną, za co został silnie uderzony. 20 listopada nazbierałam późno dojrzewających jabłek i wzięłam chustkę, której tata nie zabrał i udałam się z mamą na posterunek żandarmerii. Niemiecki żandarm podsadził mnie do okna więźniarki, gdzie przebywał mój tata i podałam mu jabłka i chustkę. Pod strażnicą żandarmerii stała grupa ludzi, rodziny aresztowanych z Poraja, Choronia, Gęzyna. Tego samego dnia, chwilę później odjechał transport. Nie poinformowano dokąd. Z zeznań złożonych przez Stefana Wolnego wynika, że transport skierowano do więzienia w Lublińcu, gdzie odbywały się przesłuchania aresztowanych wskutek donosów Grzybowskiego: W tym dniu zostali aresztowani również Stefan Makowiecki, Jan Krauze, Ignacy Chwist, Emil Szymik, Józef Kasprzyk, Henryk i Stanisław Gubałowie (...). Do tej partii aresztowanych, wiezionych do Lublińca, dołączono inne partie zaaresztowanych, między innymi z Koziegłówek (...). Wszystkich nas odwieziono do więzienia Gestapo w Lublińcu i tam przeprowadzono dalsze dochodzenia. Przesłuchania mogły mieć brutalny przebieg: Jeden z gestapowców, uderzywszy mnie w twarz, zapytał: »Gdzie masz te dwa radia?« (...) Zapytano go, czym ja tegoż Stanisława Gubałę nie nakłaniał, by został szefem łączności w tajnej organizacji. Ten oświadczył, że nie. Zaczęto go bić (...) Relacja Barbary Prauzy: Ojca bili, tak opowiadał Wolny, lecz nikogo nie wydał. W lublinieckim więzieniu Gestapo aresztowani przebywają do 6 grudnia. W międzyczasie rodzinę Kasprzyków, Franciszkę i Barbarę, okupanci wyrzucają z domu. Z życiorysu Franciszki Kasprzyk: W kilka dni po aresztowaniu męża dostałam nakaz opuszczenia mojego mieszkania, gdyż budynek ten jest potrzebny Niemcom. Zabrała mnie rodzina, a dom, który był moją własnością, zajęli Niemcy. 6 grudnia 1941 roku do obozu koncentracyjnego Auschwitz (niem. Konzentrationslager Auschwitz) przybywa transport więźniów z Lublińca. Józef Kasprzyk otrzymuje numer obozowy 23820, Stefan Wolny 23818. Stefan Wolny: W Oświęcimiu znaleźliśmy się wszyscy, tzn. Chwist Ignacy, Gubałowie obaj, Kasprzyk, Stanisław Pięta, Szymanik Leon, Krauze Jan i inni. We wspólnych rozmowach doszliśmy do jednego: sprawcą naszego uwięzienia był Grzybowski. W innym dokumencie Stefan Wolny wspomina: W dalszej kolei losów ja wraz z towarzyszami dostałem się do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu i tam byliśmy na jednym bloku. Franciszka Kasprzyk otrzymała od męża odręczny list z Auschwitz napisany 14 grudnia 1941 roku. W liście tym, napisanym po niemiecku (najprawdopodobniej pod naciskiem obozowych władz), Józef nie wspomina nic o warunkach panujących w obozie. Pozdrawia żonę i córkę, składa życzenia bożonarodzeniowe i prosi o przesłanie pieniędzy na zakup jedzenia w obozowej kantynie [zdjęcie listu i tłumaczenie obok]. Niestety większość wspomnianych wyżej aresztowanych mieszkańców Poraja, Choronia i okolic nie przeżyło piekła obozu. Udało się to jedynie nielicznym, między innymi Stefanowi Wolnemu i Stanisławowi Gubale. Z relacji przekazanych po wojnie rodzinie wiadomo, że Józef Kasprzyk zachorował przy wykonywaniu prac na mrozie, do których w obozie zmuszano więźniów. Gdy nie miał już siły, zdecydował się, że pójdzie do obozowego szpitala. Powiedział o tym spokrewnionemu ze sobą Edwardowi Wilczyńskiemu, który również przebywał w obozie, a który go zapytał: „Wujek, wiesz, że stamtąd się nie wraca?” Na co odrzekł Józef: „Wiem, ale nie mam już siły”. Edward Wilczyński przeżył obóz. W ostatnich zdaniach swojego życiorysu Franciszka Kasprzyk pisze: Dnia 19 grudnia 1941 roku dostałam znowu wezwanie, aby stawić się na żandarmerię niemiecką. Poszłam wraz z córką, która w tym czasie miała ukończone 8 lat życia i tam żandarmi powiedzieli mi, że mój mąż nie żyje. Po upływie kilku tygodni dostałam zwrot garderoby męża. Wśród ubrań Józef ukrył swoją ślubną obrączkę i w ten sposób przekazał ją rodzinie. Obrączkę tą przez całe życie nosiła jego córka Barbara. Obecnie pozostaje w rodzinie przekazywana z pokolenia na pokolenie.

Artykuł dedykuję mojej śp. babci Barbarze Prauzie oraz profesorowi Markowi Janowi Chodakiewiczowi, bez którego inspiracji ów artykuł by nie powstał. Autor: Karol Prauza
Źródło: „Opowiedz mi… Historie Gminy Poraj”. Tom2, 2021r, str 78-82 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z Kamienicy Polskiej. 1928r