Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 18 października 2020

KAMIENICZKA I JEJ HASTERMANEK

 


W trosce o nasze bezpieczeństwo, nam dzieciom, nie wolno było w zasadzie chodzić nad rzekę. Jednak w upalne letnie dni woda kusiła. Często brodziliśmy po wodzie na naszym „Najnigrowym”, ale kusiły też inne odcinki rzeki. Nasz miał niski brzeg i piaszczyste dno. Na drugim brzegu był wkopany zjazd i czasem wykorzystywano go do przepraw wozami. Na prawo i lewo – na „Szejnowym” i „Kuśnierczykowym” – były zbudowane ławki do czerpania wiadrami wody z rzeki, którą używano najczęściej do podlewania ogródków i prania. Woda ze studni była zbyt cenna do takich celów.
Maria i Janina Najnigierówne 1933 r. Na kładce nad rzeką Kamieniczką .Foto z album p.Barbary Krajewskiej (Zbiory Muzeum w Kamienicy Polskiej)
Na lewo od ławki Kuśnierczykowej była zbudowana z jednej szerokiej dechy opartej na dwóch pniakach po ściętych olchach kładka na drugi brzeg. Korzystali z niej ludzie chodzący do Wanat i nad basen, naokoło poprzez stawidła. Na „Conrowym” było lekkie zakole z szerszym odcinkiem, które służyło wytrawniejszym pływakom, bo woda była głębsza i z gałęzi drzewa rosnącego nad samą wodą można było skakać. Dalej mała wysepka przed ogrodzeniem basenu, koło której zawsze można było spodziewać się dorodnego szczupaka. Dalej płytki stosunkowo odcinek rzeki wokół basenu, aż do rozlewiska pod opustą gdzie można było zarówno się kąpać, jak i łowić ryby.
Rzeka Kamieniczka. Stawidła nad Basenem. Koniec lat 40-tych .Udostępniła p. Maryla Dziuk zd. Rybak .
Na prawo od ławki Szejnów Kamieniczka na krótkim odcinku przybierała tajemniczy wygląd. Mieliśmy tam swój „okręt” w postaci zakrzywionych nisko nad lustrem wody pochylonych drzew. Odgrywaliśmy tam role kapitanów statków. Lubiliśmy to miejsce, ale i czuliśmy przed nim respekt, bo tam rzekomo mieszkał hastermanek, który topił ludzi, a szczególnie dzieci. Czasami widać było na spokojnej wodzie trójkątną falę pozostawianą przez, jak się później okazywało, piżmaki, zwane w Kamienicy szczurami wodnymi. My jednak wierzyliśmy, że to hastermanek. W przekonaniu tym upewniał nas ojciec Andrzeja, Zbyszka i Jadzi Kuśnierczyków (naszych dalekich kuzynów) mieszkających po sąsiedzku. Pan Kazik, bo tak na niego mówiliśmy, tak jak jego brat Stachu byli zapalonymi wędkarzami i nie lubili, gdy im się w łowieniu ryb przeszkadzało. Pan Kazik miał jeszcze jeden szczególny dar rozpoznawania u swojej trójki dzieci kto nie posłuchał i wchodził do wody bez opieki dorosłych. Jak on to robił – nie wiem do dziś.
Stawidła nad Basenem.Lata 70-te. Foto z albumu p.Stanisława Krakowiana .
Kamieniczka była małą rzeczką, jednak w czasie powodzi stawała się bardzo groźna. Czasem wylewała aż po sam ogród zalewając wszystkie łąki od basenu do Szejnów. Powódź nie odstraszała jednak pewnych „szalonych” młodzieńców, takich jak Mirek Coner, który słynął ze skoków „spadochronowch” na matczynej parasolce z dachu domu (złamana noga) i konstrukcji szkieletowej kajaka pokrytego smołowanymi prześcieradłami „pokradzonymi” w domu. Oj,miała pani Conrowa z tym Mirkiem, miała. Postanowił podczas jednej z powodzi wypróbować to dzieło konstruktorskie na rozlewisku na „Conrowym”. Wszystko było fajne, wyporność kajaka dobra, zmieścić się też można było z nogami wsuniętymi w dziób kajaka, wiosło z deski też działało no i Mirek miał dość odwagi. Wsiadł, ruszył i płynął, ale jakoś tak coraz głębiej zanurzony. Wiosła pracują coraz szybciej, bo nurt się wzmaga. Po chwili widać było tylko pół Zenka znad wody. Nie wiem, jakby się to skończyło, gdyby nie pomoc kolegów. Winien był zapewne hastermanek.
Autor: Wiesław Macoch (Gaszowice).
Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie” nr113 , R.: XXX 2/2020

Trzy Granice. Poraj.

 Patrząc na współczesną mapę Gminy Poraj, zauważyć można cztery przecinające ją po przekątnej linie.

Pierwsza — zaznaczona na niebiesko — to kręta, z ogromnym wybrzuszeniem pośrodku, jak opasły wąż to rzeka Warta ze zbiornikiem wodnym, wybudo-wanym w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku na potrzeby huty. Dziś, oprócz funkcji retencyjnej, stanowi miejsce aktywnego wypoczynku i kontaktu z naturą.
Druga — w kolorze żółtym, to droga wojewódzka nr 791, biegnąca od Trzebini (DK-79) przez Olkusz, Zawiercie, Myszków do DK-1 w Kolonii Poczesna.
Trzecia — to linia kolejowa. Istniejąca od ponad 170 lat Droga Żelazna Warszawsko-Wiedeńska budowana byla etapami. Odcinek Częstochowa-Ząbkowice oddany został i grudnia 1847 roku. Ta data jest przełomowa w historii Poraja. To dzięki kolei dynamicznie się rozrasta. Powstają fabryki, a w okolicy kopalnie rud żelaza. Z liczącego 7 domów przysiółka wsi Choroń, 21 domów i 173 mieszkańców w latach osiemdziesiątych XIX wieku, do 3,5 tysiąca w roku 1965 i okolo 4,5 tysiąca mieszkańców obecnie. I wreszcie czwarta, ledwo widoczna linia z odwróco-nymi wektorami, to wybudowana w roku 1930 linia energetyczna wysokiego napięcia, z której Poraj otrzymał energię elektryczną w roku 1935r . Dziś trudno sobie uświadomić, że trzy z nich stanowiły granicę.
Warta — granica międzypaństwowa, międzydzielnicowa i granica Księstwa Siewierskiego. W okresie rozbicia dzielnicowego lewy brzeg na odcinku od strumienia Ciszówka do ujścia Kamieniczki stanowił dziedzinę książąt śląskich, a następnie (I połowa XIV wieku) lenno Królestwa Czech. W roku 1443 tereny te zostały odsprzedane biskupowi krakowskiemu Zbigniewowi Oleśnickiemu, który po ustaniu sporów w 1453 roku, utworzył ostatecznie Księstwo Siewierskie. Na tych terenach lokowane zostały wsie: Jastrząb (d. Jastrzębie) w roku 1576 przez biskupa krakowskiego Piotra Myszkowskiego, Gęzyn (d. Gężyn) lokowany przez Krystyna z Koziegłów w pierwszej polowie XV wieku. Sąsiednia Kuźnica Stara pochodzi z tego samego okresu. W roku 1790 Sejm Wielki przejął Księstwo Siewierskie i włączył je w granice Rzeczypospolitej, a Warta przestała dzielić . (Patrz mapa Księstwa Siewierskiego).
Prawobrzeżny Choroń etnicznie i geograficznie należący do zachodniej Małopolski, leżał na terenie ziemi krakowskiej, przekształconej w roku 1314 w województwo. Od przełomu XIV/XV wieku w powiecie lelowskim. Jedynie w latach 1291-1306, po zajęciu Krakowa przez Wacława II — pod rządami Czechów. Z tym wiążą się dwa dokumenty, dotyczące Choronia. Pierwszy — rok 1295; nowy biskup Diecezji Krakowskiej Jan Muskata (zwolennik Wacława II) daje w dziedziczne posiadanie rycerzowi czeskiemu Hinko z Dubu trzy wsie biskupie, m.in. Choroń i Biskupice.
Drugi — rok 1308; wzmianka dotycząca zarzutów wobec biskupa o darowanie wsi. Choroń przechodzi na własność króla, ale już w roku 1374 jest w rękach prywatnych (Trojan z Choronia, Krystyn z Koziegłów). Taki podział administracyjny utrzymuje się w zasadzie do końca I Rzeczypospolitej. W roku 1795, po trzecim rozbiorze, ziemie dawnego Księstwa Siewierskiego oraz inne sąsiednie ziemie małopolskie po rzekę Białą Przemszę, znalazły się w granicach Prus i zostały wcielone do prowincji śląskiej ze stolicą we Wrocławiu w ramach tzw. Nowego śląska, w skład którego weszły dwa powiaty — siewierski i pilicki (1796-1807), ale które miejscowości, w którym powiecie leżały — niestety nie ustaliłem. Od 9 grudnia 1807 istniał powiat lelowsko-siewierski, a od 12 grudnia 1808 powiat lelowski z siedzibą w Źarkach, włączony w roku 1810 do Departamentu Krakowskiego. Pierwsza wzmianka o Masłońskim (Masłoński Piec, Natalin) pochodzi z metryki chrztu z 1630 roku. W słowniku geograficznym Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich z 1885 roku jest informacja: „[...] wieś i folwark nad rzeką Wartą, powiat będziński, gmina Źarki, parafia Przybynów ma 26 domów i 236 mieszkańców. Ziemi wlościańskiej 284 morgi, ziemi dworskiej 240 mórg. Istniał tu wielki piec, jest też papiernia z produkcją 4.80o rubli srebrnych". W roku 1807 na mocy traktatu w Tylży zostało utworzone przez Napoleona Księstwo Warszawskie. Tereny obecnej gminy należały do Departamentu Kaliskiego, a od roku 1810 do Departamentu Krakowskiego, powiatu lelowskiego z siedzibą w Źarkach.
Powstanie Dębowca-kolonii i osady leśnej, należy wiązać z początkiem XIX wieku. Związany z Poczesną, Kamienicą Polską i Olsztynem aż do roku 1954, kiedy utworzono gromady. Do parafii Choroń został przyłączony w roku 1931. Pierwsze zapisy o Dębowcu w księgach parafialnych Poczesnej pochodzą z roku 1804 (Dębowiec Nowa Kolonia). Po upadku Napoleona na mocy Traktatu Wersalskiego z 1815 roku utworzone zostaje Królestwo Polskie (tzw. kongresówka), połączone unią personalną z Imperium Rosyjskim. Początkowo tereny obecnej gminy leżą w Departamencie Krakowskim z siedzibą w Miechowie (po kongresie powstaje tzw. Rzeczpospolita Krakowska związana z Austrią), a od 6 grudnia 1816 roku w Kielcach, w obwodzie olkuskim, powiecie lelowskim z siedzibą w Żarkach. Po powstaniu listopadowym wprowadzono ustrój administracyjny oparty na rosyjskim (gubernie).
W roku 1845 z połączenia guberni kieleckiej i sandomierskiej powstaje gubernia radomska. Jedynie Dębowiec administracyjnie leży po stronie guberni warszawskiej (wraz z Częstochową i Poczesną). Pierwsza znana wzmianka, dotycząca Gminy Choroń, pochodzi z kroniki parafii Przybynów, w którym uczestniczył wójt choroński Krzysztof Zaliga i wójt przybynowski Krzysztof Wieszczek (był tam również odnotowany najstarszy znany mi przodek Idzi Duda mój 5xpra).
Jest tam mowa o ,,Gromadzie wsi Horoń", ale jaki obszar obejmowała, nie wiadomo.
W roku 1846 wójtem jest Wolczyński. Gmina obejmuje wsie Choroń, Przybynów, Zaborze i Poraj.
Kolejna reforma z 1867 roku umiejscawia nas w guberni piotrkowskiej, powiecie będzińskim. W 1912 roku gmina Choroń obejmuje: Choroń, Gęzyn, Jastrząb, Kuźnicę, Poraj (kancelaria gminy), Przybynów, Zaborze (6.361 mieszkańców) i istnieć będzie do roku 1925
Linia kolejowa — granica stref okupacyjnych Austrii i Niemiec.
Pierwszego sierpnia 1914 roku wybucha I wojna światowa. Początkowo Rosjanie wycofują się z naszego terenu, ale wkrótce następuje kontrofensywa. Bezpośrednie ciężkie walki toczą się w okolicach Kotowic, Niegowej, Mirowa, karek, Leśniowa. Do naszych miejscowości docierają jedynie odgłosy nawały artyleryjskiej.
O zaciętości walk świadczą wojenne cmentarze, na których pochowano obok siebie niedawnych wrogów. Wiele z nich skomasowano w latach trzydziestych, niektóre zniknęły. Do czasów współczesnych dotrwały dwa — w Kotowicach i Ciecierzynie. Jako ciekawostkę podaję, że adiutantem pochowanego na kotowickim cmentarzu majora Bassewitza był porucznik Erich von Manstein, późniejszy feldmarszałek III Rzeszy, ranny (2 postrzały w ramię i kolano) w dniu 17 listopada 1914 roku w bitwie pod Kotowicami. W tym samym roku następuje podział terytorium na strefy okupacyjne. W roku 1915 powstały — niemieckie Generalne Gubernatorstwo Warszawskie i Austrowęgierskie Generalne Gubernatorstwo Lubelskie. Bogaty w surowce (węgiel i ruda żelaza), z rozwiniętym przemysłem powiat będziński został rozdzielony na pól.
Linia demarkacyjna biegła wzdłuż linii kolejowej Zawiercie-Poraj, następnie łukiem przez Olsztyn, Mstów i Wancerzów w stronę Rudnik i Rędzin. Niemiecki powiat będziński z siedzibą w Sosnowcu podzielono na 3 gminy miejskie (Sosnowiec, Będzin, Zawiercie) oraz 18 wiejskich, w tym Koziegłowy, Poraj, Rudnik Wielki. 18 sierpnia 1916 roku utworzono austriacki powiat dąbrowski z miastem Dąbrowa (a od roku 1919 Dąbrowa Górnicza) i gminami m.in. Choroń i Żarki. Ale już 2 sierpnia 1919 roku nastąpiło ponowne scalenie powiatu będzińskiego i dąbrowskiego pod nazwą będzińsko-dąbrowski, a od roku 1923 powrócono do nazwy będziński w ramach nowo utworzonego województwa kieleckiego. Jest to już reforma administracyjna odrodzonego Państwa Polskiego. W dniu 01.01.1927 roku został utworzony powiat zawierciański. Wkrótce, bo w roku 1925, gmina Choroń przestaje istnieć na rzecz Poraja.
Najmłodszą, a zarazem drugą co do wielkości miejscowością Gminy Poraj są Żarki Letnisko, znane również pod nazwą Blok Źarki. Ich początek to rok 1928. Istnieją różne teorie na temat drugiej nazwy. Według mojej opinii, gdy popatrzy się na plan miejscowości, to dostrzec można jeden charakterystyczny szczegół. Występują tu wyłącznie zblokowane parcele budowlane bez pól, łąk, pastwisk i luźnej zabudowy.
Linia wysokiego napięcia — granica między Rzeszą a Generalną Gubernią. Druga wojna światowa prócz tragicznych wydarzeń niosła kolejne zmiany w administracji. Poraj, Masłońskie, tarki Letnisko, Kuźnica, Gęzyn, Jastrząb włączono do terytorium Rzeszy, do prowincji Górny Sląsk (Oberschlesien). Poraj nazywal się Porwalde. Utworzona na podstawie dekretu Hitlera z 12 października 1939 roku Generalna Gubernia (GG) obejmowała cztery dystrykty. Choroń i Dębowiec znalazły się w dystrykcie radomskim, powiecie radomszczańskim. Pas graniczny oddzielający GG wyznaczaly drewniane słupki pomalowane w pasy biale i czerwone. Strażnicy graniczni nosili zielone mundury, w czasie deszczu długie peleryny, a w zimie kożuchy i biale pałatki maskujące. Budka strażnicza i szlaban usytuowane byly na wysokości dzisiejszych tablic informacyjnych z nazwami miejscowości Choroń i Poraj, przy linii wysokiego napięcia.
Mój ojciec, mieszkaniec Choronia, urodzony w roku 192o, pracę rozpoczął w wieku 16 lat w fabryce Ciurzyńskiego w Poraju. Miał przepustkę o numerze 22 uprawniającą do przekraczania granicy. O jednej z ,,przygód", mogącej zakończyć się tragicznie opo-wiadał tak — cytuję z pamięci: Zostalem poproszony przez jedną z mieszkanek Choronia, o której mówiono, że trudni się szmuglem, o przeniesienie przez granicę większej paczki papierosów, bodaj 200 sztuk. Bytem młody, znałem z widzenia wartowników, wydawało mi się, że to nic trudnego, ale w budce byt Niemiec — służbista, nie znający języka polskiego. Bez trudu znalazł na moje nieszczęście nienapoczętą paczkę. Moje tłumaczenia na nic się zdały. Dostalem silny cios w zęby. Odprowadzono mnie na posterunek i zatrzymano. Tłumaczyłem się, że papierosy są moje. Bito mnie. Jednocześnie sprawdzano w zakładzie pracy. Miałem dobrą opinię. Kazano mi rozpieczętować paczkę i zaciągnąć się dymem. Na szczęscie byłem palący. Na odchodne zagrożono mi obozem. Po solidnym kopniaku zostałem zwolniony. Kobieta miała do mnie żal, papierosy przepadły, a mnie jeszcze długo ruszały się przednie zęby.
Ale granica to również stacja kolejowa w Poraju. O mrożącej krew w żyłach przygodach cichociemnej, Pani General Elżbiety Zawackiej opowiadałem już w audiobooku „Historie nieoczywiste" w rozdziale „Piękna blondynka". https://soundcloud.com/poraj/piekna-blondynka
Przez tę stację przedostawał się w grudniu 1939 roku, pochodzący z niedalekiej Poczesnej, urodzony w 1920 roku Pan Julian Krok, aby dołączyć do Wojska Polskiego na Zachodzie. Udalo się. Ppłk Julian Krok, pilot legendarnego dywizjonu 303, brat udział w wojennych akcjach dywizjonu, wówczas w stopniu porucznika.
Tak wspomina owo zdarzenie: [...] A tu zaraz Poraj, w którym mieliśmy przekroczyć granicę. Pociąg nam wjechał na stację pełną niemieckich żołnierzy ustawionych po obu stronach toru. Donośne komendy i patrole, które weszły do pociągu wygoniły wszystkich pasażerów na peron. Przez szpaler Niemców przeszliśmy obok budynku stacji na plac przed dworcem. Ci z nas, którzy podróżowali dalej, musieli przejść przez kontrolę dokumentów. Ausweiss wystawiony przez ojca Janusza pozwolił mi bez przeszkód dostać się do pociągu.
Granica przetrwała do 16 stycznia 1945 roku. Uff.
Autor: Konrad Maszczyk
Żródło:
http://ugporaj.pl/download/3Granice-Historie-Gminy-Poraj-www.pdf str. 8-17

O młynie p. Patorskich. Wspomina p. Andrzej Patorski.

 Wiele osób przejeżdżających ul. Spadkową w kierunku Zawodzia zauważa okazały, regularnej bryły budynek młyna z czerwonej cegły i białego wapiennego kamienia, to niemy świadek naszej „gospodarności”.

Młyn ten znakomicie prosperował jak kierowali nim członkowie naszej rodziny. Po tragicznej śmierci w lutym 1972 roku, ostatniego młynarza z rodu, Eugeniusza Patorskiego, młyn będący pod zarządem Gminnej Spółdzielni SCh Poczesna, pracował do czerwca tegoż roku. Woda rzeki Warty podmyła upust i go zniszczyła. Nie został odbudowany mimo pobranego odszkodowania. Upust ten spiętrzał wodę i kierował ją do młynówki a dalej w stronę młyna i do turbiny napędowej.
Młyn wodny bez wody to trup. I takim go zrobiono w bardzo krótkim czasie.
1912r
Najcenniejsze maszyny, jakimi były bardzo nowoczesne mlewniki: dwa pojedyncze i jeden podwójny produkcji „Zakładów Przemysłowych Bracia Waight SA” z Łodzi oraz przesiewacz wywieziono do innych młynów. Jeden z mlewników jest jeszcze w młynie w Zawodziu.
Młyn stoi na miejscu starego spalonego drewnianego młyna który spłonął w 1937 roku. Początkowo był to młyn który mełł zboże między kamieniami, żarnami, później zamontowano walce w 1924 roku.
Stary młyn drewniany ok 1935r

Z mojej młodości młyn pozostaje w mojej pamięci jako coś głośnego, ciągle tętniącego swoim młyńskim życiem, w którym i koło niego był ciągle ruch. Rolnicy przywozili do przemiału zboże i zabierali mąkę, śrutę lub ospę.
Po wyzwoleniu nasza rodzina i znajomi natychmiast zabezpieczyli maszyny i nie dopuścili do dewastacji. Dzięki temu młyn mógł zacząć pracować. Dostarczano wtedy do przemiału ogromne ilości zboża. Wszystkie wolne pomieszczenia w domu mieszkalnym, budynkach gospodarczych i w młynie były zajęte usypanym zbożem.

Praca w młynie trwała całą dobę, włącznie z niedzielami i świętami. Potrzeba było mąki i pasz dla wygłodniałych ludzi i zwierząt.
Z perspektywy lat to wiele wiadomości dotyczących funkcjonowania młyna już się zatarło, niemniej jednak to co pamiętam chce utrwalić w tym opowiadaniu.
Młynem kierowali do chwili upaństwowienia w 1953 roku, członkowie naszej rodziny. Mój Ojciec Mieczysław, Stryj Eugeniusz, Ciocia Stefania. Młynarzy było kilku ale ich nie wielu pamiętam: Wachowicz Kazimierz, Sławuta Stanisław, Kita Marian i inni.

Teraz trochę szczegółów technicznych. Począwszy od turbiny która napędzała tą całą skomplikowaną maszynerię. Była to turbina Francisa, reakcyjna z dopływem dośrodkowym i odpływem osiowym. Ten odpływ to była taka wielka rura zanurzona w wodzie. Z niej wypływała woda, która napędzała turbinę. Do tej rury co śmielsi pływacy wpływali nurkując pod wodą. Koło turbiny zwieszone było na grubym wale stalowym który umocowany był na pięterku turbiny, na grubych balach drewnianych. W górnej części pionowego wału osadzone było duże koło zdawcze. To koło to był odlew żeliwny z podłużnymi prostokątnymi otworami. W otwory te były wstawiane zęby drewniane, specjalnie wyprofilowane i usztywniane drewnianymi klinami.
Koło źarnowe ze starego młyna.
Kolejnym elementem napędu był poziomy wał odbiorczy z osadzonymi na nim dwoma kołami. Od strony koła zdawczego osadzone było koło odbiorcze, żeliwne skośne koło zębate o zębach odlewanych. Obok niego osadzone było duże koło pasowe, wydaje mi się że o średnicy około 2 m. szerokości chyba około 40 cm. Na to koło i drugie w młynie umocowane na głównym wale transmisyjnym naciągnięty był szeroki, gruby i długi na około 25 m. pas parciany. Pas ten napędzał przez koło pasowe długi, gruby wał transmisyjny biegnący przez całą długość młyna. Na wale tym osadzone było kilkanaście kół pasowych, z których napęd pasami był przekazywany do różnych urządzeń młyńskich.
Kolejka do młyna ok 1946r

Droga zboża od momentu zważenia i wsypania do „kosza” do wydania mąki była bardzo długa i skomplikowana. Do transportu zboża i innych produktów stosowane były w młynie trzy rodzaje urządzeń. Transport poziomy odbywał się podajnikami śrubowymi zwane z niemiecka „sznekami”. Transport pionowy do góry odbywał się podajnikami kubełkowymi (elewatorami). Transport na dół odbywał się opadowo w rurach drewnianych.
Młyn ok 1960r

Zboże przyjmowane, zważone na wadze dziesiętnej zsypywano do kosza z którego transportowane było ”szneką” do kubełkowego podajnika pionowego, który podnosił zboże z piwnicy na drugie piętro. Zboże zsypywane do małego zasobnika przez zasuwę kierowane było do odsiewacza który oddzielał piasek, drobne zanieczyszczenia, słomę, puste kłosy. Odsiane zboże wpadało do tryjera, bębna sortującego oczyszczone zboże. Tryjer to taka gruba metalowa rura z wytłoczonymi wgłębieniami które ułatwiały usunięcie ze zboża ziaren uszkodzonych lub nie rozwiniętych. Zboże po oczyszczeniu dostarczane było do otaczarek, zwanych żubrownikami. Otaczarki to maszyny w których usuwane było z ziaren zbóż nadmiar skórki. Były to duże bębny wyłożone ostrym ścierniwem. Tak przygotowane zboże wpadało do zasobnika nad gładkimi walcami zwane „gniotki”. W tej maszynie osadzone były trzy walce. Jeden u góry pod koszem zasobnika był ząbkowany i służył do dozowania i podawania ziarna miedzy niżej umocowane i obracające się współbieżnie dwa gładkie walce. Ich zadaniem było zgniecenie otoczonych ziaren zbóż celem łatwiejszego rozdrobnienia w dalszej fazie procesu przemiału.
Młyn stan 2006r
Tak przygotowane, zgniecione ziarno transportowane było do zasobników nad mlewnikami wstępnymi. Te maszyny podobnie jak gniotki miały trze walce. Jeden pod zasobnikiem jako dozujący i niżej osadzone dwa walce mielące. Walce te miały nacinane rowki na całej długości tzw. „ryfle”. Walce te obracały się współbieżnie ale z rożną szybkością. Z transmisji napędzany był jeden wał a z drugim połączony był przekładnią zębatą. Walec bierny miał regulacje odstępu między walcami w celu uzyskania wymaganego roztarcia ziarna. Zboże w ten sposób rozdrobnione kierowane było do elewatora i transportowane do przesiewacza znajdującego się na II piętrze. W przesiewaczu oddzielane były od maki otręby. Oddzielona mąkę kierowano do zasobnika nad mlewnikami. Mąka kierowana była do mlewnika wyposażonego w dwa zespoły (pary) walcy. Tutaj następowało ostateczne roztarcie surowca na żądany sort, gatunek mąki. Mąka z pod tego zespołu kierowana była ponownie do przesiewacza celem posortowania na gatunki. Otręby kierowane były do zasobników z dozownikami gdzie je workowano
Przesiewacz to takie duże urządzenie, skrzynia, podobna do dużej szafy, zawieszonej elastycznie pod sufitem. Przesiewacz wyposażony był w szereg ram obciągniętych siatkami, merlą, o różnej wielkości oczek i szczotek poruszających się po zamocowanych na nich prowadnicach, czyszczących siatki i zapobiegających ich zatykanie. Przesiewacz wprawiany był w ruch drgający zamocowanym na nim ciężkim mimośrodem.
Posortowana mąka opadała do zasobnika nad mieszalnikiem gdzie następowało jej wymieszanie na jednorodny sort. Po tej operacji już gotowy produkt transportowany był do dużych pojemników (koszy) nad stanowiskami do workowania wydawanej mąki.
Autor: Andrzej Patorski
Zdjęcia ze zbiorów autora.

Rodzina Wytte de Witek i Bogusławscy. Dobra Stradom i Wilkowicko. Autor: Krzysztof Łągiewka

 Rodzina Wytte de Witek i Bogusławscy.

Członkowie tych rodzin byli właścicielami dóbr Stradom i Wilkowiecko oraz trzech nieruchomości w Częstochowie.
Dobra ziemskie Stradom z przyległościami składające się ze wsi Stradom, młyna Stradom, folwarku Wójtostwo Częstochowa, folwarku i wsi Wyczerpy części Wójtowskiej i Starościńskiej z karczmą oraz lasu położonego w obrębie wsi Stradom, łąki położonej pod wsią Kawodrza przy wsi Stradom niegdyś należącej do folwarku Lisiniec wraz z gruntem czyli działem zwanym Brzeziną położonym pod Wrzosami Wyczerpskimi ku Wierzchowisku niegdyś należącym do folwarku Kamień.Dobra ziemskie Stradom składające się z trzech działów:
1. Z dóbr Stradom z folwarku Zacisze i Kędory z gruntami i łąkami wraz z łąką pod wsią Kawodrza nabytą do tych dóbr z folwarku Lisiniec, z młyna wodnego w Stradomiu z łowieniem ryb w stawie i rzekach w obrębie tych dóbr położonych, z wsi Stradom, z osady Kędory, z cegielni, kaflarni i pieca wapiennego w Zaciszu oraz lasu Stradomskiego i propinacji, to jest z wyszynku wszelkich trunków krajowych w obrębie tutejszych dóbr w dwóch karczmach zajezdnych z wsi Stradomia i osady Kędory praktykujących się.
2. Z dóbr Wyczerpy Dolne alias Wyczerpy część Starościńska iWójtowska, z folwarku i wsi Wyczerpy Dolne z karczmą, z folwarku Aniołów z karczmą, z gruntów i łąk do tych folwarków należących, niemniej działu zwanego Brzezina nabytego do tutejszych dóbr z folwarku Kamień oraz z propinacji to jest z wyszynku wszelkich trunków krajowych w obrębie tutejszych dóbr w dwóch karczmach praktykującego się i z rybołówstwa w rzece Warcie, o ile takowa przepływa przez
te dobra, z browaru i fabryki octu.
3. Z dóbr Wójtostwo Częstochowa, z folwarku tegoż nazwiskado którego należą trzy działy ról i łąk położone pomiędzy miejskimi, zwane Kawie Góry, Złota Góra i Rogaczyzna, z placu i ogrodów przy ulicy Warszawskiej, gdzie są zabudowania folwarczne oraz z propinacji to jest z wyszynku wszelkich trunków krajowych w czterech szynkach, mianowicie w Austerii Zajezdnej zwanej Łaźnia z placem położonej pomiędzy ulicami Garncarską i Nadrzeczną, w oberży Podmurek zwanej Stare Wójtostwo z placem i ogrodem położonej przy ulicy dawniej Krakowskiej, w Austerii Zajezdnej z placem i ogrodami położonej za magazynem solnym przy rynku Jasnogórskim, Austerii Zajezdnej z placem i ogrodem we wsi Zawodzie z kamieniołomem na Złotej Górze, z kanonu z kasy miasta Częstochowa za odstąpienie na rzecz miasta gruntów ornych zwanych Dział czyli Niwa i z rybołówstwa w rzece Warcie i odnogach o ile przez obręb tych dóbr płyną.
Plan części gruntów folwarku Stradom - Kazimierzów z 1928r. Mapa ukazuje zabudowania folwarku Zacisze.

Plan części gruntów folwarku Stradom - Kazimierzów z 1928r. Jest to zbliżenie gruntów i zabudowań mapy

Co zapisano 30.11/12.12.1837 r. w piśmie sporządzonym przez Asesora Ekonomicznego Okręgu Wieluńskiego.
Wedle pomiarów z 1858 r. dobra Stradom miały powierzchnię 1245 mórg i 64 prętów. Pomiędzy dobrami Stradom, a dobrami Błeszno istniał spór graniczny, który został załatwiony układem z dnia 16/28.11.1848 r.
Z dóbr Stradom odłączono 232 morgi i 106 prętów dla włościan na mocy ukazu z 19.02/2.03.1864 r.
Na skutek aktu z dnia 11/23.04.1872 r. od dóbr tych odłączono osadę młyn Stradom.Od dóbr Stradom odłączono folwark Kędory vel Sabinów o powierzchni 170 mórg i 16 prętów.W 1879 r. dobra Stradom posiadały powierzchnię 782 mórg w tym: pod budynkami i ogrodami 20 mórg, ziemi żytniej 232 morgi, ziemi żytniej obsiewanej co 3 i 6 lat 80 mórg, łąk dwa razy koszonych 50 mórg, łąk raz koszonych 2 morgi, lasów 371 mórg, nieużytków 782 morgi.
W 1882 r. od dóbr Stradom odłączono 109 mórg i 154 pręty pod nazwą "Karczemna osada w dobrach Stradom vel Zacisze" i "Zakład Cegielniany w dobrach Stradom vel Zacisze".
W 1895 r. do dóbr Stradom przyłączono 64 morgi i 277 prętów ziemi z Zakładu Cegielnianego w dobrach Stradom vel Zacisze.
Plan gruntów wydzielonych z folwarku Stradom -Kazimierzów z 1930 r. Mapa ukazuje zabudowania folwarku Zacisze.

W 1895 r. dobra Stradom miały powierzchnię 625 mórg i 243 prętów.
Od 1904 r. rozpoczyna się wydzielanie części ziemi z dóbr Stradom i ich sprzedaż.
W 1919 r. z dóbr Stradom wydzielono folwark Stradom -Józefów o powierzchni 88 mórg i 89 prętów oraz folwark Stradom - Kazimierzów o powierzchni 156 mórg i 171 prętów.
W 1919 r. z dóbr Stradom odłączono 11 mórg i 232 pręty i przyłączono do Zakładu Cegielnianego w dobrach Zacisze.
Edward Wyttek nabył te dobra od Rządu Królestwa Polskiego administracyjnie 5/17.11.1836 r., a następnie urzędownie 23.10/4.11.1837 r. W momencie kupna dóbr Stradom Edward Wyttek był naddzierżawcą Ekonomii Rządowej Częstochowa i zamieszkiwał na folwarku Gorzelnia. Z pod sprzedaży wyłączono dom Lewka Kohn, plac pusty pomiędzy tymże domem, a magazynem solnym, magazyn solny, dom po Millerze przy Austerii. Cena kupna była następująca: nowonabywca
przyjmował dług Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego w sumie 52.400 zł, obowiązywał się płacić corocznie tytułem kanonu na rzecz Skarbu Publicznego 2652 zł oraz zapłacić 67.345 zł i 6 gr w ciągu 10 lat w ratach rocznych z 5%.
W 1863 r. wartość dóbr Stradom oszacowano na 49.991 rubli i 89 kopiejek.
Czesław Wyttek nabył te dobra od swojego ojca Edwarda Wyttek kontraktami z 5/17.06.1862 r. i 8/20.07.1865 r. za 34.000 rubli.
Władysław Bogusławski syn Edwarda nabył dobra Stradom vel Zacisze od Czesława Wyttek 6/18.02.1884 r. za 50.000 rubli. W tymże samym dniu Władysław Bogusławski nabył od Czesława Wyttek 64 morgi i 277 prętów ziemi z Zakładu Cegielnianego Stradom vel Zacisze za 20.000 rubli.
Plan folwarku Sabinów z 1889 r.

Władysław Bogusławski z ogólnej przestrzeni dóbr w dniu 10.01.1917 r. sprzedał Zygmuntowi Bogusławskiemu synowi Władysława 60 mórg ziemi za 15.000 rubli.
Władysław Bogusławski z ogólnej przestrzeni dóbr w dniu 20.03.1918 r. sprzedał Zygmuntowi Bogusławskiemu synowi Władysława 28 mórg i 89 prętów ziemi za 7000 rubli.
Grunty nabyte przez Zygmunta Bogusławskiego wchodziły w skład folwarku Stradom - Józefów.
Władysław Bogusławski z ogólnej przestrzeni dóbr w dniu 19.12.1918 r. sprzedał Tadeuszowi Bogusławskiemu 156 mórg i 171 prętów ziemi za 40.000 rubli. Był to folwark Stradom - Kazimierzów.
Dobra Wyczerpy Edward Wyttek 8/20.06.1856 r. sprzedał Józefowi Majzlowi, który 14/26.01.1862 r. sprzedał je Dawidowi Goldmanowi. W 1863 r. wartość tych dóbr oszacowano na 32.691 rubli i 53 kopiejki. Izydor Gajzler syn Izraela Dawida nabył Wyczerpy Dolne na licytacji publicznej 7/19.11.1891 r. za 17.225 rubli.
Cegielnia w dobrach Zacisze w 1880 r. posiadała powierzchnię 73 mórg i 150 prętów w tym: grunt pszeniczny 2 klasy - 4 morgi i 280 prętów, grunt żytni 1 klasy - 25 mórg i 46 prętów, grunt żytni 2 klasy - 25 mórg i 67 prętów, łąki 2 klasy - 10 mórg i 91 prętów, nieużytki - 7 mórg i 266 prętów.
W 1895 r. od tej nieruchomości odłączono 64 morgi i 277 prętów i przyłączono do dóbr Stradom.
Plan folwarku Kędory z 1894 r

W 1919 r. do tej nieruchomości przyłączono z dóbr Stradom 11 mórg i 232 pręty.
W 1923 r. z nieruchomości tej odłączono 5 mórg i 73 pręty.
Władysław Bogusławski syn Edwarda nabył Cegielnię w dobrach Zacisze 6/18.02.1884 r. za 20.000 rubli.
Wacław Bogusławski syn Władysława nabył cegielnię wraz z budynkami i wszystkimi przynależytościami od Władysława Bogusławskiego 10.05.1920 r. za 40.000 marek.
Wacław Bogusławski 12.08.1922 r. sprzedał z tej nieruchomości 5 mórg i 73 pręty Władysławowi Ignacemu Nassalskiemu za 1.500.000 marek.
Wacław Bogusławski z nieruchomości tej o powierzchni 15 mórg i 240 prętów pozostawił przy sobie jedynie działkę z placem i budynkami o powierzchni 1 morgi i 240 prętów. Natomiast 1/3 część nieruchomości sprzedał Władysławowi Badorze 12.11.1923 r. za 1.000.000.000 marek.
Wacław Bogusławski 1/3 z tej nieruchomości sprzedał Zygmuntowi Orłowskiemu i Bolesławowi Rylskiemu w równych niepodzielnych częściach 15.12.1923 r. za 12.800.000.000 marek.
Wacław Bogusławski pozostałą 1/3 i Władysław Badora swoją 1/3 czyli razem 2/3 tej nieruchomości sprzedali 14.10.1924 r. Zygmuntowi i Elżbiecie z Zborowskich małżeństwu Orłowskim za 40.000 zł.
Bolesław Rylski 1/6 nieruchomości sprzedał Zygmuntowi Orłowskiemu 2.11.1926 r. za 5000 zł.
Wacław Bogusławski należącą do siebie działkę o powierzchni 1.0077 ha (1 morga i 240 prętów) sprzedał 3.04.1928 r. Janowi Aleksandrowi i Zofii Helenie z Gdowskich małżeństwu Jung za 6000 zł.
Jan Aleksander Jung sprzedał należącą do siebie połowę gruntu wraz z budynkami 22.11.1930 r. Józefowi Starzewskiemu, który w tym samym dniu sprzedał ją za 3000 zł Zofii Helenie z Gdowskich Jung.
Spółdzielczy Bank Ludowy w nieograniczoną odpowiedzialnością w Częstochowie nabył grunt należący do Zygmunta i Elżbiety Orłowskich na licytacji publicznej 23.03.1937 r. za 70.000 zł.
Spółdzielczy Bank Ludowy sprzedał tę nieruchomość Gminie Miasta Częstochowy 7.04.1943 r. za 150.000 zł.
Gmina Miasta Częstochowy sprzedała tę nieruchomość 30.08.1943 r. Marcie Annie Lipowskiej, żonie Jerzego Lipowskiego, za 130.000 zł. Od sprzedaży wyłączono jedynie północną część tej nieruchomości mającej powierzchnię 1.8654 ha.
Marta Anna Lipowska należącą do siebie połowę tej nieruchomości sprzedała Janowi Rogowiczowi 14.10.1943 r. za 65.000 zł.
24.11.1923 r. Wacław Bogusławski i Władysław Badora zawiązali ze sobą spółkę w celu prowadzenia i eksploatowania cegielni
znajdującej się w dobrach Zacisze. Spółka ta miała nazwę "Zakłady wyrobów glinianych "Zacisze" Wacław Bogusławski i Ska - spółka z ograniczoną odpowiedzialnością". Spółka ta miała swoją siedzibę w Zaciszu. Kapitał zakładowy wynosił 4.800.000 marek i został podzielony na 48 udziałów po 100.000 marek każdy. Bogusławski posiadał 32 udziały, a Badora 16.15.12.1923 r. Wacław Bogusławski sprzedał 16 swoich udziałów Zygmuntowi Orłowskiemu 8 udziałów i Bolesławowi Rylskiemu 8 udziałów za 1.600.000 marek. 14.10.1924 r. Wacław Bogusławski i Władysław Badora sprzedali swoje udziały małżeństwu Zygmuntowi i Elżbiecie Orłowskim za 40.000 zł włącznie z 2/3 nieruchomości Cegielnia w dobrach Zacisze. 18.01.1925 r. Zygmunt Orłowski nabył udziały Bolesława Rylskiego. 6.11.1931 r. spółkę zlikwidowano wobec przekształcenia jej w firmę jednoosobową.
Dwór w Zaciszu oraz zabudowania folwarczne położone były w tzw. Osadzie w folwarku Stradom Kazimierzów Nr 1, która w 1925 r. posiadała powierzchnię 40.2004 ha. Osada w folwarku Stradom Kazimierzów Nr 1 została wydzielona z folwarku Stradom Kazimierzów.
Tadeusz Kazimierz Bogusławski syn Władysława nabył folwark Stradom Kazimierzów od Władysława Bogusławskiego 19.12.1918 r. za 40.000 rubli.
Osada w folwarku Stradom Kazimierzów Nr 1 w okresie międzywojennym była parcelowana przez Tadeusza Bogusławskiego.
W 1930 r. z osady w folwarku Stradom Kazimierzów Nr 1 została przez Tadeusza Bogusławskiego wydzielona osada w folwarku Stradom Kazimierzów Nr 3 o powierzchni 9.5625 ha. Na niej znalazły się zabudowania folwarczne i dwór w Zaciszu.
Osadę w folwarku Stradom Kazimierzów Nr 3 nabył Spółdzielczy Bank Ludowy z nieograniczoną odpowiedzialnością w Częstochowie na licytacji odbytej na żądanie Towarzystwa Kredytowego miasta Częstochowy 10.10.1935 r. za 84.900 zł.
W dniu 28.02.1941 r. przed notariuszem Jarczewskim w Częstochowie za nr aktu 106, Spółdzielczy Bank Ludowy sprzedał z Osady w folwarku Stradom Kazimierzów Nr 3, 8.7079 ha Gminie Miasta Częstochowy za 118.600 zł. Bank pozostawił przy sobie z tej osady 8 parcel o powierzchni 0.6331 ha i skrawek gruntu 0.1862 ha pochodzący z obcięcia ulicy Zaciszańskiej.
Rodzinę Bogusławskich wspominał Jerzy Badora syn Władysława, który jako dziecko u schyłku lat 20tych aż do 1933 r. mieszkał z całą swoją rodziną w starym dworze Bogusławskich na Zaciszu. Władysław Bogusławski miał czworo synów: Alfonsa, Zygmunta, Wacława i Tadeusza: (...) "Największą rolę na Zaciszu w okresie międzywojennym odegrał Tadeusz, faktyczny użytkownik ojcowskiej posiadłości, która została w dużej części spieniężona na pokrycie długów zaciągniętych na spłacanie pozostałego rodzeństwa po śmierci Władysława Bogusławskiego. (...) Tadeusz Bogusławski zakończył wówczas budowę dużego, piętrowego domu przy ul. Piastowskiej, a przeprowadzając się do niego, odgrodził parkanem część ogrodu ze starym dworem, wydzierżawiając go Wł. Badorze. Był to typowy dworek ziemiański położony na wzniesieniu w odległości stu metrów od rzeki Stradomki. Za bramą wjazdową szeroka alejka zakończona klombem prowadziła do głównego wejścia na korytarz, a boczna ścieżka wśród bzów i akacji - do kuchni. Z prawej strony korytarza były dwa wejścia do czterech przestronnych pokojów, z lewej do kilku małych i sali, która zajmowała powierzchnię jednej czwartej całego domu. W końcu korytarza - ubikacja i drewniane schody na duży strych. Z drugiej strony budynku było wejście do kuchni, łazienki i przedpokoju, w którym pompowano wodę z głębinowej studni za ścianą do olbrzymiego zbiornika, umiejscowionego na strychu. Żeliwna beczka w łazience, zainstalowana za ścianą kuchenną, gdzie stał rozległy kaflowy piec z tak zwanym szabatnikiem do pieczenia ciast, zawierała zawsze gorącą wodę. W zimowe wieczory najprzyjemniejszym miejscem był ów szeroki, zawsze ciepły kaflowy piec, o metr wyższy od paleniska kuchennego, na który można było wejść i czytać książki. W piecach paliło się tylko drzewem z tartaku; drobne - sosnowe szło pod kuchnię, grubymi - dębowymi polanami ogrzewało się piękne, ozdobione gzymsami, piece pokojowe. W jednym z pokojów część podłogi stanowiła ruchoma klapa. Po jej otwarciu było zejście po drewnianych schodkach do piwnicy. Piwnica, o dwóch krzyżujących się długich, wycementowanych korytarzach, była sucha i przewiewna. Sięgała daleko pod powierzchnię ogrodu. W jej wnękach stały spiżarniane szafy i skrzynie, wypełnione jakimiś sprzętami i szpargałami. Można się tu było bawić w chowanego. Nową siedzibą Tadeusza
Bogusławskiego i jego rodziny był wspomniany duży piętrowy dom. Brzydki, przypominający od zewnątrz kamienicę czynszową, wewnątrz zachowywał znamiona ziemiańskiej rezydencji. Po kilku schodkach wchodziło się do bardzo obszernego salonu na parterze, z którego prowadziły schody do kilku pomieszczeń na piętrze. Zabudowania gospodarcze za tym domem tętniły typowym życiem na folwarku: obory, stajnie, kurniki, pastuchy, stangreci. Stada gęsi i drobiu. Wiosną i latem w słotę i skwar rano i po południu pędzono bydło na odległe łąki. Jesienią konie robocze zwoziły z pól skoszoną pszenicę, żyto i jęczmień, arystokracja końska, zaprzęgana do powozu, bryczki, czy wolantu, stanowiła komunikację "do miasta". Ten folwarczny zgiełk był odgrodzony parkanem od rozległego, pełnego starych drzew ogrodu, którego przeciwległą granicę tworzyła rzeka Stradomka i od ulicy Kościelnej - posesja Irzykowskich. Od strony tej posesji dzierżawił sad owocowy pan Berliner. W odcinku dworskim rzeki Stradomki zbudowano tamę, która tworzyła sztuczny "wodospad". Na małym spiętrzeniu wody za olszynami na brzegu była mała plaża, gdzie podczas upałów koncentrowało się życie towarzyskie. Wolałem jednak Stradomkę o trzysta metrów wstecz za terenami dworskimi. Po ominięciu olbrzymiego dołu cegielni, którą sprzedał T. Bogusławski Zygmuntowi Orłowskiemu, było wyborne kąpielisko, tak zwany "dołek", z rozległą plażą, do którego ściągali od strony łąk między torami a rzeką amatorzy kąpieli z całego miasta. Usytuowany był vis a vis posesji Jungów, przy ul. Piastowskiej. Po obu stronach rzeki były łagodne zejścia z murawy do piaszczystego brzegu z czystą rzeczną wodą. Innym dogodnym miejscem do kąpieli był odcinek rzeki za młynem Majchrzaka. Z dziecięcych wspomnień pozostaje droga do szkoły. Rano zabierałem się z synami T. Bogusławskiego, Konradem i Stanisławem i konną bryczką jechaliśmy do szkoły. W okresie jesiennych roztopów jazda bryczką była niezbędna, gdyż krótki odcinek drogi od Stradomki do posesji Heiningera przed torem kolejowym tonął w błocie. Kryzys ekonomiczny początku lat trzydziestych dotknął także Tadeusza Bogusławskiego. Zaczęły się kredyty i długi. (...) Na strychu, w starym dworze Bogusławskich, obok rezerwuaru z wodą, starych jelenich rogów i wypchanego ptactwa, stała duża drewniana skrzynia, pełna dokumentów. (...) Nikogo wówczas te papiery nie obchodziły, nikt ich nie oglądał. Po wojnie w roku 1946 przyjechał do Częstochowy Tadeusz Bogusławski, odwiedzając moją księgarnię i antykwariat w Alei NMP 55, prosząc o skontaktowanie go z moim ojcem. Księgarnię odwiedzali często byli ziemianie i ludzie, którzy dzieje ziemiaństwa częstochowskiego znali na wylot. Bardzo często klienci antykwariatu oferowali do sprzedaży stare dokumenty i różne rękopisy rodowe, ale tego nie wolno było przyjmować do sprzedaży. Tego zresztą nikt wówczas nie kupował, żadna biblioteka, czy archiwum na to również nie reflektowały. A wówczas obowiązywało także twarde prawo popytu. Był nawet zakaz kupowania dla bibliotek książek przedwojennych, który kierownicy bibliotek w różny sposób starali się ominąć. Wiele cennych druków poszło do składowisk makulatury." (Jerzy Badora, Jerzy Mizgalski, Losy niektórych majątków ziemskich z okolic Częstochowy w XIX i XX w., w: Biuletyn Instytutu Filozoficzno - Historycznego Wyższej Szkoły
Pedagogicznej w Częstochowie, nr 24/7/2000 r., s. 201 - 207).
Zabudowania folwarku Zacisze mieściły się przy skrzyżowaniu obecnych ulic Piastowskiej i Zaciszańskiej w Częstochowie. Wypada od razu zaznaczyć, że ulica Zaciszańska ma obecnie nieco inny przebieg niż dawniej. Została bowiem wyprostowana. Osiem parcel, które pozostawił przy sobie Bank Ludowy to ulica Zaciszańska od nr 40 do 54. Teraz są to jednopiętrowe domy w szeregowej zabudowie. Po wyprostowaniu ulicy Zaciszańskiej folwark Zacisze został podzielony na dwie części i przez jego środek biegnie teraz właśnie ulica Zaciszańska. Przy ul. Zaciszańskiej 36 istnieje tzw. stary dwór Bogusławskich, o którym wspominał Jerzy Badora. Z powodu wyprostowania ulicy Zaciszańskiej tył starego dworu znalazł się przy ruchliwej ulicy Zaciszańskiej, a jego front jest z drugiej strony i nie jest z ulicy widoczny. Przy ulicy Piastowskiej 194 i 196 istnieją dwa budynki, które widoczne są na mapie z 1930 r. Przy ul. Piastowskiej 194 znajduje się tzw. nowy dom zbudowany przez
Tadeusza Bogusławskiego w latach 20tych XX wieku, przypominający bardziej miejską kamienicę. Tuż obok niego przy ul. Piastowskiej 196 istnieje parterowy budynek mieszkalny, być może dawne czworaki. Pozostałe budynki pokazane na mapie z 1930 r. nie istnieją.
Folwark Kędory vel Sabinów w 1879 r. posiadał powierzchnię 170 mórg w tym pod zabudowaniami i ogrodami 4 morgi, ziemi żytniej 75 mórg, ziemi żytniej obsiewanej co 3 i 6 lat 28 mórg, łąk dwa razy w roku koszonych 26 mórg, łąk raz w roku koszonych 31 mórg, nieużytki 6 mórg. Małżeństwo Tomasz Łukasz i Franciszka Gawlikowscy nabyli folwark Kędory vel Sabinów od Czesława Wyttek 2/14.01.1892 r. za 6500 rubli. Folwark Kędory vel Sabinów został sprzedany na licytacji przez Towarzystwo Kredytowe Ziemskie Adamowi Otrąbkowi 8/21.02.1912 r. za 17.000 rubli. Następnie Adam Otrąbek swoje prawa do tego folwarku w tym samym dniu przekazał Tomaszowi Łukaszowi Gawlikowskiemu synowi Marcina. Następnie folwark ten był sukcesywnie parcelowany. Folwark Sabinów litera A został wydzielony z folwarku Sabinów Kędory. Folwark Sabinów litera A posiadał w 1889 r. powierzchnię 120 mórg w tym pod budynkami i ogrodami 3 morgi i 145 prętów, pod ziemią uprawną 75 mórg i 124 pręty, pod łąkami 24 morgi i 238 prętów, pod lasami i zaroślami 12 mórg i 20 prętów, nieużytki 4 morgi i 67 prętów.
Wojciech Kmita syn Teodora nabył folwark Sabinów litera A od Czesława Wyttek 8/20.12.1889 r. za 7700 rubli. Po śmierci Wojciecha Kmity folwark przejęli jego dwaj synowie Teodor Edward Leon i Józef Kmitowie, co zapisano 26.04/9.05.1910 r. Od nich folwark nabył Stanisław Jełowicki syn Zdzisława 5/18.06.1913 r. za 12.000 rubli. Ziemia z folwarku Sabinów litera A była już od czasów Kmitów rozsprzedawana.
Teren na którym położony był folwark Sabinów znajduje się w miejscu, gdzie obecnie istnieje park podworski na końcu ulicy Zbyszka w Częstochowie. Właściwie to park ten położony jest pomiędzy końcem ulicy Zbyszka, a końcem ulicy Zagłoby. Nie ma tam już żadnych zabudowań folwarku Sabinów. Według danych urzędu miasta teren parku przy ul. Zbyszka posiada powierzchnię 2,2 ha, a w jego obrębie znajduje się liczny starodrzew w postaci dębów, robinii, lip, brzóz.
Plan ziemi wydzielonej ze składu folwarku Wilkowiecko z 1908 r. Mapa ukazuje zabudowania dworskie folwarku Wilkowiecko.

Jeżeli zaś chodzi o folwark Kędory to na mapie z 1894 r.jakieś zabudowania znajdowały się przy obecnej ulicy Dźbowskiej 2 oraz po drugiej stronie na obecnej ulicy Sabinowskiej 217/223. Jednakże w tym przypadku zabudowania te chyba znalazłyby się na niedawno wybudowanej Alei Bohaterów Monte Cassino. Innych zabudowań na folwarku Kędory mapa z 1894 r. nie pokazuje, a więc zabudowania folwarczne znajdowały się prawdopodobnie tutaj.
Władysław Bogusławski nabył dobra Wilkowiecko na licytacji publicznej w Piotrkowskim Sądzie Okręgowym 10.11.1886 r. za 40.001 rubli. Wcześniejszą właścicielką tych dóbr była Sabina Stojowska.
Wilkowiecko nabył Bank Włościański od Władysława Bogusławskiego syna Edwarda 22.05/4.06.1907 r. za 170.000 rubli.
Bank Włościański był instytucją zajmującą się m.in.skupowaniem majątków ziemskich, przeważnie zadłużonych. Następnie taki majątek był dzielony i sprzedawany chłopom na dogodnych warunkach. Bank udzielał im kredytu nawet na okres 34,5 roku do 90% wartości ziemi. W ten sposób majątek Wilkowiecko został rozparcelowany i trafił w ręce włościan.
Ośrodek dóbr Wilkowiecko o powierzchni 9 dziesięcin i 1196 sążni w skład którego wchodził dwór i zabudowania folwarczne od Banku Włościańskiego 17/30.07.1911 r. za 7205 rubli nabyli: Gertruda, Hermana, Olga, Marta - Elfryda, Karol i Natalia Wajs dzieci Józefa, Emma - Hermina Bagrincew z domu Wajs córka Józefa, wdowa Elżebieta Wajs córka Karola.
W Wilkowiecku nic się nie zachowało z dawnego założenia dworskiego. Założenie położone było w części Wilkowiecka zwanej Zadworze. Porównując z mapą z 1908 r. i nakładając ją na dzisiejszy teren, widać, że zabudowania dworskie znajdowały się na działce nr 538/1, tj. ulica Młyńska 2. Obecnie jest tam dom i jakieś zabudowania gospodarcze.
Nieruchomość przy ulicy Kilińskiego 13 w Częstochowie.
Wiktor Wyttek de Witte syn Edwarda i Józef Krasuski syn Sebastiana nabyli tę nieruchomość od Antoniego Otockiego przed notariuszem Biernackim w Częstochowie 17/29.05.1899 r. za 18.130 rubli, za numerem aktu notarialnego 1090.
Po śmierci Wiktora Wyttek de Witte 27.03.1903 r. jego część odziedziczyły dzieci: Wacław Wawrzyniec Marian, Bronisława Maria, Zofia Romualda Maria Łopuszyńska, co zapisano 3/16.02.1904 r. na zasadzie postępowania spadkowego.
Józef Krasuski sprzedał należącą do siebie połowę tej nieruchomości trójce rodzeństwa Wytte de Witek 30.05/12.06.1905 r. przed częstochowskim notariuszem Biernackim za nr aktu 1347.
W 1928 r. właścicielami tej nieruchomości byli BronisławaWyttek de Witte, Wacław Wyttek de Witte i Zofia Łopuszyńska. W innym akcie wspomina się jeszcze o Aurelii Eugenii Wyttek de Witte.
Władysław Bogusławski posiadał również dwie kamienice w śródmieściu Częstochowy: przy ul. Szkolnej 10 (dziś Dąbrowskiego) i Teatralnej 12 (dziś Wolności). O tych nieruchomościach nie jestem jednakże w stanie nic
więcej powiedzieć, poza tym, że nieruchomość przy ul. Dąbrowskiego 10 graniczyła z tyłu z nieruchomością przy ul. Kilińskiego 13.
Z ksiąg metrykalnych:
Dnia 27 października 1862 r. o godzinie 4 rano urodziła sięw Zaciszu Sabina Alicja Lidia Wyttek, córka Czesława dzierżawcy dóbr w Zaciszu zamieszkałego lat 32 i Eugenii z Naglów lat 22. Rodzice chrzestni: Edward Wyttek i Maria z Leibów Kozioł. Świadkowie: Edward Wyttek obywatel ziemski lat 66 i Antoni Sieciński inżynier drogi żelaznej lat 33, obaj zamieszkali w
Częstochowie (ASC parafii ewangelicko - augsburskiej w Częstochowie, akt urodzenia nr 23 z 1862 r.)
Dnia 1 lipca 1880 r. po południu zmarł w Wójtostwie Edward Wyttek de Witte tamże zamieszkały, lat 84 i 10 miesięcy, urodzony we wsi Holstein, syn Jana i Henrietty Tscherner zmarłych, pozostawił po sobie żonę Augustę z domu Besthorn. Świadkowie: Radzisław Wyttek oficer? pułku zamieszkały w mieście Sankt Petersburg lat 30 i Czesław Wyttek właściciel majątku
zamieszkały we wsi Zacisze lat 49 (ASC parafii ewangelicko - augsburskiej w Częstochowie, akt zgonu nr 6 z 1880 r.)
Dnia 3 sierpnia 1902 r. o 5 po południu zmarł we wsi Zacisze Wojciech Edward Bogusławski, emeryt, były urzędnik suwalskiego urzędu powiatowego, wdowiec, lat 78, urodzony w Warszawie, w Zaciszu zamieszkały, syn zmarłych Urbana i Joanny z domu Garlicka małżeństwa Bogusławskich. Świadkowie: Wincenty Przeniosło pracownik cegielni lat 52 i Stanisław Kotowski garncarz lat 50, obaj zamieszkali w Zaciszu (ASC parafii św. Barbary w Częstochowie, akt zgonu nr 253 z 1902 r.)
Dnia 17 czerwca 1914 r. ślub pomiędzy Zygmuntem Bogusławskim, doktorem, lat 28, synem Władysława Bogusławskiego i Sabiny Alicji Lidii Wyttek właścicieli majątku Zacisze, urodzonym we wsi Zacisze, parafii św. Zygmunta w Częstochowie, a zamieszkałym w Zaciszu parafii św. Barbary w Częstochowie przy rodzicach z Marianną Anną Wereszczyńską panną, lat 20, córką zmarłych Antoniego Wereszczyńskiego i Józefy z domu Rogowska, właścicieli majątku Kościelec, urodzoną i zamieszkałą we wsi Kościelec przy rodzeństwie. Umowy przedślubnej nie zawarto. Świadkowie: Alfons Bogusławski, urzędnik zamieszkały w Warszawie lat 34 i Jan Wereszczyński właściciel majątku Mirów tamże zamieszkały lat 29 [ksiądz popełnił błąd, bowiem Jan Wereszczyński był dzierżawcą Mirowa] (ASC Borowno, akt ślubu nr 54 z 1914 r.)
Dnia 27.02.1915 r. o 7 rano zmarła w Częstochowie SabinaAlicja Lidia Bogusławska, żona ziemianina, lat 52, urodzona w Zaciszu, córka Czesława i Eugenii z domu Nagiel małżeństwa Wytte de Witek. Pozostawiła po sobie owdowiałego męża Władysława Bogusławskiego (ASC św. parafii Zygmunta w Częstochowie, akt zgonu nr 261 z 1915 r.)
Dnia 2 grudnia 1915 r. o godzinie 1 w nocy zmarła w Częstochowie Aniela Żwan, lat 53, urodzona w Kalwarii, Suwalskiej guberni, zamieszkała w Częstochowie, córka Edwarda i Rozalii Karasińskiej małżonków Bogusławskich. Pozostawiła po sobie męża Karola Żwan. Świadkowie: Władysław Bogusławski lat 63 i Zygmunt Bogusławski lat 28, obywatele ziemscy z
Częstochowy (ASC parafii św. Zygmunta w Częstochowie, akt zgonu nr 1607 z 1915 r.)
Autor: Krzysztof Łągiewka
Źródło:
https://www.genealodzy.czestochowa.pl/forum/dyskusje-dot-artykulow/8802-ziemianstwo-z-okolic-czestochowy-1793-1945?start=225

sobota, 17 października 2020

KSIĘGA ZAŚLUBIONYCH (1773-1805). Peryskop kulturoznawczy

 KSIĘGA ZAŚLUBIONYCH (1773-1805)

Lakoniczne łacińskie wpisy w księdze zaślubionych parafii Koziegłowy pozwalają, w jakimś stopniu, wyobrazić sobie życie miasteczka oraz miejscowości wchodzących w skład parafii na przestrzeni 32 lat. Przede wszystkim poznajemy ówczesny „rynek małżeński”, a przy okazji nazwiska świadków obecnych podczas ceremonii. Mamy tu do czynienia z trzema warstwami społecznymi: szlachetnie urodzonymi (łac.nobiles, generosi), mieszczanami (sławetnymi - łac.famati, także:honestus –uczciwy, często w odniesieniu do rzemieślników) i chłopami - łac.laboriosus – pracowity).
W przypadku szlachty możemy niemal dokładnie odtworzyć skład społecznej elity tzw. baronatu koziegłowskiego, właścicieli i dzierżawców majątków ziemskich, księży, urzędników i administratorów.
W XVIII w. mocno rozpowszechniła się moda na tytułowanie znaczniejszych osób, wynikało to tyle z grzeczności i etykiety, co z właściwej naszym przodkom próżności. Zjawisko dostrzegł Francuz Voutrin w publikacji L'Observateur en Pologne [Obserwator w Polsce] wydanej w Paryżu w roku1807.
„Nie ma państwa w Europie, w którym istniałaby ilość tytułów jak w Polsce. Spotyka się dygnitarzy, ale nie widać urzędów, mrowie książąt bez księstw, generałów bez armii, pułkowników bez pułków, kapitanów bez żołnierzy. Istnieje tyle stanowisk nie związanych z żadną funkcją, za to z przymiotnikiem wielki lub tytułem generała, że na każdym kroku spotyka się jakąś wielkość albo przynajmniej generała. Osoba obdarzona jakąkolwiek godnością porzuca rodowe nazwisko, przestaje być dziecięciem swego ojca, staje się natomiast panem generałem, panem wojewodą, kasztelanem, starostą, stolnikiem, sędzią, pisarzem itd.”
Dla genealoga dodatkowe informacje przy nazwisku zaślubionych oraz ich świadków często pozwalają - poza identyfikacją - na umieszczenie danej osoby w szerszym kontekście historycznym.
Niejaki Teodor Wojucki jest wymieniony w aktach kilkakrotnie. Pozostałby osobą pozbawioną „właściwości”, gdyby nie tytulatura. W sporządzonym 4 X 1780 r. akcie ślubu Feliksa Rogayskiego (wdowca) z Łucją Adamską czytamy , że Wojucki jest dzierżawcą dóbr baronatu koziegłowskiego, na dodatek ma przydomek ‘Rakusz’, co oznacza w języku staropolskim Austriaka. Jako tako obeznani z historią Polski i Europy przypomną sobie określenie „Rakuszanka” w odniesieniu do królowej Elżbiety. Rakuszanka czyli Austriaczka (dawna Austria Górna i Dolna nazywana była Rakuzą). Chodzi o Elżbietę z domu Habsburgów, do której przylgnął przydomek „matka królów”. Przydomek uzasadniony. W 1454 r. została żoną króla Polski Kazimierza IV Jagiellończyka. Była matką Jagiellonów. Jeden z synów, Zygmunt I (zwany Starym) wprowadził jej austriacki herb do swojej pieczęci. Potomstwo Elżbiety zasiadało na wielu tronach (co ponoć przewidział królewski astrolog), a jeden z synów, Kazimierz, został świętym.
Wracajmy do naszego Teodora. Oczywiście nie ma mowy, by był Austriakiem, ale możemy snuć domysły co do herbu i pochodzenia jego rycerskiego przodka.
Herb Paparona.

Na kaplicy grobowej Zallassowskich ( herbu Półkozic) w Żelisławicach k. Siewierza pochodzącej ze schyłku XVIII w. znajduje się epitafium Szymona Wójcickiego herbu Łabędź, zmarłego w 1831 r. Przy remoncie kaplicy(bodajże w 1935 r.) pełniono dwa błędy: pochowanym nie był Wójcicki a Wojucki, pieczętował się nie herbem Łabędź a Paparona. Czym różnią się oba herby? Zwierzęciem heraldycznym. W herbie Paparona na zielonej poduszce siedzi gęś. Dlaczego herb Paparona? Dlatego, że żoną Hipolita Zallasowskiego z Żelislawic (i pobliskich Dziewek) , członka rady woj. krakowskiego (zm. w 1832) , była Felicjana Wojucka. Wśród szlachty wylegitymowanej w Królestwie Polskim w 1839r. był wnuk naszego Teodora – Wincenty Wojucki, syn Jana.
O Teodorze Wojuckim wiemy to, co odnotowała Elżbieta Sęczys w haśle ‘Wojucki herbu Paparona’: „Teodor w 1772 zapisał sumę 5 tys. zł na rzecz Józefa Poniatowskiego [czyżby chodził o księcia Pepi?!] na dobrach Gnojnik i Klimontowo”. I teraz kłopot; czy chodzi o Gnojnik w pow. brzeskim i miasteczko Klimontów w pow. sandomierskim? Klimontowa bowiem w spisie urzędowym miejscowości w Polsce nie ma. Opowiadam się za Klimontowem, prywatnym miastem Ossolińskich herbu Topór. Nie tylko dlatego, że ma piękny kościół św. Józefa w stylu włoskim, ale że dobra ziemskie Teodora nie mogły znajdować się zbyt dużej odległości od siebie. W „Peryskopie” nie można widzieć czyli umieścić w sieci wszystkiego. Ale uparty genealog wie swoje. Odnajdzie Teodora w „Słowniku miejscowości Małopolski Zachodnie” jako dzierżawcę, w 1792 r., miejscowości Gołonóg” Dziś jest to dzielnica Dąbrowy-Górniczej, wówczas wieś w gminie olkusko-siewierskiej, z kościołem św. Antoniego na wzgórzu dominującym nad całą okolicą.
Wojuckiemu przypisano, jako świadkowi na ślubie Franciszka Skalskiego z Marianną Juszyńską w 1786 r., tytuł stolnika owruckiego (starostwo owruckie znajdowało się w woj. kijowskim). Była to godność czysto honorowa, a nie dygnitarska, natomiast w 1792 r. nazywany jest burgrabią krakowskim, co stawia go w bardzo wysoko w hierarchii urzędniczej I Rzeczypospolitej.
A co z przydomkiem Rakusz? Być może pojawił się dlatego, że w 1772 majątki Wojuckich znajdujące po prawej stronie Wisły znalazły się w Cesarstwie Austrii.
Na koniec ciekawostka, która najbardziej zadowoli badacza koligacji Błeszyńskich z Błeszna, właścicieli Kamienicy [Polskiej] – a więc autora peryskopu.W lutym 1773 r. w kościele koziegłowskim odbył się ślub Adama Małachowskiego (h.Nałęcz) z Petronelą Błeszyńską z Kamienicy (herbu Suchekomnaty).
O Małachowskich (i innych) przy okazji.
Autor. Andrzej Bohdan

„Tkacz" sprzedany na licytacji. 1932r