Zabawy naszych dziadków. Toczenie fajerki (koła).
Toczenie koła - prosta z pozoru zabawa znana już była w starożytności (Grecja, Rzym). Hipokrates (460-370 p.n.e.) zalecał tę grę w jednej ze swoich rozpraw medycznych, a Horacy pisał o chłopcach, którzy biegali z kółkiem popędzając je patykiem – takie same reguły towarzyszą zabawie z fajerką czy toczeniu obręczy. W najstarszych zabawach ludowych używano obręczy wykonanych z miękkich prętów lub wikliny. Później zaczęto wykorzystywać okrągłe przedmioty o różnym przeznaczeniu jak: kuchenne fajerki, felgi rowerowe bez szprych, obręcze beczek. Toczenie może się odbywać przez popychanie obręczy dłonią lub patykiem, także pchanie koła lub obręczy grubym drutem wygiętym na końcu w hak. Młodsze pokolenie wychowane przy kuchenkach gazowych i elektrycznych, zapewne nie wie, o czym mowa. Węglowe piece kuchenne miały w górnej płycie otwory, aby garnek stykał się bezpośrednio z ogniem. Garnki mają różne średnice, więc i otwór musiał być różny.
Był więc system żeliwnych pierścieni wzajemnie opierających się na sobie. To były fajerki. Starsze pokolenie potrafiło przy fajerkach nie tylko grzać zziębnięte ręce, ale uczyniło z tego przedmiotu element zabawy i współzawodnictwa sportowego. Popularna niegdyś jazda „na fajerce”, czyli toczenie tego metalowego kółka z kuchennego pieca na metalowym pręcie, lub nawet na pogrzebaczu, jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku była ulubioną zabawą sprawnościową dziewcząt i chłopców. Najpierw trzeba było opanować trudną sztukę utrzymania fajerki w nieustannym ruchu i pożądanym kierunku „jazdy”. Odpowiednio popychana fajerka obracała się, a jej kierunek i tor jazdy zależny był od umiejętności i fantazji "kierowcy". Potem obierało się trasę i pędziło po chodnikach co sił w nogach. Oczywiście, „Mistrzem Fajerki” zostawał ten, kto miał najlepszy czas w toczeniu. Dochodziło niekiedy do katastrofy, kiedy mały fajerkowicz nie wyrabiał na zakręcie, a fajerka waliła w narożny kamień i pękała. Ciężko wtedy było wytłumaczyć się mamie, której bez kompletu fajerek trudno było na kuchni gotować.
Był więc system żeliwnych pierścieni wzajemnie opierających się na sobie. To były fajerki. Starsze pokolenie potrafiło przy fajerkach nie tylko grzać zziębnięte ręce, ale uczyniło z tego przedmiotu element zabawy i współzawodnictwa sportowego. Popularna niegdyś jazda „na fajerce”, czyli toczenie tego metalowego kółka z kuchennego pieca na metalowym pręcie, lub nawet na pogrzebaczu, jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku była ulubioną zabawą sprawnościową dziewcząt i chłopców. Najpierw trzeba było opanować trudną sztukę utrzymania fajerki w nieustannym ruchu i pożądanym kierunku „jazdy”. Odpowiednio popychana fajerka obracała się, a jej kierunek i tor jazdy zależny był od umiejętności i fantazji "kierowcy". Potem obierało się trasę i pędziło po chodnikach co sił w nogach. Oczywiście, „Mistrzem Fajerki” zostawał ten, kto miał najlepszy czas w toczeniu. Dochodziło niekiedy do katastrofy, kiedy mały fajerkowicz nie wyrabiał na zakręcie, a fajerka waliła w narożny kamień i pękała. Ciężko wtedy było wytłumaczyć się mamie, której bez kompletu fajerek trudno było na kuchni gotować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz