Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 22 lipca 2024

Społeczeństwo Częstochowy i powiatu uczci pamięć bohaterów z Kamienicy Polskiej. 1947r

 Społeczeństwo Częstochowy i powiatu uczci pamięć bohaterów z Kamienicy Polskiej. 1947r

Do miejscowości najwięcej pokrzywdzonych przez wojnę w naszym powiecie należą pobliskie osady Kamienica Polska i Romanów.

Natychmiast po wkróczeniu pierwszych oddziałów armii niemieckiej rozpoczęły się tutaj prześladowania. Niemcy wyciągali ludność z mieszkań, mordowali ją ża lada pozorem, paląc przy tym domy. W Kamienicy Polskiej i Romanowie zapanował nastrój zgrozy i rozpaczy, a potem i chęći odwetu za doznane krzywdy. Nastąpił impuls — garstka patriotów postanowiła samorzutnie zawiązać tajną organizację. Byli to: kpr. zaw. Mesjasz Walerian, Dzierżyk Kazimierz, Fazan Zygmunt, Macoch Antoni z Kamienicy Polskiej oraz Strąk Wiktor, i Strąk Jan z Rudnika Wielkiego. Pierwszy był wojskowym, pozostali rolnikami wzgl. robotnikami rolnymi. Dla celów organizacji zgromadzono broń zachowaną, w różnych miejscowościach naszego powiatu z okresu Kampanii wrześniowej 1939 roku. jJednakże nie udało się utrzymać tajemnicy konspiracji. Element niemiecki, którego Kamienica Polska posiadała b. dużo, stał się dla ludności rdzennej najniebezpieczniejszy. Przedstawiciele tego elementu wpadli na trop pracy konspiracyjnej i niebawem mianowicie w dniu 19 Września 1939 roku organizatorzy jednej z pierwszych na naszym terenie bojówek niepodleglościowych znaleźli się w rękach szalejącego już podówczas gestapo. Mesjasz, Dzierżyk, Fazan, Macoch i bracia Strąk zostali osadzeni w więzieniu na Zawodziu, gdzie poddano ich najwyszukańszym torturom. W dniu 1 grudnia 1939 roku stanęli przed niemieckim Sądem Wojennym, który skazał ich na karę śmierci przez roztrzelanie. Wczesnym rankiem 16 grudnia wyrok zestał wykonany w lesie jaskrowsko-mirowskim. Tak zginęli pierwsi organizatorzy pracy podziemnej na terenie Kamienicy Polskiej i Romanowa, pierwsi bojownicy, którzy oddali swe życie za sprawę Polski w walce z najeźdźcą niemieckim. Z inicjatywy istniejącego przy Polskim Związku Zachodnim, Komitetu Opieki nad Grobami Bohaterów Poległych i Pomordowanych w Walce o Wolność Ojczyzny, nastąpi w dniu 13 bm. ekshumacja zwłok sześciu bojowników, a dnia następnego uroczystości pogrzebowe w Kamienicy Polskiej.

Źródło: Życie Częstochowy, 1947, nr 160

LOTERYJKA

 LOTERYJKA

Gra towarzyska niezwykle popularna w Kamienicy. Zajęcie na długie wieczory w czasach, gdy nie było telewizji. Dla niektórych czysty hazard. Rodzaj wiejskiej ruletki. Grze towarzyszyły charakterystyczne powiedzonka. Nie mówiąc już o specyficznym dla mieszkańców Kamienicy, Podlesia i Romanowa poczuciu humoru.

Poszczególnym kombinacjom cyfr nadawano oryginalne nazwy. Przypominamy niektóre z nich: 1- banaś, 7- kosa, 10- bochenek, 11- pinkusowe buty, także: dwa kije w lesie, 12 - południe, 22 - taś taś, 40 - sorok, 69 - tam i sam (tam i nazod), 77 - dwie kosy, 88 - baranie jaja, 90 - stara. Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie", R.VIII, nr.26, 3/1998

Założenie szkoły w Kamieńskich Młynach.

 Założenie szkoły w Kamieńskich Młynach.

Początki szkoły w Kamieńskich Młynach sięgają końca XIX wieku, kiedy to 4 sierpnia 1899 roku, rozporządzeniem Królewskiej Rejencji w Opolu postanowiono dla dzieci Kamieńskich Młyn, Huty Karola i Pakuł wybudować nową szkołę. Wcześniej, bo od czasu założenia w średniowieczu szkoły w Lubszy, w której początkowo udzielano lekcji chętnym z całej parafii, dzieci z istniejących już wtedy wiosek i przysiółków uczęszczały do tejże szkoły parafialnej. W XVIII wieku powstały kolejne szkoły: ewangelicka w Piasku oraz katolicka w Kamienicy, której początki datuje się na połowę lat osiemdziesiątych tegoż wieku. Do szkoły tej uczęszczały dzieci z Młyn a z chwilą powstania w końcu XVIII wieku Pakuł i Huty Karola także i dzieci z tych przysiółków. Od 1843 roku, kiedy to utworzono związki szkolne i dokonano podziału terenu pod względem przynależności szkolnej, dzieci z Pakuł oraz wschodniej części Kamieńskich Młyn i Huty Karola przydzielono do szkoły w Ligocie, natomiast pozostałe dzieci z Młyn uczęszczały do szkoły w Kamienicy.

Dzieci miały do pokonania od 1 do 5 kilometrów drogi w jedną stronę, najczęściej pieszo. Z chwilą podjęcia wspomnianej wcześniej decyzji o budowie z 1899 roku, kierownik szkoły w Ligocie, w zapisach kroniki szkolnej, wyraził swoje niezadowolenie z obrania Kamieńskich Młyn jako miejsca przyszłej inwestycji. Uważał on, że więcej pożytku przyniosłoby postawieniu budynku szkolnego pomiędzy koloniami Pakuły i Gorole (obecnie - Górale). Uważał widocznie, że szkoła przygarnęła by uczniów nie tylko tych osad ale i dzieci z Czarnego Lasu, Skrzesówki i zanikłej kolonii Fridrichshof, założonej pomiędzy Goralami a Pakułami, cegielni Jurczyka oraz dzieci z terenu Kamieńskich Młyn i Huty Karola, które do tej pory uczęszczały do szkoły w Ligocie. W 1902 roku, po przybyciu do Lubszy, ksiądz proboszcz Feicke złożył do władz szkolnych rejencji wniosek o budowę szkoły w Młynach 4 maja 1903 roku, na budowę katolickiej szkoły w Kamieńskich Młynach-Pakułach wydano zgodę na przekazanie z państwowej kasy kwoty pomocy w wysokości 16.500 marek. Na początkach 1905 roku Erich Scheer z Bytomia, mistrz murarski w szybkim tempie postawił budynek szkolny, którego budowę zaplanowano ukończyć jesienią tegoż roku. Budowę zakończono w końcu miesiąca września 1905 roku. 19 października 1905 roku miała miejsce uroczystość otwarcia i poświęcenia szkoły. W uroczystości udział wzięli von Thaer, królewski starosta ziemski (landrat), Stephanblome, królewski powiatowy inspektor szkolny, ksiądz proboszcz Feike a także szkoły z Kamienicy i Ligoty Woźnickiej. Królewska Rejencja w Opolu, na stanowisko 60 nauczyciela w nowej szkole mianowała Waltera. Wśród dzieci, które przejął pod swoją opiekę, 28 było dotychczasowymi uczniami szkoły w Ligocie Woźnickiej.

Źródło: ,,Szkice z dziejów Lubszy i okolicy" , Szczech, Bernard str 58-60

Pogotowie Bojowe PPS

 Pogotowie Bojowe PPS


Gromadząc materiały do pracy o działalności organizacji Polskiej Partii Socjalistycznej w Częstochowie i powiecie częstochowskim natrafiłem w Centralnym Archiwum Wojskowym w Rembertowie na ciekawy dokument związany z historia Kamienicy Polskiej. Jest to wniosek o przyznanie odznaczenia, który w 1935 roku złożył Kazimierz Marsik. Autor wniosku (wniosek w aktach Komitetu Krzyża i Niepodległości) urodził się w Kamienicy Polskiej w 1895 roku. W drugiej połowie 1918 roku, wraz z Józefem i Romanem Gallami, Teofilem Kidawą, Józefem Jeruszką, Władysławem Kapuścińskim zorganizował w Kamienicy Polskiej placówkę Pogotowia Bojowego Polskiej Partii Socjalistycznej. Organizacja ta, która powstała w Królestwie Polskim w styczniu 1918 r. zajmowała się gromadzeniem broni, materiałów wybuchowych, prowadziła akcje terrorystyczne i sabotażowe. Jej przywódcą był Tomasz Arciszewski, a w okręgu częstochowskim Antoni Wołowski „Zenon". Ten ostatni bywał również w Kamienicy Polskiej przywożąc instrukcje dla członków tutejszej placówki. Do ważniejszych akcji miejscowego koła Pogotowia Bojowego PPS należy zaliczyć zorganizowanie strajku robotników okolicznych kopalni rudy żelaza oraz zniszczenie fragmentu torów linii kolejowej. Po wykryciu przez Niemców placówki Pogotowia Bojowego większość jej członków zastała aresztowana. Kazimierz Marsik został wywieziony na kilka miesięcy do Niemiec. Po powrocie działał w Polskiej Organizacji Wojskowej. Po odzyskaniu wolności wstąpił do Milicji Ludowej (aktyw stanowili członkowie Pogotowie Bojowego PPS), później pracował w Policji Państwowej. Nie wiem, jakie były dalsze losy Kazimierza Marsika. Autor: Juliusz Sętowski

Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie", R.VIII, nr.26, 3/1998

PIECZENIE CHLEBA DAWNIEJ. Część2.

 PIECZENIE CHLEBA DAWNIEJ. Część2.

Na polskich wsiach wypiekano chleb w piecach piekarskich usytuowanych w domach (występowały w całym kraju), lub w piecach budowanych poza domem. Piece piekarskie wolnostojące charakterystyczne były dla zachodnich i północnych terenów Polski. Stawiano je w zagrodzie, najczęściej w sadzie lub na polu. Na Pomorzu, zwłaszcza na Kaszubach, często piec do chleba budowany był na potrzeby całej wsi. Kolejność pieczenia była wtedy ściśle oznaczona i poszczególne gospodarstwa musiały się do niej dostosować. ( Duże piece wolno stojące budowali nieraz bogaci gospodarze. Korzystający z tych pieców mieszkańcy wsi, obowiązani byli do odrobku na rzecz właściciela pieca określonych, wyznaczonych przez niego prac. Na przykład dwa dni przy kopaniu ziemniaków, półtora dnia przy sianokosach lub dzień przy obróbce lub przędzeniu lnu ) . Z wyrośniętego ciasta formowane były bochenki. Gospodynie robiły je ręcznie na stolnicy lub używały do ich kształtowania glinianych, bądź, jak to było na przykład na Lubelszczyźnie, drewnianych mis. Służyły do tego celu także specjalne, okrągłe lub podłużne koszyki plecione ze słomy, wikliny lub korzeni. Uformowane bochenki pozostawiano jeszcze na jakiś czas do wyrośnięcia, następnie wypiekano. Przed włożeniem chleba do pieca gospodynie upewniały się czy piec ma odpowiednią temperaturę. Jednym ze sposobów było wrzucenie do wnętrza pieca garści mąki. Jeżeli przybierała brunatny kolor, był to znak, że bochenki można wkładać. (Gdy piec był zbyt gorący ochładzano go mokrym „pomiotłem” lub wiechciem ze słomy.) Chleb wsuwano do pieca przy pomocy drewnianej łopaty. Wcześniej jednak, leżący na łopacie bochenek obmywano po wierzchu wodą, mlekiem lub smarowano rozmąconym jajkiem i posypywano (w zależności od regionu) czarnuszką, kminkiem, makiem lub nasionami kopru. Pieczono chleb bezpośrednio na dnie pieca (trzonie) posypanym mąką albo otrębami bądź na rozłożonych na trzonie liściach chrzanu, dębu, kapusty lub tataraku (także w zależności od regionu). W okresie międzywojennym rozpowszechniło się pieczenie chleba w prostokątnych, metalowych formach („blachach”), co praktykowane jest do dzisiaj. Wypiek chleba trwał od 1 do 3 godzin. Było to uzależnione od tego, z jakiego rodzaju mąki był robiony i od wielkości bochenków. W zwyczaju było, że wkładając bochenki do pieca, gospodyni kreśliła nad nimi znak krzyża, wymawiając przy tym na przykład takie słowa: Rośnij chlebie, jak słońce na niebie lub w imię Boże, żebyś mi się darzył.

Po upływie wymaganego czasu sprawdzano czy chleb jest upieczony. Jednym ze sposobów było stukanie w bochenki palcami. Jeżeli chleby wydawały głuchy odgłos, był to znak, że są już dobre. Wyjęty z pieca chleb obmywany był ponownie wodą albo, tak jak to bywało na Pomorzu, smarowano go gęsim smalcem, aby miał gładką i błyszczącą skórkę, następnie pozostawiano chleb do wystygnięcia. Chleb przechowywany był przeważnie w komorze lub w spichlerzu, gdzie rozkładany był na półkach lub na specjalnych wieszakach. Przechowywano go również na strychu, najczęściej w lnianych workach zawieszonych na belkach. Większość czynności, które wykonywane były dawniej przy wypieku chleba, obwarowana była określonymi zasadami postępowania nie tylko natury kulinarnej. Z wypiekiem chleba wiązało się wiele przesądów. Dotyczyły one nie tylko samego pieczenia chleba, ale również sprzętów służących do jego wypieku. Wierzono na przykład, że dopóki chleb jest w piecu, gospodyni nie może usiąść, bo wtedy chleb by opadł i zrobiłby się w nim zakalec. W czasie pieczenia chleba nie można było także hałasować, otwierać drzwi, ani też jeść chleba. Gdyby to się stało, chleb w piecu by popękał. Dzieżę uważano za symbol kobiecego gospodarstwa i płodności. W wielu regionach, w trakcie wesela, sadzano na niej pannę młodą, aby dokonać oczepin. Łopatę chlebową wystawiano przed dom w czasie burzy, wierząc, że ochroni ona zagrodę od uderzeń pioruna. Chleb był również wykorzystywany w lecznictwie ludowym. Przede wszystkim przykładano go na trudno gojące się rany. Zeskrobane z ostrza noża resztki chleba uważano za skuteczny środek na zgagę. Okłady z ciepłego, wyjętego prosto z pieca chleba, stosowano na ból gardła i ból głowy. Jeżeli ktoś cierpiał na ból zębów zalecano, aby jadał chleb, który wcześniej pogryzły myszy. Ciasto zeskrobane z łopaty chlebowej wykorzystywano do leczenia oczu. Natomiast kąpiel w wodzie z dodatkiem „ze skrobek”, miała być skuteczna na gruźlicę. Dawne wierzenia, zwyczaje i zabiegi o charakterze magicznym związane z chlebem i jego przygotowaniem, odgrywały niezwykłą rolę w tradycyjnej kulturze ludowej. Ich mnogość była proporcjonalna do ciężkiej pracy, jaką należało włożyć w to, aby chleb uzyskać. Nie każdy również miał go pod dostatkiem. Rola chleba w życiu dawnych mieszkańców wsi widoczna była chociażby w tym, że upuszczony przypadkowo na ziemię był podnoszony, całowany i przepraszany, a każdy zaczynany bochenek żegnano znakiem krzyża. W dzisiejszych czasach chleb nie odgrywa już tak ważnej roli w codziennym pożywieniu Nie mniej jednak również współcześnie cieszy się poszanowaniem. Widok rozrzuconego przy śmietnikach chleba wielu ludzi bulwersuje i budzi dezaprobatę. Bo przecież „z chlebem się tak nie postępuje, nie można”.

Autor: Anna Cichosz ,
Źródło: ,,Chleb z masłem i serem'', Zamość 2015

PIECZENIE CHLEBA DAWNIEJ. Część1. c.d.n.

 PIECZENIE CHLEBA DAWNIEJ. Część1. c.d.n.

Po żniwach przychodził czas kiedy należało wypróbować wypieki z nowo zebranego ziarna. Pierwotnie aby uzyskać mąkę mielono ziarno domowym sposobem – w żarnach. Z tak otrzymanej mąki wypiekano tzw. podpłomyki lub inne placki podobne do chleba. Wypiek chleba to bardziej złożona czynność. Warto nadmienić, iż jeszcze kilkadziesiąt lat temu chleb wypiekano praktycznie w każdym domu. Tym samym sprawdzało się stare powiedzenie „z każdego pieca inaczej chleb smakuje”. Piec do pieczenia chleba był niemalże w każdym obejściu. (...)


W polskiej tradycji, a zwłaszcza tradycji ludowej chleb był symbolem pożywienia, dostatku i pomyślności. Ponieważ nie wszyscy mieli go, na co dzień, odnoszono się do niego z szacunkiem i przestrzegano, aby nie był bezmyślnie marnowany czy wyrzucany. Na dawnych wsiach, chleb był podstawowym i najważniejszym pożywieniem. Odgrywał również ważną rolę w obrzędowości ludowej, medycynie i magii. Przepisy i sekrety wypieku chleba, skrzętnie chronione w rodzinie, często przechodziły z pokolenia na pokolenie. Pieczenie chleba należało do obowiązków gospodyni. Panowało przekonanie, że dopóki panna nie nauczy się piec chleba dla swojej rodziny, dopóty nie może wyjść za mąż. Pogląd ten odzwierciedlała chociażby taka przyśpiewka, znana w wielu regionach Polski: Za chłopcami latywała, Chleba upic nie umiała, Jedyn raz się odważyła Na bochynek rozczyniła. Ji tak jej się nie udarzół, Że pod skórom kotek łaził, Zadar ogóna do góry, Jeszcze nie dostoł do skóry (Kujawy) Częstotliwość wypieku chleba zależała głównie od liczebności rodziny i od jej zamożności. W gospodarstwach dużych i średnich chleb pieczony był zazwyczaj, co tydzień, lub co dwa tygodnie. Biedne rodziny, wypiekały chleb nawet raz na sześć tygodni. Do sporządzania chleba używano na wsi przede wszystkim mąki żytniej razowej lub pytlowej, niekiedy z większym lub mniejszym dodatkiem innych rodzajów mąk, na przykład jęczmiennej, owsianej, gryczanej lub grochowej. Znacznie podnosił jakość chleba dodatek mąki pszennej, ale dawniej używano jej do tego celu dosyć rzadko, ponieważ była produktem luksusowym, przeznaczonym głównie do wypieku pieczywa oraz ciast na święta i różne uroczystości rodzinne. W niektórych regionach Polski, zwłaszcza na Pomorzu, do ciasta chlebowego dodawano również tarte surowe lub gniecione gotowane ziemniaki. Masa ziemniaczana nie tylko zwiększała objętość ciasta, ale także utrzymywała w upieczonym chlebie wilgotność i wpływała dodatnio na jego walory smakowe. Na Kaszubach, upowszechniły się nawet specjalne sprzęty służące do rozdrabniania ziemniaków przeznaczonych do chleba. Były to drewniane tłuki na nóżkach, w których rozgniatano gotowane ziemniaki oraz ławy z wmontowaną w nie, obudowaną tarką do ścierania ziemniaków surowych, nazywane w tym regionie „bulewno szeca”. W czasie przednówku lub głodów, do ciasta przeznaczonego na chleb dodawano suszone i mielone żołędzie albo bukowe orzeszki, a nawet perz i startą korę z drzew. W Chełmskiem, w czasie głodów wiosennych i w nieurodzajne lata, jak podaje Oskar Kolberg, pieczono chleb z dodatkiem utartych liści lipy i „bazi” (kwiatów leszczyny). Tradycyjny, wiejski chleb pieczony był niemal wyłącznie na zakwasie, wyjątkowo na drożdżach, które upowszechniły się na wsiach w okresie międzywojennym. Jako zakwasu używano żytniej, razowej mąki zalanej ciepłą wodą i poddanej fermentacji lub resztek zeschniętego ciasta pozostałego w dzieży czy niecce z poprzedniego pieczenia, które rozpuszczano w ciepłej wodzie, kwaśnym mleku lub maślance. Dobrze przygotowany zakwas przyspieszał fermentację ciasta, wpływał też na sam smak chleba. W niektórych regionach do zakwasu dodawano trochę tartej cebuli, ząbek czosnku roztarty z solą lub nieco zmielonego kminku Wypiek chleba rozpoczynano od sporządzenia zaczynu. Do zaczyniania i wyrabiania ciasta na chleb służyły w gospodarstwach wiejskich specjalne naczynia. Były to dzieże, wykonane z drewnianych klepek, często z przykrywką, niecki, drążone w kawałku drewna lub korytka zbijane z desek. Z czasem do tego celu zaczęto używać blaszanych, emaliowanych miednic lub wanienek. Kolejne etapy obróbki ciasta chlebowego przybliży opis z poradnika pt. „Gospodyni doskonała” z 1889 roku: Z wieczora sypie się do dzieży trzecią część albo połowę mąki przeznaczonej na pieczywo chleba. Mąkę tę powinno się poprzednio przez noc i dzień ogrzewać przy ciepłym piecu, dla dobrego wyschnięcia, następnie zarobić mąkę wodą letnią. Zbyt gorąca woda zaparzy ciasto i psuje na długi czas zakwas chlebowy w dzieży. Zaś chłodna woda wstrzymuje fermentację, a przez to chleb robi się ciężki i zaskalisty. Po dostatecznem rozbiciu i wymieszaniu tego rozczynu, posypuje się go lekko mąką, nakrywa się dobrze i zostawia w ciepłem miejscu do następnego poranku dla zakwaszenia. Ten rozczyn powinien być z pięknej [pytlowej] mąki nieco rzadkawy, grubszej [razowej] zaś mąki może być gęstszy i tęższy. Nazajutrz ten rozczyn, jeśli tylko nie stał w zimnem miejscu, a zakwas był dobry, cały się podnosi i po wierzchu posypana mąka w niego wsiąka, co znakiem jest, iż dość fermentował. Wówczas dosypuje się do tego rozczynu połowę mąki pozostałej i wyrabia się gęste ciasto, przewraca i mięsi szybko. Kiedy ciasto jest ciągłe i do rąk już nie przylega, znak, że dobrze wyrobione. Tak przygotowane zostawia się w dzieży, dopóki się dostatecznie nie podniesie. W czasie, kiedy ciasto wyrastało, gospodyni była zajęta przygotowywaniem pieca do wypieku chleba. Na około godzinę rozpalała w nim ogień, używając do tego celu drewna lub, jak to bywało na Pomorzu, kostek torfu. Kiedy piec wystarczająco się nagrzał, oczyszczała jego wnętrze. Do wygarniania żaru używała narzędzia zwanego powszechnie „pocioskiem”, „ożogiem” lub „kociubą, natomiast popiół wymiatała „pomiotłem”, wykonanym ze słomy lub szmaty na kiju, czasem pękiem zwykłych, iglastych gałęzi. Autor: Anna Cichosz ,
Źródło: ,,Chleb z masłem i serem'', Zamość 2015

OKRUCHY RODZINNEJ SAGI.

 OKRUCHY RODZINNEJ SAGI.

Nazwiska kamieniczan podlegały przekształceniom. W dokumentach spotykamy różne pod względem językowym wersje zapisu obco brzmiących nazwisk. Znamienna jest ewolucja dwóch czeskich nazwisk: Lachnik i Hladik. Potomkowie cech-mistrza Jana Lachnika mieszkali m.in. w Żyrardowie, Łodzi i w Zawierciu. Z nad-syłanych do gminy dokumentów wynika, że używali spolszczonej wersji: Lachnik. Władysław Łachnik z Zawiercia w korespondencji do wójta gminy żalił się na swego kuzyna Romana, który „odmówił mu żonę". Urodzony w Teklinowie w 1902 r. Feliks Lachnik w 1925 r. został skazany wyrokiem Sądu Okręgowego Wojskowego na rok więzienia.

Odwołał się do Prezydenta Rzeczpospolitej, który w drodze łaski darował mu „niedocierpianą resztę kary", o czym świadczy odpisz Ministerstwa Spraw Wojskowych dołączony do Księgi ludności stałej 1886 - 1932 t III. Dzięki adnotacji w tej samej Księdze ludności dowiadujemy się, że Konstanty Lachnik, syn Antoniego i Anny Holli (ur. 12 września 1867 r. w Kamienicy Polskiej, tkacz z zawodu) zmarł 28 lutego 1918 r. w Białowieży na przymusowych robotach pod zarządem niemieckim. Nazwisko Hladzik zostało przekształcone na Hładzik. Czy to pod wpływem rosyjskiej praktyki kancelaryjnej, czy też dopasowania do polskiego systemu pojawiła się wersja Gładzik. W Księdze ludności 1886-1932 (dom nr 161 - str. 1747) mamy wpis: Marcelin Gładzik vel Hładzik (syn Marcelina i Rozalii z Conrów, ur. 26 kwietnia 1890 r.). Imię Marcelin (Marceli) było w tej rodzinie popularne. Znamy tkacza Marcelego Hladzika (1843-1917), syna Józefa i Katarzyny z Hejzralów oraz Marcelina Hladzika (1858-1918) także tkacza, syna Jana i Franciszki z Szkodów. Synowie drugiego z wymienionych Marcelich: Florian (ur. 1897) i Marceli (ur. 1890) kontynuowali tradycje tkackie. Pierwszy ożenił się z Apolonią Pakulską z Jastrzębia, drugi z Bronisława Ratman. Trzeci syn, Józef (ur. 1902 r.) ożenił się z Weroniką Sitek z Zawady i był - o czym świadczy adnotacja - szoferem. Dla powojennego pokolenia kamieniczan najbardziej znanym potomkiem czeskich tkaczy Hladików był Adam Hładzik, absolwent AWF-u, nauczyciel wychowania fizycznego w miejscowym liceum, niezwykle lubiany przez młodzież. Obecnie mieszka na Śląsku. Każda z rodzin ma swą własną ciekawą historię, która może być tematem interesującej sagi.

Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie", R.IX, nr.28, 1/1999

poniedziałek, 1 lipca 2024

ARCHIWUM GMINY KAMIENICA POLSKA.

 ARCHIWUM GMINY KAMIENICA POLSKA.

Księgi protokołów gminnych zebrań dostarczają istotnych wiadomości o życiu mieszkańców. Zapisy prowadzone są w języku rosyjskim (kaligrafia pozostawia często wiele do życzenia). Przegląd rozpoczynamy od pierwszej z zachowanych ksiąg (sygn. GmKP 6 Archiwum Państwowego w Częstochowie), zaprowadzonej w 1876 r. Już na pierwszym zebraniu gminnym, które miało miejsce 13 lutego 1876 r., wypłynęła kwestia połączenia gmin Bargły i Kamienica Polska. Odbyło się w tej sprawie głosowanie: gminę Bargły (to dawna gmina Poczesna) reprezentowało 215 mieszkańców z prawem głosu, zaś Kamienicę 119. Z owych 334 osób 192 głosowały za utrzymaniem gminy Kamienica Polska, a 142 osoby za gminą Bargły. Za połączeniem z gminą Kamienica Polska głosowały 73 osoby z gminy Bargły. Do protokołu dołączone są podpisy zebranych. Z owej listy wynika, że zaledwie kilka osób z gminy Bargły było piśmiennych, m.in. wójt Kistelski, Tomasz Jeziorowski, Tomasz Krok, Franciszek Lapiński, Ignacy Grabara. Mieszkańcy Kamienicy Polskiej, z kilkoma wyjątkami, złożyli własnoręczne podpisy. 16 kwietnia 1876 r. odbyło się głosowanie nad wyborem wójta połączonych gmin. Prawo głosu przysługiwało 315 osobom.

Trzej kandydaci na stanowisko wójta otrzymali następującą ilość głosów: Franciszek Kuśnierczyk - 310 za, 5 przeciw; Albert Jaszkowski - 164 za, 151 przeciw; Jakub Kistelski - 140 za, 175 przeciw. Wójtem połączonych w jedną gminę byłych gmin Bargły i Kamienica Polska większością głosów wybrany został Franciszek Kuśnierczyk. W tym samym roku odbyły się także wybory do władz istniejącego w gminie Sądu Pokoju V Okręgu powiatu częstochowskiego. Głosowały 302 osoby. Sędzią został wybrany jednogłośnie Stanisław Jasiński z Poczesnej, zaś ławnikami zostali: Jan Hejzral (jednogłośnie), Jakub Kistelski (192 głosy), Józef Dusiel (jednogłośnie) i Wojciech Bielobradek (jednogłośnie). Ciekawostkę stanowi fakt, iż z pośród sołtysów wsi należących do połączonej gminy tylko Franciszek Ratman złożył własnoręczny podpis. Pozostali (Jacek Górniak, Jan Szymczyk, Sebastian Grzyb, Błażej Sitek, Maciej Grzyb, Szymon Caban, Konstanty Niemczyk) podpisali się krzyżykami. Na zebraniu w grudniu 1876 r. ustalono budżet (wydatki) na rok następny. Pensja wójta wynosiła 180 rubli, tyle samo pensja pisarza gminnego, 58 rubli przeznaczone na kancelarie gminy, 587 rubli na utrzymanie urzędu. Na 218 zebranych 165 głosowało za tak ustalonym budżetem.

Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie", R.IX, nr.29, 2/1999

WYRÓB MASŁA.

 WYRÓB MASŁA.

Wyrób i spożycie masła było powszechne w całej Polsce. Wyrabiano je prawie wyłącznie ze śmietany pochodzącej z mleka krowiego. Przygotowywanie tego produktu zaczynało się od zebrania śmietany z „odstanego mleka”. Do tego celu służyły garnki o szerokich dnach i miski oraz odstojniki do mleka („odciągacze”) - naczynia gliniane lub blaszane, które przy dnie miały specjalny otwór lub kranik. Śmietanę zbierano przeważnie po upływie 24-48 godzin. Zanim ubito z niej masło, pozostawiana była jeszcze na pewien okres do kiśnięcia. Od stopnia jej zakwaszenia zależała jakość, trwałość i smak masła. Nie mogła być przekwaszona, ponieważ masło z takiej śmietany miało gorzkawy posmak, niezbyt przyjemny zapach i szybko się psuło. Z czasem, kiedy najpierw w bogatszych gospodarstwach, nastawionych na hodowlę i większy przerób mleka (najszybciej na Pomorzu i w Wielkopolsce), upowszechniły się wirówki do mleka, popularnie nazywane „centryfugami”. Dzięki tym urządzeniom, usprawniającym znacznie oddzielanie śmietany od mleka, można było uzyskiwać śmietanę z mleka słodkiego, zaraz po udoju. Wyrób masła nie był pracą łatwą, czasami nawet sprawiał sporo kłopotu. Podobnie jak pieczenie chleba, zajęcie to wymagało od gospodyń dużych umiejętności i wyczucia. Niektóre gospodynie, jak chociażby w Rzeszowskim, rozpoczynały bicie masła po uprzednim odmówieniu chociażby takiej, krótkiej modlitwy: Święta Doro, żeby się zrobiło sporo, święty Klemencie, żeby się zrobiło w momencie. To, czy masło się udawało czy też nie, zależało głównie od tego, w jaki sposób była przechowywana śmietana. Śmietana zbyt ciepła „burzyła się” i trudno było z niej zrobić masło, a jeżeli się już udawało to było białe i „pieniste”. Gdy śmietana była za chłodna, wyrób masła także sprawiał kłopot, ponieważ się „krupiło” i długo nie dawało się jednolicie ubić. Pomóc mogło w tym przypadku podgrzanie śmietany lub dodanie do niej odrobiny ciepłej wody. Dokładny sposób wyrobu masła, według poradnika pt. Gospodyni doskonała z 1889 roku, powinien być następujący: Masło trzeba robić zwykle z rana, szczególnie latem, bo zbytni upał popołudniowy bardzo tę czynność utrudnia i masło robi się miękkie i do wyrabiania tem trudniejsze. Kierzanka [maselnice] wyparza się najpierw ukropem, a potem przepłukuje zimną wodą. (…)

Bicie masła powinno być silne, a równe, nie zaś prędkie, drugi raz powolne. Skoro masło odłączy się od maślanki, należy je wyjąc z kierzni i maślankę przez sitko przecedzić, pozostałe w niem cząstki masłą dołączyć do całej grupy i starannie je mocną drewnianą łyżką z ma ślanki wyrobić. Potem dopiero nalać je zimną wodą i kilkakrotnie wodę odlewać, dopóki zupełnie czysta nie będzie. (…) Gdy masło w ten sposób dostatecznie jest oczyszczone, wtenczas trzeba je jeszcze posiekać łyżką celem wydobycia z niego reszty wilgoci, potem rozpostrzeć je cienko i posypać solą miałko w moździerzu utłuczoną. (…) Dobrze jest też po rozpostarciu masła przekrajać je tępym nożem w różnych kierunkach dla wyciągnię - cia wszelkich włosków, czyli sierści krowiej, która pomimo największej ostrożności często dostaje się do mleka. Na polskich wsiach znane były trzy typy masielnic. Cha - rakteryzowały się różnymi konstrukcjami i zasadami działa - nia. Masielnice miały też w Polsce swoje specyficzne nazwy regionalne. Na południowo-wschodnich terenach popular - ne były określenia: „maślniczka”, „maślnica” czy „masielnica”. W Polsce centralnej i na południu używano nazw takich jak: „kierzynka”, „kierznia”, „kierzana”. Natomiast w regionach północno wschodnich, na masielnice mówiono: „tłuczka”, „bijanka”, „bojka”. Z okolic Elbląga znane są nazwy „but - terfasa” i „poterfaska”, pochodzące z języka niemieckiego, a z Dolnego Śląska pochodzi nazwa „działaczka”. W całej Polsce powszechne były masielnice tłuczkowe, uważane przez badaczy kultury materialnej za najstarsze i najbardziej charakterystyczne dla polskich obszarów. Ubi - jano w nich masło pionowym ruchem tłuczka. Masielnice te składały się z dwóch nasadzonych na siebie elemen - tów - pojemnika na śmietanę i wieczka („wierzchenka”) z okrągłym otworem na środku dna, a także tłuczka z krzy - żakową lub okrągłą główką, który przechodził przez otwór w wieczku. Zestaw uzupełniał często drewniany klosz, na - kładany na wieczko i trzonek tłuczka, nazywany w zależno - ści od regionu: „dudek”, „jasło”, „podchlebnik”. Zabezpie - czał on śmietanę przed rozpryskiwaniem się na zewnątrz masielnicy. W zastępstwie klosza, niektóre gospodynie używały szmatki, kawałka buraka lub ziemniak. Masielnice kołyskowe natomiast, występowały na określonych terenach, głównie na Śląsku i Pomorzu. Uży - wano ich przeważnie w dużych gospodarstwach, gdzie jednorazowo wyrabiano masło z 8 czy z 10 litrów śmie - tany. Były to drewniane, prostokątne skrzynki osadzone na biegunach lub zawieszone na stojakach. Wewnątrz, skrzynka przedzielona była pionowymi deseczkami, przez które, w trakcie kołysania, przelewała się śmietana i ubijała się na masło. Masielnice wirnikowe, znane były głównie na zacho - dzie i północy Polski. Występowały dwie formy tych ma - sielnic. Pierwsza, to duży, cylindryczny pojemnik wykona - ny z klepek, wewnątrz którego znajdowały się skrzydełka do ubijania masła, poruszane korbą w pozycji pionowej. Ten typ masielnic był najczęściej pro - dukcji fabrycznej. Na wzór fabrycznych masielnic wirnikowych, sposobem rze - mieślniczym lub domowym, wyrabiane były masielnice o takim samym sposo - bie działania, ale mniejsze, w kształcie skrzynek, w których skrzydełka zawie - szone były poziomo. Wyrobione masło gospodynie prze - znaczały do bezpośredniego spożycia, na zapas i na sprzedaż. Od tego zależał sposób jego przechowywania i dalszej obróbki. Masło na codzienny użytek do - mowy, po odciśnięciu z wody, trzymano zwykle w naczyniach drewnianych, gli - nianych lub kamionkowych. Masło prze - znaczone do dłuższego przechowywa - nia było konserwowane. Po wypłukaniu masło solono i wyrabiano łyżką, na - stępnie wkładano je do naczynia prze - płukanego wrzątkiem, mocno ubijano i ponownie zasalano, posypując je solą lub zalewając mocno osoloną wodą. Na koniec solidnie dociskano, posługując się przy tym deską i kamieniem. Zapasy masła przechowywane były w miejscach suchych i chłodnych - w komorach lub w piwnicach. Masło przeznaczone na sprzedaż, gospodynie formowały w „osełki”, czyli podłużne bryłki o wadze od 25 dag do 1 kg. Osełki zdobiono na powierzch - ni półokrągłymi wgnieceniami zwykłej łyżki, drewnianymi łyżkami do masła lub specjalnie to tego przeznaczonymi, drewnianymi, rzeźbionymi stempelka - mi lub wałkami.


Do ozdabiania masła na sprzedaż, gospodynie używały tak - że specjalnych, drewnianych foremek - „maśniczek”. Występowały one tylko w niektórych regionach Polski: na Po - morzu, Kaszubach, Wielkopolsce i Ślą - sku. Foremki, oprócz ozdabiania masła pełniły również funkcję miar, stąd ich inne nazwy: „fontki” (50 dag), „połfont - ki” (25 dag) i „ćwierćfontki” (15 dag). Miały też różne kształty i motywy zdobnicze. Na ogół wewnętrzne ścianki pokryte były pionowymi, półokrągłymi rowkami, natomiast dno ozdabiały różnorodne ornamenty. Przeważały motywy roślinne, animalistyczne i wzory geometryczne. Niosąc masło na targ, gospodynie zwijały masło w liście kapusty lub chrzanu, kawałki płótna, z czasem w papier pergaminowy. W tradycyjnej kuchni wiejskiej masło wykorzystywano głównie do smarowania pieczywa i jako omasty do potraw. Było też używane do wypieku świątecznych ciast. Natomiast maślanka, która pozostawała po wyrobie masła, służyła głównie do picia lub do przygotowywania niektórych, kwaśnych polewek. Podobnie jak w przypadku pieczenia chleba, także i z robieniem masła, wiązały się różne przesądy dotyczące zarówno wyrobu masła, jak i sprzętów, które do tego służyły. Pilnie przestrzegano, aby nie ubijać masła siedząc pod tragarzem lub belką stropową, ponieważ jak wierzono, masło wtedy nie wyjdzie. Przed ubijaniem masła dobrze było włożyć do śmietany monetę, za obręcz masielnicy nóż, a pod masielnicę grzebień (im brudniejszy, tym lepsze miało być masło). Jeżeli ktoś wchodził do izby w czasie, gdy gospodyni wyrabiała masło, powinien na chwilę usiąść, żeby masło się szybciej udało. Tłuczek do masielnicy powinien być robiony z drewna szakłaku, ponieważ uważano, że ta roślina sprowadza obfitość. W okolicach Hrubieszowa, od poniedziałku do czwartku, w okresie Wielkiego Postu, nie można było prząść, ponieważ mleko będzie kwaśniało, a w maśle zalęgną się robaki. Wierzono, że masło robione w Wielki Piątek ma właściwości lecznicze i nie psuje się. W tradycyjnym lecznictwie ludowym masłem leczono zgagę, krwotoki, oparzenia, złamania i rany. Uchodziło także za skuteczny lek na żółtaczkę. Na kaszel zalecano pić gorącą wódkę z masłem.

Autor: Anna Cichosz ,
Źródło: ,,Chleb z masłem i serem'', Zamość 2015

PAN STANISŁAW POLAKOWSKI. Autor: Jerzy Maszczyk

 PAN STANISŁAW POLAKOWSKI. Autor: Jerzy Maszczyk

Przy ulicy Wesołej w Poraju po stronie parzystej stoi mały, przysłonięty sosnowym laskiem, mający lata świetności za sobą, drewniany domek.
Mijałem go obojętnie, bo takich w Poraju jeszcze do niedawna było sporo, aż do czasu kiedy w ręce wpadła mi książka (Dzięki Ci Grzesiu!) prof. Dariusza Złotkowskiego „Życie zawodowe i rodzinne Stanisława Polakowskiego 188o-1943 nauczyciela szkół wiejskich w świetle jego notatek i korespondencji", wydana w roku 1995. Książka jest kopalnią wiedzy na temat funkcjonowania ówczesnej oświaty i warunków życia nauczycieli.
Ciekawsze informacje podaję za autorem:
w roku 1897 liczba umiejących czytać i pisać stanowiła w Kongresówce 41% ludności powyżej 9 lat. Najmniej w Guberni Radomskiej i Kieleckiej — 30%, najwięcej w Guberni Warszawskiej — 51%. Analfabeci stanowili w Królestwie Polskim 65,9% (w mieście 59,6%, a na wsi aż 74,3%); seminarium nauczycielskie było szkołą 3-letnią. Przyjmowano kandydatów, którzy ukończyli 15 lat i byli absolwentami dwuklasowej szkoły początkowej. Program obejmował przedmioty: religia, pedagogika, język polski, język rosyjski, arytmetyka, geometria, przyroda, historia Rosji, geografia, kreślenie i rysunek, muzyka i śpiew kościelny, gramatyka, uczono również sadownictwa, ogrodnictwa i pszczelarstwa;
pensja roczna nauczyciela szkoły wiejskiej ok. roku 1898 wynosiła nie mniej niż 200 rubli rocznie, a szkoły gminnej — 250 (były głodowe, stąd nauka ogrodnictwa i pszczelarstwa); szkoły były przeważnie jednoklasowe, tzn. o jed-nym nauczycielu. Liczba uczniów dochodząca do 70. Według przepisów nauka w szkołach wiejskich powinna rozpoczynać się 14 października, a kończyć 1 czerwca. W praktyce większość uczniów przychodziła do szkoły po zakończeniu robót w polu, z nastaniem przymrozków, a opuszczała wczesną wiosną z rozpoczęciem okresu „pasionki krów". Dodatkowo według zasady obowiązującej do I wojny światowej od godz. 8:oo do 11:00, od 14:oo do 18:oo; nauczyciel zależał nie tylko od swych władz zwierzchnich, ale i od wsi i jej przedstawicieli. Urlop na czas wakacji zależał także od wójta gminy, który wyrażał zgodę na wyjazd nauczyciela ze wsi. Dodatkowo musiał wyrazić zgodę naczelnik dyrekcji. Dotyczyło to także wyjazdu na święta do domu rodzinnego. Inaczej groziła mu kara aż do zwolnienia włącznie;
nauczyciele w kongresówce nie mieli zapewnionej emerytury, gdyż nie byli uznawani za urzędników państwowych. Mogli za to sami opłacać sobie składki wynoszące 6% uposażenia, jednak z emerytury mogli skorzystać po 35 latach pracy;
w latach 1905-1914 w kongresówce powstało 1710 nowych szkół, to jest mniej więcej tyle, ile wynosił cały przyrost ilościowy od roku 1864 do 1905;
na skutek dewaluacji rubla w roku 1909 nauczyciele wiejscy mogli otrzymać do 250 rubli, w 1910 do 300, w 1911 do 360 rubli, a w przededniu I wojny światowej 500. Ponadto przysługiwał dodatek 6o rubli za każde 5 lat pracy; po odzyskaniu niepodległości naczelnik państwa Józef Piłsudski wydał dekret o stabilizacji nauczycieli i ich uposażeniu, obowiązujący od 1 stycznia 1919 roku. Nowe przepisy zaliczały nauczycieli do grupy urzędników państwowych w X grupie uposażenia, z możliwością awansu do grupy IX po 12 latach i do grupy VIII po dalszych 12. Pensje były zróżnicowane w zależności od wykształcenia. Dekret przyznawał wszystkim nauczycielom zatrudnionym w gminach wiejskich bezpłatne mieszkanie z opałem lub ekwiwalent. Kurs dolara względem marki polskiej miał się następująco:
1918 r.: 1 $ = 9 marek, 1919 r.: 1 $ = no marek, 1920 r.: 1 $ = 590 marek, 1921 r.: 1 $ = 2 922 marek, 1922 r.: 1$ = 17 8000 marek;
ustawa emerytalna 1925 roku dawała przejście na emeryturę już po 15 latach z 40% uposażeniem. Podlegalo ono wzrostowi o 3% za każdy następny rok pracy. Po 35 latach emerytura wynosiła 100% uposażenia.
A kim był ów wiejski nauczyciel Stanisław Polakowski?
Urodził się na Suwalszczyźnie w roku 1880. Był synem Antoniego i Marii z Rachlewiczów. Mieszkali w Kalwarii Suwalskiej. Antoni był sędzią śledczym. Żyło im się dostatnio do czasu, gdy zlikwidowano polskie sądownictwo. Zmarł, gdy Stanislaw mial 8 lat. Matka zarabiała szyciem. Szkołę początkową ukończył w roku 1895. W wieku 15 lat rozpocząl naukę w litewskim seminarium nauczycielskim w Wajwerach (1895-1898). Po ukończeniu decyzją władz, jako że pobierał stypendium, został skierowany na przeciwległy kraniec Królestwa Kongresowego, do wioski Dworszowice Pakoszowe koło Pajęczna w Guberni Piotrkowskiej.
Prof. Dariusz Ziotkowski tak opisał jego osobowość, pozwolę sobie zacytować: Mając zapewniony skromny byt, zaprenumerował, jak już wcześniej wspomniałem, »Tygodnik ilustrowany« i cotygodniowe pismo literacko-artystyczne »Sievier«. Tytuły te świadczą o kierunku zainteresowań młodego nauczyciela. Lubił także grę na skrzypcach, (które zachowały się dzisiaj). Zaopatrzył się również w biblię i obszerny poradnik medyczny, co było konieczne wobec zupełnego braku opieki medycznej na miejscu, a z czasem w literaturę popularnonaukową. Istotną cechą Stanisława Polakowskiego było ustawiczne samokształcenie się w ciągu całego życia, wynikające nie tylko z obowiązku, ale przede wszystkim z prawdziwej pasji poznawczej.
Warunki pracy były ciężkie. Inspektor łódzkiej dyrekcji szkolnej tak opisywał stan szkół wiejskich na początku XX wieku: ,,szkola mała, niska, chłodna, ściany wilgotne, porosłe grzybem". Z dwudziestu szkół wiejskich dobre warunki miały dwie. Pod koniec pobytu w Dworszowicach 9 stycznia 1905 r. (za zgodą władz oświatowych) zawarł związek małżeński z Marcjanną Perczak, córką Jana i Salomei z Nowaków, wiejską dziewczyną, będącą sierotą. Jesienią tego samego roku za zgodą władz przenosi się do wsi Staropole, gmina Przyrów. Tu 23 listopada urodziła się pierwsza córka Maria.
Mieszka z nimi również matka Stanisława Polakowskiego. Pod datą 20 lipca 1908 roku napisał: Wczoraj byliśmy w Żarkach. Doktor powiedział: »Nie ma nic groźnego«. Bardzo mnie to ucieszyło, bo już obawiałem się, czy to nie suchoty, a tem bardziej, że ta choroba z dawna objawia się w naszej rodzinie.
Zżył się z miejscową społecznością, wspólnie założyli kółko rolnicze, ale 28 września 1910 roku udał się na nową placówkę w Strzyżowicach. Oto opis tej podróży: O godzinie 9 minut ao wyjechaliśmy ze Staropola. Wlekliśmy się całą noc do Żarek. O godzinie 6 w Żarkach (...], o 7 wieczór w Siewierzu. Po 9 wyruszyliśmy z Siewierza. Ciemno już było, gdyśmy zjechali z szosy w boczna drogę. Wóz zjechał z gór po kamieniach. Z leśnej drogi zjechaliśmy do Toporowic, o 6 rano w piątek wyjazd z Toporowic. O godzinie 8 stanęliśmy w Strzyżowicach. Cały dzień zszedł na rozpakowaniu i ustawieniu rzeczy. O 12 w południe furman wyjechał do domu. I dalej: Mieszkanie dla nas jeszcze nie zupełnie opróżnione, pokoje szkolne też zajęte, nie ma ławek, ani stolików, ani książek, więc nie wiem, kiedy zacznę uczyć? Jutro ma przyjechać wójt. W sobotę, zaraz po przyjeździe byłem w kancelarii, wziąłem pensję (45 rubli na miesiąc) i czekalem na robotę. Dotąd nie mogliśmy upiec chleba, bo nie można dostać drzewa, a węglem nie wiemy jak palić. (...) Ludzie tu dosyć dla mnie uprzejmi.


Ta opinia szybko się potwierdza. Mieszkał tu i uczył do roku 1923. O wojnie 1914-1918 w jednym z listów pisał tak: Tu całyczas było spokojnie, Niemcy jak przyszli, tak siedzieli do 11n listopada 1918 roku.
A podsumowując dziesięciolecie pobytu tutaj wspomniał: Całe dziesięć lat pobytu tutaj zeszły mi w pracy. Poza szkołą miałem zajęcia w kasie zapomogowo-oszczędnościowej. Byłem sekretarzem, a gdy zorganizowala się rada opiekuńcza sekretarzowałem i tam, a gdy coraz trudniej było z żywnością, wziąłem się do pracy na kopalni. (...) toteż siły zaczęły się wyczerpywać.
Lata powojenne przynosiły dalszy rozwój szkoły. W roku 1920/21 dysponowała dwoma lokalami i dwójką nauczycieli, ale budowa nowej przeciągała się.
W roku 1923 Stanisław Polakowski przenosi się do Ciągowic. W roku 1928 ze względu na stan zdrowia (astma oskrzelowa) podjął decyzję o przejściu na emeryturę Wiązało się to z opuszczeniem mieszkania służbowego. Miał na widoku dwa miejsca: Poraj i Koziegłowy. Wybrał Poraj.
Tutaj 25 marca 1930 roku poprzez umowę z Aleksandrem Kuśmierskim nabył działkę o wymiarach 20 metrów długą i szerokości od strony południowej 11 metrów, a od północnej 12 metrów, za sumę 370 złotych. Tu wybudował dom.
Ulegając namowom siostry Jadwigi, 1 czerwca 1931 roku dokupił od Piotra Rosikonia działkę o powierzchni 250 metrów kwadratowych (między posiadanym już placem a drogą).
Pod datą 11 lutego 1931 roku napisał: Podpisałem razem z innymi tutejszymi obywatelami podanie o zaprowadzenie w Poraju elektrycznego oświetlenia. Może kiedyś co z tego będzie. Córka Maria pracowała jako nauczycielka w Jastrzębiu, najmłodsza Basia uczęszczała do szkoły powszechnej, którą ukończyła w roku 1937. W czasie okupacji, wobec zawieszania pracy nauczycieli, starsza córka podjęła pracę dorywczą w gminie. Młodsza pracowała przy wydawaniu kartek.
Stanisław Polakowski zmarł 3 lipca 1943 roku, nie doczekawszy końca wojny.
Jego imię nosi szkoła podstawowa w Strzyżowicach.
Autor: Jerzy Maszczyk
Źródło: Trzy Granice - Spisane Historie Gminy Poraj, tom I, 2019r, str. 54-57 

SERY.

 SERY.

Innym, uzyskiwanym w gospodarstwach wiejskich przetworem z mleka był ser. Sery wyrabiano głównie z mleka krowiego, rzadziej z owczego, najrzadziej z mleka koziego. Na polskich wsiach, w większości regionów, najbardziej upowszechnione, najczęściej wyrabiane i najczęściej jedzone były sery robione z krowiego, podgrzewanego, kwaśnego mleka, czyli sery twarogowe. Z terenem Polski południowej (regiony górskie), związane jest wyrabianie serów ze słodkiego mleka owczego, zaprawianego podpuszczką - bundzu, bryndzy i oscypka. Sery twarogowe wyrabiane były na terenie całej Polski w podobny sposób. Różnice dotyczyły głównie stosowania dodatków smakowych jak też wykorzystania serów w kuchni. Wyrób serów twarogowych nie wymagał wielu zabiegów. Ukwaszone („zsiadłe”) mleko, pozostałe po zebraniu śmietany podgrzewano, aby się „owarzyło”.

Następnie zlewano je do płóciennego woreczka lub cedzaka i pozostawiano do czasu, aż odciekła z niego serwatka. Otrzymany twaróg, czyli miękki, odcedzony ser, przeznaczano do bezpośredniej konsumpcji lub poddawano dalszej obróbce. Świeży twaróg podawany był głównie jako potrawa samodzielna, dodawano go do ziemniaków lub klusek. Jedzony był ze śmietaną lub mlekiem, przyprawiony solą, czosnkiem, pieprzem, bądź cukrem, z dodatkiem siekanej cebuli albo szczypiorku. Potrawę taką, w zależności od regionu, nazywano „gzik” lub „gziczka” (Wielkopolska, Kujawy) lub po prostu „twaróg” (np. Lubelskie, Mazowsze). Z twarogu wyrabiane były też sery prasowane, które po odpowiedniej konserwacji, można było dłużej przechowywać. Twaróg odsączony w woreczku dobrze ugniatano i wyrabiano łyżką, dodając do niego sól, przyprawy (np. kminek, czosnek, pieprz), niekiedy żółtko, ponownie wkładano do worka i poddawano prasowaniu. Wykorzystywano do tego celu dwie deski obciążone kamieniem lub specjalne prasy Na polskich wsiach występowało kilka typów pras do sera, jednak w przeciwieństwie do opisywanych wyżej masielnic, nie miały one określonego, regionalnego zasięgu występowania. Prasa w formie ławki była typem najstarszym i najbardziej powszechnym. Kładziono na niej worek z serem, przykładano nań deseczkę, a tę dociskano kamieniem. Aby serwatka wyciekająca z serem nie rozlewała się i nie marnowała tylko ściekała do podstawionego naczynia, w ławeczce wyżłobione były rowki i otwór od odprowadzania serwatki. W prasie klinowej umieszczano ser między dwoma pionowymi lub poziomymi deskami ustawionymi w ramach na nóżkach. Deski prasujące dociskano przy pomocy drewnianych klinów. W tym przypadku serwatka ściekała do naczynia podstawionego bezpośrednio pod wyciskanym serem. Prasy te występowały zarówno na Kujawach jak i Kurpiach, Mazowszu czy Lubelszczyźnie. Prasy śrubowe wyrabiane głównie przez rzemieślników, spotykane były na całym obszarze Polski. Składały się z drewnianej ławki, na której kładziono ser, i deski, która była dociskana przy pomocy śrub. Serwatka, podobnie jak w prasach wałeczkowych, ściekała tu rowkami i specjalnym otworem wywierconym w ławeczce. Prasowanie sera trwało przeważnie kilka lub kilkanaście godzin. Sery wyjmowano z worka i poddawano konserwacji. Przede wszystkim dobrze nacierano je solą i suszono. Latem, zawieszano sery pod strzechą i suszono na słońcu. Zimą natomiast suszone je nad kuchnią lub w piecach chlebowych. Z twarogu wyrabiano również inny rodzaj serów, mianowicie gomółki (w Wielkopolsce znane pod nazwą „kaski”). Robiono je ze świeżego twarogu przygotowanego z tłustego mleka (jeśli był zbyt chudy dodawano śmietany), z dodatkiem soli, kminku lub nasion kopru. Ze starannie wyrobionej masy formowano ręcznie różnej wielkości serki o kształcie kulistym lub wrzecionowatym. Następnie, podobnie jak sery prasowane, suszono je na słońcu lub w piecu chlebowym. Starannie wysuszone gomółki można było przechowywać nawet przez kilka lat. W drugiej połowie XIX wieku zaczął upowszechniać się na polskich wsiach uzyskiwany z twarogu ser topiony (smażony), popularny głównie w Wielkopolsce na Pomorzu i na Śląsku. Przygotowywano go z dojrzałego („zgliwiałego”), smażonego twarogu doprawianego solą, kminkiem, masłem i żółtkiem. Niewątpliwie oryginalnym gatunkiem sera uzyskiwanego z twarogu był „churut”, znany we wschodniej Galicji. Wyrabiali go na własny użytek Ormianie, którzy osiedlili się we wschodnich regionach Polski. Sporządzano go z huślanki, czyli zagotowanego i schłodzonego do temperatury pokojowej mleka krowiego z dodatkiem kwaśnej śmietany. Do huślanki dodawano sól, drobno siekaną natkę pietruszki albo selera, posiekane listki szczawiu lub estragon. Następnie długo to gotowano. Rozgotowaną masę wlewano do płytkich blach, aby ostygła. Z masy formowano stożkowate, małe serki o wadze około 10 dag, które następnie suszono podobnie jak gomółki. Tarty „churut” służył jako przyprawa do zup, na przykład do „gandżaburu”, czyli rosołu z tłustego koziego mięsa, ormiańskiej specjalności. Wyrób serów podpuszczkowych związany był ściśle z gospodarstwami górskimi i prowadzoną tam na szeroką skalę hodowlą owiec. Zasadniczym surowcem prze znaczonym na te sery było owcze mleko. Wyrobem tego typu serów zajmowali się przede wszystkim mężczyźni, podczas wypasu owiec na halach. Najbardziej znane były oscypki. Wyrób tych serków wymagał wielu zabiegów i starań. Podany niżej opis wyrobu tego sera, ma więc dosyć skrótowy charakter. Do podgrzewanego, owczego mleka dodawano podpuszczkę, pod wpływem której mleko się ścinało. Po upływie około 1 godziny zalewano je wrząca wodą, co powodowało, że wytwarzała się serwatka („żętyca”) i twaróg („bundz”). Wlewano tę masę do płóciennych worków i zawieszano na drążkach żeby odciekła. Odsączony „bundz” starannie wyrabiano w rękach i kształtowano z niego wrzecionowate serki („oscypki”), które wciskano do specjalnych, ozdobnych foremek. Następnie serki były moczone krótko we wrzącej wodzie, potem w osolonej, zimnej wodzie, gdzie pozostawały przez dobę. Po wyjęciu z solanki sery suszono i wędzono, najczęściej przy pomocy drewna olszynowego. Z owczego twarogu gospodynie góralskie wyrabiały też „bryndzę”. Była to mocno zasolona masa serowa, którą przechowywano w beczułkach lub garnkach kamionkowych, zalewając ją niekiedy, dla lepszej konserwacji, roztopionym łojem baranim. Pozostałą po wyrobie sera serwatkę, wykorzystywano w wiejskiej kuchni głównie do gotowania różnego rodzaju polewek lub wykorzystywano ją jako napój orzeźwiający. Sery, zwłaszcza twarogowe były wykorzystywane w medycynie ludowej do leczenia reumatyzmu, okładano nimi stłuczone miejsca, okładami z twarogu obniżano gorączkę. W przypadku złamań zalecano jeść dużo sera, ponieważ, jak wierzono, pomagało to szybko zrosnąć się kościom. Mleko i jego przetwory, takie jak masło czy ser, podobnie jak chleb, były kolejnym ważnym produktem w tradycyjnej, wiejskiej kuchni, pochodzącym z własnego gospodarstwa. Nabiał doceniano nie tylko ze względu na jego wartość odżywczą. Wyroby z nabiału były też dodatkowym źródłem dochodu dla gospodarstw, ponieważ te produkty najczęściej przeznaczano do sprzedaży na lokalnych targowiskach.

Autor: Anna Cichosz ,
Źródło: ,,Chleb z masłem i serem'', Zamość 2015