Radości i smutki - zwyczaje rodzinne. Narodziny dziecka. Chrzest Część2. Nowo narodzone dziecko, przed chrztem było wyjątkowo narażone na wszelkie zło. „Uważano, że w tym czasie nie jest ono chronione przez Boga”683, tak więc wszelkimi sposobami starano się je ustrzec przed urokami i złymi mocami. Istniało wiele zachowań mających pomóc lub przynajmniej nie szkodzić niemowlęciu. Wierzono, że nie należy wywieszać pieluch po zachodzie słońca, bo dziecko mogło być niespokojne. Nie wolno było także patrzeć na nie bezpośrednio, gdyż samo takie spojrzenie mogło mu zaszkodzić. Wchodząc do izby, w której znajdowało się niemowlę, spoglądano najpierw na paznokcie, potem do góry, a dopiero później w kierunku dziecka często przez rozchylone palce dłoni. Ponadto młoda matka nie mogła wychodzić z domu w południe oraz po zmierzchu, a często nawet w ogóle do wywodu684 nie opuszczała domu, bo to mogłoby sprowadzić na nią i nowo narodzone dziecko nieszczęście. Do momentu wywodu kobiecie, jako nieczystej, zakazywano również noszenia wody, „bo by się robaki zaległy”685, „bo się woda mieni i nie ma tego smaku”686 .
Zdaniem mieszkańców pogranicza małopolsko-śląskiego urok na maleństwo mogły rzucić osoby, które „niedobrze patrzą”687, „mają coś w oczach”688. Często podejrzewano o uroki kobiety niezamężne, stare, kalekie. Jeśli już ktoś spojrzał w podejrzany sposób na dziecko to, aby uniemożliwić działanie uroku należało trzy razy splunąć za siebie. Czasami rodzicom wydawało się, że niemowlę już jest urzeczone, co objawiało się ciągłym płaczem, niespokojnym zachowaniem czy jego chorobą. Aby odczynić urok matka pluła trzy razy na swoją koszulę i albo przecierała czoło niemowlaka, albo czyniła na czole znak krzyża. Innym sposobem sprawdzania i odczyniania uroków było wrzucenie do szklanki z wodą trzech kawałków węgla drzewnego „ze spalonej drzazgi”689 i tyluż okruszyn chleba. Jeżeli na dno opadł węgiel, to znaczyło, że urok rzucił mężczyzna, a jeśli chleb – urok jest dziełem kobiety. Wodą z tej szklanki obmywano buzię dziecku, a pozostałą jej część wylewano w kąt izby690 lub też na zawiasy drzwi, żeby w ten sposób „to złe zamknąć”691. Środkiem zapobiegawczym przed tzw. złymi spojrzeniami był kolor czerwony. W związku z tym dziecku często zawiązywano na rączce wstążeczkę tego koloru, bądź „do wózka albo kołyski przyczepiano czerwoną kokardkę”692. Także srebrny przedmiot lub obrazek święty włożony pod poduszkę w kołysce miał uchronić noworodka przed urokami, złymi spojrzeniami i nieczystymi mocami. Według mieszkańców Zagłębia Dąbrowskiego jeszcze w latach 60. XX wieku można było spotkać się ze stosowaniem tego typu zabiegów magicznych. Do czasów współczesnych przetrwała wiara w niezwykłą, ochronną moc czerwonego koloru, który w postaci kokardki, dodatkowo często z elementem religijnym - medalikiem, przyczepiany jest do dziecięcego wózka i łóżeczka. Wiele osób nadal przywiązuje wagę do przestrzegania pewnych zakazów wspomnianych wyżej, choć nie mówią o tym otwarcie. Niektóre kobiety w ciąży pewnych rzeczy nie robią i przestrzegają starych zaleceń, jak choćby nie noszenia korali czy czasu przygotowania wyprawki dla dziecka. Wspominają jednak o tym niechętnie, aby – jak twierdzą – nie zostać posądzonym o zacofanie i wiarę w zabobony693 . Bardzo ważnym momentem w rodzinie był chrzest nowo narodzonego dziecka. Z uwagi na dużą śmiertelność noworodków, jeszcze w latach powojennych miał on miejsce trzy lub cztery dni po porodzie. Jeśli dziecko było silne i zdrowe chrzczono je do sześciu tygodni od narodzin. Dziś uważa się, że dziecko powinno być ochrzczone w pierwszym roku życia. Decyzję o terminie sakramentu podejmują rodzice i ustalają w kościele z księdzem dokładną datę uroczystości. Pod koniec XIX wieku na rodziców chrzestnych, zwanych kumosiami bądź kumotrami694, wybierano ludzi uczciwych, dobrych, mądrych i praktykujących, takich, którzy w wypadku braku rodziców byliby w stanie wychować dziecko. Twierdzono, iż dziecko przejmuje pewne cechy charakteru po rodzicach chrzestnych, tak więc starano się, aby kumotrowie byli pobożni, zaradni i gospodarni. Dawniej, wybierając ich, nie przywiązywano wagi do pokrewieństwa. Ponieważ nie wypadało odrzucić propozycji zostania chrzestnym, a odmowę uważano za grzech695, na rodziców chrzestnych proszono często tych, z którymi kłócono się o grunt, miedzę itp. Skumowanie godziło powaśnionych, zapominano wówczas o urazach, krzywdzie lub nieprzyjaźni. Od momentu chrztu żyli w zgodzie i uważali się za spokrewnionych696. Dzisiaj na chrzestnych rodzice dziecka najczęściej wybierają kogoś z najbliższej rodziny obojga np. siostry, braci, najbliższe kuzynostwo. Mogą nimi zostać również dobrzy znajomi rodziców dziecka. Niekiedy podczas wyboru ojciec i matka niemowlęcia kierują się zamożnością przyszłych chrzestnych, do cech charakteru nie przywiązując już takiej wagi jak dawniej. Za czasów M. Federowskiego kuma zobowiązana była uszyć chrześniakowi bądź chrześniaczce czepeczek i koszulkę z płótna lnianego zawiązywaną pod szyją na czerwony fontazik697. W XX stuleciu dziecko do chrztu ubierano w różowe szatki jeśli była to dziewczynka, w niebieskie w przypadku chłopca lub po prostu w ubranko koloru białego. Bardzo często dziecko, szczególnie jeśli było małe, niesiono do kościoła w poduszce przykrytej kapką i ozdobioną mirtowym wianuszkiem lub gałązkami tejże rośliny. W czasie uroczystości kościelnej niemowlę trzymała matka albo matka chrzestna. Jeszcze w latach powojennych chrzest dziecka w kościele miał miejsce w zwykły dzień tygodnia. Często, jeśli dziecko urodziło się przed świętami, czekano z chrztem do świąt. Natomiast starano się nie chrzcić dzieci w trakcie postu lub adwentu. „Żeby córka zmieściła się w poduszkę, chrzest trzeba było zrobić w poście […]. Babcia była oburzona, że chrzest odbywa się trakcie Wielkiego Postu”698 – wspomina jedna z informatorek. Dziś chrzest ma miejsce w trakcie jednego z niedzielnych nabożeństw699, podczas którego ksiądz polewa główkę dziecka wodą święconą, czyni znak krzyża i nadaje dziecku wcześniej wybrane jedno lub dwa imiona. Niegdyś wpływ na imię mieli nie tylko rodzice, ale również dziadkowie dziecka. Sugerowano się także patronem dnia, w którym dziecko się urodziło oraz imionami już obecnymi w rodzinie700 . Po chrzcie matka dziecka szła na wywód701 – dopiero po nim ponownie mogła brać udział we wszystkich pracach domowych i być pełnoprawnym członkiem społeczności, również religijnej. Zwyczaj ten praktykowany był przez mieszkanki Zagłębia Dąbrowskiego jeszcze w latach 60. XX wieku. Pod koniec XIX wieku goście po obrządku religijnym, śpiewając przez całą drogę, powracali do chaty gdzie wspólnie zasiadali do chrześnego obiadu, w którego skład wchodzi kapusta z grochem, mięso gotowane, dziewięć bułek rzannego (żytniego) chleba i nieodstępna wódka, którą na misce podając, mieszają z miodem702. M. Federowski odnotował, że po obiedzie kumoszki przystępowały do śpiewania dniówek oraz innych pieśni703. Jak piszą obaj XIX-wieczni etnografowie, „hulanka chrzestna” kończyła się zazwyczaj rano i nieraz była kontynuowana w poniedziałkowy wieczór bądź w „oktawę dnia chrzestnego”704. W okolicach Sławkowa na obiad z okazji chrzcin podawano, oprócz kapusty z grochem i gotowanego mięsa, rosół z ziemniakami oraz kaszę jęczmienną ze słodkim mlekiem705. Jeśli rodzina nie należała do najzamożniejszych, najbliższych częstowano kawą, plackiem drożdżowym z serem lub posypką, kiełbasą i wódką. W 2. poł. XX wieku, po chrzcie, gości również zapraszano do domu, gdzie podawano obiad składający się z rosołu z makaronem, ziemniaków lub klusek, pieczonego mięsa oraz surówki. Następnie podawano ciasto (tort), kawę i herbatę oraz niekiedy alkohol. W obecnych czasach w Zagłębiu Dąbrowskim po mszy chrzcielnej urządza się w domu bądź w restauracji przyjęcie. Zarówno dawniej, jak i dziś, przyjęcie z okazji chrztu uzależnione jest od możliwości i zamożności rodziców dziecka, gdyż właśnie oni najczęściej je organizują. Zazwyczaj gościom podaje się dwudaniowy obiad, ciasto, kawę oraz owoce. W wielu rodzinach, zbieżnie z zaleceniami Kościoła, tego dnia unika się spożywania alkoholu. Zgodnie z tradycją rodzice chrzestni obdarowywali chrześniaka podarkami. Dawniej najczęściej było to tzw. wiązanie – czyli pudełko, do którego wkładano obrazek o treści religijnej podpisany przez chrzestnych oraz pieniądze. Pakunek ten umieszczano pod poduszką, aby dziecko było bogate. Dziś wszyscy goście dają maleństwu pamiątkowe karty z życzeniami, kwiaty, pieniądze lub prezenty w postaci zabawek, ubranek, biżuterii oraz medalików z wizerunkami świętych. W latach powojennych do tradycji należała wspólna fotografia rodziców z dzieckiem i rodzicami chrzestnymi, wykonana w studio fotograficznym i będąca najczęściej jedyną fotografią z chrztu. Dziś fotografuje się zarówno ceremonię kościelną, jak i przyjęcie, a także rodziców oraz gości z nowo ochrzczonym dzieckiem Warto wspomnieć, iż w czasach PRL-u wprowadzono świecki obrzęd nadania imienia dziecku, który miał miejsce w Urzędzie Stanu Cywilnego. Jedna z mieszkanek Sosnowca wspomina: „Najstarszy z synów miał w Pałacu Ślubów ceremonię nadania imienia. Chcieliśmy, aby na chrzest przyjechał mój brat, który wówczas był w wojsku, a ponieważ na uroczystości kościelne nie można było otrzymać przepustki, musieliśmy zrobić ceremonię w urzędzie”706. Uroczystość ta w przeciwieństwie do ślubu cywilnego nie była wymagana prawem i tylko w wyjątkowych sytuacjach korzystano z tej formy.
Źródło: Tropem badaczy Zagłębia Dąbrowskiego, str. 302-310. ,aut: Dobrawa Skonieczna-Gawlik, Wyd: Regionalny Instytut Kultury w Katowicach 2016r
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz