„Administrator zwiędłych liści" Nieznana kartka z pobytu Marszałka Piłsudskiego w Częstochowie 1934r
Działo się to przed 40 laty, pod koniec roku 1894. W pozornie głęboko uśpionej w cieniu sztandarów carskich Częstochowie w podziemiach konspiracji powstawały pierwsze zawiązki ruchu niepodległościowego. Pod gładką taflą martwej sadzawki niewoli już zaczynały się kłębić mocne wiry, zwiastujące późniejszy szeroki rozlew fali rewolucyjnej roku 1905. Kierowniczą inteligencją, mózgiem i sercem tego ruchu był nieznany jeszcze szerszem u ogółowi twórca PPS. i pierwszy redaktor „Robotnika” Józef Piłsudski, przyszły twórca czynu zbrojnego roku 1914 i zwycięski wódz narodu. W ściśle zakonspirowanej tajemnicy jeździł on po kraju i odwiedzał ośrodki robotnicze, roznosząc żagiew buntu i rozpalając płomienie protestu i walki. Pod koniec roku 1894 przyjechał on do Częstochowy i z okazji jego przyjaz du zwołano do jednego z mieszkań w fabryce Peltzerów zebranie miejscowych działaczy rewolucyjnych, nie wtajemniczając zresztą wszyskich uczestników zebrania, kim jest przybyły działacz zamiejscowy. Jednym z uczestników zebrania był młodziutki wówczas p. Osóbko, późniejszy zesłaniec syberyjski. Podczas zebrania Piłsudski umyślnie tak jakby pozostawał w cieniu, udzieliwszy zgóry kilku wtajemniczonym odpowiednich dyrektyw i nastawień co do dalszego kierunku pracy rewolucyjnej w Częstochowie.P. Osóbko niezbyt jeszcze dobrze zorjentowany w arkanach konspiracji, ogromnie zainteresował się nieznajomym panem o gęstych, ciemnych krzaczastych brwiach, rozkazujących intonacjach w głosie i bardzo sympatycznej i zarazem poważnej twarzy. Korzystając więc z pierwszej okazji, jaka mu się nadarzyła, w pewnym momencie podszedł on do nieznajomego i bardzo dyskretnym szeptem zapytał go: „kim jesteście, towarzyszu, skąd przyjeżdżacie i czy długo u nas zabawicie” . Poważny pan uśmiechnął się dobrotliwie,— i tak w glorji tego miłego uśmiechu do dziś dnia pozostał w pamięci p. Osóbki, — i po krótkim namyśle odpowiedział: „Jestem administratorem powiędłych liści". Czy w odpowiedzi tej tkwiła jakaś głębsza aluzja do tułaczej doli rewolucjonisty, niepewnego najbliższego jutra, czy był to tylko dowcip, mniejsza o to. W każdym razie więcej niż pewne, że o ile ta gazeta z tą reminiscencją z młodych lat Marszałka Piłsudskiego dojdzie do jego rąk, twarz Marszalka, zoraną już zmarszczkami wieku, rozjaśni taki sam dobrotliwy uśmiech, jak wtedy przed laty na zebraniu konspiracyjnem u Peltzerów. Źródło: Słowo Częstochowskie : dziennik polityczny, społeczny i literacki. R.4, nr 287 (16 grudnia 1934)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz