Fragment życiorysu. Bronisław Najnigier.
Oto fragment życiorysu taty, przesłanego wraz ze „Smykami” do redakcji wydawnictwa „Śląsk”:
„Urodziłem się 15 XII 1920 w Kamienicy Polskiej k. Częstochowy. Rodzina była 9-osobowa (rodzice, sześcioro dzieci, stara ciotka), biedna. Matka jest chłopką, ojciec – robotnikiem (od 12. roku życia – w kop. rudy żelaza, potem na zmianę: tkaczem-chałupnikiem, woźnicą węgla, górnikiem, a w końcowym okresie cieślą na kopalni rud żelaznych”. Ujmujące jest bezdyskusyjne zaliczenie przez tatę do najbliższej rodziny ciotki Polowej, dwukrotnej wdowy (po Wojciechowskim i Pohlu), matki chrzestnej babci Heleny. Daje to wyobrażenie o sile wspólnoty rodzinnej sto lat temu, mocno wówczas odczuwanej. Wojciechowski był ponoć pijak i ladaco (zmarł młodo), dla odmiany drugi mąż ciotki był bardzo dobrze wspominany. Nie wiem, po którym z nich jest (był) „nasz” dom. Ciocia Zosia latami, dopóki zdrowie jej służyło, dawała ofiarę na mszę św. za ciotkę Polową i jej męża. Musiało w tej sprawie istnieć jakieś zobowiązanie wobec ciotki Polowej, wypełniane latami skrupulatnie przez naszych bliskich. Gest Polowej przygarnięcia do siebie Najnigierów, którym źle było mieszkać kątem u Blachnickich, nigdy nie został jej zapomniany. Wdzięczność tę wpojono również dzieciom, co im zostało na zawsze, choć w złości przezywały ciotkę Polową niekiedy „ciotką Kulową”, z powodu jej ułomności. Ciocia Zosia mówiła mi, że babcia Helena była w doskonałych stosunkach ze swoją chrzestną, ponoć świetnie się obie rozumiały. Bezdzietna Polowa przepadała za dziećmi Najnigierów i chętnie się nimi zajmowała. To chyba ona, dzięki talentowi narracyjnemu, zapaliła w naszych rodzicach ową iskierkę literacką, która się w tej dwójce tliła przez całe życie. Pokaż mi drugiego inspektora NIK-u, który wieczorami pisze sztuki teatralne... Wracając do taty życiorysu, trochę mnie razi ta „chłopka” na określenie babci Heleny, bo wolałbym „gospodyni”. Ale cóż, skoro tata tak ją określił... Teść Antoniego był jednym z najzamożniejszych miejscowych chłopów (a więc był gospodarzem), to fakt. Niezły więc to był mezalians majątkowy, owo zejście się biednego Antoniego z jego córką. Wypominała to Heli nieustannie jej młodsza, zrzędliwa siostra Monika, przez co życie z nią pod wspólnym dachem domu Blachnickich stało się nieznośne, zwłaszcza dla ambitnego Antoniego. W sukurs przyszła ciotka Polowa.
Paweł Najnigier (Warszawa)
Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie” nr105, R.: XXVIII 2/2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz