Łączna liczba wyświetleń

sobota, 26 grudnia 2020

ZE WSPOMNIEŃ. NASZ RODZIMY MÜNCHHAUSEN.

 ZE WSPOMNIEŃ. NASZ RODZIMY MÜNCHHAUSEN.



W XVIII w. niemiecki pisarz Rudolf Erich Raspe napisał książkę „Niezwykłe przygody barona Münchausena”. Był to zbiór facecji łgarskich wymyślonych przez niemieckiego barona na służbie carskiej. Chciałbym tu przypomnieć naszego rodzinnego łgarza. Był nim niejaki Karłowski. Matka, która mi te historyjki opowiadała, nie pamiętała jego imienia. Ów Karłowski mieszkał w jednej z chat zbudowanych rzędem w okolicy dzisiejszego ronda w Romanowie pomiędzy obecnym sklepem Brdąkałów a domem Ciejpów. Było to w latach dwudziestych XX w. Karłowski przejętym głosem opowiadał swoje łgarstwa. Oto łgarstwo pierwsze. – Mieliśmy w ogródku chrzan. Taki... oooo...taki – pokazywał rozszerzając ramiona Karłowski. – A kudy! Taaaki!. Wzięliśmy piłę i urżnęliśmy go. Na pniu tego chrzanu ośmiu muzykantów grało i dwanaście par tańczyło. Łgarstwo drugie. – Złapaliśmy rybę. Taką....oooo.... taką – mówił rozkładając coraz szerzej ręce. – A kudy!... Kiedy wrzuciliśmy ją na sienne drabiny (furmankę do zwózki siana), to jeszcze ogon się na dwa metry wlókł po ziemi. Jak ją obraliśmy, zmieściła się na jednej patelni. Cała wieś tej ryby pojadła i jeszcze zostało. Łgarstwo trzecie. – Mieliśmy wesz. Była taka....oooo.... taka! – mówił Karłowski podnosząc wysoko rękę. – Jak szła po górze (górą nazywano strych w chacie), to się powała pod nią uginała. Pewnego razu spadła z góry pod drzwi tak, że się wyjść z izby nie dało. Musieliśmy wyjść przez okno. Wzięliśmy topory i porąbaliśmy ją, a kawałki wyrzuciliśmy. Dopiero wtedy dało się drzwi otworzyć. Autor: Włodzimierz Gall                                                                           Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie” nr107, R.: XXVIII 4/2018

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z Kamienicy Polskiej. 1928r