WIELKANOC. Ścieżki Pamięci.
Wielki Tydzień wypełniony był praktykami chrześcijańskimi, a także ważnymi obrzędami roku rolniczego. W Wielką Środę palono ogniska w celu ogrzania dusz zmarłych a następnego dnia pozostawiano dla nich misy z jedzeniem. Świętowanie połączone z zabawą zaczynało się dopiero w Wielką Sobotę, gdy przestawał obowiązywać post. Początek stanowiło poświęcenie pokarmów a także wody i ognia. Szczególne miejsce w „święconym” zajmowały jajka, które były używane w wielu obrzędach magicznych i to nie tylko przez Słowian. Symbolizowały one życie i miały moc przepędzania złych sił. Często przy zabiegach magicznych posługiwano się jajkiem malowanym. Zwyczaj ten występował w długim okresie od zapustów do aż do czerwca, a zatem wyrastał z tradycyjnych obrzędów wiosennych, a nie z chrzescijańskich świąt Wielkanocy. Tak o średniowiecznych tradycjach Wielkanocy pisze Lidia Korczak (Obyczaje w Polsce. Od średniowiecza do czasów współczesnych, Warszawa 2005, s. 68). We wspomnieniu przeżywania czasu Wielkanocy w dzieciństwie (a więc przed ponad półwieczem) oba porządki: religijno-magiczny oraz wynikający ze zwyczaju, kultywowany w rodzinie, w sposób naturalny dopełniały się. Religijny wymiar miały obrzędy w kościele, związane z Wielkim Tygodniem, natomiast rodzinną aurę nadchodzących świąt poznawało się głównie po przygotowaniach świątecznych, sprzątaniu, przygotowywaniu potraw a przede wszystkim pisanek. Kwestią najważmiejszą było zgromadzenie niezbędnych kulinariów, pieczenie ciast, przygotowanie koszyczka do poświęcienia pokarmów w Wielką Sobotę. Ksiądz dokonujący święcenia surowo przestrzegał przed dobieraniem sie do szynek, jaj, kiełbas, ciast w sobotę. Należało wszak nadal pościć, aż do pierwszego dnia świąt. Regulacją życia w czasie zamieszania przedświatecznego zajmowała się mama. Ona decydowała, kiedy należało pójść do kościoła (na drogę krzyżową, poświęcenie ognia i wody, adorację), a kiedy rąbać drewno, potrzebne później do wypieku ciast – w chlebowym piecu.
Mama przypominała także o obowiązku wypisania i wysłania ozdobnych kart świątecznych do rodziny oraz znajomych. Pieczenie ciast i bab wielkanocnych to osobny temat. Ubijanie jaj, ich ucieranie (na babkę) w stojącej nad parą donicy, przygotowanie sera czy maku do ciast. A już szczególnych zabiegów wymagało przygotowanie pysznej wielkanocnej szynki. I jeszcze znalezienie czegoś „zielonego” do przybrania koszyczka. Jedni używali gałązek bukszpanu, inni preferowali borówczywie, a więc przyniesione z lasu gałązki borówki, zwanej w książkach brusznicą (Vaccinium vitis-idaea L). Mama była zwolenniczką tej drugiej opcji. Na ćwiczeniach ze studentami kulturoznawstwa dotyczących wierzeń, obrzędów, magii, medycyny tradycyjnej (ludowej) przyszło odpowiadać na dziwne pytania, np. dlaczego w polskiej tradycji ryba (karp, śledź) nie jest uważana za potrawę mięsną, dlaczego na stole pojawiały się takie a nie inne potrawy, skąd brały się zakazy żywieniowe w czasie postu, skąd wiedziano, że można zapewnić sobie zdrowie i pomyślność odwołując się do jakichś „zabobonów”. Co ciekawe, studenci którzy pamiętali wizyty u swoich dziadków na wsi, nie mieli aż takich dylematów. Chodziło im raczej o zracjonalizowanie owych tradycyjnych wierzeń. Magia życzeniowa istniała we wszystkich kulturach świata, wiara w uzdrawiającą moc roślin brała się z wielowiekowej praktyki, doświadczenia, przekonania o skuteczności owych zabiegów. Rośliny stosowane do magicznego leczenia chorób zawierały substancje chemiczne, których skuteczność potwierdziły późniejsze badania laboratoryjne. Racjonalizm musiał przyznać rację empirii. Jeden zwyczaj wielkopostny wydać się może dzisiejszej młodzieży absurdalny, chodziło o obmycie twarzy i rąk w Wielki Piątek w pobliskiej rzece. Zdaniem mamy czynność ta miała zapewnić zdrowie przez cały rok. Poranna wyprawa nad Kamieniczkę była więc zabiegiem magicznym.
Pora wrócić do zanikającej tradycji wysyłania kart świątecznych (tradycyjną pocztą, wymagającej kopert i nalepiania znaczka pocztowego). Dziś wysyła się e-życzenia. Pamiętając z dzieciństwa przyjemny moment przeglądania kart świątecznych przysłanych moim rodzicom (wiele z nich zachowałem do dziś), postanowiłem dochować tej tradycji. Kartki robię własnoręcznie. Może nie przypominają jakością komputerowych tworów (jakie można nabyć na poczcie) ale stanowią dowód szczególnej pamięci. Nieskromnie powiem, że niektóre osoby wręcz domagają się ode mnie takiej przesyłki świątecznej. Lata lecą, ręka już niepewna, wzrok zawodzi (nie mówiąc już o pamięci) ale staram się realizować moje zobowiązanie. Kartki świąteczne to dla mnie ważny element tradycji. Tak samo, jak „święcone”. W dzieciństwie i wczesnej młodości koszyczki święcił proboszcz Kamienicy Polskiej, później proboszczowie dwóch katowickich parafii. Od kilkunastu lat zamaszystym ruchem kropidła czyni to ksiądz proboszcz parafii św. Idziego w Zrębicach.
Autor: (Andrzej Bohdan)Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie” nr104 , R XXVIII, 1/2018r
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz