Eksponat tygodnia. Cep. Zbiory Muzeum Regionalnego w Kamienicy Polskiej.
Popularne powiedzenie głosi, że coś jest „proste jak budowa cepa”. Bo z czego składa się cep? Z dwóch połączonych „czymś” kijków: bijaka i dzierżaka. Przy bliższym oglądzie można jednak zauważyć, że to, co w cepie nie jest takie proste, to sposób połączenia tychże dwóch kijków: przy pomocy kapic (rodzaju kapturków), gązewki (kilkuwarstwowego zwoju rzemiennego, przewiązanego trokiem skórzanym pośrodku i łączącego bijak z dzierżakiem), ogniw (z wywiercony otworem w bijaku), pętlic. Uwiązy wykonywane były z pęcin: cielęcych, świńskich, rzadziej krowich lub końskich, sznura lnianego lub konopnego, skóry węgorza, prętów leszczynowych, korzeni jałowca.Dzierżak wg nomenklatury to drążek służący jako uchwyt, bijak stanowił część pracującą. Cepy dostosowywane były do wzrostu użytkownika. I w zależności od niego – bijaki były od ziemi do pasa, od ziemi do bioder lub na długość ręki, od brody do końca wyprostowanej ręki, od ziemi do przegubu ręki, od pachy do końca dłoni, na cztery piędzi (pięści) oraz długość palca środkowego, na trzy piędzi i długość palca. Z kolei dzierżak mógł być „na wysokość chłopa, trochę dłuższy niż chłop, po czubek nosa, do nosa po odchyleniu przez mierzącego głowy w tył, na rozpiętość rąk lub od ziemi po pachy”. Generalnie proporcje dzierżaka do bijaka to najczęściej 5:4 lub 5:2.
Znane jest powiedzenie, że „na cepy nie ma miary, bo robi się je podle chłopa”, ale powszechnie przyjęte było mierzenie przy pomocy pięści. Dzierżak musiał być na tyle gruby, aby można go było objąć i trzymać w ręku. Wykonywano go z drewna lekkiego, giętkiego i sprężynującego, np. z leszczyny. Bijak natomiast musiał być odpowiednio ciężki i wytrzymały, wykonywano go z niełupliwej grabiny, dębu, buku, akacji, jesionu, brzozy. Poza skomplikowanymi typami wiązań, niełatwa była także umiejętność posługiwania się cepem przy młocce. Wymagała ona siły i wprawy, by przy odpowiednim zamachnięciu umiejętnie uderzać w poddawane młocce zboże. Cepy występowały w całej Europie, upowszechniły się w późnym okresie rzymskim. W Polsce we wschodnich i południowych częściach kraju bywały używane jeszcze do lat 70. XX wieku, a sporadycznie i do dzisiaj młócą nimi np. plecionkarze wyplatający ze słomy, ponieważ tylko tak przygotowany materiał jest dobry do wyplotu. Technikę tę wykorzystywano również w celu otrzymania słomy na powrósła, maty, do sienników, obwiązywania drzew owocowych na zimę. Długo młócono bób, groch, fasolę, rzepak, len, konopie oraz rośliny pastewne, które w młocce maszynowej mogłyby utracić swoje właściwości użytkowe, jak lucerna, seradela, łubin, peluszka, wyka. Niektórzy używanie cepów – uznawanych za synonim zacofania – uzasadniali tym, że w maszynie ziarno ulega uszkodzeniu i nie jest dobrze oddzielane od słomy.
Młocki zaczynały się wraz z pierwszymi przymrozkami. Powszechnie uważano, że najlepiej jest młócić w zimie, kiedy zboże dobrze się wygrzeje i ziarna odskakują. Młocka odbywała się w stodole na klepisku i zawsze wykonywano ją zespołowo (lub chociaż w duecie). Prace przy omłotach wykonywał sam gospodarz lub towarzyszyli mu starsi synowie, ale zdarzało się, że uczestniczyły w niej kobiety i dzieci. Młócenie wymagało sporych umiejętności, ponieważ najważniejsze było utrzymanie rytmu pracy: młócący ustawiali się w jednej linii, uderzali na przemian w zboże, kręcąc cepami każdy w inną stronę. Uderzania cepem tworzyły rytm, który może nie był wysublimowaną kompozycją, niemniej kolejność uderzeń zaprowadzała pożądany porządek tej pracy. Młocka przebiegała dwuetapowo: pierwszy etap to kłosowanie, czyli kładzenie snopków (6 do 12 rzędów) kłosami do klepiska i następnie obijanie ich cepami po kłosach. Dalej snopki przewracano i młócono z drugiej strony. Drugi etap to odgarnianie wymłóconego ziarna; rozwiązywano snopki, rozkładano na klepisku i jeszcze raz dokładnie młócono. Po omłotach słoma na powrót była wiązana w snopki, a ziarno poddawano dalszej obróbce (czyszczeniu, mieleniu na mąkę).
Przykład młocki uzmysławia, jak pracochłonne były kiedyś wszystkie czynności związane z wytworzeniem, przetwarzaniem i przygotowywaniem pożywienia. Zanim nastąpiło przyspieszenie charakterystyczne dla nowoczesności, czas miał wymiar doczesny i służył niespiesznemu biegowi życia.
Autor: Małgorzata Jaszczołt
Tekst powstał jako komentarz do wystawy stałej „Porządek rzeczy. Magazyn Piotra B. Szackiego”, którą oglądać można w Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie.
Źródła:
Grażyna Szelągowska, Cztery pory roku, O sianiu, zbieraniu i świętowaniu, Katalog wystawy Muzeum Etnograficzne w Toruniu, Toruń 2001.
Kazimierz Moszyński, Kultura ludowa Słowian, T 1, Warszawa 1967. Źródło: https://ethnomuseum.pl/blog/res-musealiae-poltora-kija/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz