Wspomnienia z LO w Kamienicy Polskiej 1949-1953.
Zadanie napisania wspomnień z czasów mojego uczęszczania do naszego liceum (1949-1953) spełnię z dużą przyjemnością i z zachowaną w pamięci wdzięcznością dla Dyrektora Adama Ferensa. Był to wielki, wspaniały człowiek, niezrównany erudyta, niezapomniany nauczyciel w tamtych trudnych czasach. Osobowość Dyrektora należałoby rozpatrywać pod wieloma aspektami: dyrektora, pedagoga i człowieka. Jako dyrektor wiejskiego liceum, które nie miało renomy Liceum im. Słowackiego w Częstochowie, miał bardzo dobrze dobrane grono pedagogów pod względem etycznym, o wysokim poziomie wiedzy (żona dyrektora Maria Pfabe, Maria Warcicka, Walenty Slabosz, Witold Węglowski, Edward Ziora). Potwierdzeniem tego faktu jest liczne grono absolwentów liceum z tego okresu; zostali studentami dobrych uczelni w całej Polsce: w Krakowie, Warszawie, Wroclawiu. Adam Ferens będąc dyrektorem nie miał swojego gabinetu. Wczasie przerw przebywał zawsze w pokoju nauczycielskim.Na któreś imieniny w grudniu nasza klasa (może wspólnie z innymi - nie pamiętam dokładnie) urządziła mu, w nieużywanym narożnym pokoju na parterze. Okazało się, że gabinet zostal drugą biblioteką. Jego prywatne mieszkanie na ostamim piętrze też wyglądało jak biblioteka. Wszędzie byk pełno książek Wszczepiał w nas, uczniów, ukochanie szkoły. Potrafi, nas do niej przyciągnąć organizując tzw. „świetlicę", gdzie odbywały się rozgrywki szachowe, w warcaby, różnego rodzaju konkursy. Zainicjował m.in. urządzanie w szkole wieczorków tanecznych. Lubił się bawić i tryskał wtedy humorem. Prawie każdy wieczorek rozpoczynał się walcem angielskim tańczonym przez Dyrektora z uczennicami. (Muzyka była odtwarzana z płyt gramofonowych). Adam Ferens kładł bardzo duży nacisk na poszanowanie dobra społecznego. Uczył nas przekłaadać dobro wspólne przed swoim własnym (o co trudno w dzisiejszych czasach). W przypadku zniszczeń dokonanych przez uczniów na terenie szkoły wchodził do klasy z zachmurzonym czołem i wzburzonym silnym głosem krzyczał „złe pokłosie niesie się po szkole", potem głos się obniżał i zaraz nawiązywał do historii: „wiecie, było takie plemię Wandalów, które zniszczyło Europę". Dyrektor. jako pedagog, w tych ciężkich i zawiłych politycznie czasach prowadził lekcje historii. To nie byly zwyczajne lekcje, to byly uniwersyteckie wykłady w najlepszym wydaniu. Wchodził do klasy bez żadnego podręcznika czy konspektu. Jego wykład - lekcja historii był tak prowadzony, że całe dzieje Polski były powiązane z wydarzeniami, jakie działy się w Europie, łączone z rozwojem literatury, kultury i sztuki. W tych stalinowskich, trudnych czasach potrafi, z dużą umiejętnością, między słowami, naświetlić prawdziwy bieg historii. Był wierny prawdzie historycznej - czego nie mógł powiedzieć, to odsyłał do starych podręczników, co zaś nie odpowiadało prawdzie - pomijał. Czasem oficjalnie mówił: „gdyby was pytano o to, poczytajcie sobie Jefimowa" (preferowany wówczas podręcznik historii). Dziś można powiedzieć, że to byt wielki patriota. W okresie krakowskim, kiedy zamieszkał u swojego brata przy ulicy Czystej, a potem w Domu Pomocy Społecznej im. Helclów, podczas moich odwiedzin, zadziwił mnie swoją pogodą ducha, jasnością umysłu i opowiadaniem dowcipów. Dla wszystkich, którzy Go znali lub zetknęli się z Nim pozostał w pamięci jako człowiek bardzo skromny, pełen pogody ducha i życiowego optymizmu oraz wielkiego formatu erudyta. Był człowiekiem wrażliwym na nasze kłopoty, spieszył z pomocą tym, którzy jej potrzebowali i to przynosiło mu zadowolenie i satysfakcję, pomimo wielu przeciwności losu, jakie Go nękały. Z żalem muszę stwierdzić, odwiedzając często nasz cmentarz, że mało zniczy w Dzień Wszystkich świętych pali się na Jego grobie, a przecież tylu absolwentów tego liceum czerpało z jego światłego umysłu. Dobrze, że chociaż jest ulica nazwana Jego nazwiskiem.
Julia Szmida-Zajączkowska (Kraków)
Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie” nr40, R XII , 1/2002r