SZKOŁA- II Rzeczpospolita na drodze ku nowoczesności.
Przedwojenna szkoła to była szkoła! Rozpowszechnioną opinię potwierdzają liczne świadectwa. Czesław Miłosz w Rodzinnej Europie pisał o swym gimnazjum w Wilnie, na początku lat dwudziestych: „Szkoła, do której chodziłem była dobra i zdolnościom organizacyjnym nauczycielstwa, zmuszonego do improwizacji po wojnie, należy się podziw”. Zbigniew Herbert przywoływał naukę w gimnazjum we Lwowie kilkanaście lat później: „Kiedy teraz o tym wspominam, […] uświadamiam sobie jaśniej źródło moich przywiązań i pasji. Chciałbym usypać memu nauczycielowi [łaciny] kopczyk z kamieni, ale nie wiem, gdzie szukać jego grobu: w krainie Gotów czy też Hunów”. Jaką drogę przebyła w dwudziestoleciu polska edukacja? Jak można ocenić jej dorobek? Odrodzone państwo musiało stworzyć jednolity system oświatowy. W państwach zaborczych nauczanie traktowano rozmaicie. Szkoła niemiecka była powszechna – na zajęcia uczęszczały niemal wszystkie dzieci w wieku od 6 do 14 lat. Obowiązywał język niemiecki, zaś cel wychowawczy stanowiło ukształtowanie lojalnego obywatela. W zaborze rosyjskim prowadzono rusyfikację, ale nie przywiązywano większej wagi do szkolnictwa: w Królestwie Polskim w 1903/1904 r. do szkół publicznych uczęszczało zaledwie 15,6% dzieci. Choć w Galicji od 1872 r. nauka dla dzieci od 6 do 12 lat była obowiązkowa i bezpłatna, prowadzona w języku polskim, to wielu uczniów z ubogich rodzin jej nie kończyło. Odrodzona Rzeczpospolita rozpoczęła walkę z analfabetyzmem. Na podstawie dekretu Naczelnika Państwa z 1919 r. obowiązkiem nauczania objęto wszystkie dzieci od 7 do 14. roku życia.Nauka w szkole powszechnej miała trwać 7 lat. Gminy zobowiązano do zakładania szkół powszechnych w miejscowościach, w których mieszkało co najmniej 40 dzieci. Sytuacja oświaty nie napawała jednak optymizmem. Brakowało budynków, pieniędzy, a przede wszystkim wykształconej kadry pedagogicznej. Jeden ze sposobów rozwiązania tego problemu stanowiło utworzenie pięcioletnich seminariów nauczycielskich. Ich poziom nie był na - zbyt wysoki, a ukończenie nie dawało prawa wstępu na wyższe uczelnie. Jednolite dla całego kraju, szczegółowe programy nauczania opracowało Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. W szkole powszechnej dzieci uczęszczały na religię, język polski, rachunki z geometrią, rysunki, roboty, śpiew, gimnastykę; od klasy trzeciej do siódmej – także na przyrodę, geografię i historię. W większych szkołach, w których pracowało sześciu, siedmiu nauczycieli, od klasy piątej do siódmej prowadzono naukę języka obcego. Małe szkoły, np. z jednym nauczycielem, miały okrojony program. Średnią szkołą ogólnokształcącą było ośmioletnie gimnazjum, najczęściej humanistyczne, do którego przyjmowano po czterech latach nauki w szkole powszechnej. Niektórzy początkową edukację pobierali w domu rodzinnym. Miłosz wspominał: „Czytać, pisać i rachować nauczyła mnie […] matka. Kilka miesięcy wiosennych, w ciągu których otwierałem furtkę zarośniętego ogrodu, gdzie mieszkała nauczycielka, wystarczyło, żeby przygotować mnie do egzaminu wstępnego”. Przyszły laureat Nagrody Nobla w 1921 r. pomyślnie przeszedł próbę i wstąpił w progi I Państwowego Gimnazjum im. Króla Zygmunta Augusta w Wilnie. Dostęp do szkolnictwa średniego w Polsce nie był łatwy. W 1922/1923 r. na 762 placówki przypadało jedynie 260 państwowych. Kształcenie wiązało się z opłatami – w szkołach prywatnych często dwukrotnie wyższymi. Władze oświatowe dbały o wychowanie patriotyczne i obywatelskie, kładąc nacisk na polonizację mniejszości narodowych. Ukraińcy i Białorusini z niechęcią odnosili się do idei wspólnych szkół (tzw. utrakwistycznych), w których nauczano w języku polskim oraz w języku danej narodowości. Dzieci żydowskie mogły uczęszczać do szkół państwowych z polskim językiem wykładowym lub prywatnych, np. chederów o charakterze religijnym, a także syjonistycznych lub świeckich – postępowych. Dzieci niemieckie miały oddzielne placówki lub uczyły się w równoległych klasach z wykładowym językiem niemieckim. Gruntowna reforma oświaty W 1932 r. minister Janusz Jędrzejewicz rozpoczął gruntowną reformę oświaty. Położono nacisk na wychowanie państwowe, budowano kult Józefa Piłsudskiego. Programy historii i języka polskiego podkreślały tradycję patriotyczną, powstańczą i legionową. Szkolnictwo powszechne podzielono na trzy stopnie – w zależności od liczby uczniów i nauczycieli w danej szkole. Zmieniono system kształcenia w szkołach średnich. Wprowadzono jednolite czteroletnie gimnazjum, które kończyło się tzw. małą maturą. Potem można było kontynuować naukę w dwuletnich liceach o profilach: klasycznym humanistycznym, matematyczno-fizycznym lub przyrodniczym. Zwieńczenie stanowiła matura. Licea były elitarne, dostępne dla młodzieży z rodzin zamożnych, cieszyły się renomą i dawały możliwość kontynuacji kształcenia na poziomie uniwersyteckim. Reforma jędrzejewiczowska wprowadzała obowiązkowe dokształcanie dla młodzieży do lat 18, np. na bezpłatnych kursach lub w szkołach zawodowych. Zadbano o edukację nauczycieli – dotychczasowe seminaria nauczycielskie zastąpiono trzyletnimi liceami pedagogicznymi. Ożywienie gospodarcze w drugiej połowie lat trzydziestych umożliwiło podjęcie akcji budowy setek nowych gmachów szkolnych. Kompleksowa reforma nie rozwiązała wszystkich problemów, zwłaszcza szkolnictwa powszechnego. Następca ministra Janusza Jędrzejewicza, jego brat Wacław opisał wrażenia z wizytacji przeprowadzonej w połowie lat trzydziestych: „Kiedy indziej na Wileńszczyźnie zajechaliśmy do małej szkoły powszechnej, położonej w jakimś zapadłym kącie. Była to szkoła najbiedniejszego typu o jednym nauczycielu, którym była młoda dziewczyna. By wykonać program szkolny dla dzieci w różnym wieku, musiała ona podzielić uczniów na grupy, uczące się w różnych godzinach dnia. To zajmowało jej cały dzień pracy. Taki wysiłek kończył się po kilku latach rozwojem gruźlicy, wówczas nagminnej w Polsce wśród nauczycieli”. W dużych miastach możliwości były znacznie większe. Melchior Wańkowicz w Zielu na kraterze tak ujął problem wyboru odpowiedniej warszawskiej szkoły dla córek: „Chmura mogła spaść dwojakim deszczem: albo jako szkoła pepesowska […], koedukacyjna, biedna i lewicowa, […] – tej chciał King [Wańkowicz]. Ale Królik – konserwatysta [Zofia – żona Wańkowicza] czuł się mniej niebezpiecznie, myśląc o szkole zakładanej przez siostry zmartwychwstanki, gdzie przynajmniej dziewczynki będą chodziły, jak się patrzy, w czystych fartuszkach, […] i w ogóle wiadomo, co i jak – podobnie jak na pensji pani Jastrzębowskiej, którą skończyła mama”. Pomimo trudności szkolnictwo powszechne mogło pochwalić się dużą skutecznością. Według Małego rocznika statystycznego z 1939 r. odsetek analfabetów wśród ludności w wieku powyżej 10 lat zmniejszył się z 33,1% w 1921 r. do 23,1% w 1931 r. W tym samym czasie odsetek analfabetów wśród dzieci od 10 do 14. roku życia spadł z 29,7% do 6,6%, a wśród młodzieży w wieku 15–19 lat – z 24% do 12,4%. Szkoły średnie osiągały wysoki poziom, lecz sieć placówek była słabo rozwinięta. Trudniejszy dostęp do gimnazjów i liceów miały dzieci wiejskie. Możliwość podjęcia nauki zależała przede wszystkim od sytuacji materialnej rodziny. W całym dwudziestoleciu międzywojennym maturę uzyskało tylko ok. 250 tys. osób – wykształcenie średnie wyznaczało wysoką pozycję społeczną. Nie wszystkim absolwentom gimnazjów i liceów przyszło spożytkować efekty edukacji. Gdy wybuchła wojna, większość z nich nie miała za to żadnych wątpliwości – za swój podstawowy obowiązek uznali walkę o niepodległość. Autor: Ewa Olkuśnik
Żródło: ,,Podjąć Wyzwanie!" II Rzeczpospolita na drodze ku nowoczesności, Narodowy Instytut Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów, Warszawa 2019, str 22-27
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz