Ucieczka z paszczy lwa.
W czasie okupacji Poraj przyłączony został do Rzeszy Niemieckiej. Niedaleko granica z Generalną Gubernią. Pilnowali jej pogranicznicy mieszkający w willi p..Klepackiego (przy dzisiejszej ul. Okulickiego). Granicy kolejowej pilnowali celnicy mieszkający w willi pani Brymorowej przy dzisiejszej ul. Piłsudskiego. Posterunek celny znajdował się w budynku starego dworca z tym, że obok dobudowano drewnianą Zollhalę. Każdy pociąg z Częstochowy musiał się zatrzymać na granicy, tu miał 20-minutowy postój. Od strony ul. 3 Maja stało trzech celników uzbrojonych w karabiny. Na tę stronę nie wolno było wysiadać. Wszyscy pasażerowie pociągu musieli się udać na Zollhalę, gdzie na specjalnej ladzie odbywała się rewizja bagażu. Na końcu lady znajdowały się pokoje do rewizji osobistej, dla mężczyzn pokój z oknem wychodzącym na peron, a dla kobiet z oknem od ul. Kolejowej. Kobiety rewidowała gruba, brzydka urzędniczka, natomiast mężczyzn młody, przystojny rewident. Wiosną 1943 r. z pociągu osobowego z Częstochowy wysiadł elegancki młody mężczyzna w wieku około 30 lat. Po okazaniu dokumentów celnik skierował podejrzanego pasażera na rewizję osobistą. Rewident zasiadł za biurkiem, a pasażer powiesił! kapelusz na stojącym obok wieszaku. Młody człowiek zamiast dokumentów wyjął z kieszeni wewnątrz marynarki pistolet i strzelił do celnika, zabijając go na miejscu.
Gdy sprawca wyszedł na Zollhalę, stojąca przed swoim pokojem rewidentka domyśliła się, że rewizja osobista trwała zbyt krótko, co było podejrzane. Wszczęła alarm. Celnicy przeskakując przez ladę ruszyli w pogoń. Pasażer wsiadł do stojącego na peronie pociągu i wyszedł na stronę ul. 3 Maja. Celnicy nie mogli strzelać, gdyż kolejarze akurat w tym miejscu budowali płot z podkładów. Brygadzista kolejarzy, folksdojcz, rzucił się w pogoń, ale gdy, już na placu pana Wawrzeckiego, zobaczył pistolet w ręce uciekiniera, zrezygnował z pogoni. Pasażer-uciekinier przeszedł przez zabudowania gospodarcze Wawrzeckiego, przez plac Kapuściaka, przez ul. Piłsudskiego i wszedł do ubikacji pani Nowakowej, gdzie przeczekał na dalszy tok wydarzeń. W tym czasie na żandarmerii zjawił się człowiek z zażaleniem, że jakiś człowiek zabrał mu rower i czapkę, i udał się w kierunku Natalina. Żandarmi, celnicy i inni obecni tam Niemcy wydedukowali, że pasażer zabrał czapkę, bowiem jego kapelusz został na wieszaku w pokoju zastrzelonego rewidenta. Całą ławą ruszyli szukać uciekiniera w kierunku Natalina. Gdy pani Nowakowa wykryła zbiega w swojej ubikacji, zaproponowała mu herbatę. A wieczorem mężczyzna poszedł spokojnie w kierunku Kamienicy Polskiej. Podobno był z Romanowa. Konrad Maszczyk Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie” nr95 , R XXV , 4/2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz