Chytre sprawki karczmarza we wsi Kamienica. 1932r
Karczmarz we wsi Kamienica nie cieszył się mirem wśród gospodarzy. Mówiono sobie półgębkiem, że namawia parobków, albo gospodarskich synów do kradzenia owsa, wzamian za który otwierał kredyt na wódkę, piwo, śledzie lub nawet korale dla dziewcząt. Nadomiar złego tak potrafił omotać chłopaków groźbami, tak im opowiadał o złości panów-ojców, albo niemiłosiernym starszym z policyjnego posterunku, że żaden z chłopaków za nic w świecie nie wydałby karczmarza tem bardziej, że każdy tydzień kończy się sobotą i niedzielą... Podejrzewano karczmarza o inne sprawki, ale z zarzutów należenia do bandy przemytników tytoniu potrafił się wykręcić, choć inni musieli za to odpowiadać... Być może też, że przycichł nieco, czekając, aż ucichną wszelkie podejrzenia, tymczasem zaś robił uboczne szacherki. Byłoby się może nawet wszystko upiekło, gdyby nie sprawa z Gajdą.Wincenty Gajda był chłopem nierozgarniętym, miał parę morgów ziemi po rodzicach, ale rozsądku ani za grosz. Nieco lepiej działo się jeszcze, gdy żyła nieboszczka żona, ale ta zmarła przy połogu. Dwóch synów — podrostków rozbisurmaniło się na dobre, nie mając żadnego posłuchu dla rodzica. Czuł to również i Gajda, ale topił wszelkie frasunki w karczmie. Zresztą nie działo mu się tak źle. Jeżeli czegokolwiek potrzebował, to szedł jak w dym do karczmarza, a ten mu borgował, ile wlazło. Źle się zaczęło dopiero wówczas, gdy karczmarz wyłudziwszy od Gajdy podpisy na wekslach, nietylko zaprzestał mu borgować, ale z dnia na dzień groźniej i srożej poczuł się upominać o pieniądze. Przychodziło już do tego, że karczmarz przy ludziach opowiadał, ja k to go Gajda okradł i nie chce mu teraz zwrócić pieniędzy. To też, gdy gruchnęła wieść, że karczmarz chce licytować Gijdy dobytek, ludzie mówili, że to ciężka sprawa, ale Gajda sobie na nią zasłużył. Do licytacji jednak nie doszło. Któregoś dnia karczmarz zawołał do siebie Gajdę z synami, coś tam długo z nim i gadał, dość że kredyt na nowo im otworzył. Ludzie dziwili się tylko,że Gajda pilniej się do roli włożył z jednym synem , podczas gdy drugi na usługach karczmarza ciągle jeździł i powracał z nieznanemi bliżej towarami. Było już dobrze ku jesieni, gdy pewnego dnia zjechała policja z jakiemiś pomiastowemu ubranymi urzędnikami. Zakazali karczmarzowi wychodzić z domu, pod którym stanął jeden z policjantów po przeprowadzeniu rewizji. Reszta zaś z urzędnikam i poszła na pole Gajdy, to pole za rzeczką, oddalone od wsi. Ksiądz proboszcz rozmawiał z urzędnikam i i widoć było, że jest wielce wzburzony. Ktoś słyszał nawet, jak mówił „wstyd dla całej parafji”. Sedna rzeczy dowiedział się odrazu sołtys, a stąd poszło po ludziach. Oto policja przychwyciła młodego Gajdę z transportera przemycanego tytoniu, który wiózł od granicy. Karczmarz dawał wiejskim dzieciom cukierki, aby zbierały paczki od tytoniu, albo wypraszali od ojców i braci, poczem przemycany tytoń pchał do paczki, kleił i sprzedawał jak monopolowy. Wylazło też na jaw, że karczmarz nie kontentował się przemycanym tytoniem, ale namówił jeszcze głupiego Gajdę, aby ten potajemnie bez skarbowego pozwolenia plantował tytoń. Jak wiadomo, kary pieniężne za przemyt i potajemne plantowanie są bardzo duże, to też Gajda chodzi dzisiaj po proszonem, a karczmarz siedzi w kryminale za fałszowanie monopolowego opakowania na przemycanym tvtoniu. J. Pol
Źródło: Słowo Częstochowskie : dziennik polityczny, społeczny i literacki, poświęcony sprawom miasta Częstochowy i powiatu. R.2, nr 187 (18 sierpnia 1932
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz