Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 2 stycznia 2024

 List z letniska do męża. 1931r

Najukochańszy Bubuśku! Dobrze, że zabrałam z sobą tą gromnicą babci, bo inaczej trudnoby było listy pisać. W sklepiku tu świec nie mają, zdziwili się nawet, że ktoś się o ten artykuł pyta latem, gdy dzień taki długi. Dobre, co? My w dzień, to jak sam kazałeś, bierzemy kąpiele słoneczne i dużo używamy powietrza. Liteczka ślicznie się już opaliła, Józieczek także, ale Liteczka wygląda czarująco. Gdyby tylko towarzystwo tutejsze jaki bal urządziło, to pewna jestem, że jaki bubek oszaleje za nią. Ludzie tu lepsi, niż w naszych stronach, tem więcej, że nas nie znają tak, jak w Częstochowie. Często też przypominają mi się słowa nieboszczyka ojca Twojego, że „nikt ra własnej ziemi nie został prorokiem". Święte słowa, nieprawda ? W Częstochowie matka ma dochody z noclegów i z kramu, ale nie ma tego poważania, jakie my tu wśród chłopów mamy. Lękam się też, aby oni nas kiedy nie poznali, bo reputacja nasza spadłaby do zera. Sama to widzę, że gosposia, która nas obsługuje, jest o wieie przyzwoitszą od mojej matki. Już wczoraj Józieczek tak się szkaradnie przy tych chłopach wsypał — myślałam, że mnie krew zaleje. „Mój dziadziuś — powiada — rafkę z obrazami nosił na plecach". Ja to, oczywiście, zagadałam, jak mogłam, ale chłopy, to filuty... Widzisz teraz sam, jak to niedobrze przy dzieciach rozmawiać o tem, co tylko starsi wiedzieć mogą. Ładnie byśmy wyglądali, gdyby się o tem pisarzowa z organiściną dowiedziały. Bubuśku najdroższy . Przyślij dla Liteczki sznur pereł, z tych dobrych, na 16 złotych tuzin. Będzie jej w nich ślicznie przy tem opaleniu. Przy okazji kup także mydło toaletowe „akademickie". Weź od żyda, bo ten aptekarz w naszej ulicy to straszny łapigrosz. W sąsiedniej wiosce jest tam na letnisku pan Franio, bardzo przyzwoity, inteligentny i bogaty młodzieniec. Jeździł z obrazami na bląsk i to mu tak dobrze zrobiło.

Wygiąda jak jaki doktór, albo inżynier. Dla naszej Liteczki świetnu partia. Tęsknię za Tobą, Bubuśku i jestem niespokojną o Ciebie. Ja jestem sama, lecz lęk mnie ogarnia, czy ty aby, Bubuśku, także jestem sam... Nie gniewaj się na mnie, może jestem przesadzona, ale ta lafrynda, co Cię tak w „Kameralnym" oczkowała, spokoju mi nie daje. Z jakąż przyjemnością wydrapałabym iej te granatowe ślepia, gdyby tu była. Gdyby nie ten handel, moglibyśmy być razem. Nie jestem stara, a wieś mię coraz więcej odmładza... Przymykam teraz oczy i widzę Cię tak w szlafroku, kiedy nie jesteś wcale „zawiany", a taki miły. Wyglądasz jak dziedzic. Gorąco tu, muszę otworzyć _ oko na chwilę, bo Liteczka i Józio już śpią i powietrze jak w łaźni. Liteczka, biedactwo się odkrywa, a te muchy nieznośne tak się cisną. Biodro takie stłuczone, muszę położyć kompres z zimnej wody. Dzisiaj się biedactwo rozbiło i to tak wypadkowo. Od rana zanosiło się na deszcz, więc nie wyszłyśmy jeszcze z domu, gdy naraz dojrzałyśmy jakiegoś pana na rowerze. Liteczka wyskoczyła na próg, bo myślała, że to pan Franio, wtem poślizgnęła się na kurzym odpadku, i upadła. Ale ty się nie martw, bo nic takiego strasznego. . Całuję Cię mocno i proszę, abyś po „Szkaplerznej" przysłał forsę, bo tu już torebka ściękła. Twoja Michalina. Wieś Cielęcy Zadek, dnia zapomniałam, tego roku. Źródło: Słowo Częstochowskie : dziennik polityczny, społeczny i literacki, poświęcony sprawom miasta Częstochowy i powiatu. R.1, nr 100 (16 lipca 1931)
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z Kamienicy Polskiej. 1928r