Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 31 stycznia 2021

NAUCZYCIEL MATEMATYKI. Wspomnienia.

 NAUCZYCIEL MATEMATYKI. Wspomnienia.


Uczył mnie matematyki w starszych klasach Szkoły Podstawowej w Kamienicy Polskiej. Na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych. Był przesadnym pedantem, prawie nigdy się nie uśmiechał. Jego lekcje nie należały do ciekawych. Było na nich więcej pisaniny niż działań matematycznych. Zadanie, które dało się zapisać w kilku linijkach zajmowało niemal półtorej strony zeszytu. Między działaniami zawarte były szczegółowe czynności, umowy, traktaty. U niego nie było liczb plus i minus a tylko „mniejsze od zera” i „większe od zera”. Zapisywanie zadań zajmowało niemal ćwierć 16-kartkowego zeszytu, a mnie, nielubiącemu pisać, nie napawało to entuzjazmem. Kiedyś brakło mi miejsca w zeszycie, następnego nie miałem, więc odrobiłem zadania bez owych czynności i umów. Ta bezczelność z mojej strony mocno go zirytowała. W ramach zemsty, gdy byłem dyżurnym w klasie, kazał mi czyścić drzwi. Nigdy podobnych czynności nie wykonywałem, więc przejechałem szmatą po gładkich powierzchniach.




Nauczyciel sprawdził jakość moich poczynań i wyraźnie zgorszony jakością wykonanej pracy przesunął palcem po załomach drewnianych elementów drzwi po czym podstawił mi brudny palec pod nos. – Ty smarowozie – powiedział – ja bym ci nos usmarował. Przyznaję ze skruchą, iż do pilnych uczniów nie należałem, niemniej innych nauczycieli słuchałem z zaciekawieniem. Lekcje historii pana Stanisława Kierata były pozbawione żmudnej pisaniny, za to klasę raczył długimi opowiadaniami historycznymi. Również żona Stanisława Kierata, Wacława, ucząca geografii, opowiadała ciekawie, po wysłuchaniu jej lekcji nie musiałem czytać podręcznika.





Nauczyciel matematyki wyraźnie mnie nie lubił, zresztą z wzajemnością z mojej strony; tym jego zachowaniem w stosunku do mnie czułem się sprowokowany do działań odwetowych, dlatego wymyślałem różne psoty. Kiedyś namoczyłem mu kredę. – A ja sobie dam radę – powiedział, po czym zaczął pisać na dwóch przesuwnych tablicach swoje długie teksty. Kiedy zapisał jedną przesuwał ją do góry a wysuszone napisy stawały się czytelne. Innym razem, podczas jesiennej pluchy, na dużej przerwie, nabrałem na zewnątrz budynku szkoły garść błota, po czym w pokoju nauczycielskim powrzucałem błoto do jego kaloszy. Na następnej przerwie do pokoju nauczycielskiego wszedł po mapy uczeń z szóstej klasy Kubica. Kubica – zagadnął dociekliwie nauczyciel matematyki – nie wiesz, kto mi do kaloszy nasuł błota? Ubawiony tym uczeń zarżał ze śmiechu jak stary koń. – Ty smoku! Ty baranie! – zawołał zgorszony jego śmiechem nauczyciel. Muszę przyznać jednak, że te jego nudne łopatologiczne ...... zmuszały do myślenia największe głąby, natomiast zdolniejszych uczyły umysłowego lenistwa.
Autor wspomnień: p.Włodzimierz Gall
Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie” nr112 , R.: XXX, 1/2020

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z Kamienicy Polskiej. 1928r