Żeńska Szkoła Rolnicza w Koziegłowach.
Źródło: https://www.kozieglowy.pl/.../zenska-szkola-rolnicza-w... http://historia.kozieglowy.org/r-11-spacerkiem-po-miescie/ Fotografie ze zbioru p. Mariana Szmukra oraz https://www.fotopolska.eu/1150818,foto.html?o=b272075&p=1o Jedną z chlubnych kart koziegłowskiej historii i edukacji było powołanie do życia Żeńskiej Szkoły Rolniczej, która w okresie międzywojennym działała w Koziegłowach. Siedzibą szkoły był budynek Pałacu Biskupów, w którym mieścił się także żeński internat. Na potrzeby prowadzenia gospodarstwa rolnego Skarb Państwa przekazał szkole ponad 25 hektarów ziemi. Placówka rozpoczęła działalność w 1927 r. Uczyły się w niej dziewczęta z całej Polski. Żeńskie i męskie szkoły rolnicze to inicjatywa, determinacja i sukces przedwojennej posłanki Stronnictwa Ludowego, Jadwigi Dziubińskiej. tale przekonywała władze o potrzebie krzewienia oświaty na wsi, do czasu aż zadecydowano o utworzeniu pewnej ilości szkół rolniczych na bazie majątków skarbu państwa. Koziegłowy były idealnym takim miejscem. Nowym właścicielem dawnego dworu stał się od 25 lipca 1919 roku Skarb Rzeczypospolitej Polskiej. Reprezentantem skarbu państwa był Urząd Wojewódzki Kielecki, który nie siejąc i nie orząc przekazał ten teren Dyrekcji Naczelnej Lasów Państwowych przy Ministerstwie Rolnictwa i Reform Rolnych. Stamtąd przekazano całość pod nadzór do Nadleśnictwa Siewierz, zaś podległe Leśnictwo Rzeniszów zmieniło swoją siedzibę i przeniosło się do Koziegłów, aby zasiadać na tym majątku.
W roku 1921 wykonano pierwszy operat lustracyjny, z którego wynikało, że ogólny obszar dawnej carskiej donacji, czyli dworu z folwarkami w Gniazdowie, Markowicach, Rzeniszowie, oraz osadami młyńskimi Pasieka, Flakowa oraz Pomykacz, a także lasami Postęp i Lgota, zajmował 303 morgi. Dane szczegółowe informowały, że większość użytków jest w rękach dzierżawców na podstawie częściowo odnowionych kontraktów. Wiele z tych pól nie było pomierzonych i łatwo zawłaszczali je mieszczanie mieszczanie. Jednym z dzierżawców był nadal Michał Pankratiew i w spółce z niejakim Stefanem Ruszkowskim sędzią Sądu Gminnego gospodarzył na 12 morgach i 12 prętach. Lustracja dotyczyła także budynków dworskich oraz drzew parkowych, z których do dziś zostało tylko jedno. Stuletnich drzew było 2%, sześćdziesięcioletnich 80% i pozostałych 12%. Na całość parku dworskiego (pałacowego) składało się 548 świerków, 2 sosny, 17 modrzewiów, 131 brzóz, 13 osik, 22 klony, 72 lipy, 5 dębów, 2 czeremchy, 3 olszyny, 32 graby, 64 jodły, 4 jesiony, 1 jawor, 28 topoli, 27 kasztanów, 4 jarząbki i 15 wierzb.
W ogrodzie owocowym rosło 11 orzechów włoskich, 6 orzechów laskowych, 141 grusz, 179 jabłoni, 42 śliwy, 90 wiśni i czereśni.
Budynki dworskie po wojnie europejskiej (1914 -1918) (wtedy nie nazywano jej pierwszą wojną światową) były w dość opłakanym stanie. Stało się tak za sprawą politycznej niepewności ostatniego właściciela Michała Pankratiewa i tego, że już wcześniej wybudował obok dawnej rezydencji starostów i domu pańskiego biskupów, własną rezydencję (stoi do dzisiaj). Jednak największe zniszczenia poczyniła tam wojna i bieda sprzyjająca zwykłym złodziejom i szkodnikom. Z ogólnej puli majątku skarbu państwa w Koziegłowach i okolicy wyliczonej na jakieś 190 hektarów wydzielono 25, 3953 na potrzeby Szkoły Rolniczej Żeńskiej. Organem założycielskim dla szkoły i dzierżawcą terenu w latach 1925 – 27 było starostwo w Będzinie. To jemu należy przypisać rozruch szkoły w 1927 roku, oraz dalsze 3 lata opieki. Sukcesywnie rolę tę przejmowało od 1 stycznia 1927 roku nowe starostwo zawierciańskie z gminami: Mierzęcice, Siewierz, Poraj, Koziegłowy, Koziegłowki, Włodowice, Kromołów, Żarki, Myszków, Rokitno Szlacheckie, Poręba, Mrzygłód, Pińczyce, Rudnik Wielki, Choroń i miasto Zawiercie. Sejmik zawierciański wydał na cele szkoły w latach 1931 – 1938 kwotę 124 251, 93 zł. Starosta Edward Trznadel był wielce zawiedziony, kiedy się dowiedział, że nowym właścicielem kompleksu szkolnego w Koziegłowach będzie Kuratorium Szkolne Krakowskie w Krakowie. Stosowne zarządzenie w tej sprawie wydało Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych z Dyrekcją Naczelną Lasów Państwowych po porozumieniu w dniu 21 września 1938 roku z Ministerstwem Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Przekazanie majątku miało się odbyć 29 grudnia tegoż roku, z zastrzeżeniem, że o ileby w tym czasie spadł śnieg – termin musiałby być odłożony do wiosny. Śnieg niestety spadł i przejęcie nastąpiło dopiero 23 marca 1939 roku o godzinie 14 – tej.
Składnikiem majątku szkolnego była jeszcze kamionka (dziś kompleks sportowy Orlik i wyżej), która szybko zyskiwała na znaczeniu w związku z planowaną i zrealizowaną budową drogi państwowej nr 13/6 prowadzącej z Nowego Bierunia do Częstochowy (85 km) Częścią tej drogi jest dzisiejsza ul. Warszawska od cmentarza do ronda Walentego Roździeńskiego. Grunty pod ulicę Warszawską wykupiono od prywatnych właścicieli, a końcowy odcinek ok. 0, 5 ha przejęto od Szkoły Rolniczej. Skromną rekompensatą dla szkoły był nowy płot po zachodniej stronie stodół (dziś delikatesy Centrum). Pierwszą obwodnicą Koziegłów była, więc klinkierówka na podbudowie z grubszych głazów i zaklinowaniu kamykiem drobniejszym (trakt bity). Był jakiś walec, jednak najczęściej utwardzały ją metalowe ubijaki w rękach drogowców firmy Grodków. Projekt został zatwierdzony przez Ministerstwo Komunikacji na początku 1938 roku i zrealizowany w tym samym roku. Późniejsza asfaltowa nawierzchnia tej drogi to czasy PRL-u i współczesne. Program nauczania opracowano w Ministerstwie Rolnictwa i początkowo miał on kształtować umysł i osobowość uczniów. Po kilku latach uznano jednak, że ważniejsze są cele praktyczne. Szkoła w Koziegłowach realizowała obydwa te kierunki. Dawne uczennice, z którymi zdążyłem porozmawiać podkreślały zawsze ogromny awans miasta, jaki się w tym czasie dokonał. Proszę sobie wyobrazić poranną mszę niedzielną, na której dziewczęta w strojach odświętnych stoją ze sztandarem przed ołtarzem głównym i śpiewają pieśni religijne. Tak samo, kiedy wracają z kościoła do szkoły na pierwsze śniadanie. Dziś tylko wielka i wyjątkowa uroczystość może przywołać podobny splendor. Wykładowcy z tytułami inżynierów i magistrów i bardzo częste wizyty inspektorów ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Dwa spotkania w roku z chłopcami z podobnej szkoły męskiej, gdzie grzeczność i maniery musiały być wzorcowe. Dyscyplina podobna do klasztornej. Taka dyscyplina, jak się szybko okazało była wielkim dobrodziejstwem, bo każda z uczennic wiedziała z dokładnością do kilku minut, co do niej należy, kiedy praca, kiedy odpoczynek, kiedy zabawa. Nawet sporadyczne powroty do domu zakłócały ten porządek i chciało się wracać do szkoły. Nauka trwała przez 11 miesięcy i była częściowo odpłatna. Kosztowało to 30 zł miesięcznie, zaś dojna krowa lub taka przed ocieleniem kosztowała 100 zł. Koszt ten można było obniżyć do 15 złotych, jeśli któraś z uczennic uzyskała wysoką średnią w ocenach. Uczennice (panny) z całej Polski i w różnym wieku mieszkały tu w przyszkolnym internacie. Nauki dużo i niekończące się zajęcia. Z teoretycznych na praktyczne z hodowli na ogrodnictwo, z ogrodnictwa na przetwórstwo. Krowy, mleko, śmietana, masło, kremy, lody, sery, desery, bukiety, zastawa, obrusy, hafty i dekoracje. Á propos haftu, to jedna z uczennic, Pani Marianna Znamierowska podarowała mi robótkę szkolną przedstawiającą orła białego na czerwonym suknie. Zaśpiewała mi też kilka piosenek i tą bardzo przejmującą, kiedy pojechała ze szkolną delegacją pożegnać trumnę marszałka Piłsudskiego. Trumny już niebyło i paliła się tylko czerwona lampa w zaciemnionej sali. Szkoła nie miała elektryczności. W czasach Pankratiewa, działała tu przez jakiś czas mała elektrownia, ale po I wojnie został tylko po niej pusty budynek. Wylęgarnia kurcząt ogrzewana była lampami naftowymi i aby utrzymać ciepło, cylindry szklane musiały być stale czyste. Uczennice tej szkoły wiedziały, jaka jest kaloryczność każdego posiłku i kiedy osłabnie kosiarz, który poszedł rankiem (za rosy) kosić łąkę.
Cięższe prace w gospodarstwie szkolnym wykonywały zatrudnione osoby z miasta. To tutaj w 1930 roku powołano Stowarzyszenie Młodzieży Polskiej Żeńskiej, któremu zafundowano sztandar. Na jego awersie był orzeł biały w koronie i hasło: SPRAWIE SŁUŻ. Na rewersie wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej z Dzieciątkiem. Sztandar odnalazł się po latach, ale żadna z pracowni nie chciała się podjąć jego renowacji. Widząc beznadzieje tej sytuacji wycięto białego orła na czerwonym ryngrafie i przeniesiono na sztandar Rady Gminy i Miasta Koziegłowy. Sztandar z dawnym hasłem Sprawie Służ wisi teraz w najważniejszej sali w mieście i pełni swoją powinność. Stary sztandar Stowarzyszenia po latach udało się odrestaurować. Dokonał tego z benedyktyńską cierpliwością Pan Eugeniusz Musialik urodzony w Wojsławicach malarz i restaurator wielu zabytków Wrocławia w czasach powojennych. Wojna przerwała naukę w Szkole Żeńskiej Rolniczej. Próba jej wznowienia w 1946 roku nie powiodła się. W budynku przez kolejne 20 lat funkcjonowała Szkoła Podstawowa i Liceum. Kiedy wybudowano nowy kompleks, dawny budynek mający status zabytku i nazwę w metryce: dawny pałac biskupi, przejęła Gminna Spółdzielnia i do świetlicy, gdzie stał kiedyś fortepian wsypano nawozy sztuczne, a później wrzucono worki z paszą. Za paszą podążyły szczury. Wkrótce zaczął przeciekać dach. Rozebrano, więc dach, wybito okna i zburzono ściany. Paszę komisyjnie rozpisano na straty. Dr Marian Niedźwiecki z Krakowa napisał w roku 1970 list do Ministra Kultury i poinformował, że w Koziegłowach dokonuje się gwałt na zabytku przy sprzyjającej postawie aktywu partyjnego. Minister zażądał wyjaśnień i zaczęły krążyć pisma. W tym samym czasie czołowy aktywista aparatu partyjnego popadał w nałóg i zamienił się w ruinę. Nic nie dało się już zrobić. Po dawnym pałacu została tylko piwnica i w ziemi stare fundamenty. Na tych właśnie fundamentach, któregoś pięknego dnia wyrósł dawny i jeszcze piękniejszy pałac.
Cięższe prace w gospodarstwie szkolnym wykonywały zatrudnione osoby z miasta. To tutaj w 1930 roku powołano Stowarzyszenie Młodzieży Polskiej Żeńskiej, któremu zafundowano sztandar. Na jego awersie był orzeł biały w koronie i hasło: SPRAWIE SŁUŻ. Na rewersie wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej z Dzieciątkiem. Sztandar odnalazł się po latach, ale żadna z pracowni nie chciała się podjąć jego renowacji. Widząc beznadzieje tej sytuacji wycięto białego orła na czerwonym ryngrafie i przeniesiono na sztandar Rady Gminy i Miasta Koziegłowy. Sztandar z dawnym hasłem Sprawie Służ wisi teraz w najważniejszej sali w mieście i pełni swoją powinność. Stary sztandar Stowarzyszenia po latach udało się odrestaurować. Dokonał tego z benedyktyńską cierpliwością Pan Eugeniusz Musialik urodzony w Wojsławicach malarz i restaurator wielu zabytków Wrocławia w czasach powojennych. Wojna przerwała naukę w Szkole Żeńskiej Rolniczej. Próba jej wznowienia w 1946 roku nie powiodła się. W budynku przez kolejne 20 lat funkcjonowała Szkoła Podstawowa i Liceum. Kiedy wybudowano nowy kompleks, dawny budynek mający status zabytku i nazwę w metryce: dawny pałac biskupi, przejęła Gminna Spółdzielnia i do świetlicy, gdzie stał kiedyś fortepian wsypano nawozy sztuczne, a później wrzucono worki z paszą. Za paszą podążyły szczury. Wkrótce zaczął przeciekać dach. Rozebrano, więc dach, wybito okna i zburzono ściany. Paszę komisyjnie rozpisano na straty. Dr Marian Niedźwiecki z Krakowa napisał w roku 1970 list do Ministra Kultury i poinformował, że w Koziegłowach dokonuje się gwałt na zabytku przy sprzyjającej postawie aktywu partyjnego. Minister zażądał wyjaśnień i zaczęły krążyć pisma. W tym samym czasie czołowy aktywista aparatu partyjnego popadał w nałóg i zamienił się w ruinę. Nic nie dało się już zrobić. Po dawnym pałacu została tylko piwnica i w ziemi stare fundamenty. Na tych właśnie fundamentach, któregoś pięknego dnia wyrósł dawny i jeszcze piękniejszy pałac.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz