Łączna liczba wyświetleń

piątek, 22 stycznia 2021

Od ,,Korzeni” do Muzeum Regionalnego.

 Od ,,Korzeni” do Muzeum Regionalnego.


Opowieść o „Korzeniach" jest wielowątkowa. Najłatwiej byłoby zacząć od początku, ale trudno precyzyjnie ustalić, kiedy wszystko się zaczęło - w roku 1989 narodził się pomysł wydania pisma o charakterze historycznym i jego tytuł, w 1990 ustalona została winieta i ukazała się jednodniówka, która miała charakter currendy, pisemka przekazywanego z rąk do rąk w niewielkiej grupce czytelników. Nikt nie przypuszczał wówczas, te 6 skserowanych stron, spiętych zszywką, przekształci się w kwartalnik. Ale korzenie „Korzeni" sięgają lat o wiele wcześniejszych.


To opowieść dotycząca spraw rodzinnych, osobistych, coś w rodzaju autobiografii, dokumentu osobistego. „Korzenie" to pamięć dzieciństwa i wczesnej młodości. Na tę mapę wspomnień nałożyła się później siatka kartograficzna zdobytej uniwersyteckiej wiedzy i współrzędne życiowych doświadczeń. Korzenie zrodziły się w określonym miejscu na ziemi, w określonym środowisku. To było moje miejsce na ziemi, miejscowość, która w nazwie ma dookreślenie „Polska", ale w której niemal przez cały wiek XIX mówiono głównie po czesku i niemiecku. Dziennikarz jednej z częstochowskich gazet napisał, że na sympozjum regionalistów opowiem o „mojej" Kamienicy Polskiej. Miałbym się z pyszna, gdybym powiedział współczesnym mieszkańcom, że wieś jest moja, wszak ostatni dziedzic, Florian Nałęcz Sadowski, sprzedał wieś kolonistom prawie dwieście lat temu - w roku 1818. Refleksja nad jakimś zagadnieniem wymaga stawiania pytań.


Moje pytania brzmiały mniej więcej tak: jak wyglądało przed laty miejsce na ziemi, na którym Żyli moi dziadkowie i rodzice, skąd wzięły się lokalne nazwy topograficzne, jak tutaj pracowano i świętowano? Ot, zwykła ciekawość Lompów, Kolbergów, Glogerów, Witanowskich et consortes. Podobne pytania dały początek kilku dyscyplinom wiedzy, takim jak geografia, historia, lingwistyka, etnografia i genealogia. Musiałem te dyscypliny odnieść do rodzinnej miejscowości.


Tym sposobem powstała praca doktorska o więziach kulturowych Kamienicy Polskiej. Jak ewoluowały „Korzenie"? Opisałem to w kalendarium z okazji 20-lecia istnienia kwartalnika, a kalendarium -w formie planszy - zawisło w Muzeum Regionalnym. Aurę etniczną rodzinnej miejscowości naszkicowałem w „Almanachu Częstochowy" z 2011 roku, o kontekstach kulturowych tkackich pieśni pisałem w książce „Antropologia kultury - antropologia literatury" wydanej przez Uniwersytet Śląski w 2005 r., natomiast szkic o koloniach tkackich rejonu Częstochowy znalazł się w Roczniku Muzeum Częstochowskiego 2011 r. Czy „Korzenie" służą regionalistyce? Nie mnie sądzić. Co służy regionalistyce? Mogę mówić tylko w swoim imieniu. Dokonałem — po rocznej przerwie —przeglądu książek; które dotyczą Częstochowy, jej bliższych i dalszych okolic. Książki te z powodzeniem mieszczą się na kilku, niezbyt obszernych, bibliotecznych półkach.


Jeśli pominąć popularne przewodniki, spacerowniki, albumy dotyczące Jasnej Góry, album o rodzinie Reszków - stricte regionalnych pozycji przybyto niewiele. Wyjątek stanowi rzetelna książka o starostwie olsztyńskim Karola Nabiałka (recenzowana w „Korzeniach"). Czekamy na historię Mstowa autorstwa Jacka Laberscheka, książka ma ukazać się na początku przyszłego roku a w jej promocję włączy się Towarzystwo Genealogiczne Ziemi Częstochowskiej. Wśród udanych realizacji idei regionalizmu wyróżnić mogę publikację z 2008 r: dotyczy powiatu włoszczowskie-go, ma charakter słownika geograficzno--historycznego, jej redaktor, Stanisław Janaczek, pisze we wstępie ,,[publikacja - uzup. moje] zrodziła się z fascynacji i umiłowania tego zakątka świata (...) [ z podziwu] dla swoistego, niepowtarzalnego, często dyskretnego piękna (...)". Deklaracja godna każdego regionalisty, podpisuję się pod nią jako autor „korzennych" tekstów. S. Janaczek przytacza znany cytat z pomnikowego „Słownika geograficznego Królestwa Polskiego": „zrobiliśmy, co przy skromnych siłach i środkach było możliwe".


Słowa te, zachowując proporcje, odnoszę także do „Korzeni". Co stanowi granice regionu? Czy można je dokładnie wykreślić?
Czy granice administracyjne mogą wykreować region? Jak wygląda dziś świadomość regionalna? Czy dla mieszkańców danego terenu ważniejsza jest historyczna przynależność i duma regionalna, czy raczej warunki życia, a więc możliwość zarobkowania i edukacji? Czy badaczowi kultury wypada przekraczać granice administracyjne, przez niektórych utożsamianie z granicami regionalnymi?




Jak najbardziej. Oto przykład: właścicielami Ludyni na przełomie XVIII i XIX w. byli Sadow-scy, spokrewnieni z Sadowskimi, którzy sprzedali Kamienicę Polską przybyłym z Czech i Prus kolonistom. Jeżdżąc szlakami Sadowskich z Kamienicy Polskiej dotarłem do Ludyni; zdjęcie znajdującego się tam dworu, w którym kręcono niektóre sceny filmu „Syzyfowe prace" oraz z filmu „Przedwiośnie", trafiło na pierwszą stronę „Korzeni" - jako ilustracja reportaże. Pisząc o nieistniejącym od lat 40. dworze Sadowskich w Kamienicy Polskiej mogłem odnieść się do siedzib Sadowskich w Kieleckiem. Pora wrócić do głównego wątku.


Nie wiem, czy istnieje bezpośredni związek między kwartalnikiem „Korzenie" a faktem powstania Muzeum Regionalnego w Kamienicy Polskiej. Najważniejsze, że muzeum takie powstało a skopiowane egzemplarze kwartalnika znalazły tam swoje miejsce - obok eksponatów świadczących o bogatych tradycjach tej niezwykłej w skali regionu miejscowości. Autor: Andrzej Kuśnierczyk


(Fragmenty wystąpienia na III Sympozjum Regionalistów, które odbyło się w sali posiedzeń Urzędu Miasta Częstochowa 16 XI 2013 r.). Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie” nr87 , R XXIII, 4/2013r

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

„Tkacz" sprzedany na licytacji. 1932r