Z ŻYCIA JUBILATKI – PARAFII.
Doczekaliśy się 150-lecia istniena parafii w Kamienicy Polskiej. Chociaż Wikipedia podaje rok utworzenia 1869 – przyjęta została data 9 stycznia 1870 r., to jest dzień odprawienia pierwszej mszy świętej. Fakt, że odnośne zgody władz świeckich i kościelnych były wydane wcześniej, ale jakby to powiedzieć, fizycznie parafia zaistniała w tym dniu. W roku 1869 nasi przodkowie na pewno poszli jeszcze na pasterkę, jak i powiatali Nowy Rok w Poczesnej. Co skłoniło mieszkańców Kamienicy, że z taką determinacją dążyli do wybudowania kościoła i utworzenia parafii? Jak napisał ksiądz dr Stefan Mizera „chcieli mieć swój kościół i swojego księdza”, najlepiej, aby władał językiem niemieckim.
Nie uśmiechała im się nałożona, znaczna składka na budowę nowego kościoła w Poczesnej odległego o ponad 4 wiorsty. Zgodę w końcu dostali, ale najpierw na kościół filialny i wikariusza podległego proboszczowi w Poczesnej. W 100 lat później zrodziła się kąśliwa uwaga na kamieniczan: „nasz kościół nasze lawki”. Podobno usłyszał to jakiś przybysz, który zajął miejsce w ławce tutejszemu. Wracając do przynależności do parafii Poczesna, czuli się tam na pewno wyobcowani, jak każdy przybysz na nowym miejscu, ze swym językiem, który był mieszaniną czeskiego, niemieckiego i polskiego, z odmiennymi obyczajami, pewnie i strojami.
Można przypuszczać, że niektórzy słabo rozumieli polski język. 150-letnia parafia to stara czy młoda? Porównajmy daty erygowania okolicznych parafii: Osiny – 2001 r., Wanaty – 1988 r., Siedlec Duży – 1986 r., Nierada – 1985 r., Jastrząb – 1985 r., Rększowice – 1982 r., Wrzosowa – 1958 r. (ekspozytura od 1937 r.), Poraj – 1950 r., Choroń – 1916 r., Starcza – 1911 r., Poczesna – 1606 r., Koziegłowy – 1402 r. Gdyby teraz lata istnienia podzielić przez 10, to wychodzi, że nasza parafia, to 15-letnia panienka, te parafie z początku listy to niemowlęta i dzieci, a te dwie z końca ...kobiecie lepiej wieku nie wypominać. Parafia to nierozerwalnie kościół i cmentarz.
Najwięcej wiadomości na ten temat znalazłem w Korzeniach nr 9,84, 98 i 102, w innych numerach też było ich sporo. Niektóre przytoczę, reszta to wieści zasłyszane i spostrzeżenia własne. Najwięcej kontrowersji budzi budowa kościoła. Pisze się i mówi, że kościół zbudowano w 2 lata. Jeden z lustratorów napisał, że zbudowano go w „półtrzecia roku” (nie wiem ile to jest, ale można przypuszczać, że połowa 3 lat). Inny stwierdza, że już w 1865 r. kościół i budynek dla plebana były wystawione. Sceptycznie podchodzę do tego czasu budowy, i po prostu nie wierzę w te 2 lata budowy.
Kościół w Starczy budowano około 6 lat (1928-1934), w Wanatach chyba jeszcze dłużej i to pod koniec XX wieku. Budowa obiektu tej wielkości wymagała zgromadzenia, czy też dostaw w trakcie budowy dużych ilości kamienia, cegieł, wapna, piasku i drewna. Kamień wapienny najbliżej był w Choroniu, wapno palone też. Być może wapno było wypalane na miejscu w Kamienicy, podobnie jak cegły, ale piasek to już z terenu Wanat i Zawady. Wapno wymagało jeszcze zlasowania (zgaszenia) i wysezonowania. Transport to były furmanki ciągnięte przez konie, woły, jak i ludzi po nieutwardzonych drogach. Jedyne maszyny budowlane to były pewnie krążki linowe i kołowroty, a betoniarka to „fola i graca”.
Poza tym w ciągu roku, to tylko przez około 7 miesięcy, można było prowadzić roboty murarskie – po i przed przymrozkami i nie w czasie deszczowej pogody. Zakładam, że cement nie był wówczas znany na tych terenach, mimo, że pierwsze cementownie ruszyły w Anglii już w latach 40. Ciekawe, czy zaprawę wapienno-piaskową czymś uszlachetniano (w starożytności były to kurze jaja, w średniowieczu oprócz jaj do lasowanego wapna dodawano ubite bydło, przeważnie stare lub chore). Z młodości pamiętam radę, że jak się lasuje wapno, to dobrze jest wrzucić jakąś padlinę. Wracając do murowania, nie można było robić tego zbyt szybko, dopóki spodnie warstwy nie związały się.
Wegług Baśni znad Warty pt. Pustelnik z Jaźwin, budowa świątyni trwała 11 lat, a miejsce budowy wyznaczył tenże pustelnik. Kościół w 1870 r. na pewno nie wyglądał tak, jak obecnie. Potwierdzone są z tamtego okresu dwa wizerunki patrona parafii św. Michała Archanioła, chociaż w różnych ujęciach – jeden nad ołtarzem głównym w postaci anioła z włócznią, a drugi w postaci anioła żołnierza w hełmie z mieczem i tarczą, a w tle chorągiew z krzyżem. Wisi na ścianie po prawej stronie między oknami. W dole jest podpis „Malował Teofil Błażej Lux 1868”. Poniżej jest jeszcze jeden wyraz, ale w większej części przysłonięty ramą. Napisy łatwo odczytać, np. przez lornetkę.
Obraz nad ołtarzem głównym – jak zapewnia ksiądz proboszcz – jest nieco młodszy, gdzieś z 1870 r. Nie widać niestety podpisu autora. Pewne co do wieku są również organy, zbudowane przez firmę Leopold Blomberg Warszawa. Chociaż na tabliczce firmowej nie ma roku budowy, z dokumentów dotyczących firmy wynika, że był to rok 1870. Organy były rozbudowane na konsekrację kościoła w 1884 r. W dokumantach kościelnych nie ma potwierdzenia, że figurę św. Floriana przywieźli osadnicy z Czech. Chociaż nie można tego całkowicie wykluczyć, mogło to się stać w czasie lub po wybudowaniu kościoła. Być może figurę ufundował cech tkaczy.
Unikatowe elementy wystroju, takie jak sufit kasetonowy, stacje męki pańskiej, powstały za księdza Zygmunta Sędzimira. Z księgi rachunkowej z lat 1908-1918 (Korzenie 98) wynotowałem tylko niektóre pozycje: stacje męki pańskiej wykonane przez firmę Szpetkowskiego w Warszawie płatne ratami w 1910 r., chrzcielnicę zakupiono w Zakładach Marmurów Kieleckich w 1910 r., w 1914 r. zakupiono dla chóru bas (rżnięty)? i bas dęty. Za księdza Sędzimira została doprowadzona energia elektryczna do kościoła. Zamysł sufitu kasetonowego z głowami, na wzór wawelski, nie został zrealizowany do końca. To co istnieje jest wykonane w przewadze z modrzewia w postaci 7 rzędów wzdłużnych (ile dni w tygodniu) i 12 rzędów poprzecznych (ile miesięcy w roku).
Wszystkich kasetonów jest więc 84, z czego 2 wykorzystano do zawieszenia żyrandoli, a 4 służą jako otwory wentylacyjne. Sufit jest podwieszony do potężnej belki wzdłużnej (stąpaliśmy po niej z elektrykiem podczas wymiany instalacji, chodzenie po kasetonach było zbyt ryzykowne). Jako ciekawostka, przekazana przez starszych, to sosnę na tę belkę podarował Meryn, mimo że był wyznania mojżeszowego. Taka potężna sosna rosła akurat tylko w jego lesie. Pozostałe obrazy na ścianach to: św. Jan Paweł II, św. Barbara i wizerunek Pana Jezusa, a w prezbiterum św. Anny i św. Antoniego. Figurka św. Józefa na półce przed wejściem do zakrystii, to dar z końca ubiegłego wieku od osoby z Romanowa. Ciekawostką jest również to, że prawy ołtarz ze św. Józefem jest wyższy od lewego.
Widoczne jest to zwłaszcza z chóru. Rzadkością jest też drewniana podłoga, która dodaje naszemu kościołowi przytulności. Jeśli chodzi o cmentarz grzebalny, to nie wiemy na czyich gruntach był wytyczony. Czy właścicielami byli spadkobiercy Jana Bendy (mimo licytacji, z testamentu Ludwiki Luizy Benda z 1869 r. – Korzenie 80 – wynika, że ona dysponowała tym majątkiem), czy Jan Kleber, czy inni nabywcy. Według mapy geometry Chądzyńskiego na tym miejscu jest napis Klepaczka, można wnoskować, że to teren folwarku o tej nazwie. Cmentarz mógł powstać później, po 1870 r., nie musiał być utworzony w tym samym roku, co parafia. O jego powstaniu nie ma dokumentów w parafii.
Wiązało się to z wykupem lub darowizną terenu. Cmentarze były solidnie ogradzane, nie tylko dla spokoju duszy zmarłych, ale też ze względów sanitarnych (epidemie). Zauważmy, że wszystkie stare cmentarze otoczone są murem. Widząc szybko zmieniające się okolice cmentarza, czy ktoś dałby wiarę, że dojście do cmentarza było z lewej strony fabryki „po Jungowym”. Była to bardzo wąska dróżka, niedawno zabudowana przystawką do muru fabrycznego.
Obecne dojście urządzono dopiero po II wojnie na terenie pokopalnianym. Nierozerwalnie z kościołem wiążą się również funkcje organisty i kościelnego. W ostatnim czasie organistami byli: Józef Przygoda, Feliks Krawczyk, Adam Sikorski, Włodzimierz Żyłka i obecnie Karol Cierpiał. Dorywczo grywał, jak również opracowywał utwory na chór i kapelę, pan Edward Mąkosza. Po II wojnie istniała kapela i chór 4-głosowy, prowadził Józef Przygoda, chórem dyrygował Tadeusz Macoch. Śpiewające panie w zespole folklorystycznym (potocznie Niteczki), wywodziły się z chóru kościelnego.
Kościelnymi byli: Antoni Caban, Eugeniusz Holeczek, Jan Ratman, Jan Gasiak, Zygmunt Herman, Stefan Golis i obecnie Bronisław Hak. A gwiazda z przypowieści, która była na wieży kościelnej i zniknęła jest w dalszym ciągu, wisi nad krzyżem na iglicy piorunochronu, tylko już nie świeci takim blaskiem. Autor: Stanisław Bryk
Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie” nr111, R.: XXIX 4/2019
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz