Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 1 czerwca 2021

WSPOMNIENIA EMERYTOWANEGO ROCKMANA.( Początki rocka w Kamienicy Polskiej)

 WSPOMNIENIA EMERYTOWANEGO ROCKMANA.( Początki rocka w Kamienicy Polskiej)



Bywalcy "Klubu nad basenem" (Spóldzielni Tkaczy i Dziewiarzy) .Od lewej: p.Leszek Szmida, p.Andrzej Kowalewski, p.Zosia Blachnicka, p.Ewa Dziedzic, p.Zbyszek Bałdyga, p.Wojciech Łebek, p.Ryszard Tyc. Lata 70-te.Z albumu Wojciecha Łebka

Kto był pierwszym rokendrolowcem w Kamienicy? Trudno powiedzieć. Moda na nowy krój spodni, dłuższe włosy, słuchanie audycji radia Luxemburg, zdobywanie płyt przyszła niepostrzeżenie i naturalnie jak wiosna. Ani się obejrzeliśmy, my wówczas uczniowie podstawówki, a już nasi starsi bracia nucili kompozycje spółek: Jagger-Richard i Lennon-McCartney. Na prywatkach kręciły się płyty-pocztówki zdobywane w Częstochowie w sklepiku przy ul. Krakowskiej. Pojawił się rodzimy nurt rocka zwany big-bea-tem. Konkurs młodych talentów w Szczecinie odkrył nowych wykonawców: Wojtek Korda, Ada Rusowicz - liderzy Niebiesko-Czarnych, Czesław Wydrzycki, który przyjął pseudonim Niemen, Karin Stanek, Kasia Sobczyk, itp. Poszła fama o supergrupie "Polanie" braci Wander (spikerka tv Bogusia to ich siostra), którzy wystąpili na festiwalu w Holandii razem z Rolling Stonesami. A jeśli mowa o pace Jaggera: ich występ w Sali Kongresowej w Warszawie był prawdziwym trzęsieniem ziemi. Nie wiem, czy był na widowni jakiś przedstawiciel powiatu częstochowskiego, ale wszelkie wymogi spełniał Grzesiek Łukaszuk, bywalec ówczesnych przeglądów muzycznych.



Próba nad ,,Basenem" od prawej p.Marek Dziedzic, p.Andrzej Kuśnierczyk.1972r. Z albumu p.Andrzeja Kuśnierczyka

Kiedy pojawiły się w Kamienicy gitary elektryczne? Przystawkę (tak wówczas mówiło się na przetworniki elektryczne) domowej roboty zrobił onegdaj pozujący na playboya (nota bene najmłodszy ojciec w okolicy...) Jasiu Kowalczyk. Byłem świadkiem historycznego podłączenia gitary uzbrojonej w zwoje drutów i magnesy, wszystko to umieszczone w gustownym plastikowym pudełeczku po tabletkach "Akron" (na ból gardła - taki ówczesny narkotyk), do radia. Rzecz miała miejsce w zakładzie fryzjerskim Piotra Kimli, znajdującym się w budynku GS-u (do niedawna knajpa "Kamieniczanka"). Prawdziwe gitary elektryczne, m.in. czeską "jolanę" mieli chłopcy z formacji muzycznej Jurka Łukaszuka i Jasia Gorzelaka zwanej fantazyjnie "Bardowie". Grali w Borku (w nieistniejącym już baraku na terenie bazy samochodowej), na potańcówkach w Nowej Wsi, Siedlcu (bywałem tam i ja, zazdroszcząc im sławy) i innych miejscach tanecznych. Młodzież wówczas potrafiła się bawić - bez podziałów. Była tylko jedna muzyka młodzieżowa!!! Jako odtrutka na gomułkowską siermiężność, kulturę remiz strażackich z wódą, doborową orkiestrą, obrusami z szarego papieru... Chłonęliśmy nowinki muzyczne jak, nie przymierzając, bywalcy "Kamieniczanki" gorzałę.



Na schodach nad ,,Basenem " Grupa J-D .Od lewej : p.Marek Dziedzic,p.Marysia Sobótka ,p.Zenon Ciekański,p.Andrzej Kuśnierczyk.1972r. Z albumu p.Andrzeja Kuśnierczyka .

Wkrótce i nasze pokolenie dorobiło się zespołu. Okoliczności jego powstania, to temat na film (mam nadzieję, że kiedyś napiszę taki scenariusz), albo i książkę. Pierwsze gitary (pudła) pożyczył nam ze szkolnego strychu ówczesny kierownik szkoły pan Mrożek. Postawił tylko jeden warunek: Andrzej Golis (nasz gitarzysta in spe) musiał reprezentować szkołę na spartakiadzie młodzieży powiatu częstochowskiego w biegu na 60m. Dostaliśmy też coś, co przypominało perkusję (relikt z zespołu mandolinistów z lat 50), na której próbował grać Zygmunt Pietryka z Romanowa. Eksperymentowaliśmy potem także z Tadkiem Łukaszukiem. Chrzest bojowy przeszliśmy w bibliotece gminnej, a potem na potańcówce z okazji zakończenia VIII klasy podstawówki. Podobno się podobało, a nasz menedżer, Jurek Fazan, poczęstował nas wyszmuglowanym z domu szampanem...

A potem mieliśmy dwie gitary kupione nam przez opiekującą się naszym zespołem Spółdzielnię "Tkacz" (klub nad basenem prowadziła niezwykle nowocześnie, jak na tamte czasy, Marysia Kitowa), wzmacniacze zrobione domowym sposobem (z radia "Telefunken" i radiostacji powstańców warszawskich "Błyskawica"!, mikrofon z pompki rowerowej. Wszystko było dziełem "złotej rączki" - Marka Dziedzica. Marek był naszym kierownikiem technicznym, ale szybko nauczył się grać na basie. W zespole grali na stałe Wojtek Caban, przezywany Cyrylem (talent gitarowy na miarę Tadzia Nalepy - kto go słyszał, ten wie), Paweł Najnigier z Warszawy (w wakacje i ferie), Zenek Ciekański z Poczesnej na perkusji. Perkusję kupiliśmy po części za zarobione na wieczorkach tanecznych pieniądze (nikt nie wziął do swojej kieszeni ani złotówki!!! - trudno w to dziś uwierzyć, ale mamy na to kwity podpisane przez księgową z 'Tkacza"). Perkusję znaleźliśmy w ... magazynie rolnym w Lublińcu!!! Na strych powędrowała perkusja-bęben, zwana przez nas pieszczotliwie "Ludwikiem" (nie mylić ze znakomitą perkusją Ludwig) . Być może leży jeszcze dziś na strychu z umieszczoną w środku kartką i napisem: "Dziękujemy ci, Ludwiku"... Gdzie graliśmy?



Koncert na dnie Basenu Grupy J-D .22 lipca 1971r.Udostępnił p.Andrzej Kuśnierczyk



Koncert na dnie Basenu Grupy J-D .22 lipca 1972 r.Udostępnił p.Andrzej Kuśnierczyk

Na święcie tkaczy, na dożynkach, na przeglądach spółdzielczości, na potańcówkach. Otarliśmy się raz o wielki świat: próbowaliśmy podbić świat własną kompozycją do słów Kazimierza Przerwy-Tetmajera w Teatrze Miejskim w Chorzowie. Przed nami zespół z Dąbrówki Wielkiej lub Małej grał „Epidemię euforii" z repertuaru zespołu "Klan" (wówczas absolutnie awangardowy). Mieliśmy przygotowany utwór z repertuaru "Klanu" ("Gdzie jest człowiek"), ale komisja uderzona decybelami przez ludzi z Dąbrówki kazała nam zagrać coś spokojnego. Wybraliśmy piosenkę z repertuaru zespołu ABC, w której nasza wokalistka Marysia udawała Halinę Frąckowiak. No i popłynęliśmy. Ponoć źle dobraliśmy repertuar. Najlepiej wspominamy występ w Woźnikach. Wspomagał nas wtedy zespół poetycki z nieodżałowaną, nieżyjącą już, naszą koleżanką Zasię Blachnicką . Spodobaliśmy się na tyle, że przyjeżdżano z propozycjami dalszych występów.Byliśmy wulkanicznie energetyczni jak jądro komety. W sprawy zespołu wkładaliśmy serce i cały wolny czas. Cóż, nic nie trwa wiecznie. Z myślą o przyszłości próbowałem stworzyć "gabinet cieni" - naszych muzycznych następców. Prowadziłem coś w rodzaju szkółki gitarowej. Lista uczniów jest dość długa: Wojtek Łebek, Zygmunt Zajdel, Włodzimierz Kleszcz (krótko, ale jednak), Boguś Haczyk i inni. Działalność zawiesiliśmy w 1973 roku. Nasi następcy grali jeszcze rok. A potem? Potem przyszły reorganizacyjne kataklizmy. Nasz sprzęt zdobyty nadludzkim wysiłkiem znalazł się na "śmietniku historii"...





Grupa J-D .Od lewej : p.Marek Dziedzic,p.Marysia Sobótka ,p.Zenon Ciekański,p.Andrzej Kuśnierczyk.1972r. Z albumu p.Andrzeja Kuśnierczyka

Wspólne granie to jedno z najciekawszych doznań. Małe i duże przyjemności. Trochę kłopotów. Szkoła życia. Nie zasmakowaliśmy sławy w stylu Największych. Na występy nie byliśmy dowożeni helikopterem, ale nyską Jasia Kopacza. Nie demolowaliśmy luksusowych hoteli, bo ich nie było. Dziewczyny nie piszczały na nasz widok, nie przybiegały za kulisy po autografy. Nie wymachiwały intymną bielizną w czasie koncertów. Doczekaliśmy się za to wspaniałej publiczności - naszych fanów. Koncert na dnie basenu (wówczas świeżo wybetonowanego) stał się wydarzeniem. Próbowaliśmy po latach urządzać koncerty jubileuszowe. Niestety żyliśmy w rzeczywistości realnego socjalizmu - niedoboru dóbr. Na 20-lecie nie przyjechał Cyryl, bo stal dzień i noc w kolejce po paliwo do swego malucha. Zenek miał sprawy zawodowe (służba nie drużba). Paweł przyjechał, ale wolał wybrać się na spacer po okolicy niż udawać dinozaura, po latach rozłąki z gitarą. Raz zdarzył się cud. W starej remizie zaimprowizowany koncert z łezką. W lipcu 1995r. na scenie zagrała formacja, jako żywo przypominająca dawną GRUPĘ. Tyle, że Cyryla zastąpił Wojtek Golis, Zenka Wiesiek Sławuta, a Marka jego syn Piotrek Tylko Marysia została niezastąpiona...

Wspominki dedykuję zespołom nowej fali. I wy będziecie mieli po latach swoje nostalgie popijane ziółkami. Musicie mi wierzyć na słowo, że nasza formacja była nietuzinkowa. Pozostało kilka niezbyt dobrych technicznie zdjęć. Cóż, szaleństwo elektroniki i zapisu cyfrowego dotarło nad Wisłę (Wartę), dopiero wtedy, gdy nasze dzieci chcą zafundować nam wnuczki... Pocieszające jest tylko jedno: rock to formacja, która nigdy nie mówi STOP. Ktoś, kto przeżył (pierwszy) Woodstock zawsze czuć się będzie młody.

Zaraz, zapyta ktoś, a jak to było z historią rokendrola w bloku wschodnim? Przepraszam, nie czuję się kompetentny. Zjawisko oglądałem z żabiej perspektywy. Zamiast Rolling Stonesów mieliśmy w kraju Jacka Lecha, Stenię Kozłowską, Jurka Połomskiego, kapelę Dzierżanowskiego i gwiazdy operetki. To nas miało przygotować do życia w kraju sprawiedliwości społecznej, kraju węgla i stali, sosny i konwalii... Hałaśliwa muzyka była wówczas programowo tępiona. Wy, dzieci III Rzeczypospolitej możecie cieszyć się wolnością...
Fragmenty kroniki zespołu JUDITH'S DREAM
Zapiski Bartka (wakacje 1970r.)

" W poniedziałek próba się nie odbyta, bo byłem zatrudniony w polu (...)

W sobotę pojechaliśmy z Prokopem szukać prezesa, by umówić się na granie w poniedziałek na walnym zgromadzeniu tkaczy. Zgodził się.

(...) Poczęstowali nas napojem "mandarynka", a po występie śniadaniem (dbają o swój zespół!). Na koniec prezes zagaił: "starajcie się, to i my się postaramy".

(...) poniosły mnie nerwy i zawiesiłem na drzwiach kartkę "wstęp wolny" (gryzło nas z Prokopem sumienie - że niby za co brać forsę?)

(...) W niedzielę po południu Marek wpadł na beznadziejny, moim zdaniem, pomysł: atmosfera nad basenem kapitalna - gramy!

Po pierwsze - po sobotnim hałasie nie czułem się zbyt dobrze (...), po drugie - co za dużo, to niezdrowo. Dałem drapaka przez Okno i tyle mnie widzieli. Nic dziwnego, że Marek boczył się w następnym tygodniu.

Próba odbyła się dopiero w czwartek.



1 Maja .Występ zespołu Maria i Grupa J-D. p.Maria Sobótka, p.Marek Dziedzic, p.Andrzej Kuśnierczyk i p.Zenon Ciekański (perkusista , niewidoczny na zdjęciu). Początek lat 70-tych .Z albumu p.Andrzeja Kuśnierczyka

Sobota (...) rozegraliśmy się. Ok. 20.30 prawie non-stop do ok. 22.10 wg. ułożonego przeze mnie planu (w ogóle świetnie rozgryzłem towarzystwo, myślałem nad tym ponad godzinę). Atmosfera kapitalna, podobaliśmy się (!), klaskali. Nieoczekiwane efekty dało "Pomaluj na czarno" (Paint in black z rep. The Rolling Stones).

21 lipca. Brakło stałych bywalców. Jagger1 zasypiał (...).

Z Jaggerem walimy do kierownika szkoły. Chcemy założyć klubik na stryszku w dobudówce szkoły.

(...) Marek przyniósł reflektor samochodowy, wykończyli go z Prokopem. Ciecze deszczyk. Ludzi mało. Kręciło się dużo pijanych typów (...). Jeszcze do tego Marek najspokojniej w świecie zaczął mnie przeklinać. A o co poszło? O głupie bilety, na których nie zdążyła wyschnąć farba. Czy on nie wie, że zespół to nie tylko gra? Jestem ciekaw, co zostanie po naszym zespole za kilkadziesiąt lat? I co okaże się z perspektywy czasu bardziej wzniosłe - wspólne rzępolenie, czy przyjaźń?"

"Właściwie nie wiem, kiedy dostaliśmy z Pawłem fioła na punkcie muzyki (...)"

(Dopisek Bartka na brudnopisie podania Prokopa do "Cepelii" w Zawadzie z prośbą o dofinansowanie działalności zespołu):

(...)

A w ogóle to jesteśmy bardzo zdolni lecz myślę, że na początek wystarczy nam sfinansowanie tourne po ZSRR i Mongolii. Ewentualnie moglibyśmy reklamować przy okazji wyroby chałupników (...) wyjąwszy reklamę bimbru, bo możemy z tego tourne nie wrócić. (...) z tym bimbrem naprawdę nie da rady, bo my som uczciwe chłopy a mimo to do granicy byśwa tego nie dowieźli, no nie?

Zbyszek Bałdyga, plastyk zespołu, stały bywalec klubu

Kalendarium zespołu CHAOS (potem JUDITH'S DREAM, potem GRUPA J-D)

Lato 1979 (wieczorki taneczne): 4 lipca pierwszy występ - gratis 11 lipca (sobota) - 53 bilety x 5 zł = 265 zł 21 lipca (wtorek) - 40 biletów x 5 zł = 200 zł 25 lipca (sobota) - 33 bilety x 5 zł = 165 zł 29 lipca (środa) - 41 biletów x5zł = 205 zł 25 sierpnia (wtorek) - 36- biletów x 5 zł = 180 zł 27 sierpnia (czwartek) - 23 bilety x 5 zł = 115 zł

29 sierpień (sobota) - brak danych

30 sierpień - występ na dożynkach w "operze leśnej" w Romanowie.

W sumie: 17 prób (43 godziny) i 12 występów (45 godzin), stan konta: 2.715 zł

Piotr Kimla czyli prawdziwe dzieje ROCKA w Bloku Wschodnim

Fragmenty z II tomu kroniki zespołu "Judith's Dream"
29 sierpnia 1969 r_

Siedzimy w łazience. Bartek, Zenek, Cyryl i ja. Radzimy, jak zdobyć sprzęt nagłaśniający i gitary. Nic nie przyćhodzi nam do głowy. Bartek podsuwa myśl, by zwrócić się do jakiegoś zakładu pracy. Tak, innego wyjścia nie ma. Wybór padł na spółdzielnię "Tkacz". Układamy plan rozmowy z prezesem. Odgrywamy następującą scenkę: Zenek i Cyryl udają zarząd spółdzielni, a ja i Bartek, zespół. Wychodzimy z łazienki, pukamy do drzwi i wchodzimy. Niby do zarządu. Kłaniamy się, chrząkamy, nieco speszeni srogimi minami Zenka i Cyryla. Zaczyna Bartek: Przepraszam, panie prezesie, czy mógłby pan nam poświęcić chwilkę czasu? Nagle rozległo się głośne stukanie do drzwi. Usłyszeliśmy poirytowany głos jednego z domowników - Co jest z tą łazienką? Wysikać się nawet nie można!

29 grudnia 1969 r._

Prezes Kazimierz Polaczek po wysłuchaniu nas powiedział, że jeśli nasz zapał do muzykowania nie okaże się słomiany - spółdzielnia na pewno nam pomoże. Wyszliśmy z biura jak na skrzydłach.

29 stycznia 1970 r._

Bartek zwrócił uwagę, iż liczba 29 wciąż powtarza się i towarzyszy naszym poczynaniom. Liczba magiczna?

Pierwsza próba w klubie nad basenem. Na gitarach pudłach z zamontowanymi przystawkami i przy akompaniamencie bębna pamiętającego zespół mandolinistów z czasów stalinowskich.



Próba nad ,,Basenem" od lewej p.Andrzej Kuśnierczyk ,p.Marysia Sobótka,na dole siedzi p.Marek Dziedzic,.1972r. Z albumu p.Andrzeja Kuśnierczyka.

29 marca 1970 r._

Na próbę przyszło trochę publiki. Ponieważ brakuje dwóch gitarzystów (Cyryl w szkole w Łęczycy, Bartek jest gitarzystą korespondencyjnym - na stałe mieszka w Warszawie), korzystamy z usług szwagra i jego akordeonu. Lepsze to. niż nic. Szkoda tylko, że o mocnym brzmieniu tylko możemy sobie pomarzyć. Chcieliśmy grać utwory Hendrixa, Janis Joplin, Deep Purple, Animalsów, Niebiesko-Czarnych, a ćwiczymy jakieś duperele z repertuaru Piotrusia Szczepanika. W odwodzie mamy Alibabki...

29 czerwca 1970 r._

Prezes dotrzymał słowa. Kupiliśmy w Katowicach dwie gitary elektryczne. Jeździł po nie nasz kierownik techniczny - Marek i szefowa klubu. Gitary są czerwone. Jedna nazywa się "Samba", druga "Lotos". Stary bęben pomalowaliśmy plakatówkami i podpisaliśmy "Ludwig" (nie mylić ze znakomitą perkusją Ludwik, na której grał m.in. Ringo Star z The Beatles ...) Zaangażowałem do śpiewania trzy dziewczyny z podstawówki (z VIII klasy): Anię, Beatę i Barbarę. Nazwaliśmy je ABB. Zapomniałem dodać, że - wobec braku gitarzysty - na basie zaczął grać nasz techniczny, Marek, przezywany w zespole Makarym. Złota rączka. Talent konstruktorski czystej wody.

Wakacje_

Marek przeszedł samego siebie. Nie dość, że skonstruował wzmacniacz do gitary, zrobił kolumnę głośnikową do basu (wzmacniacz "Luna" - całe 15 Watów!!!) - to na dodatek zmajstrował mikrofon używając pompki rowerowej!!! To chyba jedyny taki egzemplarz mikrofonu na kuli ziemskiej. Powstaje ambitny repertuar.

29 grudnia 1970 r._

Upłynęło 365 dni od chwili, gdy trzej zapaleńcy: Bartek, Zenek (ksywa: Urban) i Prokop zastukali z nadzieją do drzwi prezesa "Tkacza". Dziś nasza pozycja jako zespołu jest jako tako ugruntowana. Przymierzamy się do podbicia powiatu. A potem w wielki świat!

Gramy Rolling Stonesów, Beatlesów, The Shadows, The Animals. Gdy zjawia się z Łęczycy Cyryl pozwalamy sobie na ambitniejsze rzeczy.

Mamy w repertuarze 30 utworów. Ludzie chętnie przychodzą na wieczorki taneczne w klubie. Szkoda, że salka mieści tylko 40 osób. Współpraca z szefową, panią Marią Kitową układa się znakomicie. Z honorem wyszliśmy z problemu finansowego. Ani grosza dla siebie! Mamy własną książeczkę w Banku Spółdzielczym. Właściwie nie mamy konkurencji. Zespół "Dolam" grywa na zabawach i weselach. My programowo unikamy wszelkiej chałtury. To daje poczucie własnej wartości.Wyciąg z postanowień podjętych na posiedzeniu członków grupy.

29 grudnia 1970 r.

_ Po długich i burzliwych dyskusjach (rozpatrywana była nawet możliwość zaprzestania działalności) postanowiliśmy obrać inną drogę. Zadecydowaliśmy, że musimy oprzeć się na jakimś wzorze. Wybór padł na formację Tadeusza Nalepy i Miry Kubasińskiej. Oni zaczynali podobnie przed laty. Cyryl zobowiązał się opracować wszystkie utwory z dwóch pierwszych płyt. Będziemy mieć wokalistkę - Marysię Sobótkę z Technikum Chemicznego w Częstochowie. Plan:

1. podszkolić się w teorii muzycznej,

2. zgrać się (Cyiyl musi dostroić się do naszej trójki),

3. opracować nowy repertuar,

4. zdobyć lepszy sprzęt (wzmacniacze!),

5. urządzić występ kilku znanych zespołów z okolicy,

6. ułożyć się ze spółdzielnią na nowych warunkach (zapewnić prezesa, że zostawimy po sobie następców, by nie zmarnować dotychczasowego wysiłku i przekazać w godne ręce sprzęt).

W 1970 r. graliśmy "na czysto" 400 godzin. Aha, zapomniałem dodać, że całe wakacje występowaliśmy pod nazwą "Chaos”
Piotr Kimla czyli prawdziwe dzieje rock'n'rolla w bloku wschodnim
Cyryl zakochał się. Nieodwołalnie. W smukłej Irenie Ponoć byli już parą w pierwszej klasie podstawówki-teraz jednak - gdy Irka stała się dorodną panienką -miłość, przybrała na intensywności. Dobrze się maskowali. Chyba tylko raz pojawili się razem na próbie zespołu. Wybierali raczej ustronne miejsca : latem spotykali się w lesie lub nad rzeką zimą służył im mały domek dziadków. Dziadek często pracował na nocną zmianę... Po wakacjach Cyryl oznajmił, że wybrał sobie szkołę górniczą z internatem. W Łęczycy! Moje marzenia o muzycznej karierze grupy wzięły w łeb. Żegnajcie marzenia. Cześć pieśni. A mieliśmy iść w ślady chłopców z Liverpoolu. Bądź rozczochranych kolesi Micka Jaggera... Po cholerę mu Łęczyca ?! Tak blisko miał z domu do naszego liceum. Wystarczył o tylko przejść lasek. Ten sam, w którym Gola osiągał swe erotyczne inicjacje. A propos Goli. 0 niego chyba chcieli właśnie zapytać co bardziej uważni Czytelnicy mojej sagi. Otóż Gola, jedyny posiadacz gitary elektrycznej w okolicy (samoróbki zresztą), przejawiał co prawda duże chęci do gry, ale gorzej było z talentami.



Na schodach nad ,,Basenem " Grupa J-D .Od lewej : p.Marek Dziedzic,p.Marysia Sobótka ,p.Zenon Ciekański,p.Andrzej Kuśnierczyk.1972r. Z albumu p.Andrzeja Kuśnierczyka .

Napominany, by bardziej przykładał się do akordów, odpowiadał, że przeszkadzają mu zbyt długie palce. To jedyny taki przypadek w dziejach muzyki rockowej bloku wschodniego. Najbardziej wpi......ło mnie to, że na nasze próby przychodzili jacyś przypadkowi kolesie domagając się zagrania szlagierów typu: "Chryzantemy złociste", "Ramona" czy - jak to miał w zwyczaju Jurek Hada -"Żółty jesienny liść" i "Beata" - obie tandeciarza Laskowskiego. Proponować nam, miłośnikom Stonesów, Animalsów, Shadowsów i Blackoutów takie gó... ? To tak, jakby domagać się od ówczesnego GS -u dobrze upieczonej bułki. Prawdę mówiąc na mojej rosyjskiej gitarce mogłem wówczas wygrać co najwyżej romans cygański (z zapłakanym nad kawiorem oficerem lejbgwardii w tle) niż solówkę a la Clapton czy Keith Richards. Dlaczego trafiliśmy do ośrodka kultury w sąsiedniej Pocześnie? Bo tam znajdował się jako taki sprzęt. Ośrodkiem kierował muzyk zawodowo grający w filharmonii na flecie. Niestety, na nasze nieszczęście, wielki miłośnik win owocowych krajowej produkcji. Wino kupowało się w sklepiku "U Rotera". Flaszka stanowiła coś w rodzaju przepustki. O ile pamiętam w decydującej rozmowie uczestniczył gitarzysta zespołu "Bardowie" - Jurek Łukaszuk. On to w pewnym momencie zarządził dodatkową zrzutkę no kolejne butelki i wysłał nas do Rotera. Instruktor muzyczny nie lubił pić sam. Chcąc nie chcąc musieliśmy wziąć udział w degustacji trunku Poświęcając się na ołtarzu sztuki. Powrót do Kamienicy trwał wiele godzin Akurat chwycił mróz. Droga rozchybatała się straszliwie to w dół, to w górę. Latarnie uciekały, o płoty nie dawały gwarancji zachowania pionowej postawy. Co rusz ktoś lądował w rowie. Gola zgubił czapkę tzw. "oprychówkę". Koledzy oparli mnie o futrynę drzwi i wycofali się do Romanowa. Niemal śmiertelne zatrucie winem owocowym miało dobrą stronę. Nigdy w życiu nie tknąłem szlachetnej "krajówki". Na samo wspomnienie zapachowego bukietu "jabłecznika" dostaję gęsiej skórki. Zaczęliśmy grać w Pocześnie zimą 1968 roku. Czasem udało nam się ściągnąć na próby z dalekiej Łęczycy samego Cyryla, gitarzystę jak na tamte czasy awangardowego.



Studio nagrań p. Andrzej Kuśnierczyk .1975r .Z albumu p.Andrzeja Kuśnierczyka

Musieliśmy uciekać się do sztuczek i wybiegów. Otóż młodym Czytelnikom trzeba wyjaśnić, że internaty szkolne w Polsce Ludowej przypominały niemal klasztory z obostrzonym regulaminem. Do domu wypuszczano jedynie na wakacje i święta. I w wypadkach losowych. O ile te ostatnie dobrze się postaraliśmy. Co jakiś czas posyłaliśmy na adres Cyryla telegramy mniej więcej tej treści:

"Babcia bardzo chora. Przyjedź w sobotę. Wstąp do cioci w Pocześnie". Cyryl wpadał prosto z pociągu relacji Olsztyn -Zakopane i mogliśmy czarować publiczność (głównie żeńską) jakimś kawałkiem z repertuaru Czerwonych Gitar. A gdy instruktor stracił poczucie rzeczywistości zabieraliśmy się za kawałki Led Zeppelin, Deep Purple i Hendrixa. Pewnego miłego wieczoru w karnawale Cyryl pomylił wtyczki: wpakował do kontaktu (do sieci!) kabel kolumny głośnikowej. Była to trzygłośnikowa kolumna kinowa, bodajże 18 watowa, nieocenionej dla zespołów gitarowych lat 60. wartości. Takiego huku, jak wówczas, nie słyszałem nawet na manewrach obrony cywilnej, jakie przeprowadził w rejonie liceum z lekka walnięty porucznik Solarz ściągając kukuruźnika, świece dymne i cały zapas petard jakim dysponowało wojsko w Częstochowie Gdy chmura kurzu opadła, zobaczyliśmy Cyrylo, który spokojnie skiepował papierosa i powiedział "No to po zawodach". Ze dwa dni dzwoniło mi w uszach. Nasza kariera muzyczna w Pocześnie dobiegła końca. Z całej tej przygody, jak zwykle, kupony odcinał Gola. Jeszcze przez kilka miesięcy odwiedzały go pocześniańskie dziewczyny, które zbałamucił.



Występ grupy J-D w Romanowie na samochodzie p.Jacentego Machury. [Kierowca GS-u]. na perkusji grał p.Zenon Ciekański (z Poczesny).22 lipca 1972r.

Marek zrobił nowy wzmacniacz. Na lampach, które miały napis „Kriegsmarine" i ponoć pochodziły z niemieckiego U-Boota. Dzięki temu 60-watowemu cacuszku i nowej kolumnie głośnikowej (też własnej, tzn. Markowej roboty) - Cyryl mógł nieźle naśladować solówki Tadzia Nalepy. Kto go słyszał - ten wie. Pawła ciągnęło do klasyki. Namawiał nas na „Summertime" Gershwina, utwory Skaldów. Nie mnie oceniać, jak gitara „Samba" (z bydgoskiej fabryki akordeonów) imitowała solo wiolonczeli... Na szczęście i my, i nasi słuchacze, mieli poczucie humoru. Najmilej wspominam niezapomnianą atmosferę na wieczorkach tanecznych w klubie nad basenem. Nigdy nie doszło do bójek, przepychanek, kradzieży, dewastacji, żadnej demolki. Żadnego rzygania, jak to zdarzało się na wiejskich zabawach (czy obecnych wynaturzonych dyskotekach). Ludzie przychodzili potańczyć przy muzyce gitarowej. Może to zabrzmj dziwnie, ale picie piwa nie należało wówczas do dobrego tonu. Taki sznyt. Pewnego dnia Marek przyniósł wiadomość. Widział Pawła z dziewczyną. Okazało się, że upatrzył sobie cichą, skromną panienkę. Markowi wyraźnie coś nie pasowało. „Tyle przychodzi tu fajnych dziewczyn, a on właśnie ją" - główkował. Romans Pawła skończył się wraz z końcem wakacji. Co najgorsze - Paweł po powrocie do Warszawy wziął całkowity rozbrat z gitarą.

Graliśmy na przyczepie samochodu Jacka Machury (kierowcy GS-u) w czasie lipcowego festynu na Podlesiu (w 1971 roku?), w internacie Technikum chemicznego w Częstochowie, w Teatrze Miejskim w Chorzowie („Rytmy Katowic" 1972?), w domach kultury w Wożnikach i Lublińcu, w starej remizie na Starczy (nie mówiąc o naszych remizach), na tarasie liceum w Kamienicy i w starej sali gimnastycznej, no estradzie w lesie koło starej „Złotej Sosny" (dzisiejszy sklep w kompleksie zwanym Manhattan na Romanowie, na dnie basenu, w sali gimnastycznej SP nr 1 (bo nr 2 jeszcze nie było), w sali „Częstochowianki” przy cmentarzu. Chyba niczego nie pominąłem, jeśli można zawierzyć starczej pamięci...



Przegląd Zespołów Artystycznych Spółdzielczości Pracy. Woźniki 1971r. p. Maria Sobótka, p.Andrzej Kuśnierczyk, p.Marek Dziedzic, p.Zenon Ciekański (niewidoczny )

Potem, gdy zespół formalnie nie istniał, pomagałem robić oprawę muzyczną teatrowi poezję, w którym brylowała Zosia Blachnicka. Dzięki jej talentowi uczestniczyliśmy w przeglądach.



W garderobie przed programem ,,Patrzyłem w słońce "p.Zofia Blachnicka ,p.Andrzej Kuśnierczyk .Nagrodzeni na Przeglądzie Zespołów Spółdzielczości Pracy (II nagroda)1974r.Z albumu p.Andrzeja Kuśnierczyka.

W 1974r. w Gliwicach zdobyliśmy drugie miejsce spektaklem „Patrzyłem słońcu w twarz". Wyprzedził nas jedynie katowicki teatr „Poeton", w którym stawiał pierwsze kroki znany dziś krakowski aktor Krzysztof Globisz. Bezinteresownie poświęcaliśmy klubowi nad basenem całe dnie. To była przygoda. Szkoła przyjaźni. Pokoleniowe przeżycie. Zosia zdecydowała się studiować socjologię na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, ja wybrałem filologię na Uniwersytecie Śląskim (bo chciałem zostać pisarzem -cha, cha), Paweł fizykę na Uniwersytecie Warszawskim, Marysia technologię spożywczą na Akademii Rolniczej we Wrocławiu. Marek założył warsztat, a Cyryl rodzinę w Łęczycy. Zenek wybrał służbę w milicji, Wiesiek (perkusista - następca) zdał na Politechnikę Częstochowską. Wojtek i Cyryl grali przez jakiś czas w zespołach. A Gola? -



20-leciu zespołu. Występ stara remiza.

Niespodziewanie pojawił się na 20-leciu zespołu. (Od czasów Poczesny nie graliśmy razem. Właściwie nie wiedzieć co porabiał. Odtańczył natomiast - pomimo wydatnego brzuszka - „Sambę dla ciebie" z Marysią. Naszą Marysią, jego sąsiadką z Podlesia. Na estradzie zagrała formacja w składzie: Wojtek Golis, Wiesiek, Zygmunt Zajdel i ja. Z powodu braku mikrofonu Marysia nie mogła się zaprezentować. Wiesiek przywiózł tort. W czasie kameralnego spotkania przy kawie Zbyszek Bałdyga i Marek namawiali mnie, bym wygłosił mowę. Wykręciłem się sianem. Przy starej zdezelowanej gitarze odśpiewałem kilka piosenek z czasów studenckich. Mojej „dwunastki"" już nie miałem. Ukradł mi ją w czasie sosnowieckich juwenaliów pewien młody pracownik huty) „Katowice" .
Żródło: Gazeta młodzieżowa ,,Wielbłądzi” od nr3/4 , 1997 do nr10, 1998r.
Zdjęcia udostępnił: Andrzej Kuśnierczyk, Wojciech Łebek
.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz