Elżbieta Zawacka ps. ,,ZO". Związki wspomnieniowe z Porajem okres 2 wojny św. Fragment wspomnień.
Elżbieta Zawacka, ps. „Zelma”, „Sulica”, „Zo” (ur. 19 marca 1909 w Toruniu, zm. 10 stycznia 2009 tamże – kurierka Komendy Głównej Armii Krajowej, jedyna spośród 15 kandydatek, która pomyślnie przeszła trening i służyła potem jako cichociemna, matematyczka, profesor nauk humanistycznych specjalizująca się w historii najnowszej, w 2006 jako druga Polka w historii Wojska Polskiego awansowana na stopień generała brygady. Dama Orderu Orła Białego.Pani profesor, przekraczając tyle razy granicę, może był jakiś moment szczególny, jakieś przekroczenie, które pani bardzo wspomina?
Owszem, było takie. Wtedy jeszcze myśmy nie mieli komórek legalizacyjnych wytwarzających dobre fałszywe dokumenty. Warszawa miała już dosyć dobre dokumenty. My na Śląsku nie, więc wypożyczałam od „niewinnych” Polek kenkarty (dowody osobiste, tak to się nazywało), gdzie zamiast fotografii (to było ważne) był odcisk palca, więc „gęba” nie przeszkadzała. Zawsze miałam nowo wypożyczoną kenkartę. Pamiętam, miałam kenkartę Lily-Radeckiej. Ona była ze sfer bankowych w Sosnowcu, pamiętam, bardzo zamożna kobieta. Więc się nazywałam Lily-Radecka (imienia nie pamiętam). Jadę sobie z Krakowa na około przez Częstochowę do Sosnowca, okrężną drogą, bo to było najbezpieczniej. Jak się jechało z Częstochowy, była graniczna stacja pośrednia w Poraju. Trzeba było przez tę stację graniczną się przedostać. Nazywam się Lily-Radecka. Jest rewizja dokumentów. Temu gestapowcowi nie podobały się moje dokumenty (bo Gestapo sprawdzało punkty graniczne, nie tylko straż graniczna) i bierze mnie do dworca, zamyka w pokoju dworcowym i każe czekać. To było na parterze. Boże kochany! Niewiele wiem o tej Radeckiej, nazywam się przecież zupełnie inaczej, mam (to się nazywała legenda) zupełnie inną legendę życiową... Co to będzie, co to będzie?! Rozglądam się: jest okno.
Otwieram okno i udaje mi się wyskoczyć! Wyskoczyłam do lasu, bo ten dworzec jest prawie że w lesie. Teraz jest pytanie: są psy, czy nie ma psów policyjnych? Jeżeli są psy, to jestem stracona! Nie mieli psów, więc uciekam z tego lasu. Pod tą miejscowością graniczną była wieś, która nazywała się dziwacznie – Olsztyn i w Olsztynie żoną leśniczego była moja pewiaczka. Zrobiła mi przejście graniczne – sama [mnie] przeprowadziła (leśniczy przecież zna wszystko) na Śląsk, a do Śląska włączone było Zagłębie, więc przedostałam się piechotą do Zagłębia, do Zawiercia, a z Zawiercia już mam jakąś kenkartę. Jadę normalnie, dobrze mówię po niemiecku, co było tam rzadkie, bo Zagłębie nie umiało po niemiecku. I jestem ocalona! To było pierwsze największe, całkowicie „życiowe” niebezpieczeństwo, bo byliby mnie od razu rozstrzelali! Wtedy jeszcze nie było mowy o tym, żeby szukać śladów i tak dalej, tylko trach i koniec.
Źródło: https://www.1944.pl/archiwum.../elzbieta-zawacka,1961.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz