Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 10 stycznia 2023

Jan Blachnicki.

 Jan Blachnicki.

Przedstawiam sylwetkę Jana Blachnickiego, mieszkańca Zawady ur. w 1900 roku, którego dobrze pamiętam. Był synem Piotra Pawła (1857 — 1913) i Marianny Czerwik (1868 — 1918), a ten z kolei synem Andrzeja (1817 — 1894) i drugiej żony Katarzyny z Pietryków (1834 — 1878). Nb. Andrzej po jej śmierci miał jeszcze trzecią żonę — Mariannę Caban (1851 — 1916). Jan miał 6 braci i 2 siostry, jego żoną była Marianna Nowotna (1907 — 2004). Brał udział w wojnie 1918 — 1921 na Ukrainie w marszu na Kijów.

Został ciężko ranny, z wyrokiem wojskowego lekarza w lwowskim szpitalu: ‚jeśli dożyje do rana, będzie żył". Dożył nie tylko do rana, ale i do 95 lat. Jak twierdził, uratowała go kuchnia polowa, która akurat stała między nim, a wybuchającym pociskiem artyleryjskim. Dostał właściwie fragmentami tej kuchni, chyba miał też i oparzenia. Po II wojnie pracował jako magazynier na GS-owskim „skupie", a w sędziwym wieku jako strażnik w Spółdzielni Inwalidów i Usług Różnych „Ochrona Mienia". Na zmianę z moim teściem Eugeniuszem Holeczkiem stróżowali nocami w biurze i brakarni „Tkacza". Posiadał młockarnię i platformowe wozy do zwożenia zboża, dla tych, co nie posiadali własnych środków transportu. Latem czynny był u niego punkt omłotowy obsługiwany przez syna, a on przygarbiony i przyprószony plewami krzątał się wokół. Jego marzeniem było wypiekać samemu chleb z ziarna wymłóconego młockarnią (bez użycia kombajnu) i zmielonego w śrutowniku.

Do tego potrzebny był piec chlebowy. Liczył, że mój teść go wybuduje — niestety ten już leżał złożony chorobą i marzenie się nie spełniło. O przeżyciach wojennych nie chciał opowiadać, wspomniał tylko jeden epizod, gdy jego oddział dostał się pod ogień karabinu maszynowego. Zalegli i nie mogli się ruszyć ani w przód, ani w tył. Myśleli, że już po nich. Dzięki dowódcy, który jakoś wyczuł, że będzie dłuższa przerwa w ostrzale, wydał rozkaz do odwrotu i uszli cało.

O medale nie zabiegał, wolna Polska sama go odnalazła i za prezydentury Lecha Wałęsy został odznaczony Krzyżem Obrońcy Ojczyzny i mianowany na stopień podporucznika. Wydaje się, że przyczynił się też do tego płk. Wojciech Ryczek, którego żona pochodziła z Kamienicy Polskiej. Taki awans i odznaczenie dostał też inny uczestnik tej wojny, a mianowicie Jan Kowalik, syn Andrzeja, również z Zawady (Korzenie nr 5). Nie chcę kreować ich na bohaterów, lecz przedstawić jako ludzi niezwykłych — obrońców Ojczyzny. Kombatancki życiorys ma też inny Jan Blachnicki, syn Romana, ale to już inna historia i z innej wojny.

Autor : Stanisław Bryk
Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie” nr122, R XXXII , 3/2022r 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z Kamienicy Polskiej. 1928r