Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 22 stycznia 2023

Ziemniaczane i kapuściane żniwa. Jesień

 Ziemniaczane i kapuściane żniwa. Jesień

Jesień to pora powolnego zamierania przyrody. Ważną pracą polową w tym czasie byly wykopki, prace rolne zawiązane z uprawą ziemniaków (kartofli). Warto zauważyć, że do XVI wieku oprócz Indian z Ameryki Południowej nikt o ziemniakach nie słyszał. Za sprawą Hiszpanów ziemniaki przybyły do Europy i na dobre zadomowiły się na tym kontynencie. Początkowo były uprawiane w ogrodach jako rośliny egzotyczne, a z biegiem czasu upowszechnily się w uprawach polowych. Częste nieurodzaje zbóż i wojny powodowały w przeszłości głód. To zmuszało do poszukiwań nowych źródeł żywności dla ludzi i zwierząt. Ziemniaki świetnie nadawały się do zaspokojenia głodu, a na dodatek nie wymagały żyznej gleby. Z królewskich stołów zawitały pod strzechy. Do Polski przybyły z Janem III Sobieskim po zwycięstwie pod Wiedniem, ale nie zyskały zwolenników. Większe uznanie kartofle zdobyty za panowania Augusta II zarówno wśród konsumentów, jak i gospodarzy.

Do upraw weszły w XIX wieku, ale na szeroką skalę zaczęto je uprawiać dopiero przed pierwszą wojną światową'°. Jan Stanisław Bystroń, powołując się na ustalenia Jędrzeja Kitowicza, opisuje opór polskich chłopów przed uprawą ziemniaków, czyli rośliny, której nie znali ich ojcowie. „Długo Polacy brzydzili się kartoflami, mieli je za szkodliwe zdrowiu L..] Nawet, gdy już przyzwyczajono się do kartofli, niechętnie patrzoną gdy oddawano na uprawę pole, na którym dawniej co innego uprawianą". Zasadzone wiosną ziemniaki jesienią są gotowe do zbioru. Na początku, gdy ich uprawa stała się powszechna na polskich polach, to przez bardzo długie lata wykopywano je ręcznie motykami. Kopacz rozkopywał jedną lub dwie grządki i zbierał je z ziemi do wiklinowych koszyków. Z koszyków były wysypywane na duże pryzmy („kupy") lub na wóz, a stamtąd trafiały do kopców. W wywiadzie z okolic Dynowa odnotowano, że przy samym kopaniu ziemniaków nie było żadnych zwyczajów, bo każdy zajęty był robotą, ale gdy kopali już ostatnią rujkę (grządkę), wtedy kobiety, które kopały, niby to pod jakimf pozorem przywoływały gospodarza do siebie. Kiedy ten przyszedł, rzucały się no niego i przewracały na ziemię. Następnie turlaly nim po ostatnich jeszcze nie wykopanych ziemniakach tak długo, aż ten zgodził się przyrzec poczęstunek. Potern go dopiero puszczały". Unowocześnienie wykopków nastąpiło przez zastosowanie kopaczki konnej. Ruchomym elementem takiej kopaczki byty obracające się ramiona, które wyrzucały na bok wyorane ziemniaki, które następnie były zbierane do koszyków. Do dziś na przemyskiej ziemi można zobaczyć takie kopaczki tylko już ciągnięte nie przez konia, a przez traktor. Rzędy ziemniaków byty wcześniej przez gospodarza przygotowywane do wykopków. Jak zauważa jedna z respondentek: Najpierw koszono badyle, bo były długo zielone, a później kopano. W tej pracy sąsiedzi sobie pomagali. Często ażeby nie schodzić z pola, to robiono tylko przerwę i gospodyni wynosiła jedzenie". W wykopki zaangażowane były cale rodziny. Do tradycji należala pomoc sąsiedzka. Wspólnie kopano oraz zbierano ziemniaki na polu jednego gospodarza, a następnie przenoszono się do kolejnego. Organizowanie zbiorowej pracy przyczyniało się do szybszego zbioru ziemniaków. Zbieranie ziemniaków było także -na odrobek: czyli praca przy wykopkach była formą rekompensaty za inną pracę, którą wyświadczył uprzednio gospodarz. Po zakończeniu wykopków rozpalano ogniska i pieczono w nich ziemniaki, w ten sposób świętowano koniec pracy. Mieszkanka Dubiecka tak mówi o wykopkach: Kiedy kopano ziemniaki, palono ogniska. Wykorzystywano do tego celu badyle i wykoszonq trawę. Czasami ludzie piekli ziemniaki, ale częściej ogrzewali ręce, bo było zimno, często już były przymrozki, bo wykopki byly znacznie później niż dziś, tak październik. Ziemniaki zwożono do domów, składano w piwnicach, a gdy byk, mało miejsca, to robiono przy domach tok zwane kopce, czyli ziemniaki obkładano słomą, robiono wentylację i obsypywano ziemią. Tak ziemniaki przetrwały zimę. Jesienią z pól zbierano również kapustę, marchew, cebulę, a w sadach śliwki, jabłka i gruszki, udawano się na grzybobranie. Drzewa owocowe przez cały rok otaczano troskliwą opieką. Stosowano wobec nich wiele zwyczajów, obwiązywano słomą, straszono, proszono, grożono oraz traktowano na równi z członkami rodziny i zwierzętami. Następnie owoce i grzyby suszono lub robiono z nich różne przetwory na zimę. Tradycją pogranicza nadsańskiego jest suszenie owoców, byl to podstawowy sposób ich przechowywania. Był specjalny susznik - wspomina respondentka z Dąbrówki Starzeńskiej - z wyglądu przypominający wieżyczkę z sitami w środku, na którym rozkładano owoce, a pod spodem rozpalano ogień i owoce się suszyły. Ze śliwek smażyli powidła. Jesienią zrywano też owoce, które przechowywano w piwnicach w koszach lub na strychu w słomie. Innych sposobów robienia zapasów na zimę nie znano. Mieszkaniec Dylągowej mówi: Wekowania przed wojną zupełnie nie znali na wsi. Weszło do użycia dopiero w latach 50., 60.. Wszystkie zapasy przechowywano w chłodnych piwnicach, zapobiegając ich zepsuciu. Dla ludności wiejskiej ważnym warzywem była kapusta. W pażdziemiku wycinano główki kapusty

i zwożono z pola do stodoły. Tradycyjne kiszenie kapusty byto ważnym, wręcz rytualnym wydarzeniem. W kolejnych domach zbierały się młode panny, gospodynie oraz starsi i młodsi mężczyźni, wspólnie przygotowywano beczki i kapustę do kiszenia. Oczyszczone główki szatkowano nożem lub na ręcznej szatkownicy do drewnianej balii. Z balii kapusta trafiała prosto do beczek. Czasami na dnie beczki układano kilka małych, całych główek kapusty, które solono, a następnie warstwami wsypywano poszatkowaną kapustę, równocześnie warstwy te były mocno ubijane. Kiedy nie kiszono całych główek, warstwę kapusty wsypywano do dużej dębowej beczki, solono i deptano bosymi stopami. Czynności te powtarzano przy kolejnych warstwach. Przed wejściem do beczki osoba ubijająca musiała bardzo dokładnie umyć nogi. Kapusta musiała byt dobrze udeptana, żeby dobrze się zakisiła. Domownicy i zebrani na kiszenie kapusty sąsiedzi zwykle z zainteresowaniem oglądali depczącego, przy tym dokazując i żartując. Na wierzch beczki dodawano małe kwaśne jablka. Zakiszone jabłka były bardzo lubianym przysmakiem. Beczkę zostawiano w izbie na około tydzień. Codziennie trzeba było przebijać w kapuście otwory kijem, aby wyszla z niej gorycz. Po tym czasie beczkę przykrywano pokrywą, dociskano dużym kamieniem i wstawiano do piwnicy. Kiszenie kapusty powinno odbyt się przed dniem Wszystkich Świętych, bo wierzono, że kapusta kiszona póżniej nie ukisi się dobrze. Podczas wspólnego kiszenia snuto różne opowieści i śpiewano. Gospodyni za dobre kiszenie kapusty częstowala zebranych smakołykami i wódką. Był to swoisty, coroczny zwyczaj i okazja do spotkań towarzyskich. Jesień jest okresem kończenia prac polowych, porą długich jesiennych wieczorów, przesilenia jesiennego dawniej uważanego za czas nawiązywania kontaktów z zaświatami i ostatnich zabaw przed adwentem. Późną jesienią ludzie nie pracowali w polu, wykonywali tylko prace w gospodarstwie. Zgodnie z tradycją gospodarze starali się zakończyć wszystkie prace polowe do dnia św. Jadwigi obchodzonego 15 października. Tadeusz Burzyński nadmienia:,,Od tego czasu ciężar prac gospodarskich przenosił się w obręb zagrody. Gospodarze przystępowali do przygotowywania opalu na zimę, kiszono kapustę, młócono zboże'. Długie, późnojesienne wieczory były na wsi czasem spotkań sąsiedzkich i różnych prac. Najczęściej było to darcie pierza, przędzenie nici z lnu lub wełny, tkanie, przebieranie fasoli, grochu lub maku. Zajęciom tym towarzyszyly różne opowiadania, pieśni, plotki. Ta pora roku sprzyjała ożywieniu kontaktów towarzyskich. Jesienią był czas na swaty i wesela. Zebrane plony pozwalały przygotować ucztę weselną. Kto się ociągał ze ślubem, musiał potem czekać do karnawału. Chociaż coraz dłuższe wieczory zachęcały do swatów, wesela byty organizowane dopiero po zakończonym adwencie, w czasie zapustów. Barbara Ogrodowska opis późno jesiennych prac uzupełnia tematem obyczajowym: zawsze także pojawiał się temat ulubiony i najciekawszy: swatanie młodych par. Dlatego na wschodnich terenach Polski nazywano adwent «czasem swadziebnym»".
Żródło: ,,4 pory roku", O pracy i świętowaniu na ziemi przemyskiej, aut: Małgorzata Dziura, wyd. 2019, str 145-149 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z Kamienicy Polskiej. 1928r