Grzybobranie z Krysią.
Autor: Wiesław Macoch 2019rW ramach rozrywek wakacyjnych na wsi robiliśmy wyprawy do lasu. Jedną z takich pierwszych wypraw zapamiętałem szczególnie. Całą piątką: Barbara, Krystyna, Teresa, Zbyszek i ja postanowiliśmy wybrać się na grzyby do lasu. Babcia będąca smakoszem grzybów i ryb naszykowała nam kanapki i coś tam jeszcze. Uzbrojeni w koszyki i noże ruszyliśmy. Droga była daleka, przez kamienickie pola na skos pomiędzy hałdkami po wydobyciu rudy żelaza porośniętymi wtedy dzikimi gruszkami i jabłoniami aż do upragnionego lasu. Około dwóch i pół kilometrów. Po wejściu do lasu wchodziliśmy zawsze na małą polanę na której w ciągnących się przez jej środek krzakach rosły prawdziwki.
Zaczęliśmy penetrować krzaki, a Krysia ze swojego koszyka wyciągnęła to coś spakowane prze babcię. Był to kocyk! Rozłożyła go na trawie i wyjęła kanapki, które z wielkim namaszczeniem zaczęła zajadać. Poganialiśmy ją bo grzyby czekały niecierpliwie, a nas „zalewało”. Krysia była niewzruszona. Żuła kanapki do końca. Skończyła. Uff..., już w myślach mieliśmy pełne kosze grzybów. Krysia wstała, złożyła kocyk, schowała do koszyka i oświadczyła: „zjadłam śniadanie w lesie, wracamy do domu”. Opadły nam ręce! Nie pomogły przekonywania, że przecież babcia czeka na grzyby, że będzie wspaniała smażonka i zupa grzybowa. Gdzie tam! Do buntowniczki dołączył Zbyszek, do niego ja, do mnie Teresa i Baśka została sama. Wyprawa na grzyby została zakończona. Wróciliśmy wściekli. Babcia zrobiła wielkie oczy i nici z zupy grzybowej i smażonki. Musze jednak przyznać, że Krystyna po latach polubiła wyprawy do lasu na grzyby nie na śniadanie. Chodziła ze mną czasami...
Wiesław Macoch 2019
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz