Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 23 listopada 2020

DZIENNICZEK HARCERSKI WYCIECZEK KRAJOZNAWCZYCH.

 DZIENNICZEK HARCERSKI WYCIECZEK KRAJOZNAWCZYCH.


Czytelniczka Korzeni pani Mirosława Paul-Materna udostępniła nam kopię zapisków harcerza Władysława Żyły z pieszej wędrówki. Odbył ją latem 1935 r. z Myszkowa do Sosnowca (przez Koziegłowy, Woźniki, Żyglin, Świerklaniec, Czeladź) i z powrotem (przez Grodziec, Wojkowice Komorne, Piekary, Radzionków, Bobrowniki, Nakło, Świerklaniec, Zendek i Winowno). Pierwsza strona dokumentu, opatrzona tytułem „Dlaczego idę?”, jest swoistym programem ideowym autora. „Byłem w Spale. Tam dopiero ujrzałem całą wartość obecną Harcerstwa, jego obecne znaczenie i wielką rolę w narodzie i przyszłość jego.” Chodzi o Jubileuszowy Zlot Harcerstwa w dniach 10-25 lipca 1935 r. w pobliżu rezydencji prezydenta RP Ignacego Mościckiego. https://www.youtube.com/watch?v=xpPSejtUJ1k&feature=emb_title
Z uczestnikami zlotu spotkali się wówczas przewodniczący ZHP Michał Grażyński (od 1926 r. wojewoda śląski) oraz wiceprzewodnicząca ZHP, harcmistrzyni Rzeczypospolitej, Helena z Gepnerów Śliwowska (późniejsza żona Michała Grażyńskiego). Można jedynie przypuszczać, że inspiracją wycieczki w stronę odzyskanego w 1922 r. części Górnego Śląska było wezwanie Michała Grażyńskiego do harcerzy podczas zlotu w Spale. „Widziałem. Słyszałem. Wielu harcerzy pracuje z zapałem. Ja też chcę. Dlatego idę, aby opanować ideologię, technikę, życie harcerskie, idę abym poznał kraj nasz bratni, idę, bo bezczynnym być nie mogę i nie chcę, chcę służyć i żyć jak przyrzekałem. Idę na wycieczkę na Śląsk bogaty w krew polską tętniącą.







W Imię Boże! Czuwaj!” Zapisany drobnymi literkami dziennik (nie wszystko wyrazy są czytelne) zaskakuje drobiazgowością opisu miejsc, autor zdradza także umiejętności plastyczne – narysował nie tylko mapkę podróży, ale dom w Świerklańcu, kapliczkę w Starym Chechle, plan gospodarstwa w Brzezinach i Glinianej Górze, widoki z kopca „Wyzwolenia” w Piekarach Śląskich, wzgórze w Grodźcu z kościółkiem św. Doroty. Uwiecznił także Cygana kowala podczas pracy w lesie koło Winowna. Na stronie z opisem Nakła dołączył pocztówkę przedstawiającą „typy ludowe Górnego Śląska”, a obok opisu szkoły rolniczej w Koziegłowach zamieścił fotografię, na której łatwo rozpoznać dawny pałac biskupi. Pierwsze zdania dzienniczka dotyczą okoliczności wymarszu (7 sierpnia 1935 r.) „Żal mi rodziców moich, że życiem nie poznali i nie znają tej przyczyny co mię „gna”. I przykro mi, smutno bardzo, że nie mogą dać z siebie tego, co by ich spokojem i pogodą napełniło. Martwili i gniewali się, że idę od nich z pogodą, jakby na „trudy i znoje”, ale puścili w świat, że tak powiem.Wychodzę z domu – nastrój niewesoły [...] dramatyczny niemal moment wyjścia strawił wiele czasu. Do gajówki odprowadził mnie Tatuś, tu się pożegnałem i spojrzałem w stronę Myszkowa, też pożegnałem go w myśli na dwa tygodnie […] Poprawiłem plecak.



Mapę, busolę w garść i idę na przełaj na Glinianą Górę […] Pierwsze 4 km – samotny i nowicjusz – młodzik.” Gliniana Góra w dzienniczku posiada taką oto metryczkę: Nazwa wsi pochodzi od położenia w terenie. Mieszkańcy są małorolni, a gospodarstwa niezamożne. Brak postępu kultury rolnej i oświaty powoduje niedostateczne warunki życia. Złodziejstwo jest plaga nagminną. Młodzież znajduje okruchy kulturalno-oświatowe w KSM i „Strzelcu”[...]. Pod szkicem rozmieszczenia budynków w jednej z zagród znajduje się krótki opis: „Koni kilka na całą wieś. Bydło i drób hoduje każdy gospodarz. Gleba: glinka i piasek – średnia. Domów we wsi 26.” Dalsza droga wiodła przez Brzeziny („zamożniejsze od poprzedniej wsi. Wieś kupowa. Domów 18”) do Koziegłówek. „Wieś duża, schludna miłe wrażenie czyni na przechodniu. Dość dobrze zagospodarowana. Szkoła powszechna, Nowy, duży, ładny kościół wybudowany w roku 1918.” Wostatnim zdaniu wkradła się pewna nieścisłość. Kościół św. Antoniego został wybudowany w latach 1903 – 1908, gdy parafią kierował ks. kanonik Stanisław Zapałowski. Pobyt w Koziegłówkach potwierdzony został pieczęcią i podpisem pisarza tamtejszego urzędu gminy. Z kolei pobyt w Koziegłowach potwierdzony został dwiema pieczęciami: Urzędu Gminy Koziegłowy (z podpisem sekretarza) oraz Urzędu Gminy Rudnik Wielki. Wójt gminy Rudnik Wielki złożył odręczną adnotację: „p. Żyła Władysław zgłosił się w dniu 7/VIII 1935 r. w tut. Zarządzie gm.” Opis Koziegłów: „Zwykła, szara prowincjonalna wieś, zbliżająca się swym rozmiarem do miasteczka. Handel kwitnie, ale w rękach żydowskich. W okolicy najbogatsza. W tym zakątku powiatu zawierciańskiego usadowiła się Powiatowa Szkoła Rolnicza Żeńska Michalinki. Postanowiłem poznać szkołę, tak mało znaną ogółowi, który obojętny zda się mało baczy na dobrodziejstwa, jakie płyną z tej małej twierdzy oświaty w ustroniu pozostającej. Jest to szkoła pożyteczna, jakich mało w państwie naszym. Skorzystałem skwapliwie z propozycji życzliwej i oddanej prowadzeniu wychowanek przez przeszkolenie życiowe.” Co ciekawe, w dzienniczku wpisała się jedna z uczennic: „Druhowi z Myszkowa dalszejszczęśliwej drogi życzy uczennica Szkoły Rolniczej w Koziegłowach Wanda Nowakówna.” Z Koziegłów autor dzienniczka pomaszerował w stronę Gniazdowa.Wieś określił „istnym gniazdem sekty mariawitów”, a ustrójspołeczny „bardzo bliski komunizmu – choć daleki od idei Marksa”. Społeczności mariawitów poświęcił dużo uwagi, narysował kościół, wspomniał o budowie domu parafialnego, chwalił ofiarność mieszkańców: „składają ofiary na potrzeby „ołtarza” a nie na utrzymanie duchowieństwa – księża utrzymują się własną pracą.” Winnym miejscu notuje: „dążą do prostoty i pierwotnego chrześcijaństwa” .Wydaje się, że informacje o zwolennikach „mateczki Kozłowskiej” zdobywał poprzez rozmowy z mieszkańcami i z księdzem. Bardzo dobrze poznać prawd – zasad – mariawitów nie mogłem […] z powodu mętnych i niejasnych wywodów tut. proboszcza”. Aoto fragment opisu kolejnego etapu wędrówki: „O zmierzchu wkroczyłem na ziemię śląską, pierwsze miasto w którym zanocowałem były Woźniki w pow. lublinieckim. Miasto nieduże, rolnicze, wiele górników. Żydów b. mało. Przy szkole powszechnej istniej drużyna harcerska – niestety nie miałem z nią styczności z powodu wakacyj druhów tutejszych. Gwara śląska – charakter Ślązaków ma żywsze i szlachetniejsze pierwiastki niźli w Zawierciańskiem. Silne samopoczucie śląskie. Woźniki to jakby kresowe miasto Śląska, poza miastem ciągną się dziesiątki kilometrów lasy[...]”. Pobyt autora dzienniczka w Woźnikach potwierdził 8 sierpnia pieczęcią i podpisem prezes tamtejszego Związku Strzeleckiego. Trzeba dodać, że stosowne pieczątki z podpisami zdobył w Urzędzie Gminy w Zielonej, w Zarządzie Gminy z Żyglinie, (w obu miejscowościach 8 sierpnia), w Świerklańcu (9 sierpnia), w Urzędzie Gminy Grodziec (20 sierpnia), w gminie Brzozowice-Kamień oraz Zarządzie Parafii Radzionków (21 sierpnia). Nie może dziwić, że dużo miejsca poświęcił autor dzienniczka Piekarom Śląskim, cytując słowa prymasa Augusta Hlonda i ks. Emila Szramka o roli tego miejsca jako centrum wiary śląskiego ludu. W 1935 r. obchodzono 10-lecie koronacji obrazu Matki Boskiej Piekarskiej. Kolejny etap wędrówki harcerza Żyły toBobrowniki, Nakło i Świerklaniec. „Słoneczko zachodzi. Mam wrażenie, że wchodzę do jakiegoś miasta.Asfalt jakiego by się Warszawa nie powstydziła. I rojno, i gwarno. Harcerzy tu mają – toteż witają mnie spojrzeniami i okrzykami […] Minąłem z lewej duży park i zostawiłem wraz z nim na boku Stary Zamek i wnętrze parku z kaplicą i nowym zamkiem. Próbowałem zwiedzić go, szczęścia wiele nie miałem, wówczas mieszkał w nim książę von Donnersmarck, staruszek oślepły. Warto pono zwiedzić jego pokoje wraz z zabytkami – jak mi służba i administracja dóbr świerklanieckich, mieszcząca się w starym zamku, oznajmiła. Wśród wielkiego parku książęcego wznosi się kaplica protestancka książąt nowowybudowana.” Gmina świerklaniecka skierowała harcerza na nocleg do „cieszących się poważaniem” państwa Niechwiejczyków (odczytanie nazwiska niepewne), właścicieli szynku. „O zwyczajach tutejszych długo mi opowiadała ta pani (przypominałem jej fizjonomią jej syna poległego w powstaniu śląskim), noc spędziłem na słomie, wymówiwszy się spania w pokoju, nie chcąc przeszkadzać.” Zainteresowanie zwyczajami i obyczajami śląskimi wydaje się autentyczne i świadczy o etnograficznych inklinacjach autora dzienniczka. „Ślaskie stroje są piękne, Ślązacy zaś miłują piękno i swe cechy narodowe.” Zafascynowany był także świerklanieckimi lasami należącymi do Donnersmarcków. „Absolutnie nie wolno do nich wchodzić lecz ja zasięgnąłem wiadomości i z wielkiej ciekawości mimo wszystko wsadziłem tam nos. […] Zaczynam się domyślać, że Świerklaniec pochodzi od świerków wiekowych. Co ożywia ten las? (wiadomości własne i od gajowego). Jelenie, sarny, lisy, zające, króliki, tchórze, wydry, łasice , kuny – b. mało dzikich świń, przepiórki, wiewiórki, bażanty, żmije,sowy, jastrzębie, pawie, dzięcioły, słowiki, dzikie gęsi i kaczki. […] Te lasy są jakby rezerwatem rodziny księcia – tu się odbywają polowania i zabawy.” Żyła był bystrym obserwatorem, swoje wrażenia potrafił opisać precyzyjnym językiem (często z domieszką humoru). Zapiski z wędrówki to forma osobistego dokumentu, który stanowi dla dzisiejszego czytelnika cenne i wiarygodne źródło informacji. Dziennik podróży z założenia używa skróconego opisu. Można żałować, że niektóre opisy są zbyt lakoniczne, ale z drugiejstrony należy docenić wartość dokumentacyjną zapisków. Jeden z rozdziałów, „Na skraju przemysłowej doliny”, ma charakterświetnie skomponowanego reportażu. Wędrujący od strony Świerklańca w kierunku Czeladzi i Sosnowca tak dzieli się swymi wrażeniami: „Rzeczywiście. Spojrzę w lewo – lasy i piaski; w prawo – las kominów i wieżyc wyłaniających się co chwila zza pagórków. Wymysłów, Dobieszowice, Bobrowniki (duża szkoła – mało oglądałem) to zwykłe wsie, ale w miarę zbliżania się do Sosnowca widać, że to już nie rolnicze wsie, a jeno już półrolnicze, pół -robotniczo-górnicze. U podnóża góry pod Żychcicami ujrzałem dużą kopalnię „Jowisz” (nieczynna). I widziałem obok białej (kurz!!!) szosy chaty stare wiejskie obok murowanych domów. A ludzie? Żyją własnym przemysłem – kobiety noszą mleko i podobne produkty do miast, mężczyźni zaś kopią węgiel w biedaszybach (Przykry nastrój w rozmowie z tymi ludźmi). Rzadko widzisz górnika w kasku wracającego z pracy – tym zazdroszczą. Najbliższy cel – Przełajka – sama to pół biedy, ale o 4-3 km przed nią to prawdziwa „przełajka” – rzeka (przeprawiłem się na harcerskim kajaku – poznałem po lilii – harcerzom „z damami na plaży” nie chciałem przeszkadzać), piaski – (drap się w górę), to znów wysoki nasyp kolejowy (żem się nie stoczył – no!?) i tak się wdrapałem na wyżynę. Okolica jak na dłoni – o teraz widzę w tyle daleko czerń lasów świerklanieckich – bliżej dymy wsi zostawionych za sobą – przed się Czeladź z kościołem, przygniatającym tulące się do niego miasto – w lewo – kopalnie i daleko góra z kościółkiem – w prawo – kominy i wieżyce Szopienic, Katowic itd. O i Sosnowiec też widać”. Co za niezwykła dynamika, podkreślona pauzami – zamiast przecinków i kropek. Opis poruszył mnie do głębi. Dlaczego? W latach 90. pomaszerowałem kiedyś z Katowic przez Bańgów, Przełajkę, Dąbrówkę Wielką, Brzozowice i Szarlej do Piekar. Z powrotem szedłem przez Wojkowice, Boleradz, Grodziec, Górę św. Doroty, Łagiszę, Niepiekło, Ksawerę, Będzin, Stary Sosnowiec i Szopienice. Do domu dotarłem nad ranem. Dlaczego szedłem taki szmat drogi? Mógłbym powiedzieć za autorem „Dzienniczka”, że „coś mnie gnało”. Nagrodą były wspaniałe widoki pogranicza Śląska i Zagłębia. Te same, które opisał Władysław Żyła 60 lat wcześniej. Dlaczego skromne, młodzieńcze zapiski harcerza z Myszkowa stawiam na równi z wielką literaturą podróżniczą i krajoznawczą? Z powodu pasji wędrowania, która była także i moim udziałem. Znam doskonale „poetykę wędrówki”, jej magię i niezwykłe doznania. Autor „Dzienniczka harcerskich wycieczek” swe zaangażowanie zawdzięczał idei skautowskiej, ja dziwnej skłonności do pieszych peregrynacji, skłonności właściwej obieżyświatom (i romantykom). Skoro piesze wędrówki odbywał domorosły etnograf Józef Lompa, nauczyciel z Lubszy, mogłem i ja.
Autor opracowania: Andrzej Kuśnierczyk
Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie” nr106 , R.: XXVIII, 3/2018 
https://www.szukajwarchiwach.gov.pl/en/jednostka/-/jednostka/5913718

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

„Tkacz" sprzedany na licytacji. 1932r