Łączna liczba wyświetleń

środa, 25 listopada 2020

NIESZCZĘSNE POWSTANIE.

 NIESZCZĘSNE POWSTANIE.


Tekst przygotowany do 113.nr „Korzeni”, jako źródłowy komentarz do nr 112. kwartalnika poświęconego powstaniu styczniowemu.



„Z kolei w biegu mojego życia przychodzi mi dotknąć stosunku mojego wobec nieszczęsnego powstania roku 1863. Miałem wówczas lat dwadzieścia, a więc byłem w wieku najsposobniejszym, aby się zaciągnąć w szeregi powstańcze. Była też to może pierwsza w moim życiu rozterka duchowa; walka z samym sobą i walka patriotycznego obowiązku z względami na moich rodziców, a w szczególności Matkę, którą nad życie kochałem i która już wówczas zapadając na zdrowiu, była przedmiotem mojej troskliwości, obaw i niepokojów. Względy te nie powstrzymałyby mnie jednak, gdyby nie usposobienie moje mniej może zapalne niż to bywa w młodości i umysł więcej rozważny a krytyczny i wynikająca stąd obserwacja ówczesnych wypadków i ludzi czynny w nich udział biorących. Nie wątpię, że w tej beznadziejnej walce musiało być dosyć w pojedynczych wypadkach poświęcenia, bohaterstwa i pogardy śmierci, zwłaszcza w głębi Królestwa i w zabranych prowincjach. Ale to co się działo z formowanymi w Galicji licznymi oddziałami, które formowane z dużym nakładem wydatków i trudu, przechodziły granicę jedynie na to, aby na widok Moskala rzucić broń i w popłochu powrócić do gościnnej Austrii, gdzie czekały powstańców spokojne wczasy i życie bez troski, pełne zabiegów ze strony organizacji, aby ludzi tych na nowo uzbroić i wyekwipować dla przejścia granicy z tym samym co pierwej rezultatem – wszystko to było w stanie zdemoralizować i zniechęcić każdego trzeźwiej patrzącego człowieka. Takich jednak było niewielu, bo jedni dali się porwać ogólnej fali lub sterroryzować, a rozważniejsi usunęli się i zamknęli w sobie. Pamiętam włóczące się wówczas po Krakowie całe czeredy owych niedoszłych bohaterów, w kepi na głowie i ubraniu zakrawającym na mundur, nie bardzo kontrolowanych czy i do jakiego należeli oddziału, blagujących jednak o swych czynach wojennych i nadużywających na dobre łatwowierności swych rodaków a nadto lampartujących się za składkowe pieniądze. Demoralizacji tej winną była w dużej mierze tolerująca powstanie Austria i niejeden z powstańców biłby się nierównie lepiej, gdyby nie czuł za swymi plecami bezpiecznego i spokojnego azylu. Takich niebudujących wcale swym zachowaniem figur przebywało dużo na kwaterze w naszym domu, a obserwowanie ich w zestawieniu z tym czego dokonali, oblewało zimną wodą mój patriotyzm i chęć do walki i spowodowały wreszcie, że nie zaciągnąłem się w ich szeregi. Mam jednak przekonanie, że gdybym to raz zrobił, to już nie ujrzałbym więcej progów rodzinnych i szedłbym na śmierć pewną, przenosząc ją nad haniebną ucieczkę”.


Źródło: Pamiętnik Mariana Dydyńskiego z Raciborska (1843 – 1920), wyd. Karolina Gołąb-Malowicka, Kraków 2015. (Wpis z 1912 r. )


Tekst przygotowany do 113.nr „Korzeni”, jako źródłowy komentarz do nr 112. kwartalnika poświęconego powstaniu styczniowemu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z Kamienicy Polskiej. 1928r