CIKATANIE . ODGŁOSY WSI. WSPOMNIENIA: KRYSPINA GRUSZKOWA
Chcę tym razem opisać, jakie dawno temu, przed wojną, rozchodziły się po naszej wsi różne odgłosy. Niedaleko naszego domu była kuźnia Zygmunta Ficenesa. Z tej kuźni słychać było często uderzenia ciężkiego młota w kowadło. Dźwięczny głos kutego rozgrzanego żelaza rozchodził się daleko. Naprzeciw kuźni, po drugiej stronie drogi, była ubojnia Franciszka Rybaka. Stamtąd słychać było raz w tygodniu ryki zwierząt. Przykre to były dźwięki. W sąsiedztwie ubojni była, moim zdaniem nieudacznym trafem, ochronka dla dzieci. Dzieci bardzo przeżywały te donośne kwiki. Moja kuzynka Leonka szła pewnego razu do ochronki, kiedy usłyszała głosy z ubojni, wróciła do domu i ukryła się pod ławką w ganku. Dopiero mama znalazła ją wylęknioną. Mieszkali w domu drewnianym z gankiem u Pidzika naprzeciw dzisiejszego domu Goldsztajnów. W lecie wyboistą drogą jeździły terkocząc konne wozy. Konie rżały. Często jechała do pożaru strażacka sikawka zaprzężona w konie. Pożary wybuchały bardzo często, szczególnie gdy gospodynie wypalały piec do pieczenia chleba. Jedna iskra wzniecała pożar na słomianych strzechach chałup. Zimą jeździły sanie. Sunęły cicho, tylko dźwięczały dzwonki przy chomątach i od czasu do czasu woźnica popędzał głośno konie. Przed zimą i w czasie trwania zimy wozacy rozwozili do sprzedaży krzycząc: węgiel, węgiel! Trudno było im sprzedać całą furę opału. Ludzie kupowali przeważnie po ćwierć kwintala, czasem pół, a cały metr to zdarzało się bardzo rzadko. Czasem drogą szedł człowiek pchając przed sobą urządzenie do ostrzenia noży i nożyczek. Uderzał głośno młotem oznajmiając swój przyjazd. Mieliśmy sąsiadów skłonnych z byle powodu do kłótni. Stojąc na swoim podwórku głośno pokrzykiwali. Takich sąsiedzkich głośnych kłótni było w naszej wsi wiele. W lecie, kiedy okna były otwarte, przechodząc drogą słychać było cikatanie warsztatów tkackich. Autor : KRYSPINA GRUSZKOWA
Źródło: Kwartalnik ,, Korzenie" nr72, R.XX, 1/2010
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz