Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 30 maja 2021

MIĘDZY WOJNAMI.

 MIĘDZY WOJNAMI.

Ochronka, do której uczęszczałam w połowie lat dwudziestych, mieściła się w drewnianym krytym słomą domu. Stal w miejscu, gdzie dziś mieszkają Barbara i Czesław Kaczmarzykowie. Mieściła się w jednej dużej izbie. Kilka stolików i krzesełka - to było całe jej wyposażenie. Ponadto trochę klocków zrobionych przez ojców uczęszczających do ochronki dzieci, kilka szmacianych lalek, lichy papier do rysowania świecowymi kredkami. Cztery małe okna ozdobione były wyciętymi z bibuły firaneczkami. W kącie stal piec, na którym zimą stawialiśmy przyniesione z domu butelki z kawą. Na każdej butelce znajdowała się karteczka z nazwiskiem. Także kanapki przynosiło się z domu.



Dzieci z ochronki wraz z opiekunką panią Pawłowską.W ostatnim rzędzie od lewej p.Sabina Nowotna , Aleksander Rogacz, Zofia Gall,Wanda Gall,pani Pawłowska z synem ,Leszek Gall nieco niżej Henryka Mader.W trzecim rzędzie od lewej Janina Ficenes ,Janina Czerna (Lipecka),Barbara Klar (Goldsztajn),Stefan Sitek ,Kazimierz Klar.W pierwszym rzędzie od lewej: Bonfacy Sitek,Wiesława Ficenes ,z tyłu Henryk Sobótka,Zofia Sobótka ,Maryla Dojwa -pozostali NN .Lata 20-te.Z albumu p.Alicji Sitek.



Nauczycielka ochronki(NN) ucząca w domu p.Ficenesów.ok 1918r Foto do rozpoznania..Z albumu p.Zofii Walenta.

Kiedy rozpoczynałam naukę w szkole powszechnej, pod koniec łat dwudziestych, była pamiętna bardzo ostra zima. Wymarzły drzewa w sadach. Pień starego dębu na naszym podwórku pękł wtedy na całej swej długości. Byłam w trzeciej klasie, gdy rozpoczął się wielki światowy kryzys gospodarczy. Przypominam sobie, jak moja mama kupowała czarny, gliniasty chleb od Staśka Chwista. Przywoził go w worku na rowerze od Żydów z Olsztyna. Chleb ten był tani. Ojciec nie miał pracy. Jego warsztat stolarski, w którym pracowało kilku czeladników nie miał zamówień. Gospodarstwo rolne było zbyt małe, by nas wyżywić. Kiedy kryzys minął, ojciec dostał pracę u Francuza, właściciela kopalni rudy żelaza w Borku. Nadeszły lepsze czasy. Obok szkoły (dziś Przedszkole nr 1) stał budynek urzędu gminy. 11 listopada (Święto Niepodległości) lub w rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja gromadzili się przed nim mieszkańcy, by wysłuchać przemówienia.



Wiec z okazji pierwszej rocznicy śmierci Marszałka Józefa Piłsudskiego na runku prze nie istniejącym Urzędem Gminy .12 maj 1936r



Poczet sztandarowy Szkoły Powszechnej im M.Konopnickiej w Kamienicy Polskiej.Pierwsza z lewej p. Lucyna Czekalska .Foto lata 30-te. Zbiory Muzeum Regionalnego w Kamienicy Polskiej.

Przemawiał zawsze Bronisław Bielobradek. Był szanowanym obywatelem, sędzią pokoju. Podobno w młodości jeździł na Sylwestra do Petersburga. Mowa pana Bielobradka kończyła się okrzykami: „Niech żyje marszałek Józef Piłsudski, niech żyje pan prezydent Ignacy Mościcki, niech żyje Najjaśniejsza Rzeczypospolita!” A wszyscy trzy razy odpowiadali „Niech żyje!” Na początku lat trzydziestych po raz pierwszy zobaczyłam i usłyszałam radio. Nasi sąsiedzi, Dojwowie, mieli czterech synów: Mariana, Stanisława, Gustawa i Kazimierza. To oni właśnie skonstruowali prymitywny aparat radiowy na słuchawki. Było to blaszane pudełko, z którego wystawało kilka śrubek i dwa cienkie kable, do których przymocowane były słuchawki. Potem słuchałam radia u mojej koleżanki Janeczki Ficenesównej. Był to już aparat z głośnikiem i obudową. Zrobił go jej wujek - Franciszek Kapuściński. W niedzielne popołudnia jej pokój pełen był słuchaczy. Niewiele rodzin w Kamienicy posiadało odbiorniki radiowe.



Wycieczka uczniów wraz z nauczycielem p.Antonim Pilcem do Ogrodzieńca.Lata 30-te.Foto do rozpoznania .Z albumu rodzinnego p.Barbary Litarskiej -Janiak.



Wycieczka rowerowa Kamieniczan lata 20-te.(Zdj.z albumu p.Janiak)

Moim nauczycielem był Antoni Pilc. Organizował piesze wycieczki dla młodzieży. Szedł na czele, a my - z piosenką do marszu - za nim. Odpoczywaliśmy na przydrożnych skarpach z uniesionymi do góry nogami. Byliśmy u źródeł Kamieniczki i w Lubszy, by zobaczyć tablicę upamiętniającą pobyt w tej miejscowości Józefa Lompy, krzewiciela mowy polskiej na Śląsku. Przez 32 lata był nauczycielem w tamtejszej szkole. W dniu śmierci marszałka Piłsudskiego (12maja 1935 r.) byłam na wycieczce u źródeł Warty w Kromołowie. Do Zawiercia jechaliśmy pociągiem, a potem do Kromołowa pieszo. Kiedy wracaliśmy z wycieczki na budynku szkolnym i na posterunku policji (dziś budynek Banku Spółdzielczego) wisiały opuszczone flagi z czarnym żałobnym kirem. Nazajutrz w szkole uczyliśmy się pieśni na żałobną akademię.

To nieprawda, że ciebie już nie ma, to nieprawda, że jesteś już w grobie chociaż płacze dziś cała polska ziemia cała polska ziemia w żałobie. Byłeś dla nas posągiem ze stali, byłeś dla nas sztandarem wspaniałym. Ty, coś Polskę obronił i ocalił i wydźwignął na wieczny szczyt chwaty. Chociaż serce ci w piersiach nie bije, chociaż spoczął na wieki miecz dzielny, W naszych sercach jak żyłeś tak żyjesz, ukochany wodzu nieśmiertelny.

Przed wojną obchodzone były - dziś zapomniane - święto lasu i święto pieśni. W święto lasu nasza szkoła szła pieszo do Dębowca, gdzie na polanie trwały zabawy wszystkich szkół z okolicy. W święto pieśni młodzież popisywał się tańcami i śpiewem. Naszymi sąsiadami byli Holeczkowie. W dużej izbie u Holeczków (dom spłonął w czasie wojny) stały trzy krosna. Znajdował się tam wielki bielony wapnem piec z zapieckiem. Obok stała serwantka z naczyniami kuchennymi i dwa wiadra z wodą. Każdej niedzieli Franciszek Holeczek przynosił z kościoła katolicką gazetę „Niedziela”. Po obiedzie w jego domu zbierali się sąsiedzi. Przychodziłam tam z mamą i głośno czytałam wiadomości o wojnie domowej w Hiszpanii. Był rok 1936. Wartym przypomnienia jest fakt, że w Kamienicy istniała, jako jedna z niewielu w Polsce, wytwórnia gazy młyńskiej z naturalnego jedwabiu. Prowadził ją Jan Szmida, ojciec Jędrzeja i Józefy (po mężu Ficenes). Maria Giedrykowa w swych pamiętnikach zamieszczonych w „Korzeniach” wspomina go jako Szmidę Jedwabnego. Lata trzydzieste zbliżały się do końca. Coraz częściej mówiło się o wojnie.



Uroczyste przekazanie sprzętu wojsku z datków mieszkańców Kamienicy Polskiej 1938r.Stara remiza w tle.



Uroczyste przekazanie sprzętu wojsku z datków mieszkańców Kamienicy Polskiej 1938r.Stara remiza w tle.



Uroczyste przekazanie sprzętu wojsku z datków mieszkańców Kamienicy Polskiej 1938r.Stara remiza w tle.

Nasza młoda armia była bardzo słabo uzbrojona. Różne organizacje, zakłady pracy, a także młodzież szkolna zbierały datki na zakup sprzętu dla wojska. Młodzież naszej szkoły powszechnej zakupiła ręczny karabin maszynowy. Wręczenie karabinu odbyło się 3 maja 1939 r. Odebrał go oficer z 27 pułku piechoty z Częstochowy. Karabin wręczali Zenon Mader i moja siostra, harcerka, Jadwiga Klarówna.



Uroczyste przekazanie sprzętu wojsku z datków mieszkańców Kamienicy Polskiej 1938r.Stara remiza w tle.

Wieczorem 1 września zaczęła się ucieczka ludności przed nadciągającym wrogiem. Od strony Romanowa ciągnęli mieszkańcy Śląska. Jechały naładowane wozy, szli ludzie z tobołkami, ryczało prowadzone bydło. Razem z nimi opuszczać zaczęli wieś mieszkańcy Kamienicy. Rozpoczęła się trwająca pięć lat wojna.

Wspomnienia. KRYSPINA GRUSZKOWA Opracował: Andrzej Kuśnierczyk Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie” nr23 , R VII , 4/1997r Fotografie: Zbiory Muzeum Regionalnego w Kamienicy Polskiej oraz archiwum Kwartalnika ,,Korzenie”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z Kamienicy Polskiej. 1928r