ROSARIUM PANA WŁADYSŁAWA
Minęły Święta Bożego Narodzenia. W domu stoi jeszcze choinka. Kiedy patrzę na to sztuczne, błyszczące sztucznym światłem drzewko, przychodzą mi na myśl choinki z lat dzieciństwa. Żywe świerkowe drzewka przyniesione przez ojca z lasu. Żywiczny zapach napełniał dom, gdy w wigilię stanęła na honorowym miejscu w pokoju. Wieszaliśmy na niej czerwone jabłka, cukierki, malowane złotkiem orzechy i ciastka z matczynego wypieku. W każdy świąteczny wieczór rozświetlała się płonącymi żywym ogniem świeczkami. Niezapomniany zapach i ujmujący za serce nastrój. A to przecież było tak dawno. Moje wnuki już wydoroślały i rośnie pokolenie prawnuków. W drugi dzień Bożego Narodzenia przypada uroczystość św. Szczepana Męczennika. Przed wojną był taki zwyczaj w Kamienicy, że w tym dniu rolnicy przyjmowali do pomocy w swoich gospodarstwach młodych chłopców. Zimą pomagali w obejściach a latem paśli krowy. Byli to przeważnie chłopcy z sąsiednich, wówczas biedniejszych od Kamienicy wsi. Kiedy byłam dzieckiem przyszedł do nas na służbę Kazik, półsierota z Rudnika. Jego brat Władek był u naszych sąsiadów Holeczków. Zimą Kazik nosił mnie „na barana" do ochronki lub woził na sankach. Kazik ożenił się w Kamienicy. Nie żyje od kilkunastu lat. Kiedy chodziłam do końcowych klas szkoły powszechnej w dniu św. Szczepana przyszedł do nas ze swym ojcem chłopak ze Starczy - Edek Rogacz. Był moim rówieśnikiem. Kilka lat pasał u nas krowy. Żal mi go było, nie miał matki, a biedny ojciec był zmuszony oddać syna na służbę. Z Edkiem widywałam się w dorosłym życiu. Zawsze wspominał lata spędzone u nas. Mówił, że czuł się w naszym domu jak w swoim rodzinnym. W przedwojennej Kamienicy utarło się mniemanie, że najbardziej eksponowanym miejscem do zamieszkania było centrum wsi, gdzie stał kościół, urząd gminy i szkoła. Ja mieszkałam pod Romanowem i dlatego wydawało mi się, że należę do gorszej kategorii mieszkańców.
Janina Najnigierowna i Tadeusz Macoch 1937 r. Foto z album p.Barbary Krajewskiej (Zbiory Muzeum w Kamienicy Polskiej
W kilku ostatnich numerach Korzeni publikowane były bardzo ciekawe fragmenty listów z lat trzydziestych pisanych przez Janinę Najnigierównę do swego narzeczonego przebywającego w wojsku - Tadeusza Macocha. Z listów tych można się dowiedzieć Jak składnie działał wówczas Związek Młodzieży Katolickiej. Rodzina Macochów mieszkała wówczas w fabrycznym domu należącym do papierni Hasfelda w Klapaczce. Ojciec rodziny był zatrudniony w fabryce. Pamiętam go, jak jeździł przez Kamienicę bryczką wożąc ówczasnego dyrektora Bolesława Fazana. Pani Zofia z Cianciarów Fazanowa była córką Waleriana Cianciary, który także jak jego krewny Jan Cianciara był kupcem - tak się wówczas mówiło na zatrudniających tkaczy chałupników. Pani Zofia bardzo często odwiedzała swoich rodziców. Bolesław Fazan włożył duży wkład przy opracowaniu technologii produkcji preszpanu - uszlachetnionej odmiany tektury. Odkrytą konną bryczką jeździła także na codzienne spacery drogą przez wieś pani Merynowa, Żydówka, żona jednego z dwóch braci Merynów. Mery-nowie także byli kupcami, zatrudniali więcej niż Cianciarowie tkaczy chałupników.
Kamienica Polska. Lata 30-te. Rodzina Merynów przed domem. Pierwszy po prawej p. Julek Meryn. obok niego siedzi p. Helena (lub Chaja) Meryn z domu Jaśkowicz (Joskowicz lub Kalinowska - to ostatnie nazwisko pojawia sie na akcie zgonu). Foto do rozpoznania . Udostępnił p. Krzysztof Marczewski.
Merynowa była urodziwą panią, blondynką niepodobną do kobiet z jej rasy. Obok niej siedziały dzieci, córka Lusia, dziewczynka z jasymi puklami włosów i syn Ignaś, bardziej do Żyda podobny. Prócz Merynów była w Kamienicy żydowska rodzina Sabatowskich. Cicha, spokojna. Sabatowski był krawcem, miał trzy córki niezamężne. Jedna z nich pomagała ojcu w krawiectwie. Krążyła taka żartobliwa anegdotka, że Sabatowski posyłał swoje córki na latowanie do pobliskiego Olsztyna. Chodziło o wyjazd na letnisko, rzecz w tym, że słowo «latowanie» miało całkiem odmienne znaczenie. Gdy byłam w piątej klasie, Sabatowski uszył dla mnie i mojej młodzszej siostry Wandy bardzo ładne, z nowego materiału, zimowe płaszczyki z futrzanymi przybraniami. Palta były jednakowe i wyglądałyśmy w nich jak bliźniaczki. Ubrane w te płaszczyki wyróżniałyśmy się spośród naszych rówieśniczek. Ksiądz Kaczmarzyk mówił na nas żartobliwie „panny z folwarku".
Państwo Fazanowie z dziećmi Haliną i Janem przed swoim domem lata 30-te.Państwo Fazan z dziećmi Haliną i Janem przed swoim domem lata 30-te.Zdjęcie ze zbiorów Muzeum Regionalnego w Kamienicy Polskiej.
Wiele razy w moich wspomnieniach zamierzałam napisać o najpiękniejszym ogródku kwiatowym w przedwojennej Kamienicy. Było to rosarium przed domem należącym do Władysława Fazana. Domek stoi do dziś, postarzał się, bo ma dużo ponad pół wieku. Dziś mieszkają w nim syn Władysława - Jan ze swoją żoną Jadwigą. Malowany na seledynowy kolor drewniany domek z werandą wyglądał w lecie prześlicznie. Frontowa ściana z werandą obrośnięta była aż po dach kwitnącymi pnącymi różami. Przed domem na długich grządkach rosły przywiązane do palików róże na wysokich, twardych łodygach zwane różami szta-mowymi. Białe, pąsowe, herbaciane kwiaty pyszniły się na obwisłych pod ich ciężarem gałązkach. Pan Władysław Fazan był bratem wspomnianego Bolesława. Z zawodu był murarzem a z zamiłowania wielbicielem i hodowcą róż a także amatorem sadownikiem. Od niego mieliśmy rosnącą w naszym sadzie antonówkę rodzące dorodne jabłka. Niedawno zakończyła one swój bardzo długi żywot. Od Władysława Fazana ojciec otrzymał także śliwę. Do tej pory rośnie koło mojego domu szczepka z tego drzewa. Owoce tej śliwy są przepyszne. Nie wiem, jaką mają nazwę; nie są to ani renklody, ani węgierki, ani damaszki. Mają cienką, ciemną skórkę, bardzo smaczny miąższ, łatwo odchodzące pestki. Znakomicie nadają się na knedle, którymi w sezonie wszyscy się objadamy.
Styczeń, 2004. Wspomnienia. KRYSPINA GRUSZKOWA Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie” nr48-49 , R XIV , 1-2/2004r
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz