Tkacze z Podlesia i Romanowa.
Romanów i Podlesie wchodzące w skład gminy Kamienica Polska przed wojną żyły praktycznie z tkactwa chałupniczego. Tkaczy można wtedy było podzielić na dwie kategorie, mianowicie na pracujących na rzecz bogatszych przedsiębiorców, otrzymujących płacę za każdy metr bieżący wykonanego płótna oraz tkaczy pracujących na własny rachunek.
Pani Dojwowa (ostatnia tkaczka Kamienicy Polskiej)przy kołowrotku lata 70-te.
Tkacz pracujący na własny rachunek kupował w hurtowni przędzę bawełnianą (lub też jedwabną), zlecał jej farbowanie (farbiarnia znajdowała się w Hucie Starej), snuł osnowę według założonego wzoru (mustru) i wykonywał na warsztacie tkaninę. Pierwszy sposób pracy był łatwiejszy, aczkolwek mniej popłatny, odpadał bowiem trudny problem zbytu, którym zajmował się sam przedsiębiorca. Praca na własny rachunek była trudniejsza - trudno bowiem było sprzedać wytworzony towar z godziwym zyskiem. Pracującym na własny rachunek był m.in. mój Ojciec. Raz w tygodniu wytworzoną sztukę towaru (ok. 34 m bieżących) niósł na piechotę lub wiózł na rowerze do jednej z hurtowni w Częstochowie.
p.Józef Neugebauer przy krośnie tkackim pochodzący z Kamienicy Polskiej mieszkaniec Huta Stara A .Lata 60-te.Zbiory Muzeum Regionalnego w Kamienicy Polskiej
Aby sprzedać tę sztukę z godziwym zyskiem musiał obejść 4-6 hurtowni, targując najbardziej korzystną cenę. Tutaj trzeba wspomnieć, że Częstochowa w tym czasie liczyła ok. 160 tys. mieszkańców, w tym ok. 40 tys. Żydów. Żydzi byli głównie właścicielami hurtowni i sklepów. Umiejętność handlowania Żydów przekraczała kilkakrotnie umiejętności zwykłego tkacza. Umiejętności te w rankingu światowym plasowały Żydów na trzecim miejscu (po Ormianach i Arabach). Pamiętam, że pewnego razu Ojcu nie udało się sprzedać swojej sztuki towaru, wrócił z nią do domu bez pieniedzy. Nie kupił też potrzebnej przędzy bawełnianej i obiecanych mi butów. Takie momenty z dzieciństwa człowiek pamięta do końca swoich dni. Przedsiębiorcom, posiadającym zwykle 3-4 najemników wiodło się nieco lepiej, mieli więcej wolnego czasu na zbyt towaru oraz wypracowane sposoby i miejsca zbytu. Ogólnie rzecz biorąc zarobki były marne, panowała bieda.
Pan A .Dojwa przy warsztacie tkackim lat 70-te.
W Romanowie, jak pamiętam, prawie w każdym domu klekotał warsztat tkacki (jeden lub więcej). W domu mojego Dziadka, Bronisława Dojwy w latach 1937-1939 pracowały trzy warsztaty w dwu izbach. Oczywiście hałas w izbie, w której pracowały dwa warsztaty jednocześnie, był trudny do wytrzymania. Dom ten obecnie już nie istnieje. Był to dom drewniany, kryty słomą ponad 100-letni. chylący się ku upadkowi. Stał blisko drogi prowadzącej z Częstochowy do Katowic, wyłożonej w 1938 r. cegłą klinkierową i mający wtedy charakter drogi ekspresowej. Ze względu na starość domu i jego nieprzystający do drogi wygląd został z nakazu wójta rozebrany ok. 1960 r. Sytuacja tkaczy gwałtownie zmieniła się z chwilą wybuchu II wojny światowej. Zaczęło brakować bawełny. Rzesza niemiecka została wtedy odcięta od państw produkujących bawełnę. Ponadto we Wrzosowej powstała granica oddzielająca Kamienicę od Częstochowy. Kto miał zapasy bawełny, wyrabiał je. Szukano pracy w innych zawodach, m.in. na kolei i w kopalniach rudy żelaznej. Niektórzy wyjeżdżali do pracy w Niemczech, m.in. mój Wuj i Ciotki. Warsztaty tkackie rozbierano i chowano na strychach i w stodołach w oczekiwaniu na lepsze czasy.
Wspomnienia. Józef Neugebauer. Dąbrowa Górnicza Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie” nr38 , R XI , 3/2001r Fotografie: Zbiory Muzeum Regionalnego w Kamienicy Polskiej oraz archiwum Kwartalnika ,,Korzenie”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz