Łączna liczba wyświetleń

piątek, 26 lutego 2021

GDZIE SIĘ PODZIAŁY TAMTE PRYWATKI?

 GDZIE SIĘ PODZIAŁY TAMTE PRYWATKI?

Odsądzanie od czci i wiary PRL-u jest nadal w modzie. Nie rozumiem czemu. Moje pokolenie jako jedno z niewielu w polskiej historii nie zaznało żadnych wojen. Pokolenie szczęściarzy. Przypomnijmy pozytywy. Wychowywaliśmy się w zdrowym powietrzu, jedliśmy zdrową żywność (żadnych GMO, gum guar, E-jakichś tam i innych paskudnych chemikaliów). Nie było monstrualnych wysypisk śmieci z wszechobecnym plastikiem, raczej szary papier i wszystko eko (patrz sławojki).




Jedynie puszki po konserwach były zakopywane gdzieś w ogródkach. Dzisiejsi poszukiwacze z wykrywaczami metali mieliby zajęcie, choć polują raczej na monety). Wyścig szczurów wśród młodzieży prowadzi do samobójstw – tego moje pokolenie nie doświadczyło. I najważniejsze: edukacja. Mieliśmy szczęście uczyć się w liceum „Na Górce”, które miało wspaniałych nauczycieli. Kto dziś potrafi czytać płynnie po rosyjsku? Ja tak. Matematyką się może nie pochwalę, bo już sama nazwa „indukcja matematyczna” przyprawia mnie o mdłości, ale ogromna ilość absolwentów naszego liceum ukończyła uczelnie techniczne.




To także zasługa nauczycieli. Przejęte z amerykańskiego systemu wszechobecne testy nieźle dziś ogłupiają, odzwyczajają od samodzielnego myślenia, (ogłupiałym) społeczeństwem konsumpcyjnym łatwiej się manipuluje. Szkoła szkołą, ale dni wolne i wakacje wspominam prześlicznie. Może i sięgało się w szkole średniej po papieroski, bo to było zakazane, ale picia alkoholu – w takiej skali jak wśród dzisiejszych nastolatków – nie było. Wszechobecne dziś piwo było niemal niedostępne. Warzone tradycyjnymi metodami (bez dzisiejszej dozowanej komputerowo chemii) miało bardzo krótki okres przydatności do spożycia, przechowywane nieco dłużej – mętniało i śmierdziało potwornie.




Ośrodkiem spotkań młodzieży był uroczy obiekt popularnie nazywany „nad basenem”. Ławeczki pod drzewami, boisko do siatkówki i koszykówki, dobiegająca z głośnika muzyka z istniejącego tam klubu. No i kąpiel w ogromnym basenie. To także wieczorne spotkania z chłopakami, pierwsze pocałunki, pierwsze miłości. Jak można negować naszą cudowną i naturalną młodość? A nasze prywatki? Dziś funkcjonuje dziwny termin „domówka”, na określenie „imprezy”, w trakcie których klika się w telefony, pije do upadłego, a co ciekawsze „filmiki” umieszcza w sieci.




Pamiętam kilka wspaniałych prywatek. Jedna z ostatnich, tuż przed maturą, odbyła się u jednej z koleżanek we Wrzosowie. Z udziałem rodziców naszej koleżanki Aliny, w co dziś trudno uwierzyć. Były tańce i mnóstwo śmiechu. Zaczynaliśmy się dopiero poznawać, a tu zaraz matura i każdy poszedł w swoją stronę. Przedtem była pamiętna dla naszego rocznika studniówka. Oczywiście w budynku szkoły. Może nawet było jakieś wino (w tajemnicy przed nauczycielami), wódki nie było na pewno. Owszem były jakieś „pary”, sympatie, niespełnione miłości. A później wszystko się pozamieniało... he, he, he!!! Studniówkowego stroju nie można było kupić w sklepie.




Każda dziewczyna musiała sobie zaprojektować kreację i poszukać krawcowej. Miałam bluzkę z białej koronki zwanej gipiurą, z rękawami z tiulu, wełnianą czarną spódnicę (robioną na drutach!) i do tego lakierowane kozaczki. Całość uzupełniał tiulowy szal do ziemi. Moją krawcową była pani Szczerbowa z Podlesia, nazywana powszechnie „Szczerbiną”. Studniówka zakończyła się prywatką u klasowej koleżanki Dzidki z Nowej Wsi. Trwała aż do rana. Można się rozmarzyć – jak to było dawno... Wracając do PRL-u. Podobno wszyscy byli okrutnie prześladowani. Dziwnym trafem nie znam takich przypadków. A przecież mój Tata mógł być pierwszym prześladowanym ze względu na jego przeszłość i poglądy. Żyliśmy w najwspanialszym okresie. Rzeki były czyste i rybne, zimy były mroźne i śnieżne (śniegi topniały dopiero pod koniec marca), latem nie było strasznych upałów i trąb powietrznych. Klimat diabli wzięli w ciągu ostatnich 30 lat naszego życia. W piecach pali się dziwnym węglem, korporacje nic sobie nie robią z ekologicznych protestów młodych ludzi. Koszmar. Autor: Babcia Magdy
Tekst dedykuję mojej przyjaciółce Iwonie. Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie” nr109 , R XXIX , 2/2019r

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

„Tkacz" sprzedany na licytacji. 1932r