Tkackie geny czyli księga dźwięków Kamienicy.
Prawdziwą perłą odnalezioną w papierach mego ojca są wspomnienia poświęcone dziadkowi. Zastałem pewnego wieczoru tatę płaczącego nad nimi - widziałem go w tym stanie po raz drugi w życiu, za pierwszym razem było to w Kamienicy Polskiej w 1968 r. na pogrzebie dziadka. Uderzyło mnie w jego wspomnieniach z lat dziecinnych, że zapamiętał ojca jako pracującego do późna w noc na swym warsztacie tkackim, rozpogadzającego się w trakcie tej pracy w uśpionym już domu, po dniu pełnym trosk i trudów. Ciekawe, że również ja znajduję przyjemność w wieczornej, samotnej pracy w moim małym wydawnictwie. Czyżby odzywały się we mnie geny moich tkackich przodków?
Pan Dojwa przy warsztacie tkackim.
Dziadek zamiłowanie do pracy na krosnach, a także upodobanie do miarowego, rytmicznego odgłosu warsztatu tkackiego wyniósł z domu rodzinnego w Romanowie. Były to dźwięki znane mu już od kołyski. Miarowy klekot warsztatu dawał poczucie bezpieczeństwa, bo świadczył o tym, że wszystko wokół dzieje się tak jak należy. Niepokój pojawiał się , gdy warsztat milknął. Tata wspomina dwa warsztaty tkackie, które w latach dwudziestych wykonali dla dziadka jego starsi bracia. Pisze o radości, jaką sprawiała mu wieczorna praca przy krosnach. Wiek XX nie sprzyjał utrzymaniu tej starej rodzinnej tradycji. Ów domowy przemysł byl już anachroniczny sto lat wcześniej, gdy zagrożeni mechanicznymi krosnami tkacze z Sudetów przenieśli się do Kamienicy Polskiej.
Pracownicy Spółdzielni Tkaczy i Dziewiarzy w Kamienicy Polskiej .W tle budynek produkcyjny i magazynowy.Początek lat 50-tych.Foto do rozpoznania .Z albumu rodzinnego p.Bogdana ,Ewy Zajdel
Drewniane warsztaty zamilkły nie znajdując sobie miejsca we współczesnym świecie. Duch pracy tkacza, którego działanie dostrzegam wżyciu mego dziadka, mojego ojca, moim własnym, jakże jest obcy totalitarnej pracy niewolącej człowieka. Znamy ją z „Ziemi obiecanej" Reymonta - Wajdy z obserwacji dzikiego wyścigu po wyimaginowane dobra. Jest taki film o niemieckim łowcy dźwięków, który w tajemniczych okolicznościach zginął w Lizbonie. Zostały po nim niepokojące nagrania. Proponuję, by miłośnicy Korzeni stworzyli listę dźwięków, bez których nie wyobrażają sobie swoich wspomnień o Kamienicy. Jakie dźwięki zapamiętałem? Szum wody na stawidłach nad basenem, chlupot Kamieniczki, gdy się ją przekraczało boso, brodem za remizą. Wiosenne gody czajek na rozlewiskach nad Czarką, szum traw w wietrzny dzień na hałdach i strzelanie suchych patyków w ognisku na polu lub nad rzeką (polne strzelały głośniej).
Praca przy krosnach w ,,Częstochowiance". Lata 70-te.Na zdjęciu p.Maria Zofia Ratman.Zbiory Muzeum Regionalnego w Kamienicy Polskiej.
W uszach mam odgłos trzepania się ryby schwytanej na wędkę. Dźwięki warsztatu tkackiego u sąsiadów mego kuzyna Andrzeja (dźwięki uciążliwe, bo krosna były mechaniczne i głośne), dźwięk syreny na Klepaczce, stukot fabryki włókienniczej i ogłuszająca cisza, gdy w nocy ustawała praca i przytłumione odgłosy powrotu do domu zmęczonych pracowników z wyraźnie słyszalnym, zwłaszcza w dni deszczowe, mlaskiem opon rowerowych na asfalcie, stukot drewnianych kół wozu konnego zmieniający się w zależności od podłoża. W ciszy nocnej gwizd parowozu z linii kolejowej nad Wartą. Gdakanie kur na podwórzu, oklepywanie kosy w polu, szum drzew w lesie, nocne nawoływanie psów. Tak jak duszą Krakowa jest hejnał mariacki przechowujący pamięć, tak dźwiękiem Kamienicy powinien być klekot warsztatu ręcznego.
Autor: Paweł Najnigier (Warszawa)
Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie” nr50-51, R XIV , 3-4/2004r
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz