RODZINNE OPOWIEŚCI
Moja prababcia pochodziła z rodziny Księżyków mających dużą posiadłość blisko Jasnej Góry. Gdy poszerzano wały klasztoru, ojcowie Paulini wykupili od ojca mojej prababci tę posiadłość.
Moja babcia Apolonia Nowak wyszła za pana Józefa Blachnickiego z młyna we Własnej, o którym mówiło się, że pochodził ze szlachty z Zawady. Ciocia mojej mamy, Anna Blachnicka, miała dwóch mężów, drugi raz wyszła za mąż za Pola z Huty Starej, a pierwszym jej mężem był organista Wincenty Walenta, prowadzący kancelarię parafialną. Anna miała wspaniałą pamięć, przekazywała w opowieściach wiele faktów historycznych. Potrafiła czytać i pisać także po rosyjsku. Byłam jej siedemdziesiątą z rzędu chrześnicą. Mam względem niej duży dług wdzięczności za jej opowiadania, chciałabym go spłacić choćby częściowo. Moja druga babcia pochodziła z Karłowskich, wyszła za syna Marcina Najnigiera, kolonisty przybyłego ze Szwarcwaldu. Eugenia Kuśnierczyk
------------------------------------------------------------------------------------------------------------ W jednym z zeszytów, w których Mama zapisywała kolejne wersje scenariusza do widowiska historycznego z okazji 600-lecia Kamienicy Polskiej znalazłem powyższy tekst jako wstęp do scenariusza, a na wyrwanych ze środka zeszytu podwójnych kartkach proponowaną obsadę widowiska, łącznie 38 osób, ponadto chór pań z koła gospodyń i muzyków z zespołu „Kamienica”. Narratorką i recytatorką miała być Aleksandra Grzyb, reżyserem Ireneusz Cuglewski. Do realizacji widowiska w roku 1988 (ani w latach następnych) nie doszło.
Jestem w posiadaniu tekstu sztuki, której byłem – co przyznaję ze skruchą – bezlitosnym krytykiem. Zarówno jej warstwy historycznej, a więc przyjęcia roku 1388 jako początku akcji osadniczej w rejonie kuźnicy Kamienica (stąd owo 600-lecie), jak i dramaturgicznej. Gdy po niemal 30 latach od powstania scenariusza widowiska przeglądam pożółkły zeszyt, wydaje misię, że byłem zbyt niesprawiedliwym i zbytsurowym czytelnikiem. Cóż bowiem złego w tym, że widowisko nawiązujące do historii z czasów króla Władysława Jagiełły miało nieco baśniowy charakter, wszak inscenizacja wcale nie musi być rozpisanym na głosy rozdziałem z kroniki Jana Długosza, albo streszczeniem rozdziałów akademickiego podręcznika. Nie wziąłem wówczas pod uwagę faktu, że próba zrealizowania widowiska mogła być doskonałą okazją do odrodzenia się amatorskiego zespołu teatralnego, z którego Kamienica była niegdyś dobrze znana w całej okolicy. Przyszedł rok 1989, który zapoczątkował gruntowne przemiany społeczne. Aktorzy, którzy mieli zagrać w widowisku historycznym o polowaniu Jagiełły w puszczy Turzej nad Wartą, odgrywać musieli swe role w realnym życiu, a to nabrało nagle przyspieszenia. Wszyscy zostaliśmy obsadzeni w historycznym spektaklu zapoczątkowanym wyborami z 4 czerwca. Mama jak gdyby przewidziała rozwój wydarzeń. Była „mężem zaufania” w komisji wyborczej, a później założyła „Korzenie” i zaczęła pisać „Baśnie znad Warty”. Patrzę na zapiski w starym zeszycie, na zdania kreślone ręką Mamy. Pośród notatek dotyczących kwestii historycznych, znalazłem kilka sentencji. Jedna była zatytułowana „Wybrać właściwy czas”. Nie ma większej mądrości niż dobrze wyznaczyć czas w którym się zaczyna i prowadzi jakieś przedsięwzięcie. Zwykłe stwierdzenie, a brzmi jak odwieczna mądrość, niczym z biblijnej Księgi Koheleta. Wszystko ma swój czas. Do wszystkiego trzeba (w czasie) dorosnąć. Andrzej Kuśnierczyk
Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie” nr106 , R XXVIII , 3/2018r
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz