Łączna liczba wyświetleń

środa, 24 lutego 2021

Z kart historii LKS Kamienica Polska. Sezon 2009/2010. Awans do 4 Ligi.

 Z kart historii LKS Kamienica Polska. Sezon 2009/2010. Awans do 4 Ligi.

Dzień 12 czerwca, piękne sobotnie popołudnie. Niby zwyczajny weekend, czas na odpoczynek, ale nie dla tych którzy mieli najważniejszą misję w historii tego klubu. Punktualnie o godzinie 18:00 miał rozpocząć się mecz, na który kibice, zawodnicy i działacze czekali przez cały sezon. Kamienica od początku sezonu po cichu, bez szumnych zapowiedzi wygrywała mecz za meczem i dążyła do walki o pierwsze miejsce w tabeli. Przez ostatnich kilka tygodni byliśmy zmuszeni śledzić nie tylko wyniki naszego zespołu, ale także rezultaty spotkań wicelidera - Pilicy Koniecpol, która gromiła rywali kolejka po kolejce. W ten dzień mogliśmy skupić się tylko i wyłącznie na sobie. Wystarczył tylko albo aż remis, bowiem graliśmy z drugą drużyną odrodzonego Rakowa Częstochowa. Do Kamienicy zawitało kilku graczy z pierwszego składu, gdyż Raków zakończył już rozgrywki II ligi i ci zawodnicy mogli wspomóc młodszych kolegów w walce z liderem okręgówki.



Właściwie już pół godziny przed pierwszym gwizdkiem sędziego było widać napięcie i wyczekiwanie na to, aby Kamienica zrobiła swoje i bez nerwów jechała za tydzień do Niegowej. Jeżeli chodzi o zmiany personalne to trener Synoradzki nas nie zaskoczył. Jedynie pojawienie się w pierwszej jedenastce Wójcika mogło dziwić, ale przecież akurat w środku pola mamy prawdziwy kłopot bogactwa. Kibice oczywiście dopisali, tym bardziej że akurat w okolicach budynku GOKSiR odbywały się Dni Kamienicy. Wszystko układało się po naszej myśli, teraz tylko musieli swoją cegiełkę dołożyć piłkarze.



Spotkanie od początku było prowadzone w szybkim tempie, lecz strzałów na bramkę było jak na lekarstwo. Obydwie drużyny starały się raczej nie stracić bramki niż za wszelką cenę ją strzelić. W 10 minucie sygnał do ataku dał Skwarczyński, który dobrze dośrodkował do Mikołajczyka, ale jego strzał powędrował obok bramki Rakowa. Kolejne minuty bardziej usypiały niż zachęcały do dopingu, ale na trybunach i tak trwało wielkie święto połączone z kulturalnym dopingiem. W 26 minucie nasze doskonałe nastroje zostały jednak popsute. Ekipa gości wyszła z szybką akcją, sędzia liniowy podniósł chorągiewkę sygnalizując spalonego, lecz arbiter główny spokojnie puścił grę widząc, że piłkę ma już Walczak. Niestety nasz etatowy golkiper tego nie zauważył i chciał podać piłkę w to miejsce gdzie sędzia boczny pokazał pozycję spaloną. Na jego nieszczęście futbolówka trafiła wprost pod nogi Śpiewaka, który popędził w pole karne. Próbował gonić go Wójcik, ale bezskutecznie, a Śpiewak pewnym strzałem wyprowadził Raków na prowadzenie. Na dodatek w tej sytuacji groźnej kontuzji doznał ambitnie walczący Wójcik i w jego miejsce na boisku powitaliśmy Kubę Ciekota. Kolejne minuty to znów walka w środku pola bez czystych, klarownych okazji do wyrównania. Tuż przed przerwą natomiast to Raków mógł zdobyć drugiego gola, ale tym razem Walczak już pokazał pełnię umiejętności i zażegnał niebezpieczeństwo. Kilka chwil po tej sytuacji arbiter zarządził 15-minutową przerwę, która z pewnością była potrzebna zarówno samym zawodnikom jak i kibicom zgromadzonym na trybunach.



Po przerwie gospodarze ruszyli nieco odważniej i szukali swoich szans nie zapominając przy tym o obronie. W 53 minucie bliski szczęścia był Piaszczyk, ale jego uderzenie znów minęło bramkę strzeżoną przez Brusia. Po godzinie gry trener Kamienicy zdecydował się na drugą zmianę. W miejsce Piaszczyka pojawił się Radecki, który miał grać na prawej stronie pomocy, a do ataku przesunął się Skwarczyński. Na 20 minut przed końcem spotkania Raków zmuszony był grać w osłabieniu. Czerwoną kartkę ujrzał Kmieć i w tym nieszczęściu gości mogliśmy upatrywać swojej szansy. W 71 minucie szczęście było bardzo blisko. Z narożnika boiska dogrywał Mikołajczyk, piłka trafiła wprost na głowę Sosenkiewicza. Artur uderzył mocno, po koźle, ale Bruś wykazał się niebywałym refleksem i zdołał wybić piłkę na rzut rożny. Jednak dwie minuty golkiper Rakowa musiał skapitulować. Rzut wolny dla LKSu... do strzału przymierza się nasz najlepszy snajper Rafał Czerwiński... krótki rozbieg... mocne mierzone uderzenie... piłka jeszcze otarła się o mur i wpadła idealnie przy słupku obok bezskutecznie interweniującego bramkarza. To była chyba najwspanialsza chwila w tym sezonie, a kibice już chcieli wpaść na murawę i cieszyć się razem z piłkarzami z tego jakże ważnego gola. Na boisko poleciało morze serpentyn, a okrzyków radości nie było końca. Ostatnie 17 minut spotkania było już tylko nerwowym odliczaniem i regularnym spoglądaniem na zegarek. W końcowych minutach na boisku pojawili się jeszcze Wojtyto i Żelichowski zmieniając Dobosza i Cianciarę. Już w doliczonym czasie gry z groźną kontrą wyszedł Skwarczyński, ale będąc sam na sam z Brusiem nie dał rady umieścić piłki w siatce. Na szczęście nikt nie miał mu tego za złe, ponieważ chwilę po tej akcji arbiter zakończył spotkanie, a kibice szybko i sprawnie przenieśli się z trybun na murawę, aby podziękować zawodnikom i razem z nimi cieszyć się z tego awansu.



Już na boisku zaczęła się feta, która po kilkunastu minutach przeniosła się pod budynek klubu. Piłkarze byli wręcz zmuszeni na opuszczenie szatni i wyjście do kibiców, których: DZIĘKUJEMY rozlegało się bez końca. Około godziny 21 zawodnicy wraz z trenerem zawitali także na wspomniane już Dni Kamienicy. Mieli swoje pięć minut prezentując się na scenie i dziękując mieszkańcom za doping, zaufanie i wiarę nawet wtedy gdy nie wszystko szło po ich myśli. Wspaniałe chwile radości, ale także ulgi i dumy, bo dokonać takiej rzeczy naprawdę nie było łatwo a tym graczom to się udało. To był ich dzień i ich sezon, który będziemy pamiętać jeszcze przez długie lata.

TO BYŁY PIĘKNE DNI PODSUMOWANIE
Sezon 2009/2010 był dla naszej drużyny drugim z rzędu w częstochowskiej okręgówce. W poprzednim sezonie zawodnicy rozbudzili apetyty kibiców i jako beniaminek zajęli drugie miejsce ustępując tylko rewelacyjnej Skrze Częstochowa. Od tego czasu skład Kamienicy praktycznie się nie zmienił, więc można było się spodziewać kolejnego emocjonującego roku w wykonaniu podopiecznych trenera Sebastiana Synoradzkiego.



Po rundzie jesiennej to właśnie LKS zajmował pierwsze miejsce w tabeli, ale po piętach deptały nam Pilica Koniecpol oraz zdecydowany faworyt ligi - MLKS Woźniki. Między pierwszym a trzecim miejscem były zaledwie dwa punkty różnicy, więc każdy scenariusz na wiosnę był jeszcze brany pod uwagę. Przewaga naszego zespołu mogła być większa, ale takie porażki jak 1:2 z Naprzodem Ostrowy czy 0:3 u siebie ze Zniczem Kłobuck nie przyniosły chluby LKSowi. Trener Synoradzki jednak bardzo dobrze przepracował ze swoimi zawodnikami przerwę zimową, a dodatkowo wzmocnił środek pola sprowadzając z Victorii Częstochowa doskonale znanego w naszym rejonie Bartłomieja Dobosza.





Rundę wiosenną zaczęliśmy od wyjazdowego spotkania z outsiderem rozgrywek Liswartą Lisów. Gołym okiem można było zauważyć, że Kamienica nie jest jeszcze w rytmie meczowym, ale w najważniejszych momentach nie zawiódł Piaszczyk, który swoimi dwoma golami dał pierwsze na wiosnę trzy punkty dla swojego zespołu.

10 kwietnia mieliśmy grać hitowy mecz z MLKSem Woźniki, lecz w związku z wprowadzoną żałobą narodową spotkanie to zostało odwołane. Dlatego też naszym kolejnym rywalem była ekipa Pogoni Kamyk. Mecz w Kamyku nie należał do najłatwiejszych. Na szczęście LKS po raz kolejny pokazał charakter i wygrał 2:1 po bramkach Czerwińskiego i Skwarczyńskiego.

Już trzy dni po tym spotkaniu Kamienica zagrała po raz pierwszy wiosną u siebie. Podejmowaliśmy beniaminka rozgrywek - Pogoń Blachownię. Kamienica długo prowadziła po bramce Mikołajczyka. W drugiej połowie goście wyrównali i zrobiło się nerwowo. W 90 minucie Skwarczyński uszczęśliwił kibiców i już dopisywaliśmy kolejne trzy punkty do dorobku naszego zespołu. Wtedy to arbiter spotkania popełnił fatalny błąd nie widząc ewidentnego faulu napastnika Pogoni, który skorzystał na tym i doprowadził do wyrównania. Z pewnością mogliśmy czuć się oszukani, ale trzeba było szybko o tym zapomnieć, bo za cztery dni czekał nas mecz sezonu z MLKSem Woźniki.



Drużyna z Woźnik przyjechała do Kamienicy z nożem na gardle. Tylko zwycięstwo dawało tym graczom jakiekolwiek szanse na włączenie się do walki o awans do IV ligi. Mecz nie należał do najładniejszych. Dużo walki w środku pola i sporadyczne strzały na bramkę to wszystko na co pozwoliły linie defensywne obydwu zespołów. Kamienica jednak wykorzystała małe rozprężenie gości i w 12 sekundzie drugiej połowy Czerwiński zdobył jedyną bramkę tego meczu. LKS zwyciężył i tym samym można było śmiało zakładać, że w tym sezonie sprawa awansu rozegra się między Kamienicą Polską a Pilicą.

1 maja Kamienicę czekała wyjazdowa potyczka ze Zniczem Kłobuck. Mecz od początku nie układał się po naszej myśli, a dodatkowo w 30 minucie czerwoną kartkę obejrzał Bartek Dynus. Druga połowa to jednak koncertowa gra gości. Zawodnicy pokazali, że tworzą prawdziwą drużynę i po bramkach Mikołajczyka i Garkowienki zwyciężyli 2:0. Radość była tym większa, że w tym samym czasie Pilica Koniecpol przegrała na własnym boisku z Rakowem Częstochowa 1:2 i nasza przewaga wzrosła do pięciu punktów.

W 22 kolejce do Kamienicy zawitał beniaminek z Ostrów. Gospodarze bardzo szybko rozprawili się z Naprzodem i po dwudziestu minutach było już 3:0, które stało się wynikiem końcowym. LKS tym samym zrewanżował się za porażkę w Ostrowach 1:2 w rundzie jesiennej.

12 maja czekał nas derbowy pojedynek z Polonią Poraj tym razem w... Olsztynie. Boisko było w fatalnym stanie, a na dodatek przez praktycznie cały mecz padał ulewny deszcz. W tych anormalnych warunkach zatriumfowała technika i zgranie naszego zespołu i LKS spokojnie zwyciężył 3:0.

W kolejnej serii spotkań naszym rywalem byli rycerze wiosny - Lot Konopiska. Mecz był bardzo wyrównany i momentami to goście sprawiali lepsze wrażenie, ale nie mogli pokonać znakomicie spisującego się Walczaka. Kulminacyjnym momentem meczu była 37 minuta. Wtedy to Bartek Dobosz został sfaulowany w polu karnym, a bezbłędnym wykonawcą jedenastki okazał się Bartek Dynus. LKS zwyciężył 1:0 a tuż po ostatnim gwizdku sędziego dostaliśmy wiadomość, że Pilica poległa w Lublińcu i przewaga Kamienicy wzrosła do ośmiu punktów.

25 kolejka miała definitywnie rozstrzygnąć losy awansu. W Koniecpolu wicelider podejmował lidera. Kamienicę zadowalał praktycznie każdy wynik oprócz porażki. Mecz był wyrównany, ale to Pilica stwarzała sobie lepsze sytuacje do strzelenia gola. Swój słabszy dzień miał nasz supersnajper Rafał Czerwiński i to zdecydowało o tym, że gospodarze wygrali ten mecz 2:1. Ta jedna bramka jednak dawała bardzo dużo bowiem w bezpośrednich pojedynkach to my byliśmy lepsi od Pilicy dzięki właśnie bramce strzelonej na wyjeździe. Przewaga LKSu zmalała do pięciu punktów, ale to dalej nasi zawodnicy rozdawali karty w tej lidze.

Pierwszy krok w stronę IV ligi zrobiliśmy 29 maja. Do Kamienicy zawitała Unia Kalety, która broniła się przed spadkiem. LKS pewnie wygrał 3:1 po dwóch bramkach Czerwińskiego i golu Żelichowskiego. Pilica natomiast wygrała w Niegowej, a więc przewaga nie uległa zmianie.

Cztery dni później pojechaliśmy do Popowa, gdzie zawsze ciężko o ligowe punkty. Drużyna Kingwaya z nożem na gardle chciała za wszelką cenę zabrać punkty liderowi. Mecz był szalenie nerwowy. Kamienica dwukrotnie wychodziła na prowadzenie, ale za każdym razem gospodarze doprowadzali do wyrównania. Dopiero w ostatnich dziesięciu minutach znów nasi gracze pokazali charakter i strzelając dwa gole wygrali to spotkanie 4:2. Po tym zwycięstwie brakowało nam już tylko czterech punktów, a w perspektywie mieliśmy dwa mecze u siebie z zespołami z czuba tabeli - Spartą Lubliniec i Rakowem II Częstochowa. Dzień 5 czerwca śmiało można uznać za godny zapisania w historii klubu. Drużyna Sparty Lubliniec przyjechała bez żadnych obciążeń i od pierwszych minut to ona dominowała w tym meczu. Po 45 minutach goście prowadzili 2:0, a kibice LKSu zastanawiali się co stało się z naszymi zawodnikami. Jednak to co stało się w drugiej połowie trudno racjonalnie wytłumaczyć. Po godzinie gry było już tylko 1:2 po golu Czerwińskiego. Od tego momentu Kamienica niesiona przez niesamowity doping kibiców grała jak z nut. W 70 minucie w ciągu niespełna sześćdziesięciu sekund wyszliśmy na prowadzenie. Pod koniec meczu Rakieta skompletował hattricka a w ostatniej minucie goście dobili się sami strzelając gola samobójczego. Wynik końcowy 5:3 dla Kamienicy po fantastycznym spotkaniu godnym mistrzostw świata. Przed ostatnią kolejką wszystko było jasne. Wystarczył remis u siebie z Rakowem i można było świętować. Goście strzelili w pierwszej połowie gola i konsekwentnie dążyli do obrony tego rezultatu. Kamienica jednak coraz wyraźniej zagrażała bramce rywala i w końcu Czerwiński uszczęśliwił wszystkich obecnych tego dnia na stadionie. Piękna bramka z rzutu wolnego dała nam awans do IV ligi i spokój przed ostatnią kolejką spotkań. Ostatnia kolejka to już popis umiejętności naszych graczy. Pewne zwycięstwo z Jurą Niegowa (10:1) było wisienką na torcie jakim z pewnością był cały sezon w wykonaniu naszej drużyny.

Patrząc na cały sezon z pewnością możemy być zadowoleni z tego czego jesteśmy świadkami. Pierwszy raz zagramy w IV lidze, która jest doskonałą okazją do pokazania się w szerszym wymiarze jakim jest województwo śląskie.

Autor: Adrian i Kamil Jabłońscy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z Kamienicy Polskiej. 1928r