DYWIZYJNA KOMPANIA KOLARZY
Zdjęcie wykonane pod koniec lat `30, prawdopodobnie podczas wręczenia broni Absolwentom Kursu Podchorążych Piechoty. Na pierwszym planie widoczny Generał Janusz Gąsiorowski (dowodził 7DP we Wrześniu 1939r.), w oddali zapewne Majorowie z 27pp.
Kompania podlegała bezpośrednio dowódcy 7 Dywizji Piechoty, gen. Januszowi Gąsiorowskiemu. Liczyła w warunkach sierpniowej mobilizacji 216 żołnierzy. Dowódcą był por. Zygmunt Szewczyk. Żołnierzem nr 216, zewidencjonowanym przez sierżanta Kasprzyka z 27 pułku piechoty, był ochotnik Andrzej Mąkosza, syn Edwarda. Zgłosił się jako świeżo upieczony absolwent Gimnazjum im. Henryka Sienkiewicza w Częstochowie, członek Przysposobienia Wojskowego. Na dwa tygodnie przed wybuchem wojny pododdział ten, w całkowitej konspiracji, wysłany został nad Liswartę w rejon Podłęża Szlacheckiego. Tam mieli swoją bazę. Ich zadaniem była obserwacja granicy z RzesząNiemiecką. 1 września obudziły ich odgłosy walki pod Mokrą. Wkrótce odezwała się artyleria. Na niebie pojawiły się niemieckie samoloty. Niemcy sforsowali Liswartę i ruszyli na Częstochowę. Kompania zwiadu była zmuszona wycofać się na Panki. Tam doszło do zaciętych walk w rejonie torów kolejowych, nasypu kolejowego i wiaduktu. Jedna drużyna nie wróciła z tego boju. 2 września Zygmunt Szewczyk zameldował się u gen. Gąsiorowskiego w jego kwaterze. Zwiad otrzymał zadanie udania się w stronę Radomska, gdyż tego dnia było już jasne, że niemiecka 1 Dywizja Pancerna, widząc twardy opór na przedpolach Częstochowy, postanowiła obejść dobrze umocnioną redutę od północy w kierunku Mykanów - Gidle. Dywizyjna kompania kolarzy szybko została izolowana od macierzystego pułku.
Poświęcenie rowerów dla wojska, ufundowanych przez robotników fabryki M. Ciurzyńskiego w Poraju koło Częstochowy
- Zalegliśmy na cmentarzu w Janowie - mówi (dziś 94-letni) Andrzej Mąkosza. — Ostrzał artyleryjski był wyjątkowo silny. Próbowaliśmy przebić się w kierunku dowództwa dywizji, by zapewnić bezpieczeństwo gen. Gąsiorowskiemu, ale zadanie było już niemożliwe do wykonania. Ppor. rezerwy Antoni Bochniak zobowiązał się nawiązać kontakt z Krakowską Brygadą Kawalerii, ale nie wrócił do kompanii. Przebijaliśmy się na własną rękę z rejonu Lgoty Błotnej w kierunku Koniecpola obchodząc Staromieście, gdzie byli już Niemcy. Została nas już tylko połowa, około stu ludzi. Dla mnie wojna skończył się 4 września na Wąsoszu, dostałem postrzał w kolano. Uratowano mnie w młynie rodziny Sma-rzyńskich nad Białka. Por. Szewczyk został ciężko ranny, ale uniknąłniewoli. Walczył dalej. Gdy po okresie rekonwalescencji wróciłem do Częstochowy, wiosną 1940 r., pierwszym napotkanym na ulicy człowiekiem był właśnie mój dowódca- opowiada Andrzej Mąkosza. Mieszkał w Kielcach. Szewczyk włączył się w nurt konspiracji ZWZ/AK, awansował później do rangi majora w II oddziale kontrwywiadu, Radomsko-Kieleckiego Okręgu AK, miał pseudonim „Bartek."
— Wiem, że wystąpił dla mnie w latach osiemdziesiątych o przyznanie Krzyża Virtuti Militari za walkę na bagnety pod Truskolasami, ale wniosek nie przeszedł przez ZBoWiD. To pod Truskolasami wzięliśmy do niewoli rannego oficera niemieckiego, który dysponował dokładną mapą dyslokacji stanowisk naszej obrony. Nie wiem, co dalej się z nim stało. Gdy mieszkałem w Szczecinie, otrzymałem awans na podporucznika. Potem kombatanci o mnie zapomnieli - dopowiada pan Andrzej.
— Podobno moje papiery kombatanckie przesłano do Częstochowy, ale na spotkaniach już nigdy nie spotkałem się z moimi kolegami z kompanii. Moi najlepsi przyjaciele zginęli pod Pankami i Truskolasami. Przeżył podchorąży Konrad Nałęcki, znany po wojnie jako reżyser serialu „Czterej pancerni". To on na zdjęciu z podporucznikiem Korczykiem z 27 pułku piechoty i moimi siostrami - tuż przed wybuchem wojny, w czasie budowania umocnień w rejonie koszar przy ul. Dąbrowskiego - mówi pan Andrzej Mąkosza pokazując zdjęcie w albumie. I dodaje: - Po co komu te wspomnienia? Mniej już trudno odnaleźć się w dzisiejszych czasach. Wkrótce zacznę 95. rok życia. Jedyną radością jest możliwość latania szybowcem, niestety już tylko w roli pasażera, na lotnisku w Rudnikach. Tylko lotnicy o mnie pamiętają.
Szkoła podoficerska.
- Panie Andrzeju, był pan w pierwszych w dniach września na pierwszej linii frontu, potem uczestniczył w bitwie pod Janowem - to wystarczy, by przejść do historii.
- Nie uważam, bym dokonał czegoś niezwykłego. Spełniałem swój obowiązek. A tak naprawdę byłem prze całe życie muzykiem Filharmonii Szczecińskiej.
Notował Andrzej Kuśnierczyk Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie” nr86 , R XXIII , 3/2013r Źródło zdjęć: http://odkrywca.pl/27-p-p-czestochowa,647074.html https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/87480/af33621286e8240beec2a5a158ca9ce4/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz