WESELE W KAMIENICY POLSKIEJ. Autor. Marian Ruciński.
Nadeszła niedziela oczekiwana przez całą wieś. Już w dniach poprzedzających wesele w kuchni u młynarza buzował tęgi ogień. Dziewki pod okiem kucharki przybyłej z Częstochowy piekły ciasta, smażyły mięsiwa. Z wędzarni znoszono szynki i kiełbasy. Daleko poza młyn rozwiewały się wonie tak smakowite, że ludziom przechodzącym mimo zbierała się ślina w gębach. W trakcie przygotowań zaistniały przeszkody. Obie strony starały się ukryć je przed opinią powszechną. Spróbuj tylko w takiej wsi jak Kamienica Polska zawrzeć wszystko w kręgu najbliższych osób. Niedyskretna wiadomość wyleci jak wróbel, wróci do ciebie w postaci słonia.
Zdjęcie ślubne p. Antoniny z domu Najnigier z p.Leonem Goldsztajnem .1912r. Udostępniła p.Jadwiga Lipecka -Wielgomas.
Tak i w tym wypadku. Nie wiadomo skąd Holeczek znał tak dokładnie szczegóły całej sprawy. Opowiadał każdemu, komu o tym wiedzieć należało i nie należało, że młynarz żądał, aby orszak ślubny udał się do kirchy, natomiast pan młody nalegał na dopełnieniu ceremonii w kościele w Poczesnej. Czego ludzie nie bajali! Podobno doszło już do zerwania z tego powodu. Okazało się jednak, że młynarz ustąpił w ostatniej chwili. Jak tam było na pewno, nikt dobrze nie wiedział. Dość, że stało się według woli sztygara. A sztygar stroił się owego poranku we frak. W duchu pokpiwał z przyszłego teścia. Przeglądał przy tym życzenia, które nadeszły z różnych stron. Zatrzymał się dłużej nad listem zamożnej cioci, która pomagała mu po utracie rodziców materialnie, aby mógł ukończyć szkoły. Gdy dowiedziała się o jego zamyśle, napisała natychmiast, że nie życzy sobie tego związku, że on popełniłby mezalians wchodząc w ślubne związki w luterańskiej rodzinie. Marzyła o innej dla niego żonie.
Zdjęcie ślubne p.Stanisława Rybaka z Kamienicy Polskiej i p.Józefy (z domu Masłoń) z 1915 roku w Nowej Wsi. Z albumu rodzinnego p.Ireny Cupiał i p.Jerzego Peteckiego
Wytłumaczył jej odwrotną pocztą, że stanie się w przyszłości właścicielem młyna, hipotecznie nie obciążonego, że sprzeda ten młyn w swoim czasie korzystnie, ponieważ Elżbieta jest jedynaczką Po śmierci młynarza przeniosą się do Częstochowy. Przy okazji sztygar podał bliższe dane o stanie majątkowym przyszłej żony. Widocznie dzięki tym okolicznościom nadeszła odpowiedź. "Z twoich słów wnioskuję, że w sposób przynoszący ci zaszczyt umieściłeś swoje uczucia. Udzielam pełnego poparcia w imieniu śp. Matki Twojej, którą starałam się Tobie zastąpić na tym łez padole...".
Sztygar nie dokończył lektury. Wiedział i tak, jaki jest ciąg dalszy. Uśmiechał się tylko złośliwie. Wyszedł na ganek. Czekali tu górnicy, ubrani paradnie, powiewający piórami na górniczych kołpakach. - Jak tam, chłopcy, chyba już czas? - Tak jest, panie sztygarze!
- No to w drogę!
Szedł w asyście swoich ludzi. Podkręcał z fantazją wąsiki. Kłaniał się na boki, uśmiechał łaskawie. Wszędzie w oknach było pełno ciekawych. Obok i przed nim biegła chmara dzieciaków. Panna młoda czekała przed młynem. Już to trzeba było przyznać, wyglądała prześlicznie. Wsiedli do powozów. Konie ruszyły ostrym kłusem w stronę Poczesnej. Woźnice trzaskali z batów. Każdy popisywał się sztuką według najlepszych reguł kunsztu furmańskiego. Młynarz siedział nieco kwaśny i nadąsany. Holeczek twierdził, że do ostatniej chwili wierzył w to, iż sztygar ustąpi. A on przecież nie z takich. Musi postawić na swoim. Przyjęcie w domu weselnym było huczne i bogate, okna rzęsiście oświetlone. Kapela wygrywała skocznie i wesoło. Jasne, że nie zaproszono całej wsi, to przecież było niemożliwe. Wielu rozżalonych a zazdrosnych wystawało pod płotem, aby chociaż z daleka zobaczyć owe wspaniałości, usłyszeć bodaj trochę muzyki.Wewnątrz krążyły kielichy. Goście raczyli się jadłem. Holeczek, chociaż nie posesjonat ani majster czcigodny, zachowywał się tak, jakby on był tu najważniejszą personą, co najmniej mistrzem ceremonii. Namówił Cianciarową, która pochodziła z Zawisnej, aby zajęła się obłóczynami według tutejszego obyczaju. Tak więc w tym mieszanym pod względem narodowym towarzystwie dominował język polski. Poza tym gwar w pokojach przypominał wieżę Babel. Porozumiewano się oprócz polskiej - mową czeska, niemiecką i rosyjską. Wesele zaszczycili również „czynownicy" z komory celnej oraz wachmistrz nadgranicznej żandarmerii. Cianciarową posadziła Elżbietę na środku izby. Zdejmując jej z głowy wianek śpiewała
Przekładam nogi
Przed waszeci progi
Prosi pan młody
I pani młoda
Byście nimi nie gardzili
Do stanu małżeńskiego doprowadzili
Prosim na kupę chleba
Bo was tam trzeba
Na kopę sera
Będzie was tam siła
I na kufę wódki
A komu nie będzie się zdawać za dosyć
To musi się wolbno ze swego woreczka ucieszyć
My wam to wynagrodzimy
To waszej rodzinie
A nigdy to nigdy
Między nami nie zginie.
Śpiewka była przydługa. Cianciarowa wspominała jeszcze o młodej brzozie, o przyszłym życiu, ale goście zaczęli się nudzić. Dlatego też, ledwo skończyła już kapela zaczęła rżnąć od ucha. Nie dochowano dawnych zwyczajów.
Wesele p.Heleny i Bolesława Kapuścińskich.Lata 30-te.Foto do rozpoznania .Udostępnił p.Michał Gorzelak
Poza starymi nikt tego nie pragnął. Wszyscy garnęli się do tańców. Przytrafiła się przecież niecodzienna okazja. Korzystaj więc bracie, niechaj ci idzie na zdrowie. Prym wśród pijaków wiódł Holeczek. Nucił pod nosem swoje sprośności. Kobiety leciwsze, których nikt nie prosił w tany, śmiały się głośno a piskliwie. Kapela często zmieniała takt i rodzaj tańców. Rozochoceni goście wołali -Szmulku, obertasa! Miejscowi oraz młodzi od okupników przytupywali, pohukiwali gorliwie, z ogniem i siarczyście. Z kolei tańczono czeskie półeczki. Koloniści niemieccy kręcili się w kółko w ulubionych Hheinleanderach. Wreszcie ruszyła władza. Wachmistrz Siergiej Iwanowicz wypił spory „stakan". Przygładził sumiaste wąsy. Rozejrzał się dumnym wzrokiem dookoła, zali wszyscy doceniają powagę i znaczenie chwili. Potem rzucił się w wir hopaka. Najpierw drobił kroczki, drobił i drobił, wypinając się wdzięcznie. Zaczął podskakiwać wyżej, coraz wyżej. Krzyże i medale na piersi dyndały z cichym brzękiem. Wąsy powiewały jak wiechcie. Twarz wachmistrza zaczerwieniła się, pot spływał mu z czoła, kiedy w lekkim przysiadzie wyrzucał nogi sunąc po sali. Widzowie stanęli kołem a on hulał w pośrodku niezmordowanie, podniecany rytmicznymi oklaskami.
- Ten ma ikrę w nogach! — słychać było okrzyki - Brawo, Siergiej Iwanowicz! Prawdę mówiąc nie lubili go zbytnio. Na dobrą sprawę każdy miał coś niecoś na sumieniu, jakieś drobne nadgraniczne przewinienie. Ale ostatecznie chłop nie był najgorszy. Można było jakoś się z nim dogadać.
Nastała późna noc.
Miejsce koło młyna opustoszało z wolna. Trzeba było wyspać się przed nadchodzącym dniem pracy. Po co siedzieć po próżnicy. Zrobisz sobie, człowieku, niepotrzebna oskomę.
Autor. MARIAN RUCIŃSKI
Od redakcji: „Wesele w Kamienicy Polskiej" zostało opublikowane w 1963 roku w magazynie „Nad Wartą" (nr 7, s. 4). O autorze wiemy bardzo mało; pochodził z Pomorza, pracował jako nauczyciel i dziennikarz, pisał także reportaże, drukował w prasie marynistycznej; w 1957 r. ukazała się jego książka „Opowieści morskiej fali". Mieszkał w Częstochowie, w magazynie „Nad Wartą" (dodatek do „Gazety Częstochowskiej) w latach 1962 -1978 zamieścił kilka publikacji. „Wesele w Kamienicy Polskiej" zasługuje na uwagę czytelników. Nie chodzi może o walory literackie, ale sam fakt, iż autor nie związany „genealogicznie" z naszą miejscowością tu umieścił akcję swego krótkiego opowiadania (dawniej taki gatunek nazywano „obrazkiem"). Ciekawe jest to, że znał niektóre realia. Czy wybrane przez niego nazwiska (Holeczek, Cianciarowa) były dziełem przypadku? Oczywiście mamy do czynienia z utworem literackim, wydarzenia mogą być czystą fikcją. Chwała autorowi, że dostrzegł specyfikę Kamienicy i jej wielokulturowość. Zdarzało się, że państwo młodzi wyznawali różną wiarę. Nie dziwi też, że na weselu tańczono polki i «lajlindry». Rosyjski posterunek graniczny znajdował się niedaleko. Tylko żona Cianciary nie mogła pochodzić z Zawisnej. Przedrukowaliśmy również załączony do „Wesela.." rysunek. Nie wiemy czyjego autorstwa, ale kreska zdradza utalentowanego artystę.
Autor. MARIAN RUCIŃSKI Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie” nr 70 , RXIX , 3/2009r Fotografie: Zbiory Muzeum Regionalnego w Kamienicy Polskiej oraz archiwum Kwartalnika ,,Korzenie”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz