W trosce o nasze bezpieczeństwo, nam dzieciom, nie wolno było w zasadzie chodzić nad rzekę. Jednak w upalne letnie dni woda kusiła. Często brodziliśmy po wodzie na naszym „Najnigrowym”, ale kusiły też inne odcinki rzeki. Nasz miał niski brzeg i piaszczyste dno. Na drugim brzegu był wkopany zjazd i czasem wykorzystywano go do przepraw wozami. Na prawo i lewo – na „Szejnowym” i „Kuśnierczykowym” – były zbudowane ławki do czerpania wiadrami wody z rzeki, którą używano najczęściej do podlewania ogródków i prania. Woda ze studni była zbyt cenna do takich celów.
Maria i Janina Najnigierówne 1933 r. Na kładce nad rzeką Kamieniczką .Foto z album p.Barbary Krajewskiej (Zbiory Muzeum w Kamienicy Polskiej)
Na lewo od ławki Kuśnierczykowej była zbudowana z jednej szerokiej dechy opartej na dwóch pniakach po ściętych olchach kładka na drugi brzeg. Korzystali z niej ludzie chodzący do Wanat i nad basen, naokoło poprzez stawidła. Na „Conrowym” było lekkie zakole z szerszym odcinkiem, które służyło wytrawniejszym pływakom, bo woda była głębsza i z gałęzi drzewa rosnącego nad samą wodą można było skakać. Dalej mała wysepka przed ogrodzeniem basenu, koło której zawsze można było spodziewać się dorodnego szczupaka. Dalej płytki stosunkowo odcinek rzeki wokół basenu, aż do rozlewiska pod opustą gdzie można było zarówno się kąpać, jak i łowić ryby.
Rzeka Kamieniczka. Stawidła nad Basenem. Koniec lat 40-tych .Udostępniła p. Maryla Dziuk zd. Rybak .
Na prawo od ławki Szejnów Kamieniczka na krótkim odcinku przybierała tajemniczy wygląd. Mieliśmy tam swój „okręt” w postaci zakrzywionych nisko nad lustrem wody pochylonych drzew. Odgrywaliśmy tam role kapitanów statków. Lubiliśmy to miejsce, ale i czuliśmy przed nim respekt, bo tam rzekomo mieszkał hastermanek, który topił ludzi, a szczególnie dzieci. Czasami widać było na spokojnej wodzie trójkątną falę pozostawianą przez, jak się później okazywało, piżmaki, zwane w Kamienicy szczurami wodnymi. My jednak wierzyliśmy, że to hastermanek. W przekonaniu tym upewniał nas ojciec Andrzeja, Zbyszka i Jadzi Kuśnierczyków (naszych dalekich kuzynów) mieszkających po sąsiedzku. Pan Kazik, bo tak na niego mówiliśmy, tak jak jego brat Stachu byli zapalonymi wędkarzami i nie lubili, gdy im się w łowieniu ryb przeszkadzało. Pan Kazik miał jeszcze jeden szczególny dar rozpoznawania u swojej trójki dzieci kto nie posłuchał i wchodził do wody bez opieki dorosłych. Jak on to robił – nie wiem do dziś.
Stawidła nad Basenem.Lata 70-te. Foto z albumu p.Stanisława Krakowiana .
Kamieniczka była małą rzeczką, jednak w czasie powodzi stawała się bardzo groźna. Czasem wylewała aż po sam ogród zalewając wszystkie łąki od basenu do Szejnów. Powódź nie odstraszała jednak pewnych „szalonych” młodzieńców, takich jak Mirek Coner, który słynął ze skoków „spadochronowch” na matczynej parasolce z dachu domu (złamana noga) i konstrukcji szkieletowej kajaka pokrytego smołowanymi prześcieradłami „pokradzonymi” w domu. Oj,miała pani Conrowa z tym Mirkiem, miała. Postanowił podczas jednej z powodzi wypróbować to dzieło konstruktorskie na rozlewisku na „Conrowym”. Wszystko było fajne, wyporność kajaka dobra, zmieścić się też można było z nogami wsuniętymi w dziób kajaka, wiosło z deski też działało no i Mirek miał dość odwagi. Wsiadł, ruszył i płynął, ale jakoś tak coraz głębiej zanurzony. Wiosła pracują coraz szybciej, bo nurt się wzmaga. Po chwili widać było tylko pół Zenka znad wody. Nie wiem, jakby się to skończyło, gdyby nie pomoc kolegów. Winien był zapewne hastermanek.
Autor: Wiesław Macoch (Gaszowice).
Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie” nr113 , R.: XXX 2/2020
Autor: Wiesław Macoch (Gaszowice).
Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie” nr113 , R.: XXX 2/2020
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz