Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 4 października 2020

Dzieje tkactwa w Kamienicy Polskiej. ABC

 W roku 1818 przybyli do Kamienicy Polskiej koloniści czescy i austriaccy. Przywieźli oni ze sobą znajdomość tkactwa-,które wkrótce stało się głównym zajęciem mieszkańców. W sprawozdaniach rządowych dotyczących płóciennictwa w latach 1820 - 1822 przy omawianiu województwa kaliskiego, któremu Kamienica Polska była podległa, podaje się jako ośrodki przemysłu płócienniczego: Zelów, Kamienicę Polską, Hutę Starą, Władysławów, Pyzdry i Kalisz.



W stolicy województwa-Kailiszu, w roku 1824 było 50 warsztatów' tkackich. W Kamienicy Polskiej w roku 1830 było 293 warsztaty, a w roku 1844 było ich już 316. Warto przypomnieć, że Łódź w 1815 miała zaledwie 331 mieszkańców, tym ani jednego rękodzielnika włokienniczego.
W Dzienniku Ustaw. Województwa Kaliskiego nr.16 z dnia 10.4.1822 można znaleźć zapis: " ... wielu życzyło sobie, aby we wsi Kamienica Polska niemal przez samych-cudzoziemców płócienników i knapów /bielaczy płótna/ osiedlonej, gdzie różne obrusy, serwety wyrabiają, blich był załóżony, gdzie półfabrykaty surowe mogłyby byćbielone”. W części Kamienicy- Klepaczce, należącej do Jana Bendy, blich założył Józef Behm. Cech majstrów profesji płócienniczej, powstał w Kamienicy Polskiej w roku 1830 i zrzeszał 161 majstrów. Na czele jego stali: Józef Hartman i Józef Lachnik. Hartman zmarł w 1831 roku w czasie epidemii cholery, przywleczonej do Polski przez wojska rosyjskie. Epidemia zebrała srogie żniwo w naszej' wsi. Zmarłych chowano we wspólnych mogiłach. Jedna z nich była opodal dziesiejszej remizy OSP, druga według podania starszych ludzi, w lesie romanowskim. Cech łożył nu szkołę elementarną, która istniała w Kamienicy już w 1833 roku. W 1839 r. ufundował kapliczkę z figurą św.Floriana / kapliczka znajdowała się przy dawniejszym wejściu z drogi na ścieżkę prowadzącą do cmentarza, przed dzisiejszą fabryką ,,WALL”. Z cechowej kasy opłacano dzwonnika, kupiono latarnię, mary i lampy dla kościoła parafialnego w Pocześnie. Na szpital w Wieluniu przekazano 20 złotych, polskich ,W roku 1838 cech prezentował swoje wyroby na wystawie w Warszawie. W 1853 roku wniósł podanie do rządu Królestwa o wystawienie kościoła. W latach 1832 - 1847 wyzwolono w cechu 201 czeladników i 159 uczniów na czeladników. W latach 1847 - 1869 odpowiednio 84 i 223. Księga cechowa nie dochowała się do naszych czasów.W prywatnych rękach pozostaje natomiast księga. cechu czeladników, obejmująca lata 1832 - 1895. Od roku 1867 ma ona charakter remanentów kasy. Do roku 1884 prowadzona była w języku niemieckim. W latach 1867 - 1895 starszymi cechu czeladników byli: Marceli Wilczek, Aleksander Ratman, Marceli Gładzik, Jan Denke, Józef Mraz, Ferdynand Piltz, Józef Peter, Antoni Szkoda, Teofil Ratman, Józef Wizner i Wilhelm Coner. Na następnych stronach podajemy kopie protokółów z oryginalnej księgi cechu czeladników z lat: 1833 napisany w języku niemieckim, pismem gotyckim, oraz pisane w języku polskim z 1892 i 1893 r. Niżej przełożony z języka niemieckiego na język polski, protokół z roku 1833 z księgi cechu czeladników.


Protokół w Kamienicy Polskiej 9 czerwca 1833 r.
Starszy czeladnik Jerzy Teimer nie podjął swoich obowiązków starszego czeladnika, nie przeprowadził rachunków w swoim czasie, nie wykazał przychodów i rozchodów mianowicie od 5 sierpnia 1832 do maja 19 roku 1833. Na walnym zebraniu rachunki złożył i podziękował za swój urząd. Cechmistrz, jego zastępca a także ławnicy zobowiązali całe zgromadzenie aby wybrać nowego starszego czeladnika, który będzie znał język czeski i niemiecki i który zobowiąże się do należytego spełniania obowiązku’. Po odmowie Józefa Gala z niemieckiej strony i Józefa Szwarca z czeskiej strony, wystawiono na kandydata Jana Kuhn jako starszego czeladnika. Cechmistrz, jego zastępca oraz ławnicy zapytali go, czy podejmie to stanowisko liyczyć będzie prawidłowo i rzetelnie pracował.Odpowiedział, że według swoich możliwości przy pomocy Daniela Horinga i Jana Angsta jako pisarza ” Skrzyni ” /kasy/ a także 2 ławników Józefa Suka, i Ignacego Krysty będzie rzetelnie prowadził swój urząd. Zebrani czeladnicy wraz z powyżej wspomnianym Janem-Kuhnem starszym czeladnikiem, który zobowiązał się do rzetelnych obowiązków, stwierdzili wybór własnymi podpisami. W imieniu pozostałych - Józef Gall, Ignacy Cajpt Pelergin Walenta, Stanisław Skrzypczak, Obecni - Józef Lachnik – cechmistrz, Florian Junk - zastępca
Przetłumaczyła Natalia Sklarczyk'

Najstarsza księga ludności Kamienicy Polskiej pochodzi z 1836 r. Ewidencja prowadzona była zgodnie z numeracją domów. W jednej z rubryk znajdowały się adnotacje dotyczące miejsca urodzenia. Czasem są to nazwy miejscowości, czasem jedynie ogólna adnotacja: Czechy, Morawy, Austria, Prusy, Śląsk. Najwięcej kolonistów tkaczy przybyło z Czech. Często powtarzają się następujące miejscowości: Ryczka, Kierczyn, Zauflus, Padol, Łukowice, Wamberg, Dobrzyn, Bodaszyn, Rozendorf, Prowozy, Kaczcr, I.upenitz, Stybnitz. Ruch ludności w osadzie fabrycznej Kamienica Polska w latach 1820 -I860 był zdumiewający. Księga ludności pełna była adnotacji o przenoszeniu się mieszkańców. Wielu spośród kolonistów wróciło po kilku latach w rodzinne strony. W roku 1836 księga ludności rejestrowała w Kamienicy Polskiej 1194 osoby, w roku 1839 już 1420 osób a w roku 1847 było 1553 mieszkańców.






Wydaje się, że był to z wielu względów, okres najbardziej pomyślny w dziejach miejscowości, związany z rozwojem tkactwa chałpniczego. Początkowo tkacze-chałupnicy pracowali indywidualnie, wędrując z gotowymi wyrobami po okolicy. Ich fartuchówki, surówki i pościelówki cieszyły się wielkim popytem. Z biegiem czasu powstawały prywatne przedsiębiorstwa zatrudniające chałupników u siebie.


W roku 1855 takie przedsiębiorstwo założył Ksawery Cianciara. W 1910 roku z inicjatywy wielkiego społecznika i patrioty, tutejszego proboszcza ks. Zygmunta Sędzimira, powstała, spółdzielnia tkaczy nazwana "Tkacz”. Spółdzielnia odkupiła od przedsiębiorcy Franciszka Szejna,małą fabryczkę tkacką. Rozbudowała ją. Obok fabryczki wybudowano kotłownię i farbiamię. Kupiła i rozbudowała dom, do tej pory zwany domem "Tkacza" i założyła w nim sklep spożywczy i tekstylny.

Rozkwit spółdzielni trwał do roku 1928 to jest do wybuchu wielkiego światowego kryzysu gospodarczego. Spółdzielnia upadła. W latach międzywojennych, tkacze - chałupnicy zatrudnieni byli przez przedsiębiorców zwanych przez tkaczy kupcami, a byli nimi: bracia żydzi Leon i Józef Merynowie, oraz Jan Cianciara i Walerian Cianciara. Charakterystyczny był odgłos ręcznego krosna. Idąc drogą przez wieś, można było słyszeć to z jednego to z drugiego domu "cikatanie" jak nazywano w miejscowej gwarze głos pracującego warsztatu. O tym"cikataniu’ i, o ciężkiej doli niewiele zarabiających tkaczy, ułożył piosenkę, znany nie tylko w naszej' wsi, Edward Mąkosza, pedagog , folklorysta i kompozytor..
Czy lato, czy zima, czy jesień, czy wiosna, wciąż czynne są nasze pracowite krosna.Cikata, likata w sobotę wypłata, na cukier na kawę,na portki dziurawe. Na suknie, fartuchy, na pościel, koszule, lepsze są te płótna niż jedwab i tiule.. Cikata, likata, kołowrotek lata cikata, likata, aż do końca świata.
Była jeszcze inna piosenka wychwalająca urodę rękodzielniczych płócienek.
Gdzieś tam atłasy tka nam obca ręka, brokaty wdziewa na się inny lud. Lecz my kochamy te nasze płócienka bo z Kamienicy bo to jest nasz trud.
A tkacza dola wcale nie jest smutna, gdy warsztat huczy niby pszczelny ul.
My tkacze wiemy, że te nasze płótna na grzbiecie nosił będzie nawet król.

Piosenki te były nagrane i emitowane przez Polskie Radio w czerwcu 1939 roku, staraniem Czesława Cianciary. Żmudna była praca tkaczy - rękodzielników. Najpierw trzeba było zaopatrzyć się w przędzę. Dawniej przynoszono ją na plecach lub przywożono furmankami z Częstochowy. W późniejszych latach, kiedy tkacze pracowali dla przedsiębiorcy, zaopatrywani byli w przędzę przez niego. Była to surowa, zgrzebna przędza bawełniana, którą trzeba było wybielić. Nazywało się to blichowaniem. W drewnianych baliach moczyło się przędzę w roztworze chlorku. Potem ją płukano i suszono. W lecie suszono na dworze, ale zimą rozwieszano mokrą bawełnę na specjalnych wieszadłach, przymocowanych do sufitu nad piecem kuchennym. Następną czynnością było farbowanie. Do kolorowania noszono przędzę do farbiarni. Potem sznelery krochmalono i znów mokre trzeba było suszyć. Tak przygotowane pasma przędzy, zwijano ręcznie na szpulerzach na fajfy. Majstrowie zwani snowaczami, układali z tych kolorowych szpul, na wysokich stojakach zwanych szrankami, obrany przez tkacza muster/ wzór/. Były to przeróżne paski lub kratki.


Mogło być także płócienko jednokolorowe. Następnie snuli osnowy. Osnowa miała 5-6 sztuk. Jedna sztuka 34 m długości. Osnowę nawijano na wałek. Potem następowało przykręcanie nowej osnowy do końcówki starej. Przy zmianie nicielnicy, czyli jak tkacze mówili cajgów, osnowę trzeba było rajgować czyli przewlekać przez oczka nicielnicy. Rajgowaniem i przykręcaniem zajmowali się tkacze lub tkaczki specjalnie do tego przygotowani. Jednym z ostatnich takich tkaczy był Stanisław Krzyczmonik i tkaczki Maria Lipowska i Anna Drymer. Przed rozpoczęciem tkania trzeba było przygotować do tego osnowę. Przeznaczoną długość na całodzienne tkanie, szlichtowano. Szlichtowanie polegało na nasączaniu osnowy, ugotowanym z mąki pszennej klejem czyli szlichtą. Służyły do tego dwie długie szczotki. Długość utkanego płócienka mierzono, w tzw. znamkach. Znamka miała 4,25 m długości. Dobry tkacz zaczynał swoją pracę wcześnie rano i zrobił w ciągu dnia 4-5 znamek. W jednym domu były często dwa, trzy krosna. Przy produkcji zatrudnione były całe rodziny. Dzieci zwijały na kołowrotkch cywki". Nazwijane cywki moczono w wodzie, by się nie zsypywały. Wyciśnięte z wody wkładano do czółenka i rozpoczynano tkanie. Zwijaniem ”fajf" zajmowały się często stare kobiety, zarabiając tym na życie. Stare nazewnictwo tkackie nosiło wyraźny wpływ języka czeskiego i niemieckiego. Oto niektóre z nich: anszlag, blat, beran, cinek, fach, kneblik, mecinki, naternik, pyrsnik, szrank, szneler, staciwa. Pomimo trudnego życia jakie wiedli tkacze umieli się oni bawić i radować. Starsi ludzie opowiadają, jak to ich dziadkowie i pradziadkowie po tygodniowej pracy, schodzili się w soboty w karczmie na rynku i w karczmie w Romanowie. Popijając okowitę, opowiadano różne baśnie i dykteryjki. 0 strachach, które straszyły o północy w starych przydrożnych lipach. O hastermankach, które mieszkały pod mostkami na rzece Kamienicy i weiągały do wody przechodniów. O czerwonych płucach, które były postrachem wszystkich. Leopold Karłowski z Romanowa, zabawiał wszystkich opowiadaniem zmyślonymi przez siebie historyjkami jak np. bajka o pchle, która urosła tak duża, że ze strychu ściągano ją linami, o rybie, która wypasła się na browarnianych wytłokach i była tak olbrzymia, że karczmarka siedząc na jej grzbiecie jak Jonasz, pływała po stawie. W sobotnich zabawach przygrywały deptane harmonie, a tkacze z tkaczkami tańczyli ochoczo lajlindera czyli walca austriackiego. Mówiono wówczas po polsku, czesku i niemiecku. Kiedy zabawa rozkręciła się na dobre, śpiewano. Były to przeważnie przyśpiewki czeskie. Do nich należały:
Kacia ma penizu
Kacie se wenu
penizu prepiju
Kaciu wizenu
/Kasia ma pieniądze, Kasię sobie wezmę , Pieniądż przepiję
Kasię wygonię/A gdy 'było już, dobrze po północy, kiedy karczmarz myślał już o spaniu , oni śpiewali: ; ,,Ne pudemy do dom . aż rano, aż budę świtano, aż budę den”
Był jeszcze taki dzień w roku, w którym zabawy tkaczy trwały cały dzień i często długo w nocy. Było to ustanowione przez tkaczy święto zwane ” liksznurem ’’„Obchody i nazwa tego święta przetrwały do dnia dzisiejszego. Na to święto wyznaczono dzień poprzedzający Urocżystość św. Michała. Rozpoczyna się poranną Mszą św. podczas, której wszyscy zgromadzeni w kościele tkacze,idą z zapalonymi świecami na ofiarę wokół głównego ołtarza. Nazwa ” Liksznur ” pochodzi od sznura świateł/z niem.licht/.



Po uroczystościach kościelnych, aż do późnej nocy bawiono się i tańczono. Starsi mieszkańcy Kamienicy Polskiej do dziś wspominają dawne liksznurowe zabawy. Pamiętają je z opowiadań .swoich rodziców a także ze wspomnień z lat dziecięcych. Tancerkami nad tancerki były na tych zabawach: Helena Nowotna, Stefania Rychter, Waleria Gal i Bronisława Polaczek. Te dwie ostatnie, do późnej' starości chodziły po wsi z gaikiem, na dwa tygodnie przed Wielkanocą. Tańczyły jak ich babki – lajlindera. W okresie okupacji nastąpił spadek tkactwa ręcznego. Niemcy całkowicie zlikwidowali chałupnictwo. Po II wojnie światowej otworzył się dla tkaczy nowy rozdział historii. W sierpniu 1947 roku założono Spółdzielnię Tkaczy i Dziewiarzy im. Norberta Barlickiego.


Ręczne krosna zastąpiono krosnami mechanicznymi. Z domów dochodziły odgłosy rytmicznie pracujących maszyn. ” Cikatanie ” zamierało. W 1977 roku pracowało we wsi tylko jedno ręczne krosno. Ostatnim tkaczem- rękodzielnikiem, był weteran tego zawodu - Antoni Dojwa.


Wraz ze swoją żoną Józefą całe swoje długie życie poświęcił tkactwu ręcznemu. Nie wyrabia się już w Kamienicy Polskiej bawełnianych płócien. Wszystko zostało historią.
Z czego śmiali się tkacze.
Przebiegły kogucik
Do pewnego chłopa przyplątał się kogucik i zamieszkał z nim w chacie. Kogucik był wścibski i natrętny i bardzo dla chłopa uciążliwy. Muszę się go pozbyć - myśli chłop. Zamknął koguta w chacie i podpalił ją. Żal mu było płonącej chałupy, ale na myśl, że pozbędzie się natręta, poweselał. Wtem czuje, że ktoś szarpie go w nogawkę i słyszy głos: ” Dobrze hospodarzyku żeście utekli, bobyśmy się byli wsedne spalili”.
              
Dziad i baba Dziad i baba ciągle roztrzygali, kto pierwszy z nich umrze. Żaden nie chciał być ostatnim.Dziadek nie dowierzając babce, postanowił ją wypróbować. Pewnego wieczoru mówi do żony - źle się czuję,napewno w nocy umrę, na wszelki wypadek schowam się w chlebowym piecu. Może mnie śmierć nie znajdzie, gdy po mnie przyjdzie. O północy wpuścił do chałupy gęś. Gęś człapie obok łóżka na którym babka spała. Starucha usiadła i mówi do gęsi przyciszonym głosem: ” On je w peci” O czym opowiadali.
Stara Petrowa, która mieszkała, w " kasernach ”


u Cianciary opowiadała, jak- to podobno miał przejeżdżać przez Romanów brat cara rosyjskiego, Na jego powitanie wyszła, koło kapliczki grupa mieszkańców Kamienicy Polskiej, na czele z siedmioma dziewicami ubranymi w białe suknie,, przewiązane niebieskimi szarfami. Grupa witających prosiła księcia o wstawienie się u właścicieli wsi-Sadowskich, o pozwolenie na budowanie swych domów wzdłuż drogi biegnącej przez wieś. Do tej pory dziedzic zezwalał'na budowanie chat w oddaleniu od drogi, nad rzeką. Prośba została spełniona. Opracował: Andrzej Kuśnierczyk Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie” nr Okolicznościowy , czerwiec/1992r Fotografie: Zbiory Muzeum Regionalnego w Kamienicy Polskiej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z Kamienicy Polskiej. 1928r