DROGINIA
Wieś w powiecie myślenickim. Wieś a właściwie Atlantyda. Teren dawnej wsi to teraz środek zbiornika Dobczyce - na rzece Rabie - zaopatrującego Kraków w wodę. Ludzie musieli w 1986 r. porzucić swoje dawne siedziby; rozebrali i przenieśli na nowe miejsce kościół. Rozebrano także dwór dawnych właścicieli. Miał dużo szczęścia – został przeniesiony do Nadwiślańskiego Parku Etnograficznego w Wygiełzowie. Droginia należała początkowo do rycerskiego rodu Gryfitów, później do klasztoru cystersów w Szczyrzycu, na początku XVI wieku weszła do rodu Jordanów herbu Trąby z Zakliczyna. Dwór zbudował Adam Jordan (ok. 1730 r.), później mieszkali tu Brzechwowie (Brzechffowie), po nich Dąmbscy herbu Godziemba. Ostatni z rodu Dąmbskich, Dominik został zamordowany podczas rabacji galicyjskiej. Siostra Dominka, Marianna poślubiła Kazimierza Janotę Bzowskiego. Przez kolejne cztery pokolenia ( aż do 1945 r.) gospodarowali tu Bzowscy herbu Nowina. Dobrze zapisali się dziejach Drogini.
Panorama wsi z początku lat 80. ubiegłego wieku W tle widoczny kościół parafialny i droga z Myślenic w kierunku Dobczyc. W roku 1986 miejscowość ta została zalana i znalazła się na dnie sztucznego Jeziora Dobczyckiego. Autor zdjęcia nieznany. https://gazeta.myslenice.pl/panorama-droginii-z-1980-roku
Wpadła mi w ręce skromna książeczka Marii Bzowskiej zatytułowana „Pamiętnik z okresu II wojny światowej” - autorka nazwała go w jednym z wpisów „dziennikiem zmartwień”. Córka ostatniego właściciela Drogini, Kazimierza Janoty Bzowskiego i Wandy z Romerów, ukończyła ekonomię w Wyższej Szkole Handlowej w Krakowie. Wybuch wojny zastał ją w Katowicach. „ Godzina 5.40 – pierwszy nalot niemiecki. Obudzeni syrenami pędzimy do schronu” […] Kilka bomb na lotnisku” - to pierwsze zdania pamiętnika.
Najbardziej cenię sobie osobiste zapiski, prowadzone „na gorąco”. Zawierają więcej życiowej prawdy niż historyczne opracowania. Udziałem autorki była dramatyczna ucieczka przez Niemcami, poprzez Kraków aż do Lwowa, bombardowanie miasta, jego obrona, wreszcie wkroczenie sowietów. Bzowska szczęśliwie uniknęła deportacji na wschód. Od 1941r. pomagała ojcu w gospodarowaniu rodzinnym majątkiem (pod czujną opieką niemieckich oficjalistów) w Drogini.
„13 sierpnia 1941. Rozlepiono plakaty: „W walce całej Europy ze straszną zarazą bolszewizmu katolicy pierwsi muszą ponieść ofiarę dla nowego porządku na świecie i oddać Niemcom wszystkie dzwony. Itd.,itp. Diabeł się w ornat ubrał i na mszę dzwoni.
12 maja 1943. ...operują w okolicy dwie bandy, Pierwsza podpisująca się jako ‘desant czwartego pułku strzelców podhalańskich’ złożona jest z Polaków i dwóch Francuzów – cywilów. Druga pośledniejszego gatunku składa się z Ukraińców zbiegłych z „Ochotniczego Korpusu Ukraińskiego do walki z bolszewizmem”, który z wielkim hałasem tworzony jest przez Niemców we Lwowie”. Najciekawsze są jednak opisy codziennego bytowania, obserwacje dotyczące różnych ugrupowań partyzanckich „nadrabiańskiej rzeczypospolitej”. „20 listopada 1944. W dzień Szwaby, w nocy Rzeczypospolita, orzełki, nasi chłopcy i junackie piosenki. Co z tego wyniknie”?
27 listopada 1944: Po rewizji niemieckiej przebyliśmy rewizję bolszewicką. Czterech przyszło szukać swoich dezerterów.” Przyszłość okazała się niewesoła, majątek został w lutym 1945 r. rozparcelowany a jego mieszkańcy musieli emigrować w różne strony.
W 2002 r. w przeniesionym do muzeum dworze odbył się zjazd rodzinny Janotów Bzowskich.
Autor: Andrzej Bohdan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz