Łączna liczba wyświetleń

sobota, 17 października 2020

WSZYSTKIE (PRAWIE) DROGI PROWADZĄ DO CZĘSTOCHOWY.

 Kiedy przyglądam się mapie Częstochowy z jej okolicami i zestawiam ją z danymi z drzewa genealogicznego, fascynujące wydają mi się promieniście odchodzące od miasta ścieżki moich przodków. Nie ma w tym nic dziwnego, jest to zjawisko znane w nauce i wielu rodzinom. Od wieków duże ośrodki miejskie przyciągały okoliczną ludność z rozmaitych powodów – do pracy, do handlu, do urzędów. Zwłaszcza gdy ujawnił się przemysłowy potencjał Częstochowy: miasto zaczęło ściągać wszystkich szukających zarobku i lepszego życia, niczym gwiazda przyciągająca okoliczne ciała niebieskie. Rzecz jasna Częstochowa nie była jedynym takim „magnesem”. W Kongresówce kilka miast zaczęło rywalizować między sobą o siłę roboczą. Przede wszystkim Łódź stanowiła dla Częstochowy silną przeciwwagę od strony północnej. Ale i Zawiercie, Dąbrowa Górnicza, Radomsko, Wieluń, czy Kamienica Polska także miały swoje atuty. Biorąc to pod uwagę, zastanawiam się, na ile Częstochowa jest dla mnie „rodzinnym” miastem.

Lata 1890-1899 , Panorama Częstochowy
Wszystko mogło się w przeszłości inaczej potoczyć i – być może – dziś byłbym rodowitym łodzianinem, lub zawiercianinem. To dopiero ów dynamiczny XIX wiek ruszył z posad rodziny moich chłopskich przodków, którzy od wielu pokoleń zasiedlali okoliczne wsie, gdzie tkwiły ich prawdziwe korzenie. Tak się złożyło, że duża większość moich antenatów prowadziła osiadły tryb życia, nie zmieniali miejsca zamieszkania znacząco. Odbywało się to powoli, przez wiele pokoleń i z jednej wsi do pobliskiej. Taka „czołgająca migracja”. Mikołajczykowie od co najmniej końca XVIII wieku zamieszkiwali Wólkę Prusicką w brzeźnickiej parafii. Wolscy (rodzina babci ojczystej) przebywali głównie w Konarach i Zawadzie w parafii kłomnickiej. Skrzypczakowie (rodzina dziadka macierzystego) żyli w Choroniu i Wysokiej przybynowskiej parafii, lecz ta rodzina na początku XIX wieku zamieszkiwała dalsze okolice Włodowic i część jej członków stamtąd została przyciągnięta przez Żarki. Grzesiakowie i Prubanowie (ze strony babci macierzystej) pochodzili z parafii żurawskiej i złotopotockiej. Trochę rodziny pochodzi z rejonu Kłobucka, Krzepic i Wilkowiecka. Gdy to analizuję, to zauważam, że brakuje mi jedynie przodków pochodzących z kierunku południowo-zachodniego w stosunku do Częstochowy. Jedynym ciekawym wyjątkiem jest rodzina Bieleckich, którzy dotarli do Częstochowy najwcześniej ze wszystkich moich przodków, bo prawdopodobnie już w ostatnich latach XIX w. I to nie z jednej z pobliskich parafii, lecz aż z Kielecczyzny, a dokładniej z parafii w Miedzierzy. Część z tych Bieleckich była górnikami w połowie XIX wieku.
Interesujące, co skłoniło tę rodzinę do przemieszczenia się na tak znaczną odległość – Józef Bielecki urodzony w 1873 r. w Miedzierzy pobrał się z Józefą Jagielską w 1899 r. w Kłobucku, skąd dalej zawędrowali przez Zwierzyniec do Rakowa, niebawem wcielonego do Częstochowy. Gdy już trafiali do tego miasta znajdowali zatrudnienie w rozmaitych fabrykach. Dwa pokolenia Mikołajczyków związały się na długie lata z częstochowskim browarem Szwedego (dotarłem do dokumentacji, z której się dowiedziałem, że pradziadek Jan był zatrudniony w dziale fermentacji). Babcia Wolska przepracowała większość życia w fabryce Motte’ów, a Idzi i Stanisława Skrzypczakowie pracowali w innej fabryce „Częstochowiance”.
Józef Bielecki był pracownikiem huty na Rakowie jako „maszynista”. Chyba właśnie Bieleckim musiało się powodzić stosunkowo najlepiej, bowiem już dzieci Józefa podejmowały zawody świadczące o ich „inteligenckich” aspiracjach, stając się nauczycielami, urzędnikami, czy kupcami. Jako pierwsi wśród moich przodków zerwali w ten sposób z robotniczą i chłopską przeszłością. Miasto dało im inne możliwości. Jeden z Bieleckich był przez pewien czas kelnerem, a później podobno (według rodzinnego przekazu) właścicielem restauracji. Inny z braci Bieleckich – Wacław – otrzymał koncesję na prowadzenie sklepu kolonialnego będąc inwalidą wojskowym, natomiast Pelagia Bielecka miała być freblanką u niejakiej Rędziejowskiej (dziadek ją nazywał „hrabianką”). Po tej rodzinie zachowało się u mnie najwięcej fotografii, co również zdaje się świadczyć o ich lepszym usytuowaniu materialnym. Nie wiem, w jakich okolicznościach nawiązali niektóre kontakty, ale zarówno ze zdjęć, jak i z opowieści wynika, że mieli interesujące znajomości wśród innych inteligenckich rodzin, a nawet takich o szlacheckich rodowodach (jak rodzina Ścibło z Mohylewa). Część rodziny Jagielskich została jednak skuszona przez większą Łódź. Tam Roman Jagielski znalazł pracę jako buchalter, a potem jako policjant. Poślubił Elzę Kares – ewangeliczkę – co było bodaj pierwszym odkrytym przeze mnie małżeństwem w rodzinie międzywyznaniowym. Wszystkie te odkrywane szczegóły sprawiają, że jestem dumny ze swojej rodziny i jej historii i ciągle mam ochotę na więcej odkryć. Tyle jeszcze jest do poznania.
Autor: Bartosz Mikołajczyk (Gdów k. Wieliczki)
Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie” nr113 , R.: XXX 2/2020

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

„Tkacz" sprzedany na licytacji. 1932r