Jako młody chłopiec uczyłem się w Szkole Podstawowej im. Marii Konopnickiej w Kamienicy Polskiej. A poza tym chodziłem na naukę zawodu fryzjerskiego do pana Kimli. Zakład fryzjerski znajdował się naprzeciw plebani w Kamienicy Polskiej. Proboszczem parafii był ksiądz Stanisław Duda. Były to lata 1946-1947. Zakład fryzjerski był własnością Piotra Kimli. Ja jako adept w tym zawodzie zaczynałem od sprzątania zakładu, omiatania klientów z włosów i nauki golenia. Swoje pierwsze kroki zaczynałem ćwicząc na namydlonej butelce. Uczyłem się ruchów brzytwą, aby później samodzielnie golić klientów. W czasie mojej nauki klien-tów obsługiwał mój kolega Marian Nocoń. Był naprawdę dobrym fachowcem w tym zawodzie. Z naszych usług korzystał również ksiądz Stanisław Duda. Jego wizyty cieszyły nas, ksiądz dawał duże napiwki. Piotr Kimla uczył mnie ponadto gry na skrzypcach.
Instrument kupił mi ojciec, Józef Banasiak Wyjeżdżał na tzw. „saksy" na Śląsk i tam prowadził handel wymienny. Za żywność otrzymywał potrzebne nam rzeczy. Między innymi przywiózł mi skrzypce. Ale z nauki gry nic nie wyszło. Miałem za krótkie palce i nie mogłem nimi operować na strunach. Jedynie zostało mi coś niecoś z fryzjerstwa. Ksiądz Duda to był wspaniały człowiek. Dobry proboszcz i pracowity. Służył nie tylko przed ołtarzem, ale i pracował w polu. Rano wyjeżdżał z drabiniastą taczką i kosą w pole. Nakosił zielonki, żeby przed mszą nakarmić trzodę. W większych pracach polowych pomagali mu parafianie. Po omłotach, czy wykopkach byli suto goszczeni. W tamtych czasach ludzie byli otwarci dla siebie, wzajemnie sobie pomagali. Wojna bardzo ich zjednoczyła. Po wojnie nie byto sprzętu rolniczego, usprawniano więc sprzęt istniejący. Byłem świadkiem, jak ksiądz pożyczył od sąsiada pług do orki. Pług miał zamocowane koło, które ułatwiało koniowi pracę. To były trudne czasy. Ludzie byli zdani tylko na siebie. Ksiadz Duda poruszał się po parafii rowerem. Jeździł do Romanowa-Podlesia uczyć młodzież religii. Był organizatorem wielu kursów: szycia na maszynie, gotowania, opiekował się kółkiem teatralnym w remizie straży pożarnej. Znał każdego parafianina, każdemu doradził. Był bardzo uczciwy. W pobliżu parafii były sklepy z wy-robami mięsnymi: p. Hornika i p. Fazana. Po ukończeniu pracy w zakładzie fryzjerskim u Piotra Kimli kusił mnie zapach tych mięsnych wyrobów. Za drobne napiwki kupowałem sobie smaczną wędlinę. W czasach, gdy chodziłem do szkoły w Kamienicy Polskiej wszystkie uroczystości państwowe odbywały się z udziałem naszej szkoły. Ze sztandarami wyruszaliśmy do kościoła, a potem na plac straży pożarnej. Głównym prowadzącym uroczystości byt wychowawca p. Kierat. Do jego obowiązków należało ćwiczenie marszu i nauka pieśni patriotycznych. Ulubioną pieśnią była „Somosierra". Bez niej nie było żadnej nauki śpiewu ani marszu na placu szkolnym. Po wojnie dzieci były niedożywione. Posiłki dostawaliśmy w szkole. Była to porcja zupy. Na placu szkolnym ustawiona była kuchnia i kocioł ok 150 - litrówy. Gotowanie zaczynało się bardzo wcześnie, aby na dużej przerwie można było podać talerz cieplej zupy. Przed zupą podawany był tran, a do niego kawałek chleba z solą. Tran podawano wszystkim ustawionym dzieciom jedną łyżką. Nie lubilem tranu i wielkim szczęściem byk zmylenie czujności nauczyciela. Pamiętam nauczycieli uczących w tamtych czasach. To p. Kierat, p. Kieratowa, p. Warcicka. Pani Bronisława Fazan była moją wychowaczynią. Miała gospodarstwo i w czasie zajęć szkolnych wysyłała mnie i kolegów do rżnięcia sieczki. W klasie byli młodsi i starsi uczniowie.Przerabialiśmy materiał z dwóch w lat w ciągu jednego roku. Do najlepszych uczennic należała Danuta Kucia. Mieszkała w Wanatach. Nieraz spisywałem od niej zadane lekcje. W mojej klasie były m. in. Kazimiera Blachnicka, Zofia Kidawa, Anna Chłądzyńska, Lucyna Terlecka, Krystyna Nowotna, Urszula Nowotna, Wiesława Jabłońska. Z kolegów pamiętam Zenona Chłądzyńskiego, Jana Muchlę, Mariana Grzyba, Zbyszka Kardyńskiego i Zdzisława Landeckiego. W pamięci najbardziej została mi postać księdza Dudy. Został pochowany na cmentarzu w Kamienicy Polskiej. Kiedy tylko jestem na cmentarzu, staram się zatrzymać przy jego grobie. Autor: Jan Banasiak (Częstochowa)
Źródło: Kwartalnik ,, Korzenie” , nr64 , R. XVIII, 1 /2008
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz