Materia życia.
Latem 1818 roku w Kamienicy Polskiej zaczęły wyrastać, jak grzyby po deszczu, nowe budynki. Prace ciesielskie, rozpoczęte zapewne już wiosną, tuż po podpisaniu notarialnego aktu kupna wsi - trwały do późnej jesieni. Należało jeszcze przed zimą pokryć dachy gontami bądź słomą, zapewnić schronienie dla ludzi i inwentarza. Wszak obok tkaczy w urządzanej wiosce zamieszkali także rolnicy. Większość tkaczy łączyła pracę przy krosnach z uprawą ziemi. Warsztaty tkackie zostały przywiezione przez kolonistów z ich rodzinnych stron. Pod topór poszły stare dęby w kamieńskim lesie. Dębowe belki niezbędne były do budowy domów (o konstrukcji słupowej). Nie wiemy, gdzie zaopatrywano się w tarcicę. Może w Częstochowie, tak jak koloniści z Huty Starej, a może w Koziegłowach.
Starsi mieszkańcy twierdzili, że w czasie z wytyczaniem działek (hub) ustalono miejsce pod budowę kościoła. Nie ma jednak wystarczających na to dowodów. Istotna podpowiedź znajduje się w zapiskach Franciszka Piltza. Wspomniane jest miejsce, gdzie odbywały się nabożeństwa, zwane „zielonym kościołem" (niemieckie określenie Rasenziider). Najprawdopodobniej chodziło o kapliczkę otoczoną drzewami, w miejscu, w którym potem wybudowano kościół (Jak chcą niektórzy - z figurą św. Floriana.) Kaplicę mieli także koloniści z Huty Starej, ale władze kościelne nie udzieliły zgody na jej rozbudowę. Starania kamieniczan o budowę świątyni powiodły się dopiero pod koniec lat 60. XIX wieku.
Wtedy też na potrzeby kościoła i plebanii przekazane zostały prywatne grunty gospodarzy. Kościołem kamieniczan był kościół Bożego Ciała w Koziegłowach, zabytkowa świątynia pamiętająca jeszcze czasy Władysława Jagiełły. W tymże kościele brali śluby (od 1818 r. do 1825 r.) majstrowie tkaccy, czeladnicy i okupnicy utrzymujący się z pracy na roli. Na świadków oraz chrzestnych brano często mieszkańców miasteczka. Droga łącząca Kamienicę Polską z Koziegłowami była najbardziej uczęszczanym szlakiem. Do Koziegłów jeżdżono na jarmarki. Trudno dziś odtworzyć atmosferę życia codziennego tkackiej osady. Nie wiemy, jak układały się kontakty przybyszów z Czech i różnych rejonów Sląska z rdzennymi mieszkańcami. Nie można wykluczyć, iż zaciekawieniu i życzliwości towarzyszył także dystans, poczucie nieufności, a może nawet niechęć.
Były wszak i próby wzajemnego poznania. Sprzyjały im niedzielne wyprawy do odległego o 10 kilometrów kościoła, wizyty w karczmie przy okazji jarmarku, praca i zabawa. Intrygujący temat: jak widzieli i oceniali siebie nawzajem mieszczanie koziegłowscy i koloniści z Kamienicy Polskiej ? Jak reagowali na mówiących innym językiem, kierujących się nieco in-nymi zasadami osadników „tubylcy" z Jastrzębia, Siedlca, Wanat, Rudnika? Czynnikiem integrującym była jedność. Czynnikiem integrującym była jedność wiary. Ale przecież w osadzie nad Kamieniczką mieszkało także kilka rodzin protestanckich (ewangelicy reformowani). Jak wiemy, w katolickich społecznościach taka odmienność była powodem barier. Przychodzący (przyjeżdżający) z Kamienicy Polskiej do Koziegłów widzieli kościół szpitalny św. Barbary i zabudowania dworskie. Po prawej stronie drogi do Gniazdowa znajdowały się ruiny koziegłowskiego zamczyska. Zamek rozebrano definitywnie dopiero po powstaniu styczniowym. W latach 20. XIX w. ruiny działały jeszcze na wyobraźnię mieszkańców. W Koziegłowach przekazywane były z ust do ust związane z zamkiem i jego dawnymi właścicielami legendy.
Zanotowali je miłośnicy przeszłości: Józef Lompa z Lubszy oraz etnograf Michał Federowski, przez kilka lat mieszkający w Zdowie koło Włodowic. Pewnie i mieszkańcy skolonizowanej Kamienicy słyszeli te opowieści. Pochodząca z Koziegłów Maria Klimas Błahutowa, nauczycielka i pisarka, poświęciła rodzinnym stronom kilka stron w powieści „Drzewo życia". Oto poświęcone zamczysku zdania: „Kiedy po powstaniu zniknęły ruiny grodu, kamień na kamieniu się nie ostał, i w widłach dwu potoków opadał ujścia do Warty, wznosił się już tylko kopiec, który tysiąc lat temu, tak, usypali przy szlaku z Lelowa do Opola nasi przodkowie, żeby grunt był twardszy, naprzód pod drewnianą, potem pod murowaną budowę, i żeby było lepiej widać, skąd i kto się zbliża, bić albo nie bić, zostały się Koziegłowom, oprócz tego kopca wspomnienia o tatarskich pożarach, raubritterskich najazdach i szwedzkim szturmie, młodsze ale także sędziwe pamiątki.
Do dziś stoją dwa kościoły, parafialny i świętej Barbary, siwa kamieniczka w rynku, ta z herbem, który nadał miasteczku król Stanisław August, trzy brodate kozie głowy na kamiennej tarczy, i starsza od tego domu studnia - nie studnia, która nazywa się tam Browarem, zabytek z czasów, kiedy mieszczanie warzyli sobie i nie sobie piwo, podobno świetne. " Można domniemywać, że przybysze z Czech i Śląska byli admiratorami piwa. Czy kupowali je w Koziegłowach, czy też w dobrach ekonomii Poczesna (w browarze na Karolinie), tego nie umiemy dziś rozstrzygnąć. Ciekawa wypada w książce Klimas Błahutowej charakterystyka koziegłowskich kobiet: „Jacy byli ci z Koziegłów? Ogromnie pracowici, zakochani w roli, gospodarni i energiczni, a kobiety mieli niezwykle. (..) panie i panny zaprzęgają konie, wyjeżdżają do roboty w polu, pracują tam po męsku, a w niedzielę przeobrażały się w modne elegantki i w toaletach wcale nie partykularnych, subtelniejsze w cieniu wielkich kapeluszy, zbierały się pod ołtarzami na sumie i składały wizyty albo przyjmowały gości. Było w ich ruchliwości i energii i partnerstwie z mężczyznami coś nowego, może stąd, że na swoim kawałeczku świata tyle razy zostawały same, kiedy oni odchodzili na wojny, traciły ich bezpowrotnie albo latami czekali, na powroty, niektóre jeszcze pamiętały ognie ostatniego powstania i narodową żałobę (...) lubiły być ładne. I umiały.”
Etnograf Michał Federowski podkreślił w swej książce „Lud okolic Żarek, Siewierza i Pilicy" (Warszawa 1888- 1889), że kobiety z okolic Koziegłów były szczególnie urodziwe. W pobliskim Gniazdowie mieszkali mariawici, których kościół katolicki obłożył ekskomuniką. Z Gniazdowa pochodził znany bibliograf Michał Juszyński. Wójtem gminy Kamienica Polska w latach 40. XIX w. był urodzony w Gniazdowie Ignacy Solarczyk, który karierę rozpoczął jako pisarz gminny. Pełnił także funkcję zastępcy wójta w Hucie Starej. Gniazdowianie mieli swoje pola w sąsiedztwie pól mieszkańców Rudnika Wielkiego. XIX-wieczne księgi parafii Koziegłowy notują śluby między mieszkańcami Gniazdowa, Rudnika i Kamienicy Polskiej. Wspomnieliśmy w jednym z numerów „Korzeni" o lojalnej postawie mieszkańców Kamienicy wobec władz carskich w czasie powstania styczniowego. Nie była to jednak lojalność całej społeczności, o czym świadczą wynotowane przez nas fakty uczestnictwa kamieniczan w powstańczym zrywie. W Koziegłowach poparcie dla powstańców było większe, ale i tam odnotowano fakt pojmania przez burmistrza i odstawienia pod konwojem do aresztu w Będzinie osób pomagających powstańcom. Rzeczywistość lat 1863-1864 była bardziej skomplikowana, aniżeli uproszczone diagnozy historyków podtrzymujących legendę ogólnonarodowej rewolty. Bliższy prawdy był Stefan Żeromski przedstawiający dość ponury i smutny obraz ówczesnej Polski w „Rozdziobią nas kruki, wrony". Kozacy wieszali wójtów za akty nielojalności, z kolei za nielojalność wieszali chłopów naczelnicy powstańczych oddziałów. Drastyczne sceny tego rodzaju odnotował w swym arcyciekawym pamiętniku dziad Wisławy Szymborskiej, Antoni Szymborski, uczestnik kilku kampanii powstańczych. Wróćmy do kolonii tkackiej w Kamienicy Polskiej. Lata 30. i 40. XIX wieku były dość pomyślne. Świadczy o tym m.in. duży przyrost naturalny. Po okresie utrudnień związanych z wojną 1830-1831 wraca koniunktura na wyroby bawełniane. Kryzys pojawia się dopiero w połowie lat 40. Srogie żniwo zbiera przywleczona z Rosji cholera.
W 1846 r. pojawia się klęska głodu, a wraz z nią tzw. tyfus głodowy. Księgi zmarłych z lat 1846-48 niepokojące zapełniają się nazwiskami. W Kamienicy zdarzyły się przypadki, gdy wymarły całe rodziny. Podobnie było w całej Europie. Historycy wśród przyczyn ówczesnej śmiertelności podają m.in. zarazę ziemniaczaną. Ziemniaki były podstawowym artykułem żywnościowym. W kolejnej gawędzie wypadnie powiedzieć nieco o ciemnych sprawkach kamieniczan: o przemycie, o skazanych na areszt i więzienie z powodu pobić i kradzieży. Historia podręcznikowa odwołuje się do zdarzeń o charakterze politycznym i gospodarczym. Historia małych miejscowości pisana jest codzienną pracą, drobnymi wydarzeniami, wizytami w kościele z okazji chrztów i ślubów, ceremoniałami, pochówkami.
Wielkich, bohaterskich gestów na miarę narodowej legendy raczej tu niewiele. Ważniejsze od przemarszu wojsk, bicia w bębny, są rosnące w polu główki czosnku. Ważniejsze od bohaterskiej śmierci są wyprodukowane sztuki płótna, dobrze sprzedane na jarmarku jałówki, nowa stodoła na zboże, przechowane pomyślnie przez zimę ziemniaki w kopcu. Ktoś poszedł do wojska, ktoś zmarł w szpitalu. Każdego dnia wraz ze wschodem słońca zaczynała tkać się materia życia.
Autor: Andrzej Kuśnierczyk (Katowice) Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie” nr37 , R XI , 2/2001r
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz