Bezczelne wybryki bandy bezbożników i złodziei. 1937r Przed kilku dniami sąsiedzi starej kapliczki murowanej we wsi Rudnik Wielki, położ. w pobliżu Kamienicy Polskiej zauważyli, że od samego rana drzwi do kapliczki są otwarte, a gdy zajrzeli do wnętrza, przerażający ujrzeli widok. Całe urządzenie wewnętrzne kapliczki było kompletnie zdemolowane, obrazy z ołtarzyka pozrywane i podarte, świece w lichtarzach poprzewracane i połamane, obrazy świętych pozrzucane ze ścian, potrzaskane leżały na podłodze, słowem tak gdyby jakiś huragan niszczycielski nawiedził starą kapliczkę, która wzniesiona na jakąś pamiątkę po Powstaniu Styczniowym zastępowała dawniej kościół w tamtejszej okolicy, kiedy jeszcze nie było parafii w Starczy, i co niedziele odprawiały się w niej nabożeństwa. Smutna wiadomość o zdemolowaniu kapliczki lotem błyskawicy rozniosta się po wsi gromadki ludzi poczęły się zbierać koło kapliczki, aby oglądać niesłychane w dziejach wsi zniszczenie i poubolewać nad niem, wyrzekając na zdziczenie nieznanej bandy bezbożników, którzy, dopuścili sie tego świętokradztwa.
Opowiadano także, że ub. wieczora widziano we wsi jakichś obcych przybyszów, którzy się krecili kolo sklepu Kołtona, znajdującego się opodal kapliczki. Oczywiście. zawiadomiono o tym wszystkim policje w Koziegłowach, która,przybywszy na miejsce, wszczęta energiczne dochodzenie i wkrótce, idąc po nitc do kłębka, wykryła sprawców zdemolowania kapliczki, którymi okazali się Teofil Bąk i jego 20-letni syn Stefan z Rekszowic oraz 2-ch innych „wspólników'', których nie ujęto jeszcze. Złodzieje ci i bezbożnicy przybyli do Rudnika Wielkie go prawdopodobnie w celu zrabowania sklepu Kołtona jak opowiada miejscowa ludność, a nie mogąc tego dokonać, gdyż w domu Koltona nie spano tej nocy, zemścili się, demolując w barbarzyński sposób kapliczkę. Do wykrycia sprawców i calkowitego ich zdemaskowania przyczynił się drobny, a jakże charakterystyczny szczegół. Mianowicie w czasie rewizji w domu Bąków w Rększowicach, podejrzanych o zdemolowanie kapliczki, znalazła policja dużą świecę, którą, mimo wyjaśnień domowników, że jest to świeca pamiątkowa od pierwszej komunii świętej, zabrano, aby porównać ją ze świecami połamanymi w kapliczce. Ale zanim policja przeprowadziła to sprawdzenie. przyszedł jej z pomcą przypadek... Młody Stefan Bąk, powodowany widocznie starą złodziejską zasadą: ..na złodzieju czapka gore", gdy tylko policja po rewizji opuściła ich dom, pojechał czempredzej na rowerze do Rudnika uprzedzając policję, w biały dzień wtargnąt do kapliczki, usiłując zabrać połamane świece, by w ten sposób zatrzeć ślady, uniemożliwiając policji zamierzone sprawdzenie z porównaniem świec. Lecz po wyjściu z kapliczki przyłapano go już z niezbitymi dowodami w ręku i odrazu też zakuto go w kajdany i popędzono do aresztu wśród szydarstw i groźnych okrzyków zgromadzonej ludności, która chciała zwyrodniałemu bezbożnikowi wymierzyć na miejscu karę, gdyby nie interwencja policji. Źródło: ,,Goniec Częstochowski" , nr192, 22sierpnia1937r
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz