Charles de Gaulle w Romanowie.
Starsi mieszkańcy Kamienicy Polskiej powtarzali historię pobytu w naszej miejscowości Mikołaja I z dynastii Romanowów, imperatora Rosji, a od 1825 roku króla Polski. Car wyruszył w objazd po Królestwie Polskim a ludność Kamienicy Polskiej zgotowała mu uroczyste przyjęcie, podczas którego wręczono prośbę o udzielenie pożyczki na wykupienie dóbr od Floriana Sadowskiego. Pożyczka ta umożliwiłaby wyzwolenie się od zależności i uzyskanie lepszych warunków spłaty za wykup włości. Wdzięczni mieszkańcy mieli nazwać południową część miejscowości Romanowem. Kiedy w roku 1919 przez Romanów przejeżdżał Józef Haller, „błękitny generał", starał się uświadomić mieszkańcom niestosowność nazwy, upamiętniającej wodza najeźdźców. Poczyniono przygotowania do zmiany, ale przeważyła opinia większości mieszkańców i nazwa pozostała. Jeszcze jeden ze znanych ludzi tu był, a nawet bywał, młodsi o tym nic nie wiedzą, pamiętali bardzo nieliczni, ale tych starych ludzi już nie ma i zatarły się wspomnienia o czasach i zdarzeniach. Osobą tą był Charles Andrć de Gaulle (1890 — 1970). Nikt nie znał wówczas jego nazwiska. Mówiono: „ten francuski oficer, wysoki, z dużym nosem". Jak on się tu znalazł? Otóż Charles de Gaulle przebywał w Polsce w randze kapitana jako członek francuskiej misji wojskowej z ramienia Ligi Narodów w latach 1919-1921 (z przerwą). Na Górnym Śląsku stacjonowało wówczas 20 tys. żołnierzy przysłanych z Francji, Wielkiej Brytanii i Włoch, nad terenem między Opolem a Katowicami władzę sprawowała Międzysojusznicza Komisja Rządząca i Plebiscytowa. Na skutek niekorzystnego dla Polaków wyniku plebiscytu, przeprowadzonego 20 marca 1921 r., na Śląsku wybuchło powstanie (III Powstanie Śląskie) — 3 maja 1921 r. Francuzi nie kryli swej sympatii dla roszczeń Polaków, a nawet je wspierali. Dlaczego francuski oficer bywał w Romanowie? Zapewne jadąc do sanktuarium na Jasnej Górze zainteresował się kompleksem leśnym między Koziegłowami a Romanowem jako terenem łowieckim. Zatrzymywał się w domu gajowego, którym był wówczas, jak ustaliłem, Jan Dojwa lub jego syn Wincenty. I tu zaczyna się pewien wątek romansowy. Jak się okazało, oprócz dzików i sarenek, tenże oficer upolował również pewną młodą mężatkę. Była żoną górnika pracującego w oddalonej o kilkanaście kilometrów kopalni rudy. Do swej pracy chodził pieszo, gdyż w tamtych czasach posiadanie roweru było nie lada luksusem. W kopalni pra-cowało się wówczas po dziesięć, dwa-naście godzin, dlatego niewiele czasu mógł poświęcić swej młodej małżonce, a tej zapewne wpadł w oko przystojny młody oficer. Cytując tu autora pikantnych fraszek — nastąpiła tu zbieżność „odwagi, okazji i ochoty", a poniekąd temperamentu. Kiedy kobieta zaszła w ciążę, o jej autorstwo podejrzewany był właśnie ów „oficer, wysoki,... itd. O oficerze tym niewątpliwie by zapo-mniano, w sumie pozostałby postacią anonimową, gdyby nie lot w kosmos osoby Gagarina. Właśnie. Otóż ów bohater kosmosu obwożony trytimfilnie po świecie przejeżdżał trasą nazywaną E, 16, a obecnie D1K . Było to pod koniec 1961 lub napoczątku 1962 r. Od władz czyli ,z góry" przyszedł nakaz, by zamaskować wszelkie niedociągnięcia estetyczne w postaci starych ruder. Dlatego wstydliwe obiekty maskowano gałężami lub — ,jak w tym przypadku - niezamieszkały obiekt nakazano rozebrać. ( gorączkowo czyniono porządki, moim zdaniem zupełnie niepotrzebnie, gdyż kosmonauta przyzwyczajony do nędzy sowieckiej Rosji widząc nieco ruder czułby się bardziej swojsko. A jednak dobrze się stało, gdyż, pod gnijącą, niekompletną już strzechą starego domu Dojwów, na działce pomiędzy domami Mrazów a Ciejpów, znaleziono pudło z pożółkłymi papierzyskami, jak się okazało znaleziono w nim jakieś stare listy adresowane do Charlesa de Gaulle' a. Znalazcy korespondencji byli przeświadczeni, że ani władza, ani prasa się tym znaleziskiem nie zainteresują. PRL-owska sterowana odgórnie „opinia publiczna" nastawiona była na Wschód, co innego gdyby znalezisko dotyczyło jakiegoś komunistycznego działacza, a nie męża stanu, w końcu nawet znanego, ale z kapitalistycznego kraju. Kiedyś tę historię opowiadali ludzie starzy. Uparcie poszukiwałem (i poszukuję w dalszym ciągu) osób, które tę opowieść znały z rodzinnych przekazów. Może ktoś nawiąże kontakt z redakcją? Pewien mój rozmówca powiedział, że de Gaulle miał jednego syna, w dodatku ułomnego, ale nie wiem, skąd zaczerpnął tę wiadomość. W tym przypadku byłoby to bardzo ciekawe, gdyż rezultatem tego przelotnego związku, jaki (podobno) miał miejsce było dziecko płci męskiej, potomkowie tegoż, niezbyt liczni, mają się dobrze i posiadają wysoką pozycję społeczną. Mówi się, że najbardziej zainteresowani dowiadują się prawdy na końcu, albo wcale, tak jak w tym przypadku. Niech tak już zostanie. Grzebanie w ich życiorysach byłoby ze wszech miar naganne. (..) Na koniec uchylę jednak rąbka tajemnicy: żeńska połowa tego romansowego duetu była moją ciotką ze strony ojca, a więc — mówiąc z przymrużeniem oka — Charles de Gaulle przypadł mi na wujka! Nikt nie zadawał sobie zbytecznego trudu, by tę sprawę nagłaśniać. Jeśli ją wygrzebałem z często zawodnej pamięci, to nie dla międzynarodowej sensacji, a jedynie jako lokalną ciekawostkę. Autor: Włodzimierz Gall Źródło; Kwartalnik Kongregacji Genealogicznej ,,Korzenie" R.:XXVI, nr 99, 4/2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz