Łączna liczba wyświetleń

sobota, 10 kwietnia 2021

Wspomnienia czasów okupacyjnych i partyzanckich członka ZBoWiD - Jana Błaszczyka . Część4

 

Wspomnienia czasów okupacyjnych i partyzanckich członka ZBoWiD - Jana Błaszczyka . Część4


Pod wieczór uzbrojeni w krótką broń szybko przesuwaliśmy się naprzód przez Kierków, a później na boczne drogi. Po trzech godzinach dostaliśmy się na boczne drogi. Również po trzech godzinach byliśmy w dworze w Kusiętach. Tam dostaliśmy podwodę od zarządcy i udaliśmy się do następnych dworów, wymieniając sześć razy konie, aż wreszcie pieszo doszliśmy do obozu. Szliśmy leśnym duktem wśród pięknych świerków, malowniczych zarośli leśnej runi i świergotu ptaków. Nieraz o dziwo zauważyliśmy, że na drodze pa której podążaliśmy, rosły świerki. Podeszliśmy bliżej, a tu naraz choinki przewróciły się i spośród nich wyłoniły się lufy karabinów maszynowych, oraz usłyszeliśmy okrzyk stój, kto idzie ? - podać hasło. Nasz łączni M.Krachulec znał hasło i podał go. Po otrzymaniu odzewu i przywołaniu gwizdkiem oficera dyżurnego, oraz wylegitymowaniu zostaliśmy wpuszczeni do obozu. Dowódca przydzielił nas do poszczególnych oddziałów. Wybrałem sobie pseudo "Fala". Przydzielony byłem do łączności radiowej, jako też, że była to moja specjalność. Dni upływały na ścisłym regulaminie dnia: gimnastyka, mycie się w pobliskim strumyku, śniadanie i musztra wojskowa. Obiad punktualnie o godz. 12". Po obiedzie drzemka a potem musztra i pełnienie warty na placówkach i czujkach, wypełniały dni obozowe. Spało się jak po królewsku na Mchu i paprociach zaścielanych kocem,poduszka z plecaka i przykrycia kocem. Spaliśmy pod namiotami zrobionych z rzuconych spadochronów. Garnitury cywilne i dowody osobiste poszły do lamusa. Dostaliśmy mundury wojskowe, obierane jak komu popadło. Ja miałem mundur oficera włoskiego i baretkę swoją czarną, a którą Komendant „Andrzej" zamienił na rogatywkę, gdyż mu się bardzo podobała. W lesie czuliśmy się bezpieczni, bo z bronią, dobrze zorganizowanym kolektywem i dowództwem. Racjonalne wyżywienie, oraz przebywanie na świeżym, czystym powietrzu poprawiło nam samopoczucie. Zdawało się, że jesteśmy w krainie baśni i urzekających czarów. — Aż tu nagle zaczęło się. Po tygodniu pobytu w obozie, zauważono lekki szum samolotu. Starsi partyzanci wiedzieli, że to Niemcy szukali obozu i w takim wypadku należało się maskować. Co kto miał przepranego z bielizny na krzakach, pośpiesznie chował. Kucharz dogotowywał obiad i też zalał ogień wodą. Widocznie wzbita para była spostrzeżona przez pilota, bo nadleciał nad obóz i począł obstrzeliwać z broni pokładowej. Partyzanci szybko, rozbiegli się po lesie i bunkrach. Na szczęście nikogo nie raniono. Poczęliśmy strzelać, bo silnik jego zmienił głos i maszyna gwałtownie zniżyła lot i odleciała. Dowódca "Ałm" zarządził szybko odskok oddziałów. Ciężkie rzeczy zakopaliśmy do ziemi i w piętnastu minutach byliśmy już w drodze w kierunku północnym. Uszliśmy dość spory odcinek drogi, a tu nad nami lecą samoloty niemieckie zdążające w kierunku byłego naszego obozu. Przeleciały tuż nad nami, nie zauważyły nas, bo byliśmy pod dużymi sosnami. Samoloty nadleciały nad obóz i zrzucały setki małych bomb. W duchu chwaliliśmy doświadczonego dowódcę, który ubiegł zamiarem Niemców zniszczenia nas. Pod wieczór przy przechodzeniu przez leśny dukt zauważyliśmy świeżo odciśnięte gąsiennice niemieckich czołgów. Dostaliśmy rozkaz przejścia drogi piętami do przodu. Uszliśmy jeszcze kawałek drogi i okopaliśmy się. W okopach leżeliśmy około dwu godzin szykując się do odparcia ataku nieprzyjaciela.  c.d.n Żródło; Arch. ZBOWiD w Kamienicy Polskiej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z Kamienicy Polskiej. 1928r