RYCHTEROWIE Z ROMANOWA.
Antoni Rychter był członkiem Organizacji Bojowej PPS. Życiorys przesłał do redakcji Roman Rychter z Gdyni wnuk Antoniego.
Życiorys Antoniego Rychtera
Urodziłem się 16 sierpnia 1881 r. w Kamienicy Polskiej powiat Częstochowa. Szkołę ludową kończyłem w Siewierzu (powiat będziński). W roku 1900 uzyskałem pracę w fabryce „ Częstochowianka", gdzie pracowałem do czasu aresztowania w 1906 r. na terenie fabryki zetknąłem się z działaczami PPS tow. Ziajskim i maszynistą Dziędziołowskim, którzy zaznajomili się z całokształtem działalności PPS i dostarczali wszelkich wskazówek przygotowując mnie do czynnych wystąpień w przyszłości. Pierwsze moje wystąpienie miało miejsce w 1904 r. w dniu 1 listopada z okazji manifestacji przeciw mobilizacji na wojnę japońsko-rosyjską. Manifestacja ta ukończyła się krwawo na placu przed Magistratem obok cerkwi.
Podczas drugiej manifestacji w dniu 6 stycznia 1905 r. na rynku częstochowskim brałem czynny udział w akcji, w czasie której został zabity żandarm Radke, kilka koni poranionych. Ja i tow. Ziółkowski staliśmy na posterunku od ul. Ogrodowej do chwili aresztowania tow. Makowskiego. W lipcu 1905 r. zostałem aresztowany z fabryki „ Częstochowianka " i odprowadzony do pułkownika żandarmerii Bielskiego, który zarzucał mi organizowanie ludzi i urządzanie masówek po lasach, strajków itp. po przesłuchaniu zostałem umieszczony w więzieniu częstochowskim, gdzie przebywałem do dnia 22 października 1905 r. i zostałem skazany sądem administracyjnym na zesłanie na trzy lata do Rygi. Na mocy manifestu carskiego w październiku 1905 r. zostałem zwolniony. Wyszedłszy na wolność zabrałem się tym intensywniej do dalszej pracy. Pracowałem także w okręgowym komitecie z tow. „Jagą", z tow. „Henkiem " z O.K.R. i z tow. „Heleną".
Po tej manifestacji zgłosił się tow. „Henek" i założył na terenie fabryki Komitet fabryczny w skład którego wszedłem ja, Ferdynand Szmidla, Ignacy Dróżdż. Marceli Majewski i Bolesław Ziółkowski. Zadaniem Komitetu było zbieranie składek członkowskich, rozpowszechnianie literatury nielegalnej oraz organizowanie kółek partyjnych i przeprowadzanie strajku w porozumieniu z komitetami dzielnicowymi. W jakiś czas potem tow. Janota z drugim towarzyszem, którego przedstawił jako towarzysza z O.K.R. zaproponował mi zorganizowanie bojówki składającej się z 10. łudzi. Ludzi znanych mi i pewnych zebrałem a przeszkoleniem ich zajął się towarzysz przyprowadzony przez tow. Janotę, którego pseudonimu nie pamiętam dzisiaj. Wyszkolenie bojowo teoretyczne odbywało się u mnie w domu, natomiast praktyczne w strzelaniu w okolicach Częstochowy, przeważnie w lasach. Po całkowitym zapoznaniu się z zadaniami naszej bojówki kilku członków - ludzi słabszych - odpadło a pozostali towarzysze Kopryna, Bolesław Ziólkowski, dwóch braci Ziajskich i ja jako ich przełożony.
Na dzień 1 maja 1905 r, jako dzień świata robotniczego z polecenia Władz Organizacji miały być wywieszone na wszystkich fabrykach sztandary i rozlepione odezwy. Zadanie to można było wykonać tylko w nocy i przy jak najdalej posuniętej ostrożności. Na fabryce „Częstochowianka" w nocy tej w czasie wywieszania sztandarów na kominie fabrycznym, zjawił się patrol konny kilkunastu ludzi celem przeszkodzenia nam w wykonaniu naszej roboty. Patrol ten jednak przy użyciu broni przepędziliśmy i swoje zadanie wykonaliśmy.
Na dzień 8 maja 1906 r. był proklamowany strajk manifestacyjny, zostały wydane odezwy, jednak na skutek wrogiej nam działalności Związku Chrześcijańskiego i socjaldemokracji w czasie strajku doszło do starcia z nimi we fabryce „ Ostatni Grosz ", w czasie którego zginął towarzysz Mądraszek z Rakowa. Manifestacyjny pogrzeb poległego towarzysza nie udał się z powodu silnego obstawienia nas wojskiem, jedynie kilku nas przyłączyło się do orszaku pogrzebowego z towarzyszem „Zenkiem " z O.K.R. na czele i na cmentarzu pomimo silnej eskorty wojska zdołaliśmy zamanifestować naszą nieustępliwość wywieszając nasze godło czerow-ny sztandar i odśpiewaliśmy nasza pieśń związkową, poczym musieliśmy pojedynczo uchodzić pod naciskiem wojska.
Pewnego razu otrzymaliśmy zawiadomienie, że otrzymamy kilka brauningów, po odbiór których został delegowany towarzysz Dróżdż. W drodze powrotnej został on aresztowany pod fabryką „Mottów" - ówczesna ulica Krakowska. Na wiadomość o tym ja i towarzysz Ziółkowski wraz z trzecim towarzyszem pospieszyliśmy na miejsce aresztowania z zamiarem odbicia go, jednak już nie zastaliśmy go tam, gdyż został wywieziony do drugiego cyrkułu. Chcąc powetować stratą zabranych tow. Drożdżowi rewolwerów rozbroiliśmy z mojej inicjatywy dwóch napotkanych żołnierzy, a odebrane im karabiny oddałem do przechowania w Rakowie, gdzie mieliśmy bezpieczne kryjówki.
W 1908 r. przybył do mnie tow. Małachowski z tow. Kiełbickim oświadczając mi, że ma być grubsza robota, to jest herbska kolej, do której potrzeba jak najzdolniejszych i najpewniejszych ludzi. Ja ze swej strony zmobilizowałem kilku towarzyszy. Robota ta miała być wykonana 6 sierpnia na tyłach ulicy Teatralnej. Stanęliśmy każdy według instrukcji Mała-chowskiego na swoim posterunku. Tymczasem po upływie pewnego czasu otrzymaliśmy rozkaz rozejścia się. Schodząc ze swego stanowiska ja, Władysław Otrąbek, Antoni Kaniecki i Tadeusz Sławek poszliśmy w aleje i usiedliśmy na ławce naprzeciw szpitala P. Marii, w tym momencie idzie dwóch oficerów -w jednym z nich poznałem rtm. Pozniakowa, zajadłego wroga Polaków. Osobnik ten był skazany przez nas na śmierć od szeregu miesięcy, jednak stale nam uchodził. Gdy go rozpoznałem zwróciłem się do moich towarzyszy ze słowami: chłopcy, chociażby nam przoszło życiem przypłacić, tego łotra musimy dzisiaj zgładzić. Doszedłszy do mostu kolejowego pożegnał się Pozniakow ze swym kolegą i skierował się ku synagodze do koszar a my za nim. W tym momencie właśnie wracała do koszar piechota z ćwiczeń, co nam bardzo utrudniało wykonanie naszego zamiaru, gdyż ścigany przez nas zdążył się znacznie oddalić, tym bardziej, że zauważywszy nas przyśpieszył kroku. Gdy jednak już skręcał ku bramie koszarowej zachodziła obawa, że nam umknie, wtedy dałem rozkaz,, chłopcy z kolana " i daliśmy kilka strzałów, po których ścigany zwalił się na ziemię, a posterunek na bramie widząc co się dzieje, zaalarmował wartę. Odwrót z koszar był bardzo niebezpieczny, jednak znając różne przejścia potrafiłem razem z towarzyszami ujść bezpiecznie. W parę dni później zgłosił się u mnie towarzysz Małachowski po paru ludzi odpowiednich do dalszej roboty herbskiej kolei, która miała być wykonana już nie w Częstochowie lecz w Gnaszynie.
Wyznaczyłem do tej roboty trzech ludzi. Po rozbiciu herbskiej kolei znając dobrze teren ułatwiłem biorącym w niej udział bezpieczną ucieczkę, W dniu 5 grudnia 1906 r. zastałem po raz drugi aresztowany i umieszczony na wojennym odwachu w Częstochowie, gdzie przesiedziałem 6 tygodni a później zostałem przewieziony do Piotrkowa. Zarzucano mi szereg zbrodni miedzy innymi zabójstwo Pozniakowa, jednak niczego mi nie udowodniono, lecz trzymano mnie przez 9 miesięcy, poczym przewieziony z Piotrkowa do Warszawy na Pawiak zastałem skazany na zesłanie na czas nieograniczony do gubernii astrachańskiej powiat krasnojarski. Tam przesiedziałem około 4 miesiące, lecz będąc w ciągłej obawie, że mogę być aresztowany i zesłany na katorgę, zaopatrzywszy się w odpowiednia gotówkę umknąłem do Galicji. Osiedliłem się w Chrzanowie pod obcym nazwiskiem, za które też odpokutowałem pod władzami austriackimi. Z Chrzanowa przeniosłem się do Bochni i tu z wybuchem wojny zostałem internowany jako Polak z zaboru rosyjskiego i wywieziony do obozu izolacyjnego na Węgrzech, gdzie przebywałem przez 8 miesięcy. Po uciążliwych staraniach władz bocheńskich zostałem.z obozu zwolniony i poróciłem do Bochni. Od tego czasu pracuję w Bochni w Zarządzie Miejskim. Tak się przedstawia w krótkości mój życiorys pełen przejść i starganych nerwów dla umiłowanej Ojczyzny, którego celem zawsze było odzyskanie niepodległości.
Jako wiarygodnych świadków moich przeżyć podaję: były Związek Więźniów Politycznych w Częstochowie; Ferdynand Szmidla zamieszkały w Częstochowie, ul. Piłsudskiego 5; Ignacy Dróżdż zamieszkały w Działoszynie Bank Spółdzielczy; Henryk Janota zamieszkały w Częstochowie Fabryka „Częstochowianka"; Józef Ruzek zamieszkały w Częstochowie „ Ostami Grosz"; Józef Peter zamieszkały w Częstochowie ul. Polna; Jan Szmidla zamieszkały w Częstochowie ul. Narutowicza; Jan Woszczyna zamieszkały w Tarnowie ul. Gumińska 1.
Antoni Rychter (Bochnia)
Rozmowy Korzeni
Spędziłam miłe przedpołudnie u pani Marty Muszyńskiej z Rychterów. Gospodyni dzieli się wspomieniami, wywołanymi przez zdjęcia z albumu pani Ewy z Gómiaków Niściorowej - bliskiej krewnej pani Marty - publikowanymi w 35 numerze kwartalnika.
Cały stół założony jest zdjęciami -świadectwami minionych dni. Wiele z nich pochodzi z okresu przedwojennego.
- Skąd tyle zdjęć, skoro wtedy niewiele osób miało aparaty fotograficzne ?
- Często po Kamienicy i Romanowie jeździli - nawet w dni powszednie -wędrowni fotografowie. Robiło się wtedy „pięciominutówki". Cała rodzina, czasem i sąsiedzi, zbierali się razem, porzucając na 5 minut swoje domowe zajęcia (zastawiano nawet warsztaty tkackie), by pozować do wspólnego zdjęcia. Wszyscy lubili się fotografować. Fotograf przeważnie na drugi dzień przywoził wywołane odbitki.
- Osoby uwiecznione na zdjęciach emanują spokojem. Wydaje się, że są to ludzie szczęśliwi
- Tak właśnie było. Te 30 lat, które spędziłam w Romanowie i Kamienicy, to najszczęśliwsze lata mojego życia. Z nostalgią przeglądam często te zdjęcia, na których uwieczniony został przepiękny „Romanowski Las", który dziś w samym Romanowie jest mocno wycięty.
- Z Romanowem wiążą się również bolesne wspomnienia...
-W 1943,16-letnia wówczas dziewczyna, zostałam deportowana, z wieloma innymi osobami, do Lublińca, skąd skierowano nas na roboty do fabryki tektury w Kaletach. Ja zostałam przydzielona do pracy w Sierakowie, gdzie Niemcy prowadzili gospodarstwo ogrodnicze dla potrzeb obozów pracy. Choć to były ciężkie dni, udało mi się przeżyć. Mój brat Jerzy nie miał tego szczęścia. Wywieziono go do Oświęcimia i w kietniu 1944 otrzymaliśmy wiadomość, że został powieszony w Wysoce koło Olesna. Pojechałyśmy tam z mamą ze zdjęciem brata.
Człowiek, którego zmuszono do wykonania egzekucji nie potwierdził, że wtedy zginął chłopak, którego widział na zdjęciu. Mieszkańcy opowiadali, że 2 osoby z 10 skazanych uciekły do lasu. Trudno stwierdzić, czy Niemcy zdołali ich dogonić i rozstrzelać. Na płycie wspólnego grobu wymienionych jest 8 nazwisk i 2 osoby nieznane. Nie ma tam nazwiska mojego brata. Razem z mamą szukałyśmy poprzez Polski Czerwony Krzyż wieści o Jerzym do lat 70. Bez rezultatu. Mama. zmarła z nadzieją, że Jerzy żyje. To był wspaniały, pełen życia młody człowiek...
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Iwona Coner Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie” nr37 , R XI, 4/2001r Fotografie: archiwum Kwartalnika ,,Korzenie”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz