PRZESZŁOŚĆ KAMIENICY POLSKIEJ. Rozmowa Eugenii Kuśnierczyk z Jadwigą Giedryk. (zarejestrowana na taśmie magnetofonowej w 1987r.
- Odrywamy panią od zajęć w ogrodzie, przy altance rośnie jaśmin i waleriana...
-To prawdziwa waleriana lekarska, przywiozłam nasiona z Warszawy w czasie wojny. Bardzo ładnie pachnie, sama się rozsiewa, dużo z nią kłopotów. Wykopuje się w jesieni, płucze się w dwudziestu pięciu wodach, potem się wiesza wysoko, żeby koty nie mogły dostać i suszy się. Oficjalna nazwa - kozłek lekarski. Koty strasznie za nim przepadają, to jest dla nich , jak alkohol, one się tym upijają, tarzają się po ziemi jak nieprzytomne, tak się będzie przewracał na stole dajmy na to, czy na ławce, że aż spadnie, leży później jak upity, [śmiech] Waleriana to lek nasercowy, uspokaja.
- Ta pnąca róża jest bardzo ładna.
- Ma siedemdziesiąt lat, mniej więcej.
- Przypomina dawne czasy.
- Czasy młodości. Różę dostała moja siostra od narzeczonego.
- Można zapytać o nazwisko?
- Od Jerzego Dechaina. Oni mieszkali na Klepaczce.
- Bardzo bym panią prosiła, by pani opowiedziała o Kamienicy. To, co pani pamięta.
- Miejscowość Kamienica Polska leży nad rzeką Kamienicą, nie żadną Kamieniczanką, ani Kamieniczką; rzeka Kamienica jeszcze wspominana przez Długosza, jako granica księstwa siewierskiego, która płynie od Lubszy ze Śląska. Za czasów Długosza była to kuźnica Kamienica, ale od rzeki pochodzi nazwa. Czytałam bardzo ciekawy artykuł inżyniera Zimnego w „Gazecie Częstochowskiej" w dodatku „Nad Wartą", ze dwadzieścia lat temu. Opisuje kuźnice ziemi częstochowskiej, dołączona jest też mapka. W tych czasach powstały hałdy żużlu, u nas mówi się «hołdy». To były kuźnice wodne, woda poruszała młot, rozpalone na węglu drzewnym bryły rudy żelaznej umieszczane były na olbrzymich kowadłach i młot, jak obracało się koło, uderzał, może dwa młoty na zmianę, nie wiem, jak było to dokładnie, w każdym razie kuły żelazo. Ale że to była obróbka bardzo prymitywna, na węglu drzewnym, niezbyt była duża temperatura, dużo w tym żużlu zostawało żelaza. Do tego stopnia, że zostawały całe hołdy. Byłoby dużo mniej żużlu, gdyby żelazo było wytopione jak się należy, ale to był piętnasty, szesnasty wiek. Stąd wzięły się nazwy Rudniki i Klepaczki: z tej strony Kamienicy Klepaczka, z tej strony też Klepaczka. Na naszej Klepaczce też było przerabiane żelazo, może pani zwróciła uwagę, jak się dojeżdża do Osin jest taka czarna ziemia, dlatego że tam jest żużel. Ja sama widziałam wielkie gwoździe, kute, o wielkich łbach, używane pewnie do wozów.
- A więc stąd nazwa Klepaczka.
- Dlatego, że był młyn wodny, który klepał żelazo. Jak przyszli osadnicy, to nazwali te zwały żużla z niemiecka Schlackenberg, bo wśród kolonistów byli też Niemcy, a potem przekręcono na Szwamberek.
- Ile Kamienica liczyła mieszkańców?
- Trudno powiedzieć , w tysiąc czterysta trzydziestym siódmym roku płaciła podatku grosz. Tu była Puszcza Turza. Jak Jagiełło szedł pod Grunwald, pewnie robiono tu polowania na tury. Pod Porajem stał olbrzymi dąb na skrzyżowaniu z drogą osińską, na starym dębie była kapliczka. Dąb był wypróchniały, że sześciu mężczyzn się w nim mieściło, pamiętam, dopiero w tysiąc dziewięćset trzydziestym trzecim czy w trzydziestym piątym, w każdym razie przed wojną, ścięto to drzewo a kapliczka została umieszczona w ogrodzie przed domem. W naszej okolicy jest dużo dębów, pod Kopalnią też był duży lasek dębowy. Także koło młyna nad stawem.
- Nie wiadomo, ilu Kamienica liczyła mieszkańców...
- Nie było jeszcze wtedy osadników, ze starszych rodów na pewno Kapuścińscy, ród polski, nie osadnicy.
- A Blachniccy?
- To niekoniecznie szlacheckie nazwisko, ale polskie. Mieli dużo gruntów i lasów. W 1926 r. Jan Bielobradek za zgodą straży założył kolejkę, druga odnoga szła przez pola pod Romanów, woził szlakę do huty w Częstochowie. Opłacało się najmować ludzi, ładować. Musiała tu być duża kuźnica skoro szlaki było tak dużo.
- A lata, gdy przyszli osadnicy?
- Nie wiemy, jak wyglądała Kamienica zanim przyszli tkacze. Byli zapewne rolnicy, bo hutnictwo upadło. Nazwiska świadczą, że mieszkali górnicy, choćby nazwisko Kopacz. Wiemy tylko tyle, że należeliśmy do księstwa siewierskiego.
- A kościół w Koziegłowach ? Kiedy powstał?
- W XV wieku, albo może jeszcze wcześniej, odkryto tam freski.
- Należeliśmy do parafii w Koziegłowach, z tych czasów pochodzi „koziegłowska droga".
- Droga prowadziła od podwórka Napoleona Goldsztajna, nie wiem czy Goldsztajnowie byli osadnikami, ale chyba przybyli przed osadnikami. Ta droga szła obok Kapuścińskiej Góry, Kapuścińska Góra zostawała po prawej stronie, wychodziła skrótem, mniej więcej na leśnictwo w Siedlcu. Stamtąd blisko było do Koziegłów. I dalej do Siewierza. To najkrótsza droga. Nie wiem dlaczego, gdy powstało Królestwo Polskie, należeliśmy do Kalisza, do województwa kaliskiego.
- Może teraz o dworze i osadnikach...
- Osadnicy przyszli w 1817 roku, zawarli umowę z właścicielem Sadowskim, który nie mieszkał w Kamienicy. Mam przepisany fragment z książki „Ziemia Częstochowska", „w drugim tomie jest umowa, jakie były grunta w Kamienicy, młyny, stawy, lasy - wszystko było wymienione. I dwa folwarki. To było w 1816 [1818 - przp. red.] roku, jak robili umowę z okupnikami. Pierwsza ratę wpłacili, a potem co roku, nie pamiętam na jakiego świętego, czy Jerzego czy innego [Św. Jana- przyp.red.] wpłacali częściowo, bo nie byli zagospodarowani. Dostali w ramach umowy kawał lasu, hub ileś tam, huba nie pamiętam ile miała morgów, półtora chyba. Mieli dużo pola i lasu. Stawiali domy, robili warsztaty.
- Domy drewniane, bokiem do drogi...
- W Kamienicy domy były bardzo charakterystyczne, końcem do drogi. Jeden dom był z zegarem słonecznym.
- Który?
- Za „Gospodynią Domową", taki czerwony dom...
- U Krzechkich?
- Mniej więcej, też końcem do drogi. W szczycie był zegar. To był dom, pamiętam, z pruskiego muru, belki było widać, bielony. W domach tkaczy była duża izba, w niej kuchnia i jednocześnia stał warsztat. Poza tym mała komora, nieduża, jako sypialnia. W sieni był piec, jeden komin duży, w komorze chyba się nie paliło. Przy każdym domu ganek albo wnęka, tak jak pani pamięta dom Pilca, murowany. Murowanych domów w Kamienicy było niedużo. Był też podcień -okap od dachu sięgał daleko - przyzba, z ławką.
- Wieszano tam drabiny. Proszę powiedzieć coś o dworze.
- Dworu w Kamienicy nie było. [Był, ale nie zachował się w społecznej pamięci- przyp.red.] Został folwark Romanów i pół folwarku Klepaczka. Klepaczka miała 50 hektarów, kupiła to pani Kleberowa. Ta część Kamienicy, gdzie jest cmentarz, należała do Klepaczki. Młyn już był w Kamienicy. Od Szejna [budynek „Częstochowianki" - przyp.red.] jak jest droga, tam mieszkali Conrowie, stary dom obok dębów, to była Kamienica, jak droga na cmentarz, mniej więcej, ona odgraniczała Klepaczkę od Kamienicy. Ten dwór to wystawiła sobie podobno pani Kleberowa. Była to stara kobieta, chyba wdowa, chodziła w kożuchu, przepasana paskiem, ona rządziła Klebrowizną. Paliła cygara, tak, papierosy mało kto wtedy palił. Opowiadała mi pani Bielobradkowa, która chodziła z Borku, więc widziała ją często, że pijała okowitę z garnka. Piła kwartą podobno. Taka była. [koniec nagrania na jednej stronie taśmy, na stronie drugiej brak fragmentu wypowiedzi]
- Młyn widać był nieczynny, a może czynny jako młyn zwykły, gdzie mielono mąkę.
- Gdzie to było?
- Na Klepaczce, gdzie fabryka tektury. Wiem, że jedna córka Kleberów była śpiewaczką operową w Warszawie, a drugą była Jadwiga. Jadwiga figuruje na akcie kupna, od jej nazwiska pochodzi nazwa «Klebrowizną». Część Klebrowizny użytkowali Dechainowie. Dechaine to był Belgijczyk, specjalista od tektury preszpanowej. Założył fabrykę w miejscu nieczynnego młyna, od drogi do Kamienicy - dawniej nie było drogi do Osin tylko przejeżdżało się przez fabrykę. Tam był kanał powodziowy, dom znajdował się jakby na wyspie: z tamtej strony Warta, upusta, turbina i fabryka, most, a z tej kanał zapasowy, wykopany nie wiadomo przez kogo, w nim, w razie powodzi, otwierano śluzę, aby nie zerwało młyna.
- Kamienica rozwijała sę dzięki tkactwu.
- Przed tysiąc osiemset pięćdziesiątym budowano kolej warszawsko-wiedeńską. Miała iść przez Kamienicę. Ponieważ Śląsk był blisko, a przedsiębiorcy, którzy dawali bawełnę chałupnikom, szmuglowali ją ze Śląska, bo im się opłacało, nie chcieli, żeby kolej szła, bo im się wtedy szmugiel nie uda. Przepłacili, by kolej poszła przez Poraj. Mimo niechęci inżynierów, tam były bagna, od Zawodzia, podmokłe lasy w stronę Myszkowa, musieli robić nasypy. Wcześniej planowano linię na Koziegłowy.
- Kamienica byłaby miastem.
- Przynajmniej takim jak Myszków. Osadnicy byli ludźmi inteligentnymi. Podobno byli prześladowani religijnie, bo oni byli z Moraw i z Czech, było trochę Niemców.
I z Sudetów.
- Nie wiem, także Ślązacy. Ponieważ mieli spłacać dług za ziemię, poprosili o ulgi w banku, przedłużenie terminu. Poszła plotka, że przejeżdżał tu Romanow i w tym pomógł. Kongres Wiedeński był w 1815 roku, kolonistów jeszcze tu nie było. To raz. Po drugie folwark Romanów jest wspomniany przez Sadowskiego już w tysiąc siedemset dziewięćdziesiątym którymś. Co do Romanowa, tam była gorzelnia, więc i karczma musiała być. Jakaś rodzina pani Bielabradkowej dzierżawiła tę gorzelnię. W Romanowie było pięć, sześć domów.
- A kapliczka?
- Jest już od dawna, jak dawno nie wiem. Kościoła nie było, a kapliczka już była.
- Podobno na drugiej stronie obrazu w kapliczce jest data.
- Może coś jest o tym w księgach parafialnych. Dawniej chodziliśmy do kościoła pocześniańskiego, tam był stary, drewniany kościół. Nie wiadomo, czy został rozebrany, czy się spalił. Wybudowano nowy mniej więcej w tym samym czasie co u nas. Podobno ten sam budowniczy.
- Teraz coś o krzyżu na końcu Kamienicy.
- Pamiętam, że to była jakby ścięta wierzba, bez kory, widać było sęki, Chrystus był wymalowany na blasze cynkowej, niemal wielkości człowieka. Blacha mocno wypłukana z farby. Wiedziała o tym dokładnie pani Szmidowa, matka Franka. Rzekomo tam został powieszony i pochowany powstaniec. Podobno chłopcy chowali się na Łozkach [to część Kamienicy nad Warta , gdzie dziś ta straszna baza samochodowa przy moście, mówiło slę Oski , zamiast Łozki (od łoza- łaka nad rzeką)] , bo bali się, że ich zabiorą do carskiego wojska. Jednego złapali. Może coś jest w parafialnych księgach Poczesnej. Może tam został pochowany. Krzyż był daleko od drogi, bo to kiedyś była droga polna, jak poszerzyli drogę, to krzyż znalazł się na jej skraju. Ciągniki niszczyły płotek. Pisałam do gminy, gdy naczelnikiem był Hornik, by drogę zrobić za krzyżem, a krzyż ogrodzić, by nieboszczyk - o ile tam leży - miał spokój. Nie dostałem odpowiedzi.
- Budownictwo murowane w Kamienicy, w tym także dom pani ojca...
- Przed pierwszą wojną nie wiem, czy było dziesięć budynków murowanych, a reszta drewniane, a w nich warsztaty.
- A budynek apteki?
- Apteka już była. Ojciec chciał się osiedlić w Zagłębiu, gdzieś przy hucie, tak mi opowiadał, ale przeczytał ogłoszenie pana Bielobradka, że w Kamienicy Polskiej jest apteka i dobrze byłoby, gdyby osiędlił się jakiś lekarz, bo są tu kopalnie. Ojciec przyjechał w tysiąc osiemset dziewięćdziesiątym dziewiątym albo w tysiąc dziewięćsetnym. Szkoła istniała już w tysiąc osiemset dwudziestym szóstym tam, gdzie przedszkole w Rynku.
- A czy pani pamięta, kiedy był posadzony dąb przy Rynku?
- W stulecie założenia Kamienicy, a właściwie przybycia kolonistów. Była wieczornica Konopnickiej, śpiewaliśmy Rotę.
- Podobno ta uroczystość wiązała się z Kościuszką?
- Bo to była rocznica Kościuszkowska i jednocześnie stulecie przybycia osadników. Jeśli chodzi o szkołę, siostra pani zatrzymała chłopa, który wiózł na podwodzie stare akta gminne - taki był mądry wójt Drożdż, który zaraz po wojnie kazał wywieźć na makulaturę wszystkie stare księgi. Zajrzała do jednej - to były tam pisma szkolne pisane pięknym pismem, atramentem, trzymały się tyle łat, ponad sto pięćdziesiąt.
- Gdzie znajdował się browar?
- Jeden browar był w Romanowie, a drugi na Karolinie. Ten na Karolinie należał do Poczesny.
- Mówiła kiedyś pani o rosyjskim generale...
- Ale to dotyczy Poczesnej. Chciałam jeszcze wspomnieć o Kamienicy, o tym, że powstała tu straż ogniowa, kasa pożyczkowa, biblioteka, właściwie trzy biblioteki, i fabryka Szejnów. Jest ciekawostką, że okna od południa w fabryce, odkupionej od Szejna, rozbudowanej przez księdza Sędzimira dla spółdzielni „Tkacz", są z cerkwi z Warszawy. Była taka nieduża ładna cerkiew w Alejach Ujazdowskich, na skrzyżowaniu. Jak Polska nastała, nie chcieli cerkwi w Warszawie. Rozebrano ją, obramowania żelazne witrażowych okien sprowadził ksiądz Sędzimir. Piękne rzeczy robili w fabryce.
-A rosyjski generał?
- Poczesna to był duży majątek, miała z piętnaście albo siedemnaście folwarków: Adamów, Zawodzie, Borek, Michałów, tam ojciec kupił resztowkę. Pocześniańskie dobra podchodziły aż pod Olsztyn. To był wcześniej majątek Sołtyków, potem otrzymał te dobra za zasługi rosyjski generał Deniszew czy Teniszew [Tenisów - przyp.red.], nie wiem dokładnie. Opowiadała mi o tym pani Bielobradkowa, bo jej ojciec [Stanisław Jasiński - przyp.red.] dzierżawił pięć folwarków, był sędzią. Żona generała była Polką. Zakochał się w niej, gdy była narzeczoną polskiego oficera. Generał powiedział: będziemy się pojedynkować -kto zwycięży ten się ożeni. Generał zabił tego oficera, czy zranił, nie wiem. Pobrali się, ale zawarli umowę, że jeśli będąmieii dzieci, to córka będzie katoliczką, a syn prawosławnym. Ona na lato zawsze tu przyjeżdżała i mieszkała we dworze w Poczesnej.
- Gdzie stał dwór?
- Za obecnym ośrodkiem zdrowia, nad stawem. Były w nim piękne podłogi. Generałowa miała dwoje dzieci: chłopca, Michała, i córkę - bodajże Teresę.
- Przez Karolinę prowadził gościniec wysadzany drzewami, czy pani pamięta?
- Tam była piękna aleja topolowa, stare topole. Szłam kiedyś z dziadkiem, miałam sześć czy siedem lat, przed wieczorem zbierało się na burzę, wiatr szumiał niesamowicie, jak ja się bałam okropnie wtenczas, jak te wielkie topole szumiały! Dziś nie ma po nich śladu.
- W którym miejscu stał browar?
- To miejsce nazywali Winna Góra.Pani Bielobradkowa chodziła do browaru i nosiła codziennie ojcu do obiadu dzbanek piwa. Browar należał do Borku. Jest do dziś taki rowek wyłożony kamieniem, gdzie odpływa woda do Warty.
- Dziękujemy za wywiad.
- Rozkręciłam się. [śmiech]
- Jeszcze panią na pewno poprosimy, przecież pani jako pielęgniarka dyplomowana przeszła Powstanie Warszawskie...
- Pracowałam przez całą wojnę w Warszawie, pamiętam rok trzydziesty dziewiąty.
- Tak interesująco mówiła pani na zebraniu Koła Przyjaciół Biblioteki.
- Ja bym spisała różne rzeczy, ale niestety, nie mogę, bo nic nie widzę, jak się podpisuję stawiam jedna literę na drugiej, okropne.
- Dziękujemy ślicznie.
(Rozmowę nagrał Michał Krakowian) Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie” nr48-49, R XIV , 1-2/2004r
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz