Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 11 kwietnia 2021

Wspomnienia czasów okupacyjnych i partyzanckich członka ZBoWiD - Jana Błaszczyka . Część5 (ost)

Wspomnienia czasów okupacyjnych i partyzanckich członka ZBoWiD - Jana Błaszczyka . Część5 (ost)                                                                                                            W tym czasie słyszeliśmy strzały. Z melodii strzelania starsi partyzanci wywnioskowali, że dowódca "Drabina" przyjął bitwę przeciw Niemcom. Było już późno wieczorem, strzały bitew ustawały. Dowódca zarządził iść w tyralierze w kierunku obozu. Uszliśmy spory kawałek drogi przez las, aż tu nagle przed nami odezwały się karabiny maszynowe i grad kul odbijających się rekoszetem o sosny. Rozpoczęliśmy strzelaninę w kierunku natarcia, bitwa trwała do godziny. Strzały od strony nieprzyjaciela ucichły i my też przerwaliśmy ogień. Dowódca "Aim" wstał z ziemi i zawołał - kto tam jest, bo myślał, że to któryś z oddziałów "Nurty". Nikt mu nie odpowiedział, tylko echo. Poszliśmy do przodu i o dziwo niedaleko nas las się skończł. Było tylko widać uciekających samochodami Niemców. W bitwie tej zginął nasz drogi kolega "Fiołek". Tłumaczył on dzienniki radiowe z francuskiego, gdyż te były mniej zakłócane w eterze. Pochowaliśmy go w młodym lesie sosnowym, powiadamiając o śmierci jego matkę. Odbytą świeżą bitwę przetrawialiśmy myślą w marszu. Bowiem byliśmy "spaleni" w tym rejonie. Zrobiliśmy odskok w inne lasy. Po pięćdziesięciu kilometrowym marszu nocnym dobrneliśmy do "Złoto Lasów". Z jednej strony były lasy bukowe na wzgórku, a z drugiej strony zaś las świerkowy z przepływający, małym strumykiem z wodą czystą do picia i mycia się. Do południa trwało zcinanie gałęzi świerkowych i paproci na posłania i rozbicie namiotów. Zjedliśmy skromny posiłek i kto był wolny od warty, poszedł spać. W następnych dniach poprawja się nam dola. Kucharz gotował obiady i pozostałe posiłki. Gimnastyka i musztra była przeprowadzana. Staliśmy tam trzy tygodnie. Ochotnicy wyjeżdzali podwodami dwadzieścia i więcej kilometrów na akcje. Było ich wiale. Wysadzono most w powietrze k/ Wielkomłynów, przed nadjeźdzającymi Niemcami. Rozbijano samochody i ich pasażerów, zabierano broń, żywność.  W jednej takiej akcji zabrano Niemcom dużą ilość jaj, mąki, cukru i wódki. Każdy jadł ile się dało. To zaś w następnych dniach został wysadzony pociąg wojskowy na linii Koniecpoi-Kielce, zdążający na wschód. Jednym słowem walka trwała z ukrycia. Po trzech tygodniach zrobiliśmy w nocy zmianę nowego miejsca postoju. Było nim Krzepin i sąsiednie lasy. Staliśmy ze sztabem w dworze położonym w okół polami, a dalej lasami. Pewnego dnia przed południem na naszą, placówkę sypnął ktoś gradem pocisków. Przywarliśmy do ziemi. Celowniczy "Stefan" objął kolbę ręcznego karabinu maszynowego. Zauważyliśmy jadących do nas czterech Niemców na koniach. "Stefan" nastawił celownik, pociągnął za spust. Rkm odmówił mu posłuszeństwa ciągłego ognia. Mówię "Stefanowi" - daj no mi tę broń. Jeszcze raz sprawdziłem czy jest nastawiony na ogień ciągły,wycelowłem w środkowego Niemca, pociągnąłem za spust, huk Niemiec spadł z konia. Pozostali trzech zostali załatwieni w podobny sposób. W tym czasie rozgorzała walka w lesie w kierunku zachodnim. W obozie zrobił się ruch. Kto żyw chwycił za broń szykując się do bitwy. Sierżant "Włodek" przeleciał jak wicher ze swoim konnym zwiadem w kierunku bitwy. Niemcy nadciągali od zachodu w kierunku obozu. Było ich 180. Dwudziestu na koniach, pozostali taborem konnym. Jadąc lasem trafili na pluton "Brzozy". Niemcy zatrzymali się i chcieli zabrać partyzantów do niewoli. Rozpoczęło się targowanie kto komu ma się poddać. Sytuacja naszych była rozpaczliwa. Jeden z partyzantów "Brzozy" nieznacznie wycofał się do tyłu i biegiem udał się po pomoc do sąsiedniego plutonu "Robotnika". Po drodze spotkał nadjeżdzającego zwiadu konnego "Włodka". Zatrzymał ich i opowiada jak zaszła sytuacja. Sierżant"Włodek" zabrał partyzanta na konia i ruszyli błyskawicznie w sile trzydziestu jeźdźców w kierunku Niemców. Zajechali im od tyłu, lasem ukryli konie i pieszo podczołgali się blisko wroga. Wycelowali ręczne karabiny maszynowe, krzycząc " hęde hoch". Zaskoczeni tym przeciwnicy rzucili broń i poddali się. Pod wieczór dowódca "Ałm" wytłumaczył po niemiecku ustawionym w dwuszeregu Niemców, że Wermacht t.j. żołnierze, było ich 110 zostaną wypuszczeni na wolność. Natomiast dowódcy "SS" /70 osób/ zostaną zatrzymani na wypadek represji,gdyby chcieli stosować na okolicznej ludności. Wieczorem specjalny 'pluton odprowadził Niemców w las w kierunku skąd przyszli i puścili ich wolno. Późno wieczorem po spakowaniu się oddziały ruszyły na całą noc marszu. Rano znaleźliśmy się w lasach i wiosce Zmarłe. Nam przypadło pełnić dyżur na placówce . Usadowiliśmy się 1,5 od obozu, przy dukcie leśnym w kierunku Kajtanowic.Zmęczeni całonocnym marszem wypoczywaliśmy leżąc na ziemi. O godz.9.50 z obozu dwóch partyzantów niosło nam śniadanie. Przechodząc przez wzgórze porośnięte gęstym lasem sosnowym metrowej wysokości, zauważyli niemieckie czołgi. Poczęli krzyczeć że "szwaby" nadciągają. Pochwyciliśmy za broń i huraganowym ogniem skierowaliśmy na Niemców. Oni również uruchomili działa na nas Sosny wywracały się od pocisków. Byliśmy zalewani gradem kul i odłamków ,"Stefan " został ranny. Stopniowo zaczęliśmy się wycofywać w kierunku naszych oddziałów, gdyż przewaga wroga była znaczna. O godz. 10.48 dostaliśmy posiłki i "piata". Walka trwała do wieczora. 


                     Żródło; Arch. ZBOWiD w Kamienicy Polskiej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z Kamienicy Polskiej. 1928r