Związek Cepelii ,,Zawada" z Koziegłowami.
Do tradycji w Koziegłowach, należy wytwarzanie rękodzieła ludowego z wiórek drzewnych tzw. łyków. Jest to jedyne miejsce w Polsce, a być może i na świecie, w którym wytwarzano i wytwarza się do dziś w specyficznej technologii kapelusze, kwiaty, koszyki, koszyczki, elementy dekoracyjne oraz inne wyroby z wiórek osikowych. Wyroby rękodzieła ludowego z Koziegłów prezentowane były w ciągu kilku lat na ponad dwudziestu pokazach, festiwalach i promocjach zagranicznych, między innymi we Francji, Hiszpanii, Szwecji, Anglii, Turcji, Niemczech, Włoszech. Wyroby naszych twórców oglądał książe Monaco - Albert. Byliśmy również widoczni na dniu polskim w NATO przy siedzibie w Brukseli, jak i w wielu, wielu innych miejscach. Do najstarszego rzemiosła - jak twierdzą znawcy sztuki ludowej - zaliczane jest plecionkarstwo i tkactwo.
W Koziegłowach tkactwo znane już było w XVI w. W pełni niewyjaśnione są natomiast początki rozwoju plecionkarstwa z różnych materiałów, szczególnie wiór z drewna, z których wyrabiano i wyrabia się jeszcze kapelusze. To głównie im miasteczko zawdzięcza swój rozgłos w całym kraju. Jak mówią opowieści, tradycja ich wyrobu sięga bardzo dawnych czasów, gdy to miejscowi pasterze wyplatali sobie z sitowia wysokie, piramidalne kapelusze. Chroniły ich one podczas nieznośnych upałów. Były wyborne, gdyż dawały znakomity chłód i nie przepuszczały promieni słonecznych. Praktyczniejsze i trwalsze w użyciu okazały się z czasem kapelusze ze słomy i łyczka. Surowiec ten trzeba było jednak najpierw odpowiednio upleść w pasemka, a potem dopiero zabrać się do szycia kapelusza. W Koziegłowach, Koziegłówkach i Gniazdowie już w końcu XIX w. setki ludzi parało się plecionkarstwem. Różne były rodzaje tych plecionek: w tzw. „trójkę", „piątkę" i „siódemkę". Z tych plecionek, w naturalnych i sztucznie farbowanych kolorach, wyrabiano przeróżne rzeczy. Ale kapelusz był najpospolitszym ludowym wyrobem. W końcu XIX i na początku XX wieku ten przemysł znajdował się w rękach Żydów. Dostarczali oni Koziegłowianom surowiec, a ci wyplatali z niego różnej szerokości pasemka. Płacili im za taką pracę stosunkowo mało, np. za 140 łokci w „trójkę" - 3 kopiejki, w „piątkę" - 5 kopiejek, w „siódemkę" - 15 kopiejek. W stosunku do czasu pracy, zapłata była bardzo niska, wręcz świadczyła o wyzysku. Problemem tym zajął się na początku XX w. ks. Stanisław Zapałowski - proboszcz parafii Koziegłówki. Zbadał całą sprawę i dowiedział się, że łyczko sprowadza się z Rosji, a słomę ryżową z Chin i Japonii przez pośrednika - Żyda Wejcera z Odessy. Nawiązał z nim kontakt i sam zaczął sprowadzać łyczko i słomę. Gorzej było ze znalezieniem kupca na plecionkę, ale i ten problem z czasem rozwiązano.
Chałupnicy później przekonali się, że słomy ani łyczka nie trzeba sprowadzać z innych krajów. Można je wyrabiać u siebie. Trzeba było tylko kupić w Czechach odpowiednią maszynę czyli strug, popularnie nazwany w regionie heblem i nim strugać wióry. Była to praca dosyć mozolna i wymagała dużej wprawy. Równie ciekawa jest technologia produkcji wyrobów wiórowych. Wióry po wysuszeniu wędrują do kotłów z farbą, nabierając w nich rozmaitych kolorów. Dopiero po tym zabiegu, z wysuszonych na słońcu tzw. strużek, kobiety wypłatają plecionkę. Końcowym etapem jest szycie i modelowanie kapeluszy. W okresie dużego zapotrzebowania na plecionkę, zwłaszcza w Rosji, surowiec sprowadzano aż z okolic Białowieży. W okresie rozbiorów znajdowała się ona poza granicami Królestwa Polskiego. Wcielono ją bezpośrednio do Imperium Rosyjskiego. Być może właśnie z terenów rosyjskich przywędrowała do Koziegłów technologia wyrobów łykowych. Wszak na Polesiu z łyka lipowego wyrabiano m. in. wtedy obuwie.
W Koziegłowach tkactwo znane już było w XVI w. W pełni niewyjaśnione są natomiast początki rozwoju plecionkarstwa z różnych materiałów, szczególnie wiór z drewna, z których wyrabiano i wyrabia się jeszcze kapelusze. To głównie im miasteczko zawdzięcza swój rozgłos w całym kraju. Jak mówią opowieści, tradycja ich wyrobu sięga bardzo dawnych czasów, gdy to miejscowi pasterze wyplatali sobie z sitowia wysokie, piramidalne kapelusze. Chroniły ich one podczas nieznośnych upałów. Były wyborne, gdyż dawały znakomity chłód i nie przepuszczały promieni słonecznych. Praktyczniejsze i trwalsze w użyciu okazały się z czasem kapelusze ze słomy i łyczka. Surowiec ten trzeba było jednak najpierw odpowiednio upleść w pasemka, a potem dopiero zabrać się do szycia kapelusza. W Koziegłowach, Koziegłówkach i Gniazdowie już w końcu XIX w. setki ludzi parało się plecionkarstwem. Różne były rodzaje tych plecionek: w tzw. „trójkę", „piątkę" i „siódemkę". Z tych plecionek, w naturalnych i sztucznie farbowanych kolorach, wyrabiano przeróżne rzeczy. Ale kapelusz był najpospolitszym ludowym wyrobem. W końcu XIX i na początku XX wieku ten przemysł znajdował się w rękach Żydów. Dostarczali oni Koziegłowianom surowiec, a ci wyplatali z niego różnej szerokości pasemka. Płacili im za taką pracę stosunkowo mało, np. za 140 łokci w „trójkę" - 3 kopiejki, w „piątkę" - 5 kopiejek, w „siódemkę" - 15 kopiejek. W stosunku do czasu pracy, zapłata była bardzo niska, wręcz świadczyła o wyzysku. Problemem tym zajął się na początku XX w. ks. Stanisław Zapałowski - proboszcz parafii Koziegłówki. Zbadał całą sprawę i dowiedział się, że łyczko sprowadza się z Rosji, a słomę ryżową z Chin i Japonii przez pośrednika - Żyda Wejcera z Odessy. Nawiązał z nim kontakt i sam zaczął sprowadzać łyczko i słomę. Gorzej było ze znalezieniem kupca na plecionkę, ale i ten problem z czasem rozwiązano.
Chałupnicy później przekonali się, że słomy ani łyczka nie trzeba sprowadzać z innych krajów. Można je wyrabiać u siebie. Trzeba było tylko kupić w Czechach odpowiednią maszynę czyli strug, popularnie nazwany w regionie heblem i nim strugać wióry. Była to praca dosyć mozolna i wymagała dużej wprawy. Równie ciekawa jest technologia produkcji wyrobów wiórowych. Wióry po wysuszeniu wędrują do kotłów z farbą, nabierając w nich rozmaitych kolorów. Dopiero po tym zabiegu, z wysuszonych na słońcu tzw. strużek, kobiety wypłatają plecionkę. Końcowym etapem jest szycie i modelowanie kapeluszy. W okresie dużego zapotrzebowania na plecionkę, zwłaszcza w Rosji, surowiec sprowadzano aż z okolic Białowieży. W okresie rozbiorów znajdowała się ona poza granicami Królestwa Polskiego. Wcielono ją bezpośrednio do Imperium Rosyjskiego. Być może właśnie z terenów rosyjskich przywędrowała do Koziegłów technologia wyrobów łykowych. Wszak na Polesiu z łyka lipowego wyrabiano m. in. wtedy obuwie.
Koziegłowianie mieli swoich specjalistów strugających różnej szerokości cieniutkie wstęgi z drzewa osikowego, rosnącego na podmokłych terenach. Wyplatano z nich nie tylko pasemka na kapelusze, ale również na kolorowe dywaniki, koszyczki i przeróżne przedmioty dekoracyjne i użytkowe. Szczególnie popularne stały się osikowe kwiaty, farbowane na jaskrawe kolory. Geneza wyrobu kolorowych kwiatów, ptaszków, drzewek i ozdób choinkowych na tym terenie ma swoje historyczne uzasadnienie. Z dawien dawna tymi prostymi elementami dekoracyjnymi przystrajano swoje domy. Byty okresy, że całe miasteczko, na kilka dni, w roku zamieniało się w oranżerię sztucznych kwiatów: maków, róż, goździków, mieczyków czy tulipanów. Robiono to zazwyczaj przed świętami Bożego Narodzenia, Wielkanocy i Zaduszek. Niezapomnianą i rzadko spotykaną atrakcją dla przyjezdnych z dalszych okolic były ukwiecone, barwne jarmarki, święta i zabawy ludowe.
W produkcji stosowano szeroką paletę kolorów. Nade wszystko mieszkańcy lubują się w wesołych, jaskrawych barwach. Bynajmniej nie świadczy to o złym guście lub tandetnym wyrobie, ale o śmiałym i wytrawnym smaku, wyrosłym z tradycji oraz kultury materialnej i duchowej regionu. Niewyczerpana jest pomysłowość koziegłowskich kobiet, których talent, idący w parze z mrówczą cierpliwością wciąż jeszcze decyduje o popularności, estetyce i atrakcyjności ich wyrobów. Zręczne palce również dzieci, a z czasem i mężczyzn, potrafią zmienić nawet najskromniejszy skrawek materiału, słomy, papieru, pierza lub wiórek w arcydzieła o niespotykanej wartości artystycznej i dekoracyjnej. - Dzieci - jak opowiadała 80-letnia chałupniczka - Stanisława Kubalska - miały wręcz obowiązek wykonania określonej ilości tzw. śtuczek. Rodzice egzekwowali go bardziej niż obowiązek szkolny. Mężczyźni zajmowali się głównie wstępną obróbką osikowego drzewa i sprzedażą gotowych wyrobów. Sprawą pierwszoplanową jest dobór gatunku drzewa. Wprawdzie osika jest popularnym drzewem w okolicznych lasach, jednak tylko niektóre jej gatunki, rosnące na podmokłym gruncie, w zwartych skupiskach, nadają się na wióra. Najlepsze rosną poza terenem woj. częstochowskiego. Przeważnie sprowadza się ją z Białostocczyzny i Rzeszowszczyzny. Kloce osikowe muszą być pozbawione sęków, o odpowiednim poziomie wilgotności, z których łyko „ciągnie się" równo bez tzw. „piasku". „Piaskiem" nazywają chałupnicy maleńkie sęczki i nieprawidłowe naroślą na słojach drzew, które powodują przedwczesne przerywanie się tyka w czasie strugania lub też na skutek jego wysychania w gotowych już wyrobach.
Na rozwój rękodzielnictwa zawsze miał wpływ ich zbyt. Pierwotnie wyroby sprzedawano w najbliższej okolicy, gdzie jak twierdzi M. Federowski: „Uzupełnieniem codziennego stroju chłopskiego byt słomkowy kapelusz", o innym kształcie dla mężczyzn, kobiet i dzieci. Kapelusze damskie miały większe ronda. Na początku XX w. rynek zbytu sięgał terenów Rosji dokąd za pośrednictwem profesjonalnych kupców docierały znaczne ilości koziegłowskich wyrobów chałupniczych. Obok plecionek, będących podstawą produkcji, wysyłano tam słomkowe kapelusze. W okresie międzywojennym zdobywano rynek krajowy od Poznańskiego po wybrzeże. Największy popyt na kapelusze duże plażowe byt właśnie nad morzem. Miejscowi handlarze podzielili sobie kraj na strefy. Rzadko zdarzało się, aby kilku konkurowało między sobą o klienta na tym samym jarmarku. Konkurencja była źle widziana. Każda rodzina przeważnie jeździła w sezonie w jedno, stałe miejsce.
Obwoźny handel wyrobami ludowymi miał też duże znaczenie społeczno-wychowawcze, a nawet kształcące. Obowiązkowa była dobra orientacja w terenie. Podczas takich kilkudniowych „wypraw" nabywano pozytywnych cech charakteru, podnoszono poziom wiedzy i ogólną ogładę. Wyraźnie przez to zróżnicowała się społeczność miejska Koziegłów od mieszkającej w wioskach, w których tryb życia był bardziej ustabilizowany. Mieszkańcy wiosek dłużej byli bardziej tradycyjni, trudniej przyswajali sobie wszelkie „nowinki", mniej posiadali wiedzy o świecie i zachodzących w nim zmianach. Twórczość ludowa przyjęta w latach 60- 80-tych zorganizowaną formę i otrzymała należytą opiekę ze strony władz terenowych. Zbytem zajęła się od 1964 r. należąca do „Cepelii" Spółdzielnia Pracy Rzemiosła Ludowego i Artystycznego „Zawada" w Zawadzie w sąsiedniej gminie Kamienica Polska. W rok później kompozycje z osikowego tyka zaprezentowała na sławnej wystawie ludowych, sztucznych kwiatów w salonie wystawowym Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych w Warszawie. Ich bogactwo, różnorodność kolorystyczna i forma, agresywność oddziaływania wizualnego byty swego rodzaju wyzwaniem i zaskoczeniem dla wysublimowanej publiczności.
Sztuczne kwiaty byty utożsamiane zazwyczaj z plastikową tandetą, schlebiającą najprymitywniejszym gustom, świadczącym o złym smaku. Tymczasem pokaz kwiatów z Koziegłów udowodnił, że powstała nowa szalenie atrakcyjna sztuka użytkowa. Jedną z najbardziej dynamicznie rozwijających się dziedzin ówczesnej twórczości ludowej są jednak kapelusze. Domorośli artyści z Koziegłów wyspecjalizowali się w ponad 100 wzorach różnych ptaków, zwierzątek, ozdób choinkowych, palm, kwiatów i elementów dekoracyjnych itp. Lista wyrobów jest wciąż niewyczerpana i kryje w sobie coraz to ciekawsze niespodzianki. Nowe wzory - jak powiadają chałupniczki - powstają w wyniku obserwacji przyrody, szczególnie kwiatów, bądź przenoszone są z innych regionów, jak np. „Lajkonik" z Poznania.
O popularności i dobrej jakości tych wyrobów świadczyć może fakt, że dużo takich elementów dekoracyjnych z kwiatów i liści czy ptaszków wędrowało za granicę do Hiszpanii, Holandii, Belgii, Austrii, RFN, Szwecji, USA i Wielkiej Brytanii.
Kwiaty, kule, girlandy, gaiki stanowią efektowną, tanią i praktyczną dekorację na oficjalnych, masowych uroczystościach, pochodach, akademiach, festynach, dożynkach i festiwalach. Przystraja się nimi wystawy sklepowe, teatry, estrady pod otwartym niebem. Stosunkowo dobra ich odporność na złe warunki atmosferyczne i transportowe pozwala wykorzystać je w różnych sytuacjach i pomieszczeniach, zarówno na świeżym powietrzu, jak i ulicznych manifestacjach. Na szczególną pamięć i wdzięczność zasłużyła sobie jeszcze dziś, nieżyjąca już mgr M. Wierzbicka - absolwentka Warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. To ona - taktowna i cierpliwa - uczyła chałupniczki mieszania farb i uzyskiwania nowych odcieni. Inspirowała wykonawstwo form, które mogły służyć jako elementy dekoracyjne o innym, szerszym niż kwiaty zastosowaniu. Źródło http://www.kozieglowy.pl/kategorie/rekodzielo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz