Wspomnienia czasów okupacyjnych i partyzanckich członka ZBoWiD - Jana Błaszczyka. Część2 Na poboczach drogi było widać ciała zabitych ludzi i zwierząt, poprzewracane działa, wozy, samochody oraz zgliszcza dopalających się domostw. W Źarkach Niemcy zaprowadzili nas do kościoła,w którym byliśmy parę godzin. Nad ranem podjechały samochody niemieckie i wywieźli nas do Niemiec do miejscowości Milenchaust. Tam wpędzili nas do opróżnionych stajen. Zmęczeni, głodni i spragnieni, legliśmy na starej słomie, zasypiając kamiennym snem. Rano Niemcy wpuścli nas na plac, gdzie mogliśmy dowoli nasycić się pragnienie, pijąc wodę z pobliskiej studni. Z domów wychodziła młodzież niemiecka urągając i plując na nas. Na drugi dzień dostaliśmy skromne-porcje chleba i konserw. Dni upływały nam na bezczynnym leżeniu. Po paru dniach przewieziono nas pociągiem do miejscowości Lanzdorf. Tam warunki były nieco lepsze. Obóz był zamknięty i mieszkaliśmy w barakach. Po miesiącu ponownie wywieziono nas pociągiem do obozu niedalekb miejscowości Nunbergia. Tu umieszczono nas pod namiotami. A więc do bardzo głodnych racji żywnościowych dołączył się jeszcze chłód. Na jednym z apeli, który odbywał się pod gołym niebem, . upadłem na ziemię z wycieńczenia. Zawieziono mnie do szpitala polowego, znajdującego się nieopodal obozu. Szpital — drewniany barak obsługiwany był częściowo przez polski personel. Byli tu, niejaki Jelonek z Koziegłów i mgr farmacji z Janowa. Naczelnym lekarzem był doktor Knap przyszły dyr szpitala w Częstochowie im.Mickiewicza występujący pod nazwiskiem Knapik. Leżąc w szpitalu bardzo powoli dochodziłem do zdrowia. Pomoc lekarska była znikoma. Śmiertelność 11-15 osób dziennie. Zauważyłem, że po wizycie dr Knapa, pacjent który miał gorączkę umierał oczywiście po otrzymaniu pewnych zastrzyków. Ja sam regulowałem sobie termometr, ażeby obniżyć temperaturę. Żywienie chorych niczym nie różniło się od porcji przeznaczonej dla każdego więźnia. Po kilku dniach już jako rzekomo zdrowy, zostałem przydzielony do noszenia żywności z kuchni do szpitala. Kuchnia ta była położona dość daleko i odgrodzona kilkoma bramami z wartą żołnierzy niemieckich. Było nas ośmiu i pod eskortą żołnierza niemieckiego w bańkach przenosiliśmy żywność. Początkowo nosiliśmy po jednej bańce a później ja nawiązałem kontakt ze znajomym kucharzem i otrzymywaliśmy po dwie. Chorzy dostawali większe porcje żywności,co wpłynęło na zmniejszenie liczby zgonów. Po kilku dniach żołnierz, który nas pilnował zauważył zmianę sytuacji i podał do raportu dr Knapowi. Ten kazał mnie i jeszcze jednego Poznaniaka wyprowadzić na dziedziniec szpitalny i przy obecności żołnierzy uzbrojonych w karabiny maszynowe prawił egzortę po niemiecku, mówił, że nasze postępowanie to sabotaż. Ja, jak umiałem po niemiecku starałem się zaprzeczyć temu. Poznaniakowi lepiej to wychodziło i jakoś'"przekabacił" szwaba. Ten rozwścieczony dał nam jakieś zastrzyki i polecił odprawić do obozu. Życie potoczyło się więc po dawnemu, głód, chłód i nędza. W kilka tygodni po tym wydarzeniu rozeszła się wieść, że puszczą nas na wolność. Początkowo nikt nie wierzył, że będzie wolny i będzie mógł wrócić do domu swojego. Jednak tak się też stało. Pewnego dnia po apelu dano nam po jednym chlebie, konserwie i zaprowadzili do pociągu. Po tygodniu dotarliśmy do Kalisza. W mieście ulokowano nas w starych magazynach kolejowych, gdzie znowu była tylko stara, wykruszona słoma. Głód, chłód i brak wody znów dały się we znaki. Po tygodniu otrzymaliśmy przepustki zostaliśmy odesłani do Stradomia. Stąd szliśmy dwa dni pieszo, wycieńczeni i głodni. Po powrocie do domu zastałem rodziców jedzących śniadanie. Powitanie nastąpiło wśród rzewnych wspólnych łez. Po przywitaniu rzuciłem się na żywność. Ach! co za rozkosz, po tylu głodnych miesiącach spożywać biały chleb, masło, cer, mleko. Drogo mnie jednak kosztował, ten pierwszy posiłek. Nagłe obfite w kalorie posiłki były przyczyną dość długiej choroby. Gdy nabrałem już sił zacząłem myśleć o kontynuowaniu dalszej nauki w szkole "Berufsschule". Uzyskałem "ausweis" i codziennie jeździłem rowerem do Częstochowy. Po roku rozpoczęły się kontakty z kolegami z mojej wsi, z kumplami z "Guberni" i rozmowy na tematy konspiracyjne. Zaczęliśmy działać. c.d.n c.d.n
Żródło; Arch. ZBOWiD w Kamienicy Polskiej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz